Polityczna strategia wg PSL. Kandydatura R.Gwiazdowskiego.

przez | 1 stycznia 2021

Pomysł z zaproponowaniem Roberta Gwiazdowskiego na RPO to może nie top lista politycznych wydarzeń i przebojów końcówki minionego roku, ale ruch polityczny wart odnotowania. Taki – w zamyśle autorów – wielki strategiczny manewr małej partii.  Próba narzucenia politycznej narracji większym politycznym rywalom. Kandydat i inicjatywa wzbudziła również i u mnie pewne wątpliwości oraz zdziwienie, ale spójrzmy na to oczami PSL. Nie jestem pewny czy bilans inicjatywy będzie dla PSL dodatni. Cóż, zobaczymy. Każdemu wolno próbować.

Kontrowersyjna koalicja z ugrupowaniem Kukiza okazała się dobrym pomysłem na utrzymanie się w wielkiej polityce czyli pokonanie progów wyborczych i wejście do parlamentu. Obecne rozchodzenie się politycznych dróg dawnych koalicjantów nie jest chyba dla nikogo zaskoczeniem. To było do przewidzenia. Obecny ruch z kandydaturą R.Gwiazdowskiego, to kolejny przykład gotowości do śmiałych politycznych działań i potwierdzenie, że PSL nie jest zainteresowany rolą bycia dodatkiem do większej koalicji.

Propozycja obsadzenia stanowiska RPO przez R.Gwiazdowskiego ma pewne zalety. Nie on jest kojarzony z PO i tzw. establishmentem III RP, przynajmniej w tej wersji w jakiej establishment zdaje się definiować PiS.  To człowiek inteligentny, o dobrym podłożu (wykształcenie  i doświadczenie) prawniczym i ekonomicznym. Być może nie jest to idealny profil kandydata na RPO, jednak na pewno nie można też powiedzieć, żeby był zły. Korzystając z najnowszej nomenklatury, określiłbym R.Gwiazdowskiego jako politycznego symetrystę, który na dodatek swoim symetryzmem się rozkoszuje i lubi manifestować. Jego liberalne ekonomiczne poglądy i skłonność do wyrażania śmiałych i kontrowersyjnych opinii są powszechnie znane. Nie jest  to mój idol, ale nad wieloma jego pozornie kontrowersyjnymi opiniami warto się zadumać. Dla PiS może to być o tyle trudna kandydatura, że Gwiazdowskiemu niełatwo przypisać łatkę, a już na pewno nie polityczną. Dla PiS może być dobrą kandydaturą by pokazać, że przy obsadzie stanowisk nie ogranicza się tylko do własnych aparatczyków politycznych czy ludzi manifestujących sympatię dla obecnej władzy. Nie ma też obaw, by R.Gwiazdowski stał się ikoną opozycji w walce z PiS i naruszaniem zasad w jakich powinna funkcjonować demokracja. Zabezpiecza nas przed tym przekora R.Gwiazdowskiego.

Pomysł PLS jest odbierany jako rezygnacja z wspierania kandydatury opozycji, czyli Zuzanny Rudzińskiej-Bluszcz i wyłamanie się z wspólnego frontu walki z PiS. Nie uważam by PSL był zmuszony do trwania przy tej kandydaturze wspólnie z KO i Lewicą. Propozycja PSL jest następująca: skoro PiS nie akceptuje Z. Rudzińskiej-Bluszcz, to wskażmy kogoś kto będzie lepszy niż taki czy inny aparatczyk PiS. Chodzi o ratowanie stanowiska RPO przed zawłaszczeniem go przez PiS. Z tej perspektywy, wprowadzenie nowej kandydatury jest niebanalnym posunięciem.

Niestety niezbyt elegancka była reakcja mediów i pozostałej opozycji. Gwiazdowski został potraktowany jak człowiek, który gotów jest iść na układy z władzą i karierowicz. Jak człowiek, który chce się wyłamać z frontu walki z wspólnym wrogiem. W wywiadach pytania skupiały się na wyłapywaniu rzekomo (i nie rzekomo)  kontrowersyjnych jego wypowiedzi i udowadnianiu, że nie jest merytorycznie przygotowany do pełnienia funkcji RPO. Część komentatorów i polityków padła ofiarą postawy: zwycięstwo albo śmierć z godnością. A przecież można było podejść na zasadzie, że kandydaturę Gwiazdowskiego odpowiada PSL i PSL też odpowiada na sprawdzenie poziomu akceptacji tej kandydatury przez PiS. Po drugie biuro RPO nie jest głównym frontem walki z PiS, czyli obrony przed antydemokratycznymi zapędami tej partii.

Ale jest i druga strona medalu inicjatywy PSL. Dlaczego akurat Gwiazdowski? Dlatego, że jest znany i potrafi ściągnąć na siebie uwagę mediów? Gwiazdowski jest ekonomicznym liberałem i jego poglądy gospodarcze nijak się mają do wizerunku ekonomicznego PSL. Oczywiście rolą RPO nie jest krzewienia i wcielanie w życie idei ekonomicznych. Jednak dysonans trudno ukryć. W jednym z wywiadów z T.Bartoszewskim, tak bardzo rozpędził się w on obronie poglądów R.Gwiazdowskiego, że chyba niechcący ujawnił swoje liberalne poglądy na gospodarkę. Pytanie więc, czy tylko T.Bartoszewki jest liberałem czy ktoś jeszcze.

