Spór wokół publicznych mediów. Lepiej niech się już prezydent nie miesza.

przez | 29 grudnia 2023

Usunięcie PiS z mediów publicznych łatwe nie jest. Politykom PiS w pewnym sensie się nie dziwię. Media publiczne to była fantastyczna i skuteczna tuba propagandowa za publiczne pieniądze. Ten raj się skończył. Hejt, atmosfera zagrożenia niepodległości i nieznośne manipulowanie widzem znowu ograniczyła się tylko do mediów prawicowych. W cały ten zgiełk wdał się prezydent. Czy chciał zaistnieć, czy też namówiono go to odgrywania roli autorytetu i rozjemcy, nie wiem. Wiem natomiast, że w tej akurat sprawie (odbieranie PiSowi mediów publicznych) prezydent autorytetem i bezstronnym sędziom nie jest. Gorzej. Jest stroną zamieszania i człowiekiem, który do obecnego problemu się przyczynił. Dla A.Dudy byłoby chyba lepiej, gdyby udawał, że go nie ma lub że zajęty jest czymś innym.

A.Duda pozwolił na powstanie Rady Mediów Narodowych (RMN) kilka lat temu. Tworu powstałego bezprawnie. Pozwolił na opanowanie i marginalizowanie roli KRRTiT. Walnie przyczynił się do obsadzenia tych ciał przez osoby powiązane z PiS. Przez kilka lat Andrzej Duda tolerował okrutną manipulację widzami przez funkcjonariuszy PiS. Ba, sam z niej korzystał między innymi w wyborach dających mu drugą kadencję. Prezydent tolerował też skandaliczną formułę finansowania publicznych mediów. Prezydent miał szansę bronić rzetelności mediów i ich bezstronności. W końcu to jedna z podstaw demokracji i jej jakości. Milczał, tolerował wprowadzane przez PiS zmiany. Milczeć powinien więc dalej.

PiS przegrał wybory z koalicją tworzącą obecnie rząd i powinien oddać media publiczne. Rozpętała się awantura, PiS okopał się mediach publicznych. Prezydent nie ma bezpośrednich narzędzi, by naprawić ten problem. Może i dobrze, znając jego słabość do PiS. Może, mógł, odrywać teoretycznie rolę autorytetu pomagającego problem rozwiązać. Tego przywileju pozbawił się w minionych latach, świadomie uczestnicząc oraz tolerując upadek jakościowy mediów publicznych. A jednak postanowił działać. Z jakim efektem?

Zarzuty o bezprawność zmian w mediach publicznych brzmią zabawnie i tchną hipokryzją. Próba ostrego zagrania wetem i zdumiewający argument z finansowaniem mediów publicznych, były zestawem pokracznych i nie przemyślanych kroków, które finalnie otworzyły nowemu rządowi możliwość postawienia mediów publicznych w stan likwidacji. Zabawne riposty prezydenta czy Marcina Mastalerka na koniec dni głównych starć były odwracaniem kota ogonem i dziecinadą typu kto będzie miał ostatnie zdanie. Co ciekawe, prezydent dostał od koalicji rządowej przy okazji mocny sygnał: kluczowe ustawy regulujące działania rząd, ten będzie pisał sobie sam i w ustalonym przez siebie terminie. Ten obszar jest zastrzeżony dla rządu.

Co będzie dalej? Zapewne prezydent ma spore poczucie dyskomfortu po ostatniej publicznej szermierce z rządem. Podejrzewam jednak, że – z jego punktu widzenia –  lepsze jest brnięcie w ten głupi spór z rządem o media publiczne, by chociaż udawać, że jest głową państwa i że należy się z nim liczyć. Może jeszcze przy okazji sporu o media i przy okazji uchwalania budżetu próbować napsuć krwi rządowi, ale moim zdaniem nie jest to kierunek, w który powinien brnąć. Po prostu bardzo traci na wizerunku.

Media publiczne trzeba odbudować i zdefiniować na nowo. Podejrzewam, że prezydent będzie próbował wymusić na rządzie traktowanie go jako strony w dyskusji. Mam nadzieję, że rząd się na to nie zgodzi (a jeśli, to na zasadach ustalonych przez rząd), bo jest mocno wątpliwe, że prezydent będzie miał coś ciekawego do zaproponowania. Długo będziemy pamiętać jego milczenie w latach gdy prawica niszczyła media publiczne. Prezydent powinien się z tego przed społeczeństwem wytłumaczyć.

