Solidarna Polska zmieniła nazwę i chyba nikt tego nawet nie zauważył. Cenzura w TV publicznej.

przez | 4 maja 2023

Systemy niedemokratyczne i ich media są okrutne. Właśnie doświadczył tego Zbigniew Ziobro. Oczywiście Polska jest formalnie krajem demokratycznym, ale szereg instytucji tejże demokracji mocno kuleje, na czele z telewizją zwaną publiczną.

Oprócz 3-cio majowego święta, wydarzeniem miała być zmiana nazwy ugrupowania Zbigniewa Ziobry z Solidarnej Polski na Suwerenną Polskę. Media ledwo to odnotowały. Zapewne dlatego, że ugrupowania ma śladowe poparcie. Ponadto było wiadomo, że poza pokrętnym i przepełnionym manipulacjami przekazem, wiele więcej się nie dowiemy. Faktycznie. Chyba też dużym błędem Z.Ziobry był wybór dnia. Z.Ziobro prawdopodobnie wierzył, że media mimowolnie poświęcą mu więcej niż trochę czasu antenowego. Że koalicyjny antagonista ściągnie uwagę. A tu klops. Być może uzyskałby lepszy efekt, wybierając któryś ze ‘zwykłych’ weekendów. Ale mniejsza o to. Najgorsze i najzabawniejsze było chyba to, że jego przekaz w TV publicznej został zmarginalizowany i ocenzurowany.

Wystarczyło spojrzeć na stronę TVPInfo. Trzeba się było sporo nascrollować, żeby dotrzeć do materiału o  kongresie Solidarnej Polski. To nie jedyne upokorzenie jakiego doznał Ziobro. Drugim był dobór materiału, w tym wypowiedzi polityków Solidarnej/Suwerennej Polski. To była ewidentna cenzura. Cytowano tylko wypowiedzi współgrające z przekazem PiS. Krytyka rządu (czy też M.Morawieckiego) za zobowiązania dot. KPO, zostały przemilczane.

To zabawne, ale w za dawnych czasów, gdy TVP była publiczna, Z.Ziobro mógłby dotrzeć ze swoim przekazem do szerszego gremium. A tymczasem…

Usługa (nie)dostępna dla wszystkich obywateli.

przez | 10 kwietnia 2023

Na informację o długotrwałym pobycie męża marszałek sejmu Elżbiety Witek na OIOM w Legnicy oraz na reakcje jakie wywołała można spojrzeć z wielu perspektyw. Ludzkiej, politycznej, moralnej i wielu, wielu innych. Polityczna wydaje się sama cisnąć i tak też należy oceniać reakcję E.Witek, polityków PiS i szeregu instytucji opanowanych przez PiS. Kontratak polityczny i ‘moralny’ jaki przypuszczono ze strony PiSowskiej chyba nie jest przypadkowy. Trudno bronić się przed refleksją, że PiS nie chce by ta sprawa utrzymywała się w mediach. Od oceny moralnej i jednego kluczowego pytania jednak nie sposób uciec.

Sprawa ma długą historię. Wg ustaleń mediów komercyjnych i oświadczenia pani Witek jej mąż przebywa w legnickim OIOMie dwa lata. W całej sprawie trudno o szczegóły, bo ci którzy mogliby coś więcej powiedzieć zasłaniają się przepisami i podają tylko zdawkowe informacje.

Temat budził zainteresowanie lokalnej społeczności i mediów od dawna, ale otaczało go atmosfera tabu. Fala ruszyła, gdy jedna z rodzin zarzuciła szpitalowi, że członek jej rodziny zmarł, ponieważ zbyt długo czekał na przyjęcie na OIOM, gdzie jedno z dziesięciu łóżek zajmuje pan Witek. Zasadność zarzutu to jedna rzecz, a druga – media miały alibi żeby ruszyć w końcu temat i zacząć zadawać politykom i urzędnikom niewygodne pytania. Alibi i tak nie pomogło, bo PiS natychmiast uruchomił machinę hejtu.

