Akcja „Przekażmy sobie znak pokoju” zainicjowana przez środowiska LGBT i częśc środowisk tzw. katolicyzmu otwartego, oszałamiającym zwycięstwem być nie mogła, ale jest godnym pochwały odważnym krokiem we właściwym kierunku. I mam tu na myśli dwa aspekty inicjatywy. Pierwszy to walka o szacunek i akceptację dla osób spod znaku LGBT. Druga – członkowie kościoła zaczynają samodzielnie poszukiwać, stawiać pytania, oczekiwać zmian i powoli przestają akceptować postawę kościoła: nie, bo nie.
Długo już czekam na bunt wiernych, którzy szukają w kościele szacunku i otwartości. Szukają we własnym interesie, ale i tak po prostu jako sposobu na zadawanie pytań, wychodzenie naprzeciw wyzwaniom. A LGBT takim wyzwaniem dla kościoła jest. Wierzący spod znaku LGBT chcą być w kościele, ale nie na prawach łaski.
Kościół ma z LGBT ogromny problem i cały czas stoi nad nim jakby okrakiem. Formalnie „szanujemy” i zapraszamy do kościoła, ale i „nie akceptujemy” seksualnych zachowań. Dla wiernych LGBT oferta: zapraszamy do kościoła, ale nie odzywajcie się, cierpcie za grzechy i usiądźcie z boku za filarem by nik was nie widział, jest nie do zaakceptowania. Nie do zaakceptowania nie tylko dla LGBT ale i dla tzw. hetero jak ja. Formalnie mógłbym powiedzieć, mnie problem nie dotyczy. Niemniej drażni mnie brak po prostu zwykłego zrozumienia dla innych ludzi i szacunku. Nie rozumiem dlaczego to trzeba „wywalczać” lub wymuszać na ludziach. To raczej ta druga strona powinna się tłumaczyć, dlaczego nie ma ochoty akceptować ludzi LGBT którzy reszcie społeczeństwa nie zagrażają. Kto dał tzw. „zdrowym” hetero prawo do decydowania o zasadach traktowania LGBT?
Kościół szacunku dla LGBT nie uczy. Formalnie go deklaruje, ale wypowiedzi części hierarchów potwierdzają, że poza deklaracje kościół wyjść nie zamierza. Jeszcze gorzej jest wśród konserwatywnych polityków. Ci wręcz z dumą prezentują antypatię i podejrzliwość do LGBT. Nie brakuje kpin. Dopiero ostre reakcje części mediów, opinii publicznej (części oczywiście) itd., zmusiły osoby o konserwatywnych poglądach do przestrzegania zasad kultury i szacunku wobec LGBT.
Kościół stoi w niezwykle trudnej sytuacji. Nie da się mówić o szacunku i jednocześnie deklarować odrazę wobec seksualnych zachować LGBT. Oczekiwanie, że ktoś zrezygnuje z przyjemności jaką daje kontakt fizyczny z drugim człowiekiem jest niepoważne. Nie ma sensu dyskusja o tym, czy gej lub lesbijka są jacy są bo mają taki kaprys czy tacy się rodzą. Dla mnie mogą mieć i kaprys. Nie przeszkadza mi to. Niemniej tajemnicą nie jest, że co do zasady ludzi z takimi skłonnościami się rodzą. A skoro rodzą, to pojawia się pytanie czy aby nie za aprobatą Stwórcy. Kościół nie akceptuje logiki jaka jest konsekwencją ostatniego zdania.
Nie ma co ukrywać, i tu LGBT mają problem, że Biblia jest co najmniej niejednoznaczna względem LGBT. Wątpię by LBGT znaleźli fragmenty ich akceptujące. Ale mogą iść w kierunku podkreślania akceptacji, wyrozumiałości i miłosierdzia Boga, które to cechy kościół podkreśla. Niestety przedstawiciele kościoła mają mocne argumenty tak w Biblii jak i dorobku (nauce) kościoła.
Co więc w takim przypadku?
Cóż, pozostaje odważne wyważanie drzwi w imię starań o kościół otwarty, pełen akceptacji i szacunku, nawet jeśli będzie to napotykało sprzeciw władz kościoła. Kościół nieraz poglądy już zmieniał lub modyfikował, więc może zrobi to i teraz. A jak nie? To wtedy, LGBT będzie walczyć o własną enklawę gdzieś na skraju kościoła. LBGT chcą być w kościele, ale nie na upokarzających warunkach jakie obecnie im się oferuje. Doskonale rozumieją to przedstawiciele tzw. kościoła otwartego, czyli po prostu ludzie związani z mediami katolickimi bardziej otwartymi na nowe wyzwania. Do dobrze, że wspomogli LGBT, bo ich jako wiernych traktowanie LGBT jak ludzi gorszego sortu też uwiera.
Tak więc akcja „Przekażmy sobie znak pokoju” jest po prostu oddolną inicjatywą i głosem : albo kościół nam pomoże, albo zrobimy to sami, coraz gorzej znosimy poniżanie. Po kościele wiele bym teraz nie oczekiwał, co potwierdzają reakcje. Może w końcu jesteśmy świadkami kościoła oddolnego, zwykłych ludzi którzy mają dość czekania na łaskę akceptacji.