Nie było gwarancji, że Donald Tusk wystartuje w wyborach prezydenckich. Oczekiwano, że najpóźniej do początku grudnia ogłosi jakie ma zamiary. Tusk decyzję ogłosił w optymalnym okresie, nie zwlekając do ostatniej chwili i unikając niepotrzebnego przeciągania. Wybory parlamentarne za nami i czas by opozycja rozpoczęła proces wskazywania kandydatów. D.Tusk ułatwił to swojemu macierzystemu ugrupowaniu.
Ocena decyzji D.Tuska i jego ewentualnych szans wyborczych wcale nie jest taka łatwa. Chwilami miałem wrażenie, że więcej zgiełku wokół jego ewentualnego kandydowania robiły media niż on sam i politycy PO.
Moim zdaniem to mit, że D.Tusk byłby łatwym celem i rywalem dla A.Dudy. D.Tusk inteligencją i wiedzą przewyższa A..Dudę. Jest niebywale wymagającym intelektualnie rywalem, o czym przekonała się m.in. komisja VAT-owska. Tusk ma szereg przewag nad A.Dudą. Oprócz już wymienionych, są to też: doświadczenie polityczne, sukcesy osobiste jako polityka, czy dokonania na polu makroekonomicznych. Ten ostatni argument może wielu czytelników zaskoczyć. Przypomnę więc, że D.Tusk niebezpieczne dla polskich finansów publicznych skutki kryzysu rozładowywał w sposób zgoła lewicowy i daleki od liberalnych dogmatów. W efekcie, powoli zmniejszaliśmy deficyt do bezpiecznego poziomu w 2015 r., dzięki czemu uniknięto kosztów społecznych i udało utrzymać się wzrost PKB w okresie 2008-2015 na bardzo przyzwoitym poziomie. Czy się to komuś podoba czy nie, byliśmy zieloną wyspą na tle UE. Dane do sprawdzenia.
Na okres rządów koalicji PO-PSL przypadają trudne decyzje. Moim zdaniem świadczy to raczej o odpowiedzialności D.Tuska. Konieczność podwyższenie wieku emerytalnego łatwo uzasadnić. Piłeczkę można łatwo też odbić. PiS i prezydent Duda pozornie tylko ułatwili ludziom życie. Skrócenie wieku zmniejsza kapitał emerytalny. PiS i A.Duda są tego jak najbardziej świadomi, dlatego wprowadzono quasi-składkę, czyli PPK. Politycy PiS jak ognia unikają łączenia tych decyzji. Do tego, nasz emerytalnych kapitał (zamiana OFE na IKE) będzie przez PiS wykorzystany do łatania dziury w finansach publicznych. Trzeba przyznać, że politycy PiS i A.Duda niebywale sprytnie oszukali swój elektorat.
Jeżeli A.Duda wspomniałby o hojności swojej i PiS (500+ itd.) , to warto byłoby mu przypomnieć, że zamiast – co obiecywali w 2015 r. – wycofać się z ‘tuskowego’ podniesienia stawki VAT i tzw. podatku od kopalin, PiS te daniny utrzymał, by mieć z czego finansować 500+.
Moim zdaniem to nie D.Tusk byłby łatwym celem, a raczej A.Duda, który musiałby się w kampanii wyborczej tłumaczyć za grzechy swoje i PiS z okresu 2015-2019.
Politycy PiS i sympatyzujący z nim komentatorzy i media, starają się utrzymywać przekaz sugerujący, że D.Tusk byłby łatwym celem i że to Tusk się wystraszył wyborczej konfrontacji. To odwracanie kota ogonem. Politycy PiS i PR-owcy są świadomi zagrożenia jakim jest Tusk, stąd od początku rządów PiS, krytyka D.Tuska i ciąganie go po przesłuchaniach, były stałymi punktami programu. Obecność D.Tuska w mediach w niemałych stopniu wynikała z działań polityków PiS i mediów sprzyjających tej partii. Rzekłbym, że PiS niebywale mocno zajmował się osobą D.Tuska, jak na polityka, który funkcjonował poza krajową polityką.
Nie można wykluczyć, że problem PiS pojawił się dopiero teraz. Prawdopodobnie aparat medialny PiS nazbyt silnie nastawił się na rywalizację z D.Tuskiem i teraz trzeba będzie przestawić się na innego rywala.
