Od rocznicy wyborów z 4 czerwca 1989 r. minęły trzy dni. Echa skromnych sporów o znaczenie wyborów z 4 czerwca 1989 r. już niemal ucichły. Tamte wybory nie pasują do polityki historycznej PiS i Jarosława Kaczyńskiego. Próba zapomnienia o wyborach z 4 czerwca i przypisanie ich jakimś wydumanym elitom, które rzekomo nie wypowiadały się w imieniu narodu, to manipulacja i kłamstwo.
Czy rocznica wyborów 4 czerwca powinna być świętem nie budzącym sporów? Tak, bo tamto wydarzenie idealnie nadaje się na punkt granicznych między PRL-em a nową Polską (czy jak kto woli : III Rzeczpospolitą). Tak, bo wbrew dzisiejszym sugestiom, wybory z 4 czerwca niczego nie determinowały w rozumieniu dzisiejszych sporów o to jaka była lub mogła być Polska po ‘89-tym. Szczerze mówiąc, nawet nie rozumiem po co Kaczyński i prawicowy świat wciągnęli wybory z 4 czerwca na listę historycznych sporów. Tym bardziej, że wielu późniejszych prawicowych polityków maczało w tym palce, łącznie z braćmi Kaczyńskimi.
Wybory były wielkim zwycięstwem opozycji i to mimo gwarantowanych 65% miejsc w sejmie dla PZRP i jej koalicjantów. Zresztą koalicjanci szybko zmieniali front po wyborach. Nowy parlament stał się maszynką do zmiany ustroju, do porzucenia PRL. Po kolei przechodziła jedna po drugiej ustawa, które jak milowe kroki, zmieniały ustrój polityczny i gospodarczy Polski. Przedstawiciele dawnych władz byli zszokowani skalą porażki w wyborach.
Jednym z zarzutów środowisk prawicowych jest niska reprezentacja ich przedstawicieli w tak nowym parlamencie jak i w okresie rozmów w władzami PRL, które do wyborów doprowadziły. Moim zdaniem jest ro zarzut i opinia mocno przerysowana. Raz, że działacze dawnej opozycji, których dzisiaj kojarzymy z prawicą nie mieli silnej pozycji i poparcia, a dwa: ich poglądy i słabo rozwinięta umiejętność osiągania kompromisu powodowała częściową ich alienację w szeregach dawnej opozycji. Niestety kolejne niemal trzydzieści lat tylko potwierdziły opinię o prawicy. Trudno powiedzieć, że prawica miała trwałą przewagę w wyborach i sondażach. Wręcz przeciwnie. Stąd kreowana legenda przez prawicę, że Polska była po ’89-tym w rękach obcych narodowi elit itd.
Mamy jakiś dar niszczenia rocznic. W przypadku 4 czerwca nie chodzi o dzień wolny i manifestacje poparcia i jedności na ulicach miast. Chodzi tylko o przypomnienie, że 4 czerwca ’89 był dniem przełomowym. Być może porównanie nie jest zbyt fortunne, ale przypomina mi się nasz narodowy problem ze świętowaniem zakończenia II WW. Efekt jest taki, że nie obchodzimy żadnej rocznicy, jakby zakończenie II WW było nam obojętne i bez znaczenia dla nas. Naprawdę?