Medialna porażka Wielskiego Stratega.

przez | 26 grudnia 2023

Cała ta medialna heca rozpętana przez PiS i koalicjantów wokół przejęcie TVP i PAP brutalnie obnaża jedną z poważnych porażek PiS. Jarosław Kaczyński i politycy PiS przez ponad 30 lat nowej Polski nie potrafili stworzyć mediów, które byłyby uznana za godne zainteresowania przez sympatyków polityki PiS. Brak własnych mediów o szerokim zasięgu jest powodem kurczowego trzymania się infrastruktury  należącej do państwa. A trzeba przyznać, że tępa propaganda serwowana Polakom przez minione 8 lat odniosła wcale niemały skutek. Zaryzykuję teorię, że może i 10 pp z minionych wyborów, to efekt manipulowania widzami i oczerniania opozycji. Maszyna medialna była dość skuteczna, stąd groteskowe sceny obrony rzekomej wolności słowa przez polityków PiS. Medialna maszyna miała też drugą potężną zaletę. Finansowana była na koszt podatników. PiS nie ponosił kosztów. Ba, telewizja publiczna stała się miejscem zatrudnienia, i to na godziwych warunkach, sporej rzeszy prawicowych komentatorów i dziennikarzy.

Co w zamian? wystarczy spojrzeć na ofertę kanałów prezentujących opcję PiS lub zbliżoną. TV Trwam, to kanał o charakterze religijnym. Wątek polityczny, sprzyjający PiS, jest tam silny, ale widać, że Tadeusz Rydzyk prowadzi podlegające mu media na własnych zasadach i politycy PiS mogą tam być tylko gościem. To powinno dać J.Kaczyńskiemu sporo do myślenia. Atencja i pieniądze kierowane na ‘dzieła’ Tadeusza Rydzyka przez minione lata nie wydają się zwracać. Mówiąc językiem ekonomicznym, inwestycja w T.Rydzyka była po prostu nieopłacalna.

W ramach pakietu operatora, z usług którego korzystam, mam jeszcze udostępnione dwa kanały prawicowe. TV Republika i w wPolsce.pl. Tego nie da się oglądać. Obecnie to do tych stacji przenieśli się politycy i komentatorzy z utraconych mediów publicznych. To, co było wadą tych mediów, teraz podniesione jest do kwadratu. Dominuje tam atmosfera wojny, oblężenia przez obce siły, stanu wojennego, kolejnego rozbioru Polski i choroba wie czego jeszcze. Obawiam się, a raczej jestem przekonany, że jest to przekaz nie do strawienia dla większości sympatyków PiS złowionych za pomocą mediów niby-publicznych.

Czy w Polsce miałaby szanse na przetrwanie media skupiające obecnych sympatyków PiS i ludzi podzielających wizję świata PiS? Wątpię, ale nie wykluczam. Żeby kanał tv mógł działać na komercyjnych zasadach, musiałby mieć spory zasięg, oglądalność, zróżnicowane polityczne spectrum. Tymczasem przekaz PiS, wąskie światopoglądowo i politycznie grono ideologów tego obozu to uniemożliwia.

Jak widać Wielki Strateg PiS, wcale taki wielki nie jest. Minione, dobre dla PiS osiem lat, zostało zmarnotrawione. Lub, co jest bardzo prawdopodobne, J.Kaczyński ma świadomość, że jego polityczny przekaz nie jest akceptowalny dla większości obywateli i musi uciekać się do manipulacji i podszywania się pod tv publiczną.

Wolność słowa wg PiS. Trwa wyścig na hipokryzję.

przez | 17 grudnia 2023

Trwa obrona utrzymania się PiS w mediach publicznych, tzn. tych, które publicznymi być powinny, a nie są od 8 lat. To żadna tam walka w obronie wolności słowa. PiS zdaje sobie sprawę jak bardzo media publiczne przyczyniły się do manipulowania ludźmi i sukcesu tej partii. Utrata mediów publicznych oznacza spadek w sondażach.

Jest taka wstydliwa prawda o PiS i ‘patriotycznym’ nurcie w polityce. PiS wie, że nie ma dla swoich sympatyków medialnej alternatywy, stąd musi podszywać się pod media publiczne.  Blisko 8 mln ludzi zagłosowało na PiS. Formalnie jest to ogromna widownia dla stacji telewizyjnej lub mediów pisanych (internet, prasa itp.). A jednak od 30 lata nie udaje się stworzyć grupy mediów, które byłyby wiarygodną wyrocznią dla tak dużej grupy obywateli. Wszystkie te telewizje Trwam, Republika i kilka gazet mają dość skromny zasięg. Odcięcie od zarządzania TVP, to dla PiS poważny problem. 

Przez 8 lat udawało się PiSowi podszywać pod media publiczne. Zasięg techniczny kanałów TVP dawał spory dostęp do odbiorców. W niemałym stopniu są to odbiorcy o niskich kompetencjach cyfrowych oraz zaawansowani wiekowo. Dla nich korzystanie z internetu, podcastów, poszukiwanie własnych źródeł informacji jest zbyt trudne. PiSowi poprzez TVP udało się wręcz wychować własną widownię, z której niemała część daje sobie wcisnąć dosłownie każdą bzdurę i manipulację.

PiS podejmuje nerwowe próby swego rodzaju uwłaszczenia się na medialnym majątku państwa. Dla PiS jest to kuszące: kanały telewizyjne pod złudną nazwą ‘publiczne’ i na koszt podatnika. A z kanałów tych sączyłaby się PiSowska propaganda. 

Trzeba PiSowi zabrać publiczne media i przywrócić w nich normalność i pluralizm. 

 

Mit o kobiecych przewagach upadł.

przez | 29 listopada 2023

Nie ukrywam, że modne w mediach mainstreamowych twierdzenia o wyższości kobiet i ich zbawiennym wpływie na społeczeństwo upadł. Mainstreamowe media to moje środowisko, a i owszem. Jedną z rzeczy, która mnie w nim drażni jest nieznośne i sztuczne promowanie kobiet. W radach nadzorczych mają być kobiety, w sejmie kobiety itd. itd. Jak najbardziej w sejmie może być równowaga kobiet i mężczyzn, czy też na listach wyborczych. Tylko, że to powinno wynikać z chęci uczestniczenia kobiet w polityce, a nie sztucznych przeliczników, wag itp. A w biznesie powinno to wynikać z kompetencji, a nie z faktu bycia kobietą.

Nie wiem skąd to przekonanie, że kobiety są inne. Że lepsze. Ja tego w polityce nie dostrzegam. W poniedziałek mieliśmy kolejny dowód, że chyba coś jest inaczej niż nam wmawiają postępowcy.

M.Morawiecki zaproponował nowy rząd. Jednym z atutów ma być udział kobiet. 10 z 18 ministrów, to kobiety. Prezydent był tym bardzo zbudowany. Tylko co my tak naprawdę zobaczyliśmy? Polityczną szopkę z rządem na dwa tygodnie, bez szans na przetrwanie. Czołowi politycy PiS i/lub dotychczasowi ministrowie na ogół nie kandydowali, by uniknąć kompromitacji. Wśród nowych ministrów zobaczyliśmy na ogół drugi garnitur polityków lub urzędników PiS, czy też osób z PiS sympatyzujących. Wszyscy oni (w tym i panie) nie mają szans na przetrwanie i po przegranych wyborach wiadomo było, że najwyżsi urzędnicy z nominacji politycznej tracą pracę. Nie rozumiem więc ludzi, którzy dali się wciągnąć w ten polityczny dwutygodniowy teatr. Nie dość, że się ośmieszają, to narażają na zarzut karierowiczostwa (żeby chociaż przed dwa tygodnie być kimś ważnym) i wyciągania rąk po publiczne pieniądze. Niestety wśród tych 18 ministrów o niskich pobudkach i słabych charakterach jest 10 kobiet.

Po nominacji, w wieczornych programach publicystycznych, część polityczek z byłej opozycji próbowało bronić kobiet sugerując, że te10 pań z nowego (proponowanego) rządu M.Morawieckiego, zostało wciągnięte w brudną grę, wykorzystane itd. Bzdura. Nic z tych rzeczy. Mogły odmówić, bo i tak ich kariery przy PiS dobiegają końca. Po prostu zobaczyliśmy, że chora ambicja i niskie standardy moralne są tak samo często spotykane u kobiet jak i u mężczyzn. Nie ma więc co dorabiać teorii.

Partia Razem strzeliła focha. To było do przewidzenia.

przez | 13 listopada 2023

Rada Krajowa Lewicy Razem postanowiła, że w skład rządu nie wejdzie, ale generalnie będzie go wspierać. Poszło o to, że Lewica straciła zainteresowania objęciem stanowisk rządowych wobec braki zapewnienia wsparcia finansowego dla jej postulatów i braku zapisu w umowie koalicyjnej postulatów zaliczanych do światopoglądowych (chodzi przede wszystkim o liberalizację aborcji).

Nie będę szczegółowo odnosił się do każdego z postulatów. Pozwolę sobie na uogólnienie, by nie rozciągać tekstu. To, że Razem strzeliła focha wielce mnie nie zaskoczyło. Czułem, że nie uniosą brzemienia odpowiedzialności. Postulaty ekonomiczne Razem były nie do uniesienia. Już tylko z powodu trzech głównych (edukacja, zdrowie, budowa mieszkań) musielibyśmy zwiększyć wydatki o kilka pkt. proc. w relacji do PKB. Lewica chętnie proponuje wydawanie pieniędzy, ale ma już mniejszą determinację w wskazywaniu źródeł ich pochodzenia lub wskazania z czego rezygnujemy. Dobrym przykładem jest edukacja. Patria Razem zdaje się udawać, ze nie wie dlaczego nakłady na edukację w relacji do PKB spadły w minionych kilku latach. 500 plus i tzw. dodatkowe emerytury musiały być jakoś finansowane. Jednym z wielu źródeł było ograniczenie wydatków na edukację. Może więc warto przemyśleć, czy aby skala nakładów na wydatki socjalne nie jest za duża? Razem woli jednak postulować wzrost nakładów. Skoro nie dostała takiego zapewnienia, to politycy Razem postanowili się obrazić. To bardzo wygodne, ale mało dojrzałe.

Postulaty dot. aborcji są również zadziwiające. Obecna opozycja ma niewielką większość w sejmie. Przy pisowskim prezydencie i Trybunale pani Przyłębskiej, szanse na rewolucję są żadne. W obecnych okolicznościach powrót do tzw. kompromisu aborcyjnego byłby sukcesem. W tym kontekście powoływanie się na duże udział kobiet w wyborach też wygląda słabo. Głosy kobiet rozłożyły się na różne partie i drastycznie nie odstawały od finalnych wyników uzyskanych przez poszczególne ugrupowania. Lewica dostała ponad 8% głosów ogółem i ok 10% głosów kobiet. Zalecałbym więc partii Razem daleko posuniętą skromność.

Politycy (i polityczki) partii Razem mogliby już dojrzeć do poważnej polityki. Ich fochy z poprzednich kampanii były jednym z wielu czynników dających PiS i A.Dudzie władzę.

Prezydent postanowił i ogłosił to publicznie.

przez | 7 listopada 2023

Zaskoczenia nie ma i pewnie mało kto go oczekiwał. Prezydent desygnował na premiera nowego powyborczego rządu Mateusza Morawieckiego. A.Duda mógł zachować się inaczej (tzn. wskazać D.Tuska), ale zrobił co zrobił. Formalnie ma do tego prawo. W rozegraniu zmiany władzy A.Duda wybrał nużący i przedłużony wariant, korzystny dla PiS. Zafundował nam spektakl kłamstw i manipulacji w wykonaniu M.Morawieckiego. Bo nic innego nam Morawiecki nie zaprezentuje. PiS grał w wariant szukania większości już od pierwszego dnia po wyborach i dostał prawo rozkręcenia tej zabawy.

Prezydent potrzebował trzech tygodni, by ogłosić, że trzyma się zwyczaju desygnowania na premiera osoby wskazanej przez ugrupowanie, które zyskało najlepszy wynik w wyborach. Po co więc to hamletyzowanie powyborcze, że stanął w obliczu niecodziennej sytuacji, którą musi dogłębnie przemyśleć? Efektem tych rzekomych przemyśleń jest uwiarygodnienie skazanego na porażkę pomysłu szukania większości przez PiS. Nakręca i niepotrzebnie przedłuża agonię epoki kłamstwa i cynizmu jaką prze 8 lat zafundował nam PiS. Politycy PiS z godnym politowania uporem zapierają się przed kamerami, że jak najbardziej mają szanse i prawo walczyć o większość sejmową. Moim zdaniem ten cyrk politycy PiS powinni już sobie darować, a prezydent powinien im raczej pomóc w pogodzeniu się z porażką wyborczą.

W orędziu prezydent docenił frekwencję i z uznaniem wypowiadał się o demokracji. Że sam przyczynił się do psucia jakości demokracji, już nie wspomniał. Pominął też, że analiza frekwencji i wskazań wyborców, jednoznacznie pokazała, że w społeczeństwie nastąpił bunt przeciw metodom rządzenia PiS. W minionych wyborach cały trzy-milionowy przyrost frekwencji przypadł opozycji. To powinno było dać do myślenia prezydentowi, również w kwestii wskazania kto ma prawo tworzyć rząd.

Co teraz? Zarówno prezydent jak i najważniejsi politycy PiS zdają sobie sprawę, że od jutra spektakl szukania większości przez PiS nabierze rozpędu. Głównie medialnego. Zapewne tylko po to, by wierny elektorat mógł zobaczyć, że PiS podjął starania o utworzenie rządu w trosce o kraj, a winą za porażkę obciążyć ugrupowania opozycyjne.

Podtrzymuję swoją opinię o prezydencie A.Dudzie. To słaba postać, podporządkowana polityce PiS.

Tworzenie rządu nie ma prawa się udać M.Morawieckiemu. 194 mandaty, to nie większość. Współwinny tej polityczne hecy jaka nas czeka, jest też prezydent.

Swoją drogą, tak już poza głównym wątkiem, cała ta operacja szukania większości przez PiS chwały Morawieckiemu nie przyniesie. Chociaż, może się mylę… Trzeba przyznać, że elektorat PiS, to dość specyficzna część społeczeństwa.

Pięć minut prezydenta.

przez | 30 października 2023

Prezydent A.Duda postanowił celebrować proces zmiany władzy (ups, tzn. wyłaniania większości rządowej) po wyborach parlamentarnych, by pokazać powagę i znaczenie swojego urzędu. Efekt jest, co było do przewidzenia, odwrotny.

Zacznijmy od tego, że prezydent ma w naszym kraju niełatwą sytuację. Urzędowi przypisuje się w kraju najwyższą pozycję i szacunek, przy dość niewielkich i na ogół bardzo symbolicznych uprawnieniach. Problem powiększają często sami prezydenci. Próbują przypisywać sobie więcej funkcji i przywilejów niż faktycznie mają. Z tym właśnie mamy do czynienia obecnie. I właśnie prezydent Duda próbuje stworzyć nowy obyczaj. Mowa o wyłanianiu większości rządowej po wyborach.

Myli się prezydent, czy raczej wprowadza opinię publiczną w błąd twierdząc, że stanął w obliczu nowej sytuacji. Największe ugrupowanie parlamentarne nie ma automatycznej większości. Przekazał to jakby to było nie lada intelektualne wyzwanie dla niego, prawników oraz świata polityki. Nic z tych rzeczy. Prezydent miał czas by się do tego przygotować. Przynajmniej od roku sondaże wskazywały jako na bardzo prawdopodobny wynik wyborów jak obecnie i – co zrozumiałe – obecny podział mandatów. Miał więc prezydent sporo czasu, by się przygotować do – wg niego – nietypowej, niecodziennej sytuacji.

Prezydent nie ma żadnych uprawnień, by sondować skalę przygotowania zgłaszanych mu koalicji do rządzenia lub poddawać w wątpliwość ich trwałość czy rzetelność zgłaszanych koalicji. Ponadto jedną koalicję odpytywał w zakresie umowy koalicyjnej i kandydatów na ministrów, a drugą – jak można było odebrać jego komentarz – nie. Tymczasem jeżeli PiS ma mieć koalicję większościową, to musi wyjść poza obecny (swój własny) krąg polityczny. Czyli pojawia się umowa koalicyjna, ministrowie spoza koalicji prawicowej itd. Tu jednak problemu prezydent nie widział.

Niestety prezydent padł ofiarą wymyślonego przez siebie rytuału. Co bardziej zabawne, ośmieszyło go jego macierzyste środowisko polityczne. Prezydent z pełną powagą przed kamerami oświadczył, że zgłoszono mu dwie koalicje gotowe udowodnić posiadanie większości sejmowej. O opozycji demokratycznej wiemy. Jak zorganizuje większość PiS z 194 mandatami, nie wiem. To, że premier Morawiecki jest nieprzyzwoitym łgarzem wiemy, ale prezydent nie musiał uwiarygadniać swoim autorytetem pomysłów PiS. No ale prezydent Duda uwierzył, więc czekamy na koalicyjną większość PiS.

Wyniki minionych wyborów pod wieloma względami są niecodzienne. Prezydent zdaje się tego nie zauważać. A mówiąc dokładniej, nie wiadomo po co udaje. PiS swoimi działaniami przyczynił się do podkręcenia frekwencji. Cały przyrost, w rozumieniu liczby głosujących w porównaniu z poprzednimi wyborami, przypadł opozycji. To było pozbawienie PiS władzy przez wkurzone społeczeństwo, przy zaskakującej frekwencji. Nie pomogły kłamstwa i manipulacje oraz angażowanie publicznych pieniędzy, czego prezydent udawał, że nie widzi. To powoduje, że koalicja trzech ugrupowań ma inny wymiar.

Oczywiście można jeszcze przypisywać prezydentowi kilka niecnych intencji, sprzyjanie PiS itd. Nie będę się już nad nim teraz znęcał. Wystarczająco bolesne dla niego będzie wspominanie pełnego powagi poinformowania obywateli o dwóch większościach w sejmie.

Że niby kobiety oczekują na liberalizację prawa do aborcji? A na jakiej podstawie?

przez | 25 października 2023

Wybory za nami i kobiety oczekują na liberalizację prawa do aborcji. W mediach, jedna po drugiej, wypowiadają się przedstawicielki różnych środowisk. Oczywiście, wiadomo, nie mówię tu o środowiskach konserwatywnych. Panie wypowiadają się tonem stanowczym. Jednym z podstawowych argumentów mają być sondaże aborcyjne i głosy kobiet w wyborach. No to rozprawmy się z tymi argumentami.

Nie jest żadną tajemnicą, że wyniki sondaży dotyczących oczekiwań liberalizacji prawa aborcyjnego nijak się mają do wyników wyborów. I to nawet do wskazań wyborczych młodych kobiet (wiek 18-29 lat). W tej grupie ledwo 23,6% głosowało na Lewicę. Więc o czym my rozmawiamy? Czyli mówiąc odwrotnie, 3/4 młodych kobiet oddało głosy – mówiąc językiem polityków i komentatorów Lewicy – na ugrupowania mniej lub bardziej konserwatywne. Podsumowując, społeczeństwo w sondażach dotyczących aborcji jest relatywnie lewicowe i, w zależności od sondowanej grupy i zadawanych pytań, liberalizacja ma mniejszą lub większą, ale przewagę. Czyli od ponad 50%, do – na przykład – 80%. Niestety w wyborach parlamentarnych czy prezydenckich, temat aborcji schodzi na dalszy plan, czyli jest drugo- lub trzeciorzędnym kryterium wyboru. I byłoby dobrze, gdyby kobiety przyjęły to do wiadomości, bo z faktami trudno polemizować.

Po drugie, o dostępności aborcji decyduje sejm, czyli wybrani w demokratycznych wyborach politycy. Są tam mężczyźni i kobiety w różnym wieku. Wybieramy do sejmu ludzi, którzy – przykładowo – uchwalają prawo budowlane, chociaż może ich nie dotyczyć i nie mają o tym pojęcia. To samo dotyczy aborcji. Nie widzę powodu, dla którego aborcja miałaby być uchwalana na innych zasadach. Ostatnie wybory potwierdziły zasadniczy rozkład światopoglądowy i polityczny Polaków. Potwierdziły też pozorną sprzeczność, czyli rezultat wyborczy w niewielkim stopniu odzwierciedla nastroje wyrażane w sondażach badających oczekiwania wobec prawa dopuszczającego aborcję. Dotyczy to tak młodych kobiet jak i społeczeństwa ogółem.

Byłoby dobrze, gdyby wojujące o aborcję kobiety przyswoiły sobie te dwa powyższe proste fakty. W rzeczywistości, to ton dyskusji powinny nadawać kobiety reprezentujące KO/PO i Trzecią Drogę. Te ugrupowania maja względnie zbliżone poglądy na aborcję i głosowało na nie łącznie ok. 50% kobiet z przedziału wiekowego 19-29 lat.

Jestem za liberalizacją prawa do aborcji. Nie udaję jednak, że nie widzę wyników wyborów czy stanu jaki zastaliśmy po wyborach. Mamy mocno zaostrzoną ustawę po ruchu Trybunału Przyłębskiej z inicjatywy PiS. PiS, który po wyborach ma ponad 190 miejsce w sejmie plus grupę Konfederatów. No i prezydenta z PiS. Możliwości manewru czy radykalnej zmiany brzemienia tzw. ustawy antyaborcyjnej są małe lub mikroskopijne. Wydaje się jednak, że możemy sporo zrobić na rzecz szerszej interpretacji obecnego stanu prawnego i depenalizacji. I na tym się skupmy. Można projektem ustawy przetestować prezydenta, ale cudów bym tu nie oczekiwał.

O sukcesie może mówić PiS i opozycja. Na szczęście o większym, ta druga.

przez | 20 października 2023

Minęły cztery dni od wyborów i wciąż ustalamy kto wygrał. Formalnie PiS. Wynik 35,4% przy frekwencji 74,4% to jednak sukces. W tym czego doświadczyliśmy w niedzielę jest coś mnie cieszy i napawa nadzieją, ale i martwi czy wręcz przeraża.

Co cieszy? PiS nie docenił skali mobilizacji i oporu Polaków. Dwie trzecie Polaków – jak to się mówi – na dłuższą metę nie akceptuje agresji, chamstwa, bezczelności, manipulacji, naruszania praworządności i zawłaszczania państwa. Powiedzieli: dość. Szkoda tylko, że trzeba było aż dwóch kadencji PiS, by ludzie zmądrzeli i łaskawie poszli do wyborów. Odebranie władzy PiSowi powinno już nastąpić cztery lata temu. Cieszy to, że wprowadzenie wariantu węgierskiego w Polsce nie przejdzie i ludzie pokroju J.Kaczyńskiego muszą się z tym pogodzić.

Ocena wyborów przez pryzmat procentów jest zbyt powierzchowna. Warto przeanalizować frekwencję i sympatie społeczne. W trakcie pierwszej kadencji PiS, partia ta przejęła większość z przyrostu frekwencji między 2015 a 2019. Ale kolejne cztery lata to już porażka PiS i wielka (naprawdę wielka) mobilizacja Polaków w głosowaniu na partie opozycyjne.

Zapewne wielu komentatorom to nie pasuje, ale jednym z ojców sukcesu opozycji był D.Tusk. Nie dość, że oddziaływał pozytywnie na mobilizację wyborczą opozycji, to pomógł PO(KO) wrócić na pozycje lidera. Tak silnie ściągał na siebie uwagę PiS i jej mediów, że te zanadto zlekceważyły opozycję. Nadal głównym ugrupowaniem opozycyjnym jest KO/PO i wielu komentatorów oraz polityków będzie musiało zweryfikować swoje teorie o dwóch nakręcających się w walce politycznych blokach, nieodpowiadających rzekomo preferencjom Polaków. Jak na razie, to nadal Polacy głosujący na opozycję, wskazali głównie KO/PO, a nie Lewicę, PLS czy partię Hołowni.

Co martwi? Mimo iż PiS stracił część wyborców (w ujęciu liczbowym), to zachęcenie do głosowania na siebie aż 7,7 mln wyborców to w pewnym sensie sukces. To 35,4% głosów i 42,2% miejsc w Sejmie dla PiS. Ponad 1/3 Polaków ma lekceważący stosunek do praworządności i pozwala PiS na zawłaszczanie państwa. 1/3 Polaków można niezwykła łatwo manipulować, okłamywać. To obywatele, którzy mają ograniczoną wiedzę, łatwo budzić ich lęki oraz bawić się ich frustracjami. Można ich też łatwo kupić pieniędzmi.

Kraju z rąk niepraworządnej władzy jeszcze w pełni nie odbiliśmy. To długotrwały proces, który wcale nie musi zakończyć się sukcesem. Jest ryzyko, że żelazny elektorat PiS oraz przekorny i symetryzujący elektorat opozycji spłatają nam jeszcze niejednego figla.

“Korzenie zła” wg Sekielskich. O czym jest ten film?

przez | 15 października 2023

Obejrzałem i pytam, bo nie wiem. Od razu polecam, żeby nie narzucać sobie przed obejrzeniem żadnego schematu ekonomiczno-politycznego itp., który film braci Sekielskich miałby zaspokoić. Mam poważne wątpliwości, czy autorzy oglądali materiał po jego zmontowaniu i zastanowili się jaką historię chcą nam opowiedzieć.

Wbrew zapowiedziom, film w skromnej części poświęcony jest SKOKom, ich historii i patologiami jakimi części z nich obrosła. W tej części materiał jest dość powierzchowny i zmieściłby się w 20 minutach.

Aż dwugodzinny film skupia się na SKOK Wołomin, który był kategorią sam dla siebie i średnio nadaje się do prezentowania historii SKOKów. SKOK Wołomin to głównie historia patologii w zarządzania i historia kryminalna. Ale to i tak drobiazg. Bohaterem filmu jest Piotr Polaszczyk, dawny funkcjonariusz służb wywiadowczych PRL i po 1989 r. Pełni w filmie rolę dobrego charakteru lub kogoś kto zrozumiał swoje błędy przeszłości i poszedł z braćmi Sekielskimi na współpracę, by rozgrzanym żelazem wypalić zło. Nie wiem czy taki był cel Sekielkich, ale trudno postać Polaszczyka odebrać inaczej. Ja natomiast mam wątpliwości, kto tu kogo wykorzystał. Sekielscy skorzystali z wiedzy Polaszczyka, czy też Polaszczyk wybielał swoją postać za pomocą filmu i wykorzystał film do załatwiania porachunków.

Film w znacznym stopniu był o dawnych funkcjonariuszach służb PRL i – potem – WSI. Widz może odnieść wrażenie, że cała historia upadku SKOK Wołomin, to misterna akcja emerytowanych kolegów z WSI lub jeszcze z czasów PRL. I tym sensie film może się niezwykle podobać politykom PiS i elektoratowi tej partii, bo potwierdza zarzuty polityków prawicy, że Polską jeszcze długo po 1989 tym rządziły dawne służby PRL. W zasadzie jedynym poważnym zarzutem pod adresem PiS było branie pieniędzy w kopertach przez Jacka Sasina i jego spotkania w przedstawicielami najwyższych władz SKOK Wołomin. Przy czym zarzuty opierają się głównie na opiniach i zeznaniach.

Film jest pełen dłużyzn i sztucznego budowania napięcia. Bracia Sekielscy zbudowali wokół SKOK Wołomin atmosferę szpiegowskich intryg. W filmu zdaje się wynikać, że cała dość duża (jak na SKOKi) instytucja składała się z jednego budynku, trzech w nim gabinetów i zarządzana była przez dwóch czy trzech facetów i jedną panią. Sorry, ale to słabe. Nie poznaliśmy rozmiarów SKOKu Wołomin, ani całej sieci SKOK na tle systemu bankowego. Pogarszanie się jakości portfela finansowego oraz płynności, to długi proces i bardzo wielu pracowników szczebla managerskiego w SKOK Wołomin musiała być świadoma problemów i powinna za to odpowiadać. Tymczasem widzowie nawet nie dowiedzieli się jaką wiedzę miał pan Polaszczyk na temat problemów SKOK Wołomin i co z nią robił.

Dość skromna, jak na wstępie zaznaczyłem, część filmu przedstawia nam historię SKOKów od strony organizacyjnej i ekonomicznej. Jest ona zresztą mocno niepełna. Wyrywkowa. SKOKi zrodziły się z ciekawej idei. Dość szybko zaczęto ją modyfikować i niejednokrotnie w niepożądanym kierunku. SKOKi i związane z nimi instytucje zaczęli obsiadać ludzi polityki i mediów prawicowych, co było jedną z przyczyn kłopotów po latach. Politycy prawicowi i lobbyści SKOK robili co mogli, by sektor jak najpóźniej dostał się pod opiekę KNF. Kiedy się w końcu dostał pod nadzór KNF, było już za późno.

“Korzenie zła” to źle opowiedziana historia. To głównie historia upadku SKOK Wołomin, sprowadzona do wątku służb. Dużym błędem było oparcie filmu na osobie Polaszczyka i przedstawionej przez niego narracji. O samych SKOKach, w rozumieniu sektora, w filmie jest niewiele. Pan Polaszczyk nie był w tym filmie do niczego potrzebny. Opowiadał to co chciał i to teraz bracia Sekielscy muszą sobie i mediom odpowiedzieć na pytanie, po co osią filmu był były funkcjonariusz służb PRL, który sprytnie wykorzystał braci Sekielskich.

Film wystarczyło oprzeć na historii SKOKów. Materiałów o tym i przyczynach problemów w internecie jest od zatrzęsienia. Nie trzeba się było bawić się szpiegowskie historie w filmie i zabaw z ukrytą kamerą.