Niezrozumiałe jest promowanie kandydatury Gwiazdowskiego razem z Konfederacją. Owszem, taki polityczny ruch zwiększa szansę Gwiazdowskiego, ale i stawia pytania czy PSLowi odpowiada gospodarczy liberalizm Konfederacji. Polityczne manewry wokół kandydatury Gwiazdowskiego nie dość, że mogą budzić zdumienie w elektoracie PSL, ale i mogą stać się pożywką dla krytyków PSL. Odparcie zarzutu o poglądy liberalne może być trudne.

Pomysł z kandydaturą Gwiazdowskiego nie jest taki nierozsądny jakby się pozornie wydawało. Warto też na to spojrzeć z perspektywy PSL. Można otworzyć furtkę dla PiS na akceptację innej kandydatury niż Zuzanna Rudzińska-Bluszcz. Daje szansę PSL na wyjście z roli mniejszej partii opozycyjnej, od której oczekuje się tylko wsparcia inicjatyw większych partii. PSL szuka sposobów otwarcia się na nowy elektorat, po porażce z PiS w rywalizacji o głosy na wsi i w mniejszych miastach. PSL stara się chyba wejść w lukę polityczną jaką wytworzył PiS swoim uporem i upojeniem władzą, a opozycją która ze względów moralnych nie może i nie chce (bo być może nawet nie powinna) iść na kompromisy z PiS. Sugeruję nie potępiać w czambuł inicjatywy PSL, nawet jeśli – a takie jest moje zdanie – jest ona przeprowadzania prze polityków PSL w sposób dość nieporadny i wzbudzający chwilami kontrowersje i zdziwienie.

Eksperci Episkopatu potrzebują pomocy.

przez | 29 grudnia 2020

Uff. Przebrnąłem przez Stanowisko na temat szczepionek  przygotowane prze Zespół Ekspertów ds. Bioetycznych Konferencji Episkopatu Polski . Rozumiem i przyjmuję, że jest to stanowisko Episkopatu czyli Kościoła dla wiernych. Ma to być forma wyjaśnień, wskazówek itd. Jak to ładnie ujął jeden z komentatorów (Jan Wróbel , bynajmniej nie liberał ani lewicowiec), po lekturze dokumentu nie wiadomo czy biskupi wchodzą czy schodzą po schodach.

Nie ma większego sensu zatrzymywać się czy analizować poszczególnych fragmentów Stanowiska. Jest kilka ciekawostek, jakby sugestii, ale i nagłych zwrotów akcji, które zdają się podważać podaną kilka zdań wcześniej odważną opinię. Generalnie Stawisko zdaje się sugerować pozytywne podejście do szczepionek, ale dywagacje prowadzone w wielu miejscach tekstu mnożą szereg wątpliwości i ostatecznie nie wiadomo szczepić się czy nie i którą ze szczepionek. Taka lektura katolikowi kompletnie w niczym nie pomoże. Zarówno osoby chcące się szczepić jak i zwolennicy teorii spiskowych i szukający wszelakich argumentów przeciw szczepieniu, znajdą coś dla siebie.

 Stanowisko pozostawia ostateczną decyzję wiernym. Jeżeli ktoś (katolik) miał wątpliwości przed lekturą Stanowiska, to po jego lekturze może ich mieć jeszcze więcej. To że Kościół nie zabrania szczepienia, nie jest tu żadną łaską ze strony członków Zespołu Ekspertów. W zasadzie to można odnieść wrażenie, że to Eksperci Episkopatu sami potrzebują pomocy w rozstrzygnięciu dylematu: szczepić się czy nie i którą ze szczepionek.

Opinia Ekspertów wpisuje się w tradycje przekazów medialnych Kościoła, po lektorze których na ogół nie wiadomo o co chodzi i do kogo są kierowane, ze względu na ich wyjątkową ogólność. Nie sądziłem, że Kościół zrobi ze szczepionki tak duży problem. To, że ten czy ów biskup deklaruje, że się zaszczepi nie ma specjalnego znaczenia. Równie dobrze znajdzie się duchowny, który nie będzie się chciał zaszczepić i w Stanowisku Ekspertów też znajdzie do tego uzasadnienie.

Rozczarowuje też język jakim napisany jest dokument. Bardziej przypomina materiał do filozoficznych czy akademickich rozważań dla miłośników rozkoszowania się dyskusją niż zestaw prostych w odbiorze wskazań. To jest materiał nieczytelny i niezrozumiały dla większości wiernych.

Nie sądziłem, że w tak trudnych czasach Episkopat i jego Eksperci skupią się na zrzuceniu z siebie ciężaru odpowiedzialności.

Link na Stawisko Ekspertów: Stanowisko na temat szczepionek  przygotowane prze Zespół Ekspertów ds. Bioetycznych Konferencji Episkopatu Polski

Referendum w sprawie aborcji. Propozycja Gowina.

przez | 21 grudnia 2020

Pomysł Jarosława Gowina pozornie brzmi rewolucyjnie. Nieco uległem pierwszemu wrażeniu. Niemniej, odwoływanie się do referendum, sugeruje przyjęcie w sejmowym rozstrzygnięciu wskazań wynikających z referendum. Znając rozkład opinii publicznej i poglądy J.Gowina w temacie aborcji, to nie wchodzi w rachubę. Po co więc referendum? J.Gowin najwyraźniej uważa próby zaostrzenie ustawy aborcyjnej za bardzo duży błąd. Referendum, jak rozumiem, miałoby pokazać politykom prawicowym, że zaostrzenie ustawy aborcyjnej powoduje jeszcze większe rozminięcie się z poglądami na ten temat opinii publicznej. W rzeczywistości, realizacja pomysłu J.Gowina tylko zwiększyłaby skalę rozczarowania opinii publicznej. Zwolennicy aborcji zapewne (no, w zależności od treści pytań) wygraliby referendum, a politycy prawicowi odrzuciliby wskazania płynące z referendum. To ponownie wyciągnęłoby ludzi na ulicę.

