Nie uważam, by Senat był niezbędny.

przez | 19 lutego 2017

Dwa dni temu Kazimierz Ujazdowski, polityk kojarzony z prawicą, przedstawił pomysł na reformę Senatu. Przyszłość Senatu i poszukiwanie jakiejś nowej formuły dla tej instytucji, to temat ciekawy. Zawsze to też jakaś odskocznia od analizowania niekonwencjonalnych działań rządzącej partii. Pozwalam sobie na lekkie strywializowanie tematu, bo trudno nie odnieść wrażenia, że największym nieszczęściem w naszej dyskusji o Senacie jest nieznośne ugrzęźnięcie w tradycji. Że Senat musi być i basta.

Jak na dotychczasowe dyskusje o Senacie, pomysły K.Ujazdowskiego mogą wydawać się ciekawe. Nowy Senat miałby być izbą samorządową, składającą się z 50 senatorów. Byliby oni wybierani przez kolegia samorządowe, a kadencja nie pokrywałaby się z kadencją Sejmu. Nowy Senat skupiałby się na kwestiach samorządowych, ustrojowych, plus współudział w wyborze niektórych najwyższych urzędników w państwie (np. szef NIK, RPO czy NBP). Swoją drogą pomysł by Senat był reprezentacją władz samorządowych jest bodaj najczęściej pojawiającym się przy szukaniu nowej formuły dla Senatu.

No to ja stawiam sprawę inaczej: czy Senat jest naprawdę niezbędny? Bo twierdzę, że nie. Więc po prostu zrezygnujmy z niego.

Senat jest swego rodzaju wspomnieniem czasów I Rzeczpospolitej. W tamtych czasach w jego skład wchodzili przedstawiciele władzy terytorialnej (wojewodowie, kasztelanowie), najwyżsi urzędnicy państwowi i przedstawiciele Kościoła. Gdy nastała demokracja, reprezentantem społeczeństwa stał się sejm i posłowie. Co ciekawe, po odzyskaniu niepodległości w 1918 r., pojawiła się inicjatywa  powołania – obok sejmu – senatu będącego odbiciem tego sprzed zaborów. Alu już wtedy mało kto poważnie traktował takie trącące myszką pomysły. Po 1989 r. przywróciliśmy Senat do życia motywując to bardziej chyba tradycją niż przemyślaną koncepcją. I tak od dwudziestu kilku lat mamy Senat, który w gruncie rzeczy jest powieleniem Sejmu. Od czasu do czasu ktoś jest za likwidacją Senatu, ktoś za zmianą jego roli i składu. Mało kto ma jednak odwagę na rzeczywistą likwidację Senatu w obawie o zarzut (i porównanie) , że ostatnio Senat likwidowali tzw. komuniści.

W czasach demokracji nie ma sensu powielanie Sejmu, ani też tworzenia reprezentacji samorządów. Wielu sejmowych polityków ma samorządową przeszłość i jeżeli to nie pomaga tworzyć wg niektórych opinii dobrego prawa, to samorządowy Senat też nie pomoże. W samorządach roi się od przepełnionych ambicjami polityków i działaczy niestroniących od populizmu. Ponadto nie wyobrażam sobie by Senat, z jedynie dość pośrednią legitymacją demokratyczną, był czymś więcej niż izbą opiniodawczą. Przypisywanie mu roli współudziału w wyborze niektórych najwyższych urzędników państwowych, jest już tylko sztucznym zabiegiem podnoszenia prestiżu Senatu wg wyobrażeń K.Ujazdowskiego.

Samorządy są lub mogą być reprezentowane przez polityków oraz mają swoje ciała i instytucje, które reprezentują ich zdanie. Jeżeli uważamy że to za mało, to można przy niektórych decyzjach podnieść rolę ciał reprezentujących samorząd.

Rolą jaką m.in. przypisuje się Senatowi, jest swego bycie rodzaju  ‘izbą refleksji’ i kontroli nad wynikami prac Sejmu. Niewiele z tego wychodzi, bo Senat w mniejszym czy większym stopniu jest odbiciem Sejmu i jeżeli coś poprawia po posłach, to dlatego że ci ostatni swoje spory i ich rozstrzyganie świadomie przerzucają do Senatu. Gdyby Senatu nie było, spory musiałyby być finalizowane w Sejmie i polityczne zabawy trwałyby krócej.

Mamy obecnie dwie instytucje, które formalnie powinny być m.in. przeciwwagą dla Sejmu. Mowa o Senacie i prezydencie. To zdublowanie funkcji uważam za niepotrzebne. Proponuje więc pozostawić rolę kontroli pracy Sejmu prezydentowi.

No i na koniec argument ekonomiczny. Funkcjonowanie Senatu kosztuje nas rocznie ładnie ponad 100 mln zł. Czy warto  tyle płacić za tradycję?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.