Oczywiście nie ma co ukrywać, że D.Tusk obok wielu zwolenników, ma niemały elektorat negatywny. Można się zżymać na to, że wielu ludzi nie rozumie lub nie chce rozumieć problematyki makroekonomicznej, niebezpieczeństwa populistycznej polityki makroekonomicznej PiS i łamania zasad praworządności. Z faktami nie ma sensu polemizować. Jeżeli D.Tusk miałby wygrać, to podejrzewam, że napięcie trwałoby do chwili ogłoszenia wyników wyborczych.
Warto docenić i zrozumieć decyzję D.Tuska i jego dotychczasową politykę informacyjną w kontekście jego kandydowania i powrotu do krajowej polityki. Mieszają się tu jego polityczne ambicje, do których ma pełne prawo, ale i trzeźwa ocena sytuacji i zdolność do zachowania się jak prawdziwy mąż stanu.
Polityk z takim dorobkiem jak D.Tusk i reprezentujący największe ugrupowanie opozycyjne w wyborach prezydenckich, nie występuje w wyborach tylko po to by zaznaczyć obecność swojej partii na scenie politycznej i przegrać w I turze lub przy znacznej przewadze rywala w II. Nietrudno zrozumieć D.Tuska, że jeżeli miałby startować w wyborach, to przy dużych szansach na wygraną, a nie przeciwnie. Wybory z udziałem Tuska, to nie byłaby zwykła rywalizacja. To byłoby starcie tytanów, odwiecznych rywali. Z jednej strony D.Tusk, uosobienie tego z czym PiS chce walczyć i polityk, który walnie przyczynił się do uświadomienia J.Kaczyńskiemu, że fatalnie wypada w debatach publicznych. Z drugiej strony PiS, ugrupowanie które szuka zemsty za lata politycznych upokorzeń swoich i lidera partii. Trudno się dziwić, że D.Tusk nie miał ochoty takiego starcia przegrać. Przy czym powodem porażki nie byłaby tu jego osoba.
D.Tusk dość długo utrzymywał swoją osobę w grze o fotel prezydencki. Zapewne nie miał ochoty angażować się w batalię, która przy znaczny prawdopodobieństwie skończyłaby się porażką. Sądzę, że on sam dałby z siebie wszystko. Problemem natomiast jest polityczne zaplecze i oczekiwania oraz system ocen i wartości Polaków. To, że D.Tusk jest fighterem, który potrafi zawalczyć i zaryzykować, nie ma wątpliwości.
D.Tusk sondował polityczne zaplecze i poparcie wśród obywateli. Wielu komentatorów zarzucało mu brak zdecydowania, ale moim zdaniem, trudno mu się dziwić. Polityka PO wobec jego osoby była niejednoznaczna. Do tego PO jest partią, która ustępuję narracji PiS i podjęła decyzję o wycofaniu się z krytyki polityki społeczno-gospodarczej tej partii. W efekcie wyniki wyborcze koalicji, w których występuje (i dominuje) PO, trudno uznać za wielki sukces. Spore zmiany na lepsze i celne uderzenia w PiS pojawiły się dopiero w ostatnim okresie (np. krytyka PiS za problemy i niedofinansowanie służby zdrowia). Niestety trudno ocenić, czy jesteśmy świadkami przejęcia przez PO pozycji lidera w nadawaniu tonu politycznym sporom i dyskusji.
D.Tusk od lat funkcjonuje poza PO i zapewne miałby ograniczony wpływu na skład bezpośrednio współpracującego z nim zespołu i działania PO w okresie kampanii wyborczej.
Moim zdaniem warto docenić decyzję D.Tuska, szczególnie gdy weźmie się pod uwagę jej publiczne uzasadnienie. D.Tusk przyznał, że ma świadomość niepopularnych społecznie decyzji jakie podejmował w latach swoich rządów, a co zapewne byłoby wykorzystywane w kampanii wyborczej. Jest też świadom kontrowersji jakie wzbudza jego osoba u części Polaków i co stanowiłoby pewien element ryzyka w kampanii. Szczególnie doceniam zdanie, gdzie sugeruje wskazanie osoby mającej większe od niego szanse na wygraną, biorąc pod uwagę znaczenie tych wyborów dla Polski. Rozumiem, że chodzi tu nie tylko o pozyskanie głosów ZA, ale i nie przyczynianiu się do budowania elektoratu negatywnego.
To bez znaczenia, czy pod szlachetnymi słowami D.Tusk zgrabnie ukrył osobiste obawy przed porażką, niepowodzenie w dogadywaniu się z politykami PO, ocenę działań PO w polityce krajowej, czy też kierował nim interes kraju. Ważne i warte docenienia jest to, że w uzasadnieniu potrafił podać, iż on w obecnej sytuacji może nie gwarantować wyborczego sukcesu i że warto poszukiwać innej osoby.