Będę się silił poniżej na obiektywizm. Oczywiście, jak ktoś się uprze, to może ją łatwo podważyć. Moja metoda naukowa w zakresie analizy tzw. ‘klapsa’ w społeczeństwie to: moje doświadczenia jako kiedyś dziecka i obecnie ojca dwójki dzieci, obserwacja otaczającego mnie świata w obszarze wychowywania i obserwacja osiągnięć i porażek wychowawczych moich znajomych i rodziny.
Pierwsze co mnie niezwykle irytuje w środowiskach walczących z klapsem, to zestawianie słowa klaps ze zdjęciem skatowanego dziecka. Nie inaczej było w jednym z artykułów w Gazecie Wyborczej sprzed kilku dni. Oczywiście przy takiej okazji cała masa statystyk, których celem jest wskazanie, że klaps prowadzi do wypaczenia psychiki dziecka, zniszczenia mu życia i patologii. Incydentalny klaps zrównywany jest z cotygodniowym biciem dziecka kablem od żelazka. Kolejnym powodem mojej irytacji jest środowisko psychologów i wszelkiej maści doradców ds. wychowywania dzieci, którzy świadomie dopuszczają się manipulacji w przekazie. Gdyby podawane przez nich statystyki doświadczonych w życiu klapsów i społecznej tolerancji dla nich, zestawić z podawanymi skutkami, to bylibyśmy społeczeństwem frustratów z nieudanym życiem, którzy leją kablem od żelazka wszystko co się wokół nich rusza, począwszy od członków rodziny.
Moim zdaniem mamy do czynienia z dwoma odrębnymi światami. W jednym, akceptuje się klapsa jako desperacki środek wychowawczy i wskazanie granicy, której dziecku przekroczyć nie wolno. Mniejsza o to na razie, co to znaczy desperacki. Drugi świat, to ten gdzie przemoc fizyczna jest sposobem na wszystko. W tym wychowywanie, czy po prostu podporządkowywanie sobie najbliższej rodziny, w tym dzieci. W pierwszym przypadku, nikt z klapsa nie czyni powodu do dumy. Klaps traktowany jest jako środek ostateczny w kontakcie z dzieckiem w sytuacjach konfliktowych. W drugim – patologicznym przypadku – może dochodzić do poważnych okaleczeń fizycznych i psychicznych dzieci.
Żyjąc wśród ludzi, nie zauważyłem, by ci którzy w kontakcie z dzieckiem sięgają incydentalnie po metodę klapsa, płynnie przechodzili do patologicznego bicia dzieci czymkolwiek i przy byle okazji. Po drugie ci od klapsa stosują go po uprzednich wielokrotnych próbach komunikacji z dzieckiem. Gdy komunikacja słowna zawodzi, czasami pojawia się klaps. Ponadto klaps rzadko pojawia się w sytuacjach błahych.
Co rozumiem pod pojęciem: klaps jako desperacki środek wychowawczy? To jest ten przykry moment, gdy rodzic, po wielokrotnych próbach komunikacji z dzieckiem, traci cierpliwość, a dziecko idzie w zaparte, czy wręcz działa na przekór. Wtedy dalsze powtarzanie nakazów, zakazów, próśb i apeli o cokolwiek, nie daje efektów, a dalsze bezowocne naleganie rodzica prowadzi do kompletnego lekceważenia go przez dziecko. Możemy przyjąć, że klaps to oznaka utraty cierpliwości przez rodzica. Pytanie tylko, jak duża ta cierpliwość ma być. Rady przeciwników klapsa sprowadzają się często do odgrywania swego rodzaju spektakli teatralnych przed dzieckiem. Jeżeli dziecko nie chce czegoś zrobić, bo nie lub czegoś żąda i tupie nogami, to przez pół dnia mam okazywać jak wielką sprawiło mi przykrość i że „tatusiowi/mamusi jest przykro”. Gdyby te metody traktować poważnie, to musieliby się zwolnić z pracy, żeby mieć czas na okazywanie jak jest im „przykro” bądź by przygotowywać wspólne zabawy i scenki dla rozładowania emocji dziecka.
Z drugiej strony jest dziecko. Mniejszy i słabszy od dorosłego człowiek o kruchej, kształtującej się dopiero wrażliwości i psychice. Niestety lata miną zanim ten mały człowiek podrośnie i zacznie racjonalnie myśleć. Używanie argumentów racjonalnych niekończenie do dziecka trafia. Niestety, dziecko miękkie metody wychodzenia z sytuacji kryzysowej odbiera, czemu trudno się dziwić, jako własne zwycięstwo i zachętę do eskalacji. No bo w końcu dorosłemu zależy i to dorosły ze mną negocjuje.
Klaps w tyłek, wg moich obserwacji, na tle całego mnóstwa sytuacji konfliktowych z dzieckiem, to rzadkość w rodzinach, w których się zdarza po metodę klapsa sięgać. Na szczęście więc, dziecko dostrzega, że rodzice po metodę klapsa sięgają w wyjątkowych przypadkach.
Czy klaps w tyłek to metoda wychowawcza? Nie. Dla mnie to , jak wspomniałem, desperackie pokazanie dziecku granicy, na której przekroczenie rodzic nie pozwoli. Nie jest to być może ani powód do dumy, ale i na pewno nie powód do sugerowania, że klaps to droga to katowania dziecka kablem z żelazka i patologia. Klaps dla dziecka to duży dyskomfort.
Klaps a patologiczne bicie na przykład kablem, to raczej dwa odrębne światy. Przede wszystkim prawo zabrania katowania dziecka. Uczulone są już na to szkoły, służba zdrowia itd. Dzieci są informowane, że nikt nie ma prawa ich katować i upokarzać. Oczywiście możemy namawiać dzieci, by informowały szkołę i policję o każdym klapsie, ale wtedy sytuacja stanie się już po prostu idiotyczna i żenująca.
Na zakończenie pozwolę sobie na, być może, pewne przerysowanie pod adresem sympatyków teorii, że klaps to patologia. No ale skoro mogą oni, to mogę i ja. W takich sytuacjach, jak spory o klapsa, pojawią się kontr-zarzut, to co w zamian? Słynne wychowanie bezstresowe? Mam okazję obserwować, na kogo wyrastają dzieci, które bezstresowo wychowywano. Dzieci, których emocje w czasach gdy były małe, rodzice traktowali jak emocje osoby dorosłej. Niestety są to dzieci w większości skupione na swoich potrzebach emocjonalnych i materialnych. Empatię rozumieją w sposób dość jednostronny, tylko gdy chodzi o nie.
Do dawania klapsów nie zachęcam. Wręcz przeciwnie. Natomiast stawianie znaku równości między klapsem a okładaniem kablem, odbieram jako zwykłą manipulację środowiska poniekąd psychologów. Proponuje robić to co dotychczas. Uwrażliwiać szkoły, szpitale, policję, popularyzować nie-fizyczne formy wychowawcze. Uświadamiać dzieci, że mają prawo przypadki bicia w domu zgłaszać w szkołach, policji czy na infolinii. To wszystko zaczyna powoli działać.