Zostawiając na boku pomysł Gowina, warto zadać pytanie czy referendum aborcyjne cokolwiek by rozstrzygnęło i w jakich okolicznościach.

Od razu trzeba zauważyć, że badania opinii publicznej ws aborcji wskazują na poparcie bardziej liberalnych rozwiązań w porównaniu z obecnym, dość zachowawczym brzmieniem ustawy. Mówimy o brzmieniu przepisów jeszcze przed zmianą wynikającą z wyroku wydanego przez współpracowników mgr Przyłębskiej. Od dawien dawna wiadomo, że rozkład opinii sondażowych ws aborcji nie przekłada się łatwo na popularność partii. Wg sondaży aborcyjnych w społeczeństwie zdają się przeważać ludzie o poglądach lewicowych lub dość liberalnych. Nie ma to jednak przełożenia na wyniki wyborów. To tylko potwierdza, czego nie potrafią przyjąć do wiadomości politycy lewicy, że kryterium aborcyjne nie jest podstawowym przy wyborze partii politycznej i/lub prezydenta. A to rzutuje na możliwość zmiany ustawy aborcyjnej.

Dla polityków prawicowych odwoływanie się do referendum nie ma sensu, ze względu na wyznawany światopogląd. Z drugiej strony pamiętajmy, że mają oni w rękach trudny do podważenia argument: od kilku lat wygrywają wybory w Polsce, co pozwala im na kształtowania prawa aborcyjnego wg ich woli i pomysłów.

Co ciekawe, referendum aborcyjne może być ciekawą bronią partii centrowych wobec prawicy i lewicy. Skoro PiS pokazał, że nie zamierza honorować tzw. kompromisu aborcyjnego (o ile coś takiego w ogóle istniało), to partie centrowe (ugrupowania kupione wokół PO, Hołowni itp.) mogą użyć referendum do zmiany prawa na bardziej liberalne. Oczywiście tylko i wyłącznie przy wsparciu lewicy, by uzyskać przewagę nad koalicją prawicową i PSL-em, który pewnie liberalizacji nie poprze. Taki potencjalny śmiały ruch partii określanych przeze mnie w uproszczeniu jako centrowe, wiąże się z całą masą ryzyk politycznych, więc wcale nie jest pewne czy warto byłoby go wykonać, czyli czy po prostu byłby skuteczny.

Wykorzystanie referendum do liberalizacji ustawy aborcyjnej, oprócz odwołana się do opinii publicznej, mogłoby w końcu odebrać też argumenty politykom lewicowym. Ci ostatni, za brak liberalnego prawa w zakresie aborcji zdają się mieć więcej pretensji do PO niż do prawicy. O ile lewica zdaje się akceptować (rozumieć) poglądy polityków prawicowych, to polityków PO i poprzedników tej partii oskarża o cyniczny pakt z Kościołem w zakresie aborcji bez liczenia się z głosem społeczeństwa.

Sondaże dot. aborcji nie potwierdzają popularności skrajnych postaw lewicowych w zakresie aborcji w społeczeństwie, co jakoś umyka politykom lewicowym. Hasło: aborcja na życzenie, raczej nie zdobywa szerszej akceptacji. Dlatego też politycy lewicy nie powinni zanadto szarżować w tym temacie i unikać oskarżeń wobec polityków umiarkowanych. Warto politykom lewicy przypomnieć, że pomimo skali ostatnich protestów i wyników sondaży badających stosunek Polaków do aborcji i kierunków zmian, nie przekłada się to na popularności lewicy.

Referendum ma sens i może być skutecznym argumentem przy zachowaniu kilku warunków, o które nie będzie łatwo. Złamanie tzw. kompromisu aborcyjnego jest w trakcie realizacji. Politycy prawicowi muszę w końcu wprowadzić w życie skutki wyroku tzw. TK. Cokolwiek zresztą nie zrobią pokazali, że nie uznają kompromisu. Ten warunek jest niemal spełniony, lub za taki można go uznać. Liberalizacja prawa do aborcji musi mieć poparcie w sondażach. To jest od lat zapewnione. Ugrupowanie skłonne do liberalizacji prawa muszę mieć większość parlamentarną. Niestety, nie mają. Muszą umieć osiągnąć kompromis w sprawie o jaki poziom liberalizacji walczą i jak to odpowiednio zaprezentować medialnie. To też nie będzie łatwe, bo ugrupowanie centrowe raczej zdają się bronić teraz  kompromisu niż angażować w liberalizację prawa do aborcji. Do kompromisu, czyli ustąpienia z części swoich postulatów, musiałaby być skłonna lewica. Niestety, patrząc przez pryzmat minionych protestów, politykom lewicy wydaje się, że są na fali i kompromis ani im w głowie.

Jest jeszcze kwestia frekwencji. Minione kilka lat pokazuje, że elektorat prawicowy ma wyższą zdolności mobilizacji. Nie ma żadnej pewności, że sympatycy lewicy, PO, Hołowni itd., pójdą w pełnym składzie na referendum . Znowu mogą zademonstrować swoje moralne i emocjonalne wahania i fochy.

Jak widać, referendum może być w najbliższej przyszłości mocnym argumentem do liberalizacji prawa aborcyjnego. Jak po krótce wskazałem, musi być spełnionych kilka warunków jednocześnie, a o to będzie raczej trudno.

Fatalna strategia obrony JPII.

przez | 17 grudnia 2020

Kard. Kazimierz Nycz spotkał się ze stypendystami Fundacji „Dzieło Nowego Tysiąclecia’……W homilii nawiązał do coraz liczniejszych prób podważenia świętości Papieża Polaka i zaapelował do młodzieży o świadectwo o wielkości tego pontyfikatu.” (fragment z materiałów Katolickiej Agencji Informacyjne).

Przedstawiciele Kościoła najwyraźniej faktycznie zatrzymali się na etapie średniowiecza. To niesamowite ileż ci ludzie popełniają błędów.

Uwaga mediów ws pedofilii w Kościele  – co było do przewidzenia –  powoli przenosi się ze zwykłych szeregowych księży i biskupów na papieży, w tym i JPII. Oburzenie Kościoła na krytykę dotyczącą pedofilii i dociekliwość mediów jest tak ogromne, że mimowolnie pojawia się pytanie kto odpowiada za atmosferę w jakiej wyrastali biskupi. Ktoś odpowiada za stworzenie atmosfery tolerowania pedofilii.  Co zrozumiałe, oczy powoli kierują się m.in. w stronę JPII. Gdyby hierarchowie mieli więcej odwagi i rozumu oraz umiejętność przewidywania, to szybko doszliby do wniosku, że powinni odważnie rozliczyć się z pedofilii , by wziąć winę na siebie. To dawało jeszcze jakiś czas temu szansę, że media stracą ochotę na zadawanie trudnych pytań o działania JPII w tym obszarze.

Czy kard. Nycz jest pewny, że szantażowanie opinii publicznej świętością papieża zatrzyma proces rozliczania polskiego papieża z odpowiedzialności za pedofilię? Ja w to wątpię. Chyba lepiej byłoby po prostu zaprezentować jakie działania podejmował papież w celu zwalczania pedofilii i ocenić ich skuteczność, niż zasłaniać się świętością JPII.

Zastanawiam się co chce kard. Nycz chce uzyskać, apelując do młodzieży o danie świadectwa wielkości pontyfikatu. Przede wszystkim skoro tematem jest pedofilia, to rozmawiajmy o działaniach Kościoła i JPII w tym zakresie. Nie widzę sensu (a wręcz budzi to moje podejrzenia), podejmowania się obrony JPII poprzez wyliczanie ewentualnych sukcesów na innych polach. Obawiam się, że młodzież z FDNT ma takie samo pojęcie o działaniach JPII jak przeciętny polski katolik. Czyli żadne lub niewielkie. Wszystkim nam JPII kojarzy się z miłym starszym człowiekiem, pełnym ciepła, który przemawiał do nas na dość ogólnym poziomie. Wątpię by młodzież katolicka była w stanie podjąć się oceny działań JPII na tle problemów i wyzwań przed jakimi za czasów pontyfikatu JPII stały Kościół i chrześcijaństwo.

Polscy hierarchowie usilnie starają się uniemożliwić lub zniechęcić część dociekliwych mediów do drążenia tematu pedofilii i odpowiedzialności. Nie wiem co jest większym problemem. Bunt, że sporu o odpowiedzialność za pedofilię Kościół nie może prowadzić na własnych warunkach czy obawa, że zwierzchnik Kościoła (JPII) – jak w każdej instytucji – co do zasady przynajmniej symbolicznie odpowiada za porażki i błędy podwładnych oraz patologie.

Nie twierdzę, że JPII dał przyzwolenie na pedofilię w Kościele. Daleki też jestem od prostego przenoszenia odpowiedzialności za akty pedofilii mające miejsce w takim czy innym zakątku świata na papieża. Opinia publiczna ma jednak prawo wiedzieć ile czasu ze swojego pontyfikatu JPII poświęcił na walkę z patologiami i na ile zainteresowany był analizą skuteczności działań. Niestety strategia obrony przyjęta przez przedstawicieli polskiego Kościoła mająca na celu obronę dobrego imienia JPII, zaczyna robić wrażenia jakby chciano zniechęcić dociekliwe media i część opinii publicznej do drążenia tematu.

Moda na przypisywanie wszystkich win kapitalizmowi.

przez | 12 grudnia 2020

Kapitalizm nie jest ustrojem bez wad. Ma na szczęście wiele zalet, o których nazbyt łatwo się zapomina. Do listy wad i win kapitalizmu dopisuje się ostatnio przyczynianie się do zanieczyszczania planety. Według krytyków, kapitaliści emitują gazy cieplarniane z kominów swoich fabryk, wytwarzają plastikowe opakowania, które potem lądują na wysypiskach itd. A zarzut najgorszy, czy też największego kalibru, to sztuczne nakręcanie konsumpcji, tylko po to by sprzedać i zarobić, bez oglądania się na środowisko.

Takie postawienie sprawy jest kuszące, bo pozwala przeciętnemu człowiekowi zrzucić winę z siebie na kogoś innego. Na kapitalistę. Ale prawda jest inna. Kapitalista byłby nikim i nie sprzedałby dosłownie nic, gdyby generowana przez niego podaż nie spotykała się z popytem. Mamy wybór. Jeśli nie za każdym razem, to w przeważającej części naszych zakupów. Przykład. Możemy decydować, czy kupimy ser w małym plastikowym opakowanie, które nie dość, że ma za sobą tzw. ślad węglowy, to jeszcze ostatecznie  wyląduje w koszu na śmieci. Lub kupić ser ‘na wagę’. Do nas też należy decyzja czy kupimy ser żółty w małym opakowaniu z plastiku, czy też w zbyt dużym opakowaniu, które pełni rolę powierzchni reklamowej. Przykłady możemy mnożyć.

My też mamy wpływ na to co dzieje się dalej z odpadami. Albo przerzucimy koszt zbierania i przetwarzania odpadów na producenta, albo wyłożymy realne (mające związek z potrzebami) pieniądze w naszych gminach na opłacenie zbierania i zagospodarowania lub utylizację odpadów.  Żadne z tych rozwiązań nie jest idealne, a nasze opłaty za śmieci, z zasady uważamy za zbyt duże. Mimo, iż nie mamy żadnej wiedzy na ten temat, poza hasłem: bo gdzie indziej jest taniej.

Skuteczność decyzji społecznych widać od dawna. Nacisk na ograniczenie emisji zanieczyszczeń, spowodowało wycofywanie się banków z finansowania wydobycia węgla i działalności gospodarczej o szkodliwym wpływie na środowisko. Odchodzimy od słynnych foliówek na rzecz opakowań papierowym lub dawnych siatek, toreb na zakupy.

Zanieczyszczenie planety, to nasza wina i nie ma co przerzucać winy na innych. Kapitalizm nie robi niczego więcej, poza tym na co dostaje społeczne przyzwolenie.

Będzie narodowa szczepionkowa draka?

przez | 6 grudnia 2020

No chyba na to się zanosi. Trudno nas Polaków zrozumieć. Jest szansa, znaczy się ryzyko, że padniemy ofiarą narodowej podejrzliwości. A może po prostu należy mówić otwarcie, czyli nie podejrzliwości, a głupoty. Na spiskowe teorie dotyczące pandemii, nakłada się szczepionkowa podejrzliwość. A wszystko to w kraju, w którym od miesiąca przez covid umiera dziennie dodatkowo kilkaset osób. Nie możemy akceptować sytuacji, gdy miesięcznie umiera dodatkowo ponad 10 tys. osób. Najwyraźniej zbyt mało rodzin w Polsce zostało dotkniętych śmiercią bliskich lub znajomych z powodu wirusa.

Ostatnie kilka tygodni pokazało, że nie jesteśmy w stanie powstrzymać wirusa przed rozprzestrzenianiem się samym tylko społecznym dystansem i innymi prostymi metodami mającymi na celu ograniczenie rozprzestrzenianiu się wirusa. Jednym z głównym powodów porażki jest społeczne lekceważenie problemu.

Miliony ludzi są wyznawcami przeróżnych spiskowych teorii dotyczących covida, maseczek, przyczyn wzrostu zgonów itd. Nie ma podziału na wykształcony, niewykształcony. Funkcjonuję w otoczeniu osób z wyższym wykształceniem i mam wrażenie, że w tym środowisku, zaprzeczanie temu co się wokół dzieje jest większe niż wśród słabiej wykształconych. Ludziom się wydaje, że podejrzliwość i teorie spiskowe zastępują merytoryczną wiedzę. Te wszystkie tytuły magistrów, inżynierów itd. chyba nic nie są wartę, albo niewiele mówią o człowieku i jego umiejętności analizy faktów i informacji.

Wydawałoby się, ze ratunkiem będzie szczepionka. Wydawałoby się też, że szczepionka jest tym na co cały naród z napięciem i wiarą wyczekuje. I co? I d..a. Szczepienia mamy rozpocząć za dwa-trzy miesiące, a tu się okazuje, że połowa narodu jest pełna obaw i podejrzeń wobec szczepionek. Aż połowa z nas najprawdopodobniej się nie zaszczepi! Tymczasem, wg różnych autorytetów, 70%-90% ludzi musi się zaszczepić, żeby osiągnąć społeczną odporność (na ogół podaje się wartość 90% lub zbliżoną). Zaszczepienie tylko połowy obywateli nie da pożądanego efektu.

Wygląda na to, że tzw. autorytety, politycy itd. będę musieli się szczepić publicznie, by dać przykład. Inaczej tematu nie przeskoczymy.

Trzech panów o wątpliwej reputacji.

przez | 18 listopada 2020

Słuchając ujawnionych przez R.Giertycha nagrań rozmów szefa Getin Banku L.Czarneckiego z A.Hofmanem, człowiek łapie się na psychicznym dyskomforcie. Chciałoby się co najmniej jedną ze stron obdarzyć zaufaniem lub powiedzieć: to ten sprawiedliwy lub pokrzywdzony, a ten drugi to łobuz. Takie schematy (pozornie) ułatwiają nam wydanie werdyktu, kto jest dobry kto zły, kto mówi prawdę, a kto kłamie.  W tym przypadku nie zalecam takiej postawy, bo wszystkie strony nie są idealnymi filmowymi dobrymi charakterami i każda ze stron w mniejszym czy większym stopniu nie pogrywa tu uczciwie z opinią publiczna. Pewną zaletą ujawnianych mediom zapisów rozmów jest wiedza jaką dostajemy o ludziach, którzy w rozmowie uczestniczą i upubliczniają nagrania. Wadą zaś jest m.in. to, że słyszymy tylko fragment nagrania i wtedy, kiedy strona ujawniająca uważa za stosowne je ujawnić. To ostatnie nas, publiczność spektaklu, stawia w niezręcznej sytuacji.

Strony mamy trzy. 1: L.Czarnecki, 2: adwokat Giertych i 3: byli politycy PiS A.Hoffman i jego kolega, ale można się ograniczyć do A.Hofmana, bo z tej dwójki, on zdaje się tu grać pierwsze skrzypce.

Jak się okazuje, szef L.Czarnecki ma zwyczaj nagrywać rozmowy. Ani on pierwszy ani ostatni. Niesmacznym jest to, że pan Czarnecki ujawnia fragmenty nagrań wtedy, kiedy mu wygodnie i tylko tą część jaka mu pasuje i wtedy kiedy napotyka problemy. Po drugie, wygląda na to, że pan Czarnecki ma brzydką skłonność do nawiązywania relacji ze światem polityki i byłych polityków lub chętnie na propozycje nawiązywanie takich relacji odpowiada.  Trudno mi racjonalnie wytłumaczyć podjęcie współpracy z A.Hofmanem. To L.Czarnecki winien nam jest odpowiedź na pytanie o sens nawiązywania współpracy z byłym politykiem o wątpliwej reputacji, a już szczególnie po doświadczeniach z KNF, zarzutach stawianych przez wymiar sprawiedliwości podlegający Z.Zobrze itd.

R.Giertych. To kolejny były polityk w otoczeniu L.Czarneckiego. Przed laty koalicjant PiS z posadą wicepremiera, postawą polityczną i podejściem do funkcjonowania w polityce takim jak A.Hofman. Po wycofaniu się z polityki, szybko do niej wrócił w postaci komentatora i krytyka koalicji prawicowej. To naturalnie pchnęło go w stronę najsilniejszej partii opozycyjnej. W ostatnim czasie, w okresie wyborów, zaczął testować zainteresowanie swoją osobą inne partie opozycyjne. Chwilami zdaje się mylić rolę polityka z pracą zawodową. Jego talenty zawodowe, PR-owe, medialne i polityczne najwyraźniej spotkały się z uznaniem L.Czarneckiego.

A.Hofman. Były polityk PiS, ale – co zdają się potwierdzać nagrania – wciąż utrzymujący kontakt ze światem polityki i ludźmi z pierwszych stron gazet. Pod względem  cynizmu i bezczelności polityków, to była najwyższa półka w jego dawnej partii. Z formy nie wyszedł, sądząc z poziomu argumentacji i odpowiedzi niemających nic wspólnego z pytaniami (chodzi o najnowszy wywiad w TVN24).

Być może jest i czwarta strona zdarzenia, czyli ugrupowanie polityczne, do którego należał Hofman. Biorąc pod uwagę tematy poruszane w nagraniu oraz wymienione przez Hofmana nazwiska,  można odnieść wrażenie, że Hofman próbował zainteresować L.Czarneckiego wzięciem udziału w jakimś większym polityczno-gospodarczym projekcie obecnej koalicji rządzącej.

Być może wkrótce dowiemy się czegoś więcej. W wywiadzie dla TVN24, A.Hofman nie ukrywał, że rozmów i wątków było więcej, ale czeka na ruch drugiej strony. Można było odnieść wrażenie, że są tematy, których ujawnieniem A.Hofman nie jest zainteresowany.

Stracona szansa na odegranie roli autorytetu.

przez | 13 listopada 2020

Życie społeczeństwa jest bogate w przeróżne wydarzenia. Kościół ma więc mnóstwo okazji, by zapozować na autorytet. Taką okazję dały przedwczorajsze wydarzenia podczas tzw. Marszu Wolności. Były bijatyki, twardzi faceci manifestujący swoje zasady: Bóg-Honor-Ojczyzna. Była obrona słusznych wartości w niekonwencjonalny sposób. Krzyże na szyjach. Było usuwanie szkodliwych symboli za pomocą odpalonych rac (słynne już celowanie racami w balkon z transparentem w kolorach LGBT).

Spojrzałem na stronę internetową episkopatu, i Katolickiej Agencji Informacyjnej. Nic. Cisza. Gdzieś jakiś apel tego czy innego biskupa o pokój i szacunek w dniu święta niepodległości. Apel o dialog bez zaciśniętych pięści. Przekaz tak ogólny, że nie wiadomo do kogo kierowany i czy w ogóle ma związek z ulicznymi wybrykami obrońców wiary.  Nie ma natomiast problemu ze znalezieniem słów krytyki niedawnych młodzieżowych protestów. Krytyki moralnej postawy protestującej młodzież i ataków na kościoły. Krótko mówiąc, uliczne wygłupy wyznawców słusznego kanonu kulturowego przeszły bez echa.

Kościół nie wykorzystał kolejnej okazji by zaistnieć jako moralny autorytet. A może po prostu nim nie jest i zachowanie narodowców broniących ‘wartości’ wcale nie jest negatywnie postrzegane? A może hierarchowie kościelni to tylko zbieranina starszych facetów, przepełnionych swoimi ograniczeniami, zamkniętych w swojej bańce. Facetów nie potrafiących zauważyć,  że ograniczanie się do banalnej obrony swojego świata powoduje powolne odchodzenie wiernych od Kościoła lub przechodzenie na wiarę i kontakt z Bogiem wg własnych zasad i bez pośrednictwa.

Na wspomnianych stronach internetowych sporo treści o sprawie kard. Dziwisza i raporcie dot. molestowania przez jednego z amerykańskich duchownych. To co uderza w tych tekstach, komentarzach, opiniach dla wiernych i dla mediów, to przymus z jakim opinie te powstają. Widać, że duchowni i publicyści odnoszą się np. do sprawy Dziwisza z konieczności. Z musu. Do reakcji zmusiły ich niezależne media. Wyczuwa się złość, że niezależne media nie pozwalają Kościołowi na uporanie się z problemem pedofilii na jego własnych zasadach. Ci ludzie (ludzie Kościoła), zdają się nie zauważać, że im dłużej będę odwlekać rozliczenie pedofilii, tym bardziej będzie to uderzać w wizerunek JPII.

Pedofila w Kościele. Może się uda zepchnąć temat z pierwszych stron gazet.

przez | 11 listopada 2020

Patrząc na rozwój dyskusji o pedofilii w polskim Kościele, zaskakuje wiara przedstawicieli Kościoła i jego obrońców w to, że ten kryzys da się przeczekać. Może i da, pytanie tylko czy długoterminowo taka postawa się opłaci Kościołowi.

Wydaje się, że uruchomiony został proces, którego nie da się już zatrzymać. Początkowo doniesienia  o pedofilii wśród polskich księży odbierano jako incydenty nagłaśniane głównie po to, by zaszkodzić Kościołowi lub dla wzniecenia taniej sensacji w tablidach. Problem niestety narasta i nie da się już chyba tego dłużej zamiatać pod dywan. Media dotarły do najbliższego współpracownika Jana Pawła II, kardynała S.Dziwisza. Mówiąc najdelikatniej jak można, kardynał ma poważne zarzuty o ukrywanie pedofilii w Kościele i to jeszcze z czasów służenia JPII. O ile jakość pracy dziennikarzy śledczych TVN24 pozostawia czasami sporo do życzenia, to przyjęta przez kardynała Dziwisza linia obrony i sposoby zniechęcenia do zainteresowania jego osobą  wskazują, że przynajmniej część zarzutów jest zasadna. Niestety dotyczą one i pośrednio samego JPII. Wiele wskazuje na to, że JPII niezbyt stanowczo walczył z pedofilią w Kościele. Nie ułatwiali tej walki ludzie jak S.Dziwisz i szereg innych wysokich hierarchów Kościoła, w tym w Polsce. Nie wiadomo co bardziej razi, tolerowanie pedofilii i przymykanie na nią oczu, czy może bardziej przekonanie, że nikt spoza jego struktur nie ma prawa rozliczać i osądzać Kościoła. Sprawy zaszły tak daleko, że im bardziej polscy hierarchowie udają, że nic wielkiego się nie dzieje, tym bardziej uderza to w wizerunek papieża JPII.

W tym idiotycznym i bezrefleksyjnym szacunku dla Kościoła oraz traktowania go jako niekrytykowalny element polskości zaszliśmy za daleko. Obecna władza ostentacyjnie broni Kościoła przed poniesieniem konsekwencji za czyny pedofilne. Komisję ds. walki z pedofilią, która powstała po pierwszym filmie braci Siekielskich, przejął PiS i praktycznie zamroził jej działanie. Taki był zresztą cel: chronić Kościół. Wymiar sprawiedliwości stara się nie być zbyt natrętny w dochodzeniach wobec duchownych. Najwyżsi hierarchowie też wcale nie palą się do wyjaśnień przed wiernymi. Pozostaje opinia publiczna i media niezwiązane z rządem i prawicą.

Czy Kościół i prawica stracą na przemilczaniu pedofilii wśród duchownych? Już tracą, ale wśród tej części opinii publicznej, która i tak nie jest przedmiotem zainteresowania Kościoła i PiS. Hierarchowie najwyraźniej mierzą straty poprzez zmiany w otoczeniu, w którym bezpośrednio funkcjonują. Wierni uczestniczący w mszach i innych obrządkach oraz działający w organizacjach związanych z Kościołem zdają się milcząco akceptować to do czego docierają media. Politycy prawicowi gotowi są kryć największe przestępstwa. Ci, których to oburza (tzw. wierni), nawet jeśli należą do wspólnoty, nie czują silnego związku z instytucjonalnym Kościołem i hierarchią. To w większości katolicy, ale z bardzo indywidulanym podejściem do Kościoła. Księża i biskupi są dla nich tylko urzędnikami, którzy są odpowiedzialni za organizację mszy, chrztów, pogrzebów itd.

Chyba nie ma co liczyć na radykalne zmiany. Politycy mieniący się być obrońcami Kościoła i hierarchowie muszą po prostu przeminąć. Muszą odejść, oddać swoje stanowiska. Muszą stracić swoje wpływy.

Jak dużo w naszej świadomości jest do zrobienia świadczy sprawa kard. Gulbinowicza. Ten człowiek dostępował wszelakich honorów, dostawał ordery i medale, chociaż – jak się teraz okazuje – jego współpraca z SB i homoseksualizm nie były taką znów tajemnicą, do której nie dałoby się dotrzeć.

13 postulatów, czyli jak zabić spontaniczną inicjatywę.

przez | 4 listopada 2020

Spontaniczne protesty przeciwko wyrokowi tzw. Trybunału Konstytucyjnego ws aborcji, wyprowadziły na ulice polskich miast dziesiątki tysięcy protestującej młodzieży. Skalą reakcji zaskoczeni są wszyscy. Od samej młodzieży na ulicach, po polityków PiS. Chociaż ci ostatni starają się to bardzo ukryć. Generalnie szok.

Jak każda potężna akcja protestacyjna, tak i ta wymaga chociaż częściowej koordynacji, by osiągnąć sukces. Do takiego przewodnictwa zdaje się aspirować Ogólnopolski Strajk Kobiet (OSK) i powołana Rada Konsultacyjna. Obydwa twory organizacyjne skupiają grupy naprawdę doświadczonych działaczek i działaczy, aktywistów itd. To faktycznie ludzie z doświadczeniem w ruchach społecznych i/lub bogatym wykształceniu czy dorobku zawodowym. Część z nich znana jest od lat. Niektóre z działaczek/czy kojarzone są z ruchami politycznymi. Niestety panie z OSK niecałe dwa tygodnie po wybuchu protestów, popełniły potężny błąd. Ich nadmierny temperament i pomysłowość zaczęły prowadzić spontaniczne masowe protesty w stronę polityki. Przedstawicielki OSK już w trakcie protestów zaczęły wysuwać postulaty polityczne. Ostatecznie OSK niedawno ogłosił 13 postulatów. Jak niżej.

  1. Aborcja na żądanie i pełnia praw kobiet (w tym walka z przemocą domową i niealimentacją)
  2. LGBT to ludzie
  3. Świeckie państwo
  4. Służba publiczna, nie partyjna
  5. Prawdziwe instytucje, prawdziwi rzecznicy (RPO, RPD)
  6. Poprawa kondycji publicznej ochrony zdrowia
  7. Edukacja na miarę współczesności
  8. No pasaràn (stop faszyzmowi)
  9. „Odśmieciowienie” rynku pracy
  10. Klimat
  11. Reanimacja psychiatrii
  12. Prawdziwe wsparcie osób z niepełnosprawnościami
  13. Stop propagandzie w mediach publicznych.

Niestety postulaty mają więcej wspólnego z polityką niż z protestami. Przypomnę więc, że głównym motywem wyjścia młodych kobiet (w towarzystwie mężczyzn) było ograniczanie listy przypadków pozwalających na aborcję. Owszem, z biegiem dni coraz silniej akcentowano antypatię wobec lidera PiS, jego partii i Kościoła. Wzburzeni ludzie zaczęli na niesionych kartonach lub przed kamerami artykułować coraz to więcej haseł. Nadal jednak koncentrowały się one wokół aborcji. Skąd działaczki z OSK wzięły postulaty od 2 do 13, trudno powiedzieć. Panie z OSK twierdzą, że spisywały tylko artykułowane przez demonstrantów postulaty. Ciekawe ilu z nich orientuje się w problemach psychiatrii.

Działaczki z OSK próbują upolitycznić ruch, co jest potężnych błędem i nieuczciwością wobec młodych ludzi i ich spontanicznego odruchu. Wierzą, że młodzieżowy ruch da się zaprząc pod kierownictwem lewicowych działaczek, do obalenia, lub przynajmniej zreformowania, prawicowego rządu. Im więcej OSK dopisze postulatów politycznych, tym bardziej protesty będą tracił na wiarygodności. Z wywiadów z paniami z OSK wynika, że mają bardzo bojowe nastroje, a polityczny temperament powoduje oderwanie się od rzeczywistości.

OSK nie ma reprezentacji w parlamencie, więc dla PiS nie jest partnerem. PiS jest w tej wygodnej pozycji, że może próbować przeczekać protesty i starać się je złagodzić jakąś kulawą nowelizacją ustawy aborcyjnej. Im bardziej organizatorki z OSK będę nadawały protestom lewicowy image i polityczne postulaty, tym łatwiejszym stają się celem dla mediów i polityków prawicowych.

OSP stawia się na z góry przegranej pozycji w konflikcie z rządem. Wśród 13-tu postulatów są i takie, które wymagałyby większości parlamentarnej, bo są po prostu sprzeczne z tym co robi i robić chce PiS. PiS będzie miał na to jedną i tą samą odpowiedź: no sorry, ale to my wygrywamy wybory i to nas (i PADa) suweren po raz kolejny wskazał. Po drugie, część postulatów bardziej przypomina zapisy nacechowane emocjami nić merytoryką.

OSK chyba nie zauważa tego, że na ulice najprawdopodobniej nie wyszła tylko młodzież identyfikująca się z lewicą. Podejrzewam, że spora część młodzieży nie ma większego problemu z łączeniem aborcji z innymi niż lewicowe sympatiami politycznymi lub po prostu może sobie nie życzyć podciągania protestów pod partie lewicowe.

Ruch jaki zrodził się wokół protestów jest spontaniczny i ograniczony do aborcji i kwestii światopoglądowych.  OSK powinien to uszanować i nie wystawiać dodatkowych postulatów, bo na to drugie OSK nie dostał upoważnienia.

Wbrew pozorom, to OSK i sympatyzującym z protestującą młodzieżą politykom opozycji powinno zależeć, by  spontaniczny ruch młodych ludzi trzymać jak najdalej od polityki. I bynajmniej szacunek dla tej młodzieży nie powinien być jedynym powodem.  Dla PiS najgorsze co może być, to pojawienie się oddolnego ruchu opartego na młodzieży. To szalenie trudny przeciwnik, z którym trudno walczyć.

Protesty już uzyskały efekt. Kaczyński i politycy PiS musieli się poważnie wystraszyć tysięcy ludzi na ulicach. PiS dostał ostrą lekcję i ostrzeżenie, by nie bawić się prawem regulującym aborcję, bo mogą na tym więcej stracić niż zyskać. Jak się to wszystko skończy, nie wiem. Niemniej władzę piastuje PiS i PAD, poniekąd z nadania suwerena.

I już na zakończenie mała uwaga dla pań z OSK. Hasło: aborcja na żądanie (pkt.1.) brzmi fatalnie. Określenie : ze’ względów społecznych’ lub ‘kobieta ma mieć prawo do decyzji o powoływanych ma świat dzieciach’ itp. brzmi zdecydowanie lepiej.