Wygląda na to, że przeciwnicy miesięcznic i media wraz opozycją pomogli J.Kaczyńskiemu podjąć decyzję w sprawie przyszłości miesięcznic. Lider PiS już przy poprzedniej miesięcznicy sygnalizował, że zbliża się kres miesięcznic.
Miesięcznice były kuriozalnym zjawiskiem już od samego początku. Z rzekomo religijnego i poświęconego pamięci ofiar katastrofy wydarzenia, Kaczyński zrobił polityczny spektakl. Tempo Kaczyński narzucił sobie ogromne. Co miesiąc wieczorny pochód i na każdym trzeba było czymś zmobilizować elektorat i starać się powiedzieć coś oryginalnego. Tak się nie da. I zaczynaliśmy się chyba wszyscy do tego politycznego happeningu przyzwyczajać, a nawet się przy nim ziewać, gdyby nie przejęcie przez PiS władzy. Lider PiS padł ofiarą zachłyśnięcia się władzą, lizusostwa swojego najbliższego otoczenia i własnego uporu.
Musiało minąć niemal dwa lata zanim politycy PiS i Kaczyński zorientowali się, do jakiego ośmieszenia doprowadziła ich pycha i fascynacja władzą. Wpadli w pułapkę, którą sami na siebie zastawili. Zaczęto do miesięcznic demonstracyjnie angażować wojsko (asysta wojskowa). Potem zmieniono przepisy o manifestacjach i zgromadzeniach. A dalej już coraz więcej policji i barierki. Żenada. Z miesięcznic aż biła intelektualna pustka, powtarzanie w kółko tego samego, ciągłe zapowiadanie rzekomej prawdy o katastrofie smoleńskiej.
Trzeba z perspektywy czasu przyznać, że ludzie i organizacje, które starały się zakłócić miesięcznice przyczynili się do porażki prezesa. Demonstracja siły (policja, barierki, wynoszenie demonstrantów itd.) i jej koszty, wizerunkowo okazały się fatalne. Media coraz częściej pokazywały korytarz z barierek dla jaśnie prezesa, setki policjantów i ochroniarzy wokół niego. Nie było ostatnio chyba tygodnia, w którym nie podawano by informacji o rosnących kosztach organizacji i ochrony miesięcznic.
Otoczenie Kaczyńskiego zamiast szybko reagować na pogarszający się wydźwięk medialny miesięcznic, tylko wspierało wodza absurdalnymi pomysłami. Politycy i ministrowie popisywali się w mediach wsparciem dla szefa i jego rzekomej traumy po stracie brata. Brakowało już tylko Macierewicza z deklaracją, że wyprowadzi wojsko w obronie miesięcznic.
Najprawdopodobniej w ostatnich tygodniach prezes PiS dojrzał w końcu do tego, że medialną walkę o moralne uzasadnienie miesięcznic przegrywa i że porażkę trzeba jakoś ukryć. Że kiedyś trzeba będzie tradycję z miesięcznicami przerwać, to J.Kaczyński na pewno wiedział. Ale sam padł ofiarą spektaklu, który rozkręcił. Najwyraźniej Kaczyński w ogóle nie miał racjonalnego pomysłu jak i kiedy zakończyć tradycję miesięcznic. Tym bardziej, że przez lata sugerował iż powód musi być wyjątkowy. Raz miała to być ‘prawda’ o smoleńsku. Innym razem pomniki. Tymczasem okazało się, że politycy PiS ośmieszają miesięcznice i siebie w takim tempie, że szybko trzeba było znaleźć jakiś fakt, liczbę, cokolwiek, by miesięcznice powoli kończyć. No i jest. Przynajmniej na razie. Prezes PiS stwierdził, że ostatnią może być 96 miesięcznica. 96, to liczba ofiar katastrofy smoleńskiej.
96 to tylko 96, czyli jeszcze tylko 8 miesięcznic ( o ile prezes nie zmieni zdania). W tym terminie pomników nie będzie. Nie da się też ustalić jakiekolwiek innej prawdy o katastrofie, bo już ją znamy. Prezes PiS jest w pełni świadomy, że Macierewicz niczego już nie wymyśli, a sondaże dotyczące wyjaśnienia smoleńskiego wypadku stają się dla niego niekorzystne. Gorzej. Sam Macierewicz staje się postacią dla wizerunku PiS i rządu niebezpieczną przez konflikt z prezydentem i nieporadne przeciąganie prac smoleńskiej podkomisji.
Wygląda na to, że jesteśmy świadkami kolejnej pomyłki Wielkiego Stratega. Dynamicznie zmieniająca się sytuacja zaskoczyła J.Kaczyńskiego do tego stopnia, że z nakręcania konfliktu wokół miesięcznic, zaczął łagodzić ton i zapowiadać ich zakończenia.