Z faktów jakie poznaliśmy (tekst w Onet.pl, ale jako źródło podaje się również Radio Zet) wynika, że stan męża E.Witek wymaga stałej hospitalizacji i wsparcia niektórych funkcji życiowych. To oczywiście bardzo zdawkowe określenia, bo pani Witek i całe otoczenie, które ma jakąś wiedzę na ten temat niewiele chcą mówić. Nie widzę powodu, dla którego należy ukrywać informacje w tej sytuacji. Z dostępnych danych okazało się, że przetrzymywanie kogoś na OIOMie przez ponad 30 dni, to w Polsce niebywała rzadkość. Wg danych NFZ, w ciągu ostatnich pięciu lat przypadków podobnych do opisywanego było raptem 83. Niewiele więcej przekazuje legnicki szpital. Szpital zasłania się formułką: czas przetrzymywania pacjenta na oddziale zależy od decyzji lekarza. Smaczku całej sprawie dodaje fakt, że szefową szpitala jest znajoma pani Witek.

Branie opinii publicznej na współczucie nie ma sensu, jest nieetyczne i nieuczciwe. Pytanie jest proste: co dokładnie dolega mężowi pani Witek i – przede wszystkim – czy służba zdrowia oferuje zwykłym obywatelom taką samą usługę. Pani Witek nam na to pytanie nie odpowie. Twierdzi, że to nie jej decyzja, że to decyzja lekarzy i ona nie wywierała wpływu. Na razie więc trwa spektakl milczenia lub przerzucania się ogólnymi formułkami, co tylko potwierdza, że warto wiercić dalej i przerwać tą idiotyczną zmowę milczenia.

Pozostaje nam jeszcze ocena samej pani Witek. Jej pierwsze reakcje potwierdzają, że jest świadoma wyjątkowego traktowania swojego męża. Byłoby fajnie gdyby ona i cały PiS nam udowodnił, że inni obywatele są tak samo troskliwie traktowani jak jej mąż i rodzina. Pani Witek ma dzięki temu mnóstwo czasu na poświęcanie się polityce i przypominaniu emerytom, że dzięki PiS mają m.in. waloryzację emerytur (co jest oszustwem) i że dostają dwie dodatkowe emerytury. Za 13-tkę i 14-tkę można by pewnie zwiększyć liczbę łóżek na OIOMach, ale to nie dałoby takiego efektu politycznego jak rozdawnictwo.

Jan Paweł II. No i znowu PiS narzuciło opozycji narrację.

przez | 3 kwietnia 2023

Niestety, ale to PiS nadal ustala zasady gry na politycznym boisku. Byłem mocno przekonany, że po wybuchu dyskusji nad stosunkiem JPII do pedofilii w Polsce (po programie wyemitowanym w TVN), PiS raczej nie odważy się obrony papieża wziąć na polityczne sztandary. A jednak. Zapewne sondaże wykazały, że spór o papieża może podbić notowania PiS (i/lub obniżyć opozycji), więc stąd ta ostra zagrywka. Politycy opozycji (pomijam w tym określeniu Konfederację) zareagowali milczeniem lub nieśmiałą krytyką koalicji prawicowej za ‘wciąganie sporu o papieża w bieżącą politykę’. Objawy paniki pojawiły się też w kręgach komentatorów sprzyjających opozycji. Widać słabo ukrywany żal do autorów reportażu w TVN i samej stacji za dostarczenie PiSowi politycznego paliwa. PR-owcy PiS zapewne odpalali szampana, i to nie jednego, po prezencie jaki dostarczyła im stacja TVN.

O ile w kategoriach moralnych mam jak najniższą ocenę zachowania polityków PiS, to politycznie (i przy standardach PiS) ruch jest genialny. PiS uderzył natychmiast w opozycję i fakt, że nie miała ona nic wspólnego z programem TVN, był tu bez znaczenia. Drugim sprytnym zabiegiem PiS jest przemilczanie tolerancji dla pedofilii w sutannach przez JPII i przedstawianie sporu jako ubecki atak na autorytet i wielkiego Polaka. 

Opozycja miała prawo być zaskoczona obrotem sprawy, ale mogła sprawnie kontratakować, by zniechęcić PiS i ludzi Ziobry do nakręcania tematu. Politycy prawicowi i hierarchowie dają od lat powodów, aż nadto. Niestety w opozycji dominuje kalkulacja, obawy i lęk przed prowadzeniem sporu na poziomie PiS. A czas ucieka i pracuje dla partii wchodzących w skład koalicji rządowej.

Przede wszystkim nie wolno się bać i warto mówić prawdę. Mogę zrozumieć, że z politycznego punktu widzenia, krytyka papieża opozycji nie pomoże. Opozycja powinna natychmiast odpowiedzieć ostrym kontratakiem na ludzi, którzy w sejmie bronili papieża trzymając jego wizerunek w dłoniach.

Tematy aż same się proszą. 

Kościół w Polsce wypowiedział się o materiale prezentowanym w TVN grubo bardziej powściągliwie niż politycy prawicowi. Politycy PiS wyszli mocno przed szereg i należy im to uświadomić. Mimo ogromnych transferów społecznych, w Polsce nadal występuje bieda, a niepełnosprawni nie dostają odpowiedniej pomocy. To jest sprzeczne z nauczaniem papieża. Można zestawić wynagrodzenia nominatów PiS w spółkach Skarbu Państwa i zapytać jak wprowadzają w czyn pomoc biednym. Przypomniałbym skandaliczną wypowiedź J.Kaczyńskiego o imigrantach przynoszących zarazki i choroby. Przypomniałbym też przypadki śmierci ludzi przy granicy z Białorusią i bezczelnie sugerował, że to może sam Jezus pojawia się pod postacią brudnych i odrzuconych ludzi. Zaproponowałbym prawicy przedstawienie dokonań JPII i krytyki z jaką się spotykał. Nie jest żadną tajemnicą, że papież w swoim dorobku miał działania (lub powstrzymywanie się od działań), które budziły ogromne kontrowersje. W Polsce nie były one nagłaśniane. Warto zapytać polityków PiS czy na co dzień żyją zgodnie z nauką Kościoła i papieża. A jak wiadomo, rozwodników w PiS nie brakuje (ot chociażby sprawa rozwodu J.Kurskiego). Tą listę niezręcznych pytań można wydłużać. Sądzę, ze wystarczyłoby zestawić zdjęcie J.Kaczyńskiego z papieżem i jego niechlubną wypowiedź o imigrantach i zarazkach. 

Referendum sposobem na liberalizację aborcji.

przez | 4 marca 2023

Wydawało się, że pomysł na rozstrzygnięcie prawa do aborcji za pomocą referendum jest słaby i że znika powoli z przestrzeni publicznej. Wady tego rozwiązania dostrzegła m.in. lewica. Tymczasem Polska2050 i PSL postanowiły przywrócić pomysł pod dyskusję. Słusznie? Nie.

PiS i jej koalicjanci nie przejawiają zainteresowania referendum z co najmniej dwóch powodów. Pierwszy: aborcja powinna być zakazana z powodów światopoglądowych, więc uciekanie się do poznania woli ludu nie ma uzasadnienia ani sensu. Po drugie, jest poważne ryzyko porażki. Stanowisko ugrupowań opozycyjnych i środowisk optujących za liberalizacją prawa do aborcji jest zgoła inne. W tych środowiskach tli się jeszcze przekonanie – mocno wsparte sondażami – , że referendum przyniosłoby sukces z racji dość szerokiej akceptacji prawa do aborcji w społeczeństwie. Pewnym problemem jest tu zakres liberalizacji. Społeczeństwo (tzn. ta jego część, która akceptuje aborcję) jest podzielone w kwestii stopnia liberalizacji. Głos społeczeństwa miałby dać atut rozstrzygającego odwieczny spór “głosu ludu”.

Obawiam się też, że – w przypadku Polski2050 i PSL – referendum jest próbą przerzucenia moralnej odpowiedzialności za aborcję na społeczeństwo. Dla części polityków tych partii referendum byłoby swego rodzaju alibi w przypadku decyzji o liberalizacji prawa do aborcji. Zawsze będzie można powiedzieć, że jest się przeciw, ale społeczeństwo nalega i czas zakończyć aborcyjną wojnę. 

Moim zdaniem referendum ma też wady i niesie ze sobą ryzyka.

Co do zasady, to parlament podejmuje decyzję i referendum niczego tu nie zmienia. Referendum będzie pełniło tylko rolę sondażu opinii społecznej. Wiarygodność sondażu (czyli referendum) zaś będzie mocno uzależniona od listy pytań. Lista z natury rzeczy musi być ograniczona, więc referendum nie da odpowiedzi na wszystkie pytania i wątpliwości. Nie bez znaczenia będzie frekwencja, a w tej kwestii mamy mieszane doświadczenia w Polsce. Wątpię, by Polacy masowo chcieli uczestniczyć w referendum mając świadomość, że niczego ono nie przesądza. W efekcie, referendum może okazać się blamażem, który prawica wykorzysta do ośmieszenia idei i podważenia wyniku.

Dajmy więc sobie spokój z referendum. To politycy muszą wziąć na siebie ciężar decyzji i wprowadzenia jej w życie.

 

 

Problem z popularnością opozycji nie leży w jej elektoracie. Wciąż wielu z nas gotowa jest poświęcić część atrybutów demokracji.

przez | 19 lutego 2023

Ciągłe utyskiwanie na opozycję za brak decyzji o powołaniu wspólnej lity już mnie mierzi. To nie w opozycji jest problem. O czym za chwilę.

Opozycja składa się z kilku ugrupowań/koalicji. Nawet wspólna lista nie daje w nadchodzących wyborach wyraźniej przewagi. Ewentualny opozycyjny rząd będzie stale czuł na plecach oddech PiS oraz będzie musiał zabiegać o wsparcie kilku – obecnie opozycyjnych – ugrupowań. Wspólna lista podnosi szanse odsunięcia PiS od władzy. Tego nikt rozsądny nie kwestionuje. Pytanie tylko, na ile start opozycji z jednej listy jest możliwy. Teoretycznie oczywiście jest. Praktycznie wydaje się może i osiągalny. A w rzeczywistości? Opozycja jest dość zróżnicowana i zróżnicowany jest też jej elektorat. Część sympatyków i polityków lewicy z trudem wyobraża sobie start z PO pod jednym sztandarem. Skoro PO jest – rzekomo – ekonomicznie liberalna, a Hołownia i PSL nazbyt konserwatywni, to co dalej? Hołownia i PSL zrobili ruch wyprzedzający i po prostu zrobili pierwszy krok w kierunku wspólnej listy. Mimo pewnego oburzenia i zaskoczenia w naszym politycznym światku, ruch ten nie powinien być chyba zaskoczeniem. Pozostała oczywiście PO/KO i Lewica. Trudno tu sobie wyobrazić wspólny blok wyborczy.

Wspólny blok wyborczy opozycji jest, jak wspomniałem, teoretycznie możliwy. Warunkiem jest rezygnacja z uprzedzeń u części polityków mniejszy ugrupowań i przekonanie własnych elektoratów do wspólnego wysiłku. Zobaczymy, może opozycja w ostatniej chwili podejmie decyzję o wspólnym starcie. Nie będę jednak zaskoczony, jeżeli skończy się na dwóch (już to byłby sukces) lub trzech listach. Wspólny start ugrupowania Hołowni z PSL już jest małym plusem. Uratowane zostaną głosy sympatyków PSL.

Nie ma co jednak ukrywać, że popularność opozycji ma swoje granice. Jej elektorat jest zróżnicowany i, szybciej niż prawicowy, gotów jest strzelić focha, jeżeli wyborczy program lub wyborcza konfiguracja mu się nie spodoba. Wbrew wielu krytykom opozycji, daleki jestem od jej krytyki. Problemem w Polsce nie jest opozycja i jej elektorat, a bardziej poglądy i priorytety sympatyków PiS. PiS skupił wokół siebie ludzi za pomocą strachów, prymitywnego patriotyzmu, niewiedzy, fałszywie pojmowanego konserwatyzmu i – nie ma co ukrywać – hojnego rozdawnictwa. PiS pokazał nam, że – niestety – niemała część polskiego społeczeństwa gotowa jest poświęcić pewne atrybuty demokracji i wolności słowa, za poczucie silnej władzy i finansowe wsparcie. Dlatego też nie przepadam za ciągłym samobiczowaniem się na opozycji i w części komentatorskiego świata. Drażni mnie ten lęk przed krytyką sympatyków PiS. Nie ukrywajmy przed nimi, że nie interesuje ich sytuacja finansowa państwa, że akceptują pół-autorytarną władzę i uwłaszczanie się tejże na państwowym majątku i że łatwo nimi manipulować.

Ja po prostu chciałbym, żeby opozycja odsunęła PiS od władzy, ale nie będę robił dramatu, jeżeli tak się jesienią nie stanie. Jeżeli Polakom rządy PiS odpowiadają i odpowiada im jak się z nich robi idiotów, to trudno. Wiem, że – przykładowo – wielu emerytów ceni sobie finansowe wsparcie dane za czasów PiS. Pocieszeniem dla mnie jest to, że jest też niemała część emerytów, która na czele listy swoich priorytetów nie stawia pieniędzy.

Raz partii pomógł. Raz zaszkodził.

przez | 13 lutego 2023

No nie powiem. Zaproponowane przez R.Sikorskiego rozstrzygnięcie sporu o przeprosiny ze strony J.Kaczyńskiego, to był majstersztyk. J.Kaczyński został zmuszony do respektowania wyroków i skusił się na upokarzającą propozycję. No, może nie tyle sama propozycja ośmieszała Kaczyńskiego, co pójście po najmniejszej linii oporu w wykonaniu tego ostatniego. Ale z R.Sikorskim jest ten problem, że czasami nad jego inteligencją góruje temperament polityczny i niezdrowa ambicja.

Wg wyników śledztwa dziennikarskiego, Sikorski od 2017 r. dorabia sobie po 100 tys. dol. rocznie za udział/doradzanie (?) w Sir Bani Yas Forum, forum dyskusyjnym organizowanym przez rząd Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Oczywiście każdemu wolno wszystko, jeśli tylko płaci od tego podatki. Sikorski płaci i, faktycznie, nie można powiedzieć, aby udział w tym prestiżowym gronie był tajemnicą. O ile tajemnicą nie był, to R.Sikorski nie obnosił się z udziałem w Sir Bani Yas Forum w mediach, w tym w mediach społecznościowych. I trudno się dziwić, bo nie stawia to polityka PO w najlepszym świetle.

Z informacji jakie udało się dziennikarzom zebrać o Forum z ZEA wynika, że to forma panelu dyskusyjnego pod patronatem ZEA. Forum zrzesza głównie osoby, które trwale lub przejściowo utraciły prestiżowe stanowiska w polityce i gospodarce, ale wciąż mają lub mogą  mieć znaczenie w polityce międzynarodowej, przynajmniej na poziomie regionalnym. W rzeczywistości wygląda na to, że jest to jedna z form budowania wizerunku rządu ZEA na arenie międzynarodowej i – wiele na to wskazuje – miękkiego lobbingu. Dla uczestników Forum zaś, udział w nim daje poczucie prestiżu, udziału w wielkim świecie polityki i…., no właśnie, znaczne pieniądze.

R.Sikorski musiał mieć sporo wątpliwości natury etycznej i moralnej, skoro nie chwalił się udziałem w tak zacnym gronie. Trudno się dziwić. Obserwując tego polityka mam nieodparte wrażenie, że jego największymi wrogami są jego ego, polityczny temperament oraz ambicja. W całym tym sporze o Sikorskiego nie chodzi bynajmniej tylko o danie okazji politykom PiS do ostrzeliwania PO. R.Sikorski nieco przesadził i był tego świadom. Musi dokonać wyboru.

R.Sikorski pomógł J.Kaczyńskiemu wyjść z niezręcznej sytuacji.

przez | 1 lutego 2023

Równolegle z poinformowaniem opinii publicznej o uiszczeniu 50 tys. kary z tytułu przegranego procesu z R.Sikorskim, J.Kaczyński powinien podziękować mu za ulgowe potraktowanie i wskazanie drogi wyjścia z fatalnej wizerunkowo sytuacji. Znając temperament polityczny Sikorskiego i antypatię do PiS, ten odruch serca jest zaskakujący. Chociaż, w tym geście Sikorskiego trudno nie dostrzec drugiego dna. J.Kaczyński zapędził się w tym sporze w ślepy zaułek i musiał wyjść z tego sporu na warunkach Sikorskiego. Wielki Strateg przegrał i to sromotnie. Na własne życzenie. Już nawet nie chodzi o przyczynę sporu, czyli pomówienie i zarzut zdrady dyplomatycznej. J.Kaczyński po przegranej sprawie mógł zakończyć temat szybciej i przy radykalnie niższych kosztach niż ostateczna stawka Onetu, czyli ok. 700 tys. za publikację przeprosin.

J.Kaczyński próbował początkowo lekceważyć prawo, ociągając się z wykonaniem wyroku. Nie pomogło. Wobec tego PiS podjął się próby zmiany prawa pod prezesa (chodzi o modyfikację zasad realizacji tego typu przeprosin). Też nie pomogło. Opozycja i media wychwyciły ‘lex Kaczyński’ i nagłośniły przed opinią publiczną. Skandal zrobił się więc podwójny i najwyraźniej zapadła w otoczeniu Kaczyńskiego decyzja o jak najszybszym zakończeniu sprawy. Całe szczęście, że zlitował się R.Sikorski. Otworzył Kaczyńskiemu niezwykle upokarzającą ścieżkę wyjścia. Napisałem ‘w otoczeniu Kaczyńskiego’, bo podejrzewam, że on sam dostawał drgawek na myśl, że musi zakończyć temat na warunkach Sikorskiego. Inaczej się nie dało.

J.Kaczyński i jego otoczenie podchodzą do tematu zapewne PRowo. Sprawa przegranej z Sikorskim i odkładania realizacji wyroku sądowego oraz wyłapania przez media ‘lex Kaczyński’, stawiała prezesa PiS i jego partię w fatalnym świetle. A Sikorski?

R.Sikorski przeżywa dni triumfu. Zasłużenie. Udowodnił J.Kaczyńskiemu pomówieniu, czyli tak naprawdę kłamstwo. Potem uparł się, że Kaczyński zastosuje się do wyroku sądowego. Udało się. I na zakończenie, wobec żali medialnych prezesa o koszt publikacji przeprosin, zlitował się i ograniczył kwotę do 50 tys. zł oraz cel wpłaty łatwy do zaakceptowania dla Kaczyńskiego. Warto docenić rezygnację z przeprosin.

Kaczyński dostał kolejną nauczkę, że kłamstwo w życiu publicznym nie popłaca. Sikorski zaś wie, że dowolną ilość razy będzie mógł prezesowi PiS przypominać jaką wyświadczył mu, co by tu nie mówić, łaskę.

Reaktywacja Piotra Kraśki

przez | 26 grudnia 2022

Trzeba przyznać, że Piotr Kraśko spotkał się z wyjątkową wyrozumiałością ze strony macierzystej stacji. Mowa o TVN oczywiście. Można przypuszczać, że stacja przed decyzją o przywróceniu P.Kraśki na pierwszą linię, zbadała również nastawienie widzów. Wygląda na to, ze osobowość P.Kraśki i klimat jaki roztacza, wciąż cieszą się uznaniem istotnej części widzów TVN. Powrót P.Kraśki przed kamery odbywa się stopniowo. Jednym z kulminacyjnych punktów był udział Piotra Kraśki kilka dni temu w programie DDTVN prowadzonym przez parę Dorota Wellman – Marcin Prokop. To miało być oczyszczenie, wyznanie win, przeproszenie i wzbudzenie współczucia w jednym. Ustawką i reżyserowanym spektaklem pachniało na odległość. Owszem, padały ostre pytania, ale i wiele wypowiedzi Kraśki pozostało bez oceny lub po prostu padały przygotowane pytania o jego zdrowie. Piotr Kraśko pozwalał sobie na wątpliwej jakości relatywizacje i próby budzenia współczucia zdrowotnymi przejściami i moralnym przekazem. Piotr Kraśko przyznał się do depresji, która to dolegliwość staje się już standardem u celebrytów, którzy próbują ratować swój wizerunek.

Moim zdaniem warto się zastanowić, czy aby TVN i Piotr Kraśko nie przekroczyli bariery dobrego smaku i zasad. Ta sama uwaga tyczy się tej części widzów, którzy podzielają decyzję stacji. Jesteśmy świadkami spektaklu, który ma wprawić widownię w stan współczucia i niemal odpowiedzialności za dotychczasowe i dalsze losy zawodowe Piotra Kraśki. Zrobił się z tego spektakl upadku człowieka i dowartościowania widowni możliwością podniesienia kciuka do góry w finałowej scenie.

Czy TVN słusznie postępuje?

Piotr Kraśko przez kilka lat nie rozliczał poprawnie podatków i również przez kilka lat prowadził samochód po utracie prawa jazdy. W DDTVN kwestie podatkowe tłumaczył nieprawidłowościami po stronie rozliczającej go firmy. Po doliczeniu odsetek i kolejnych ujawnionych faktur uzbierało mu się 850,0 tys. zł zaległości podatkowych. Jakim cudem można nie zauważyć takiej kwoty? Jakim cudem można tak lekkomyślnie podchodzić do rozliczania podatków? Trudniej komentować jazdę bez uprawnień. Czy ten człowiek nie zdawał sobie sprawy z awantury jaka wybuchnie w mediach po ujawnieniu tych faktów? P.Kraśko to od lat czołowa twarz TVN i wygląda na to, że tą twarzą chce pozostać. Stacja zdaje się na to zezwalać mimo, iż wiarygodność TVN została poważnie nadwątlona.

Postać P.Kraśki jest mocno przeceniania w TVN. Sądzę, że kojarzymy go głównie z prezencją, klasą i wysoką kulturą. Uosabiał coś czego w mediach wielu z nas szuka. Jego przygodę w programach komentatorskich (polityka, gospodarka itd.) uważam za nietrafioną. Komentarze były na ogół powierzchowne, banalne, nacechowane sztuczną emocjonalnością. Widać było, że P.Kraśko nie poświęca zbyt wiele czasu na pogłębianie wiedzy w tematach, które komentuje. Po ujawnionych grzechach prawno-podatkowych, nie wyobrażam sobie by znowu swoim emocjonalnym uniesionym głosem utyskiwał na naruszaniem prawa w Polsce.

Nie rozumiem stacji TVN w uporze nad powrotem P.Kraśki na pierwszą linię. P.Kraśko po prostu ośmieszył TVN, która to stacja zrobiła go jednym ze swoich filarów. Na prawicy jest teraz niezły –  uzasadniony – ubaw i kpina z walki o praworządność w TVN.

Czy P.Kraśko faktycznie jest taką osobowością, o którą warto walczyć? Jeżeli faktycznie P.Kraśko ma taką wartość dla mediów, to dlaczego nie odszedł do konkurencji? Dlaczego tak usilnie chce wrócić przed kamery TVN? A może jego wartość rynkowa wcale nie jest tak duża? Miejsce gdzie wraca i kiepski styl w jakim to robi sugerują, że wartość rynkowa jego osoby była i jest mocno przeceniana i ma on tego świadomość.

Samego P.Kraśkę można zrozumieć, przyjmując oczywiście jego perspektywę. Facet był medialną osobowością, zarabiał na wizerunku monstrualne pieniądze i chce tak żyć dalej. Przywracanie P.Kraśki przed kamery stawia pytania o standardy moralności w TVN i w świecie celebrytów. Doprawdy nie można mu było znaleźć miejsca gdzieś z drugiej strony kamery? W Warszawie nie znalazłby pracy? A może po prostu i banalnie, chodzi o poziom życia do jakiego wielu celebrytów chorobliwie się przywiązuje.

Partia, która zapomniała o godności.

przez | 11 grudnia 2022

Jarosław Gowin zrezygnował z szefowania Porozumieniu. Jego funkcję przejęła Magdalena Środa. Czy to koniec przygody J.Gowina w polityce? Nie ma co ukrywać, że wypadł z I ligi. Zresztą jego partia również. Po rozstaniu z PiS próbował kreować się na opozycjonistę i jednego z liderów opozycji, ale nic z tego nie wyszło. I słusznie. To oznacza, że jakaś jeszcze moralność w polityce istnieje. J.Gowin pojawił się na konferencji opozycji w połowie października. To był przejaw jego nadziei w skuteczność przebudowy wizerunku i dowód politycznego tupetu. Po spotkaniu padało pytanie: co niedawny koalicjant PiSu robi na spotkaniu opozycji? Obecności Gowina próbował bronić i uzasadniać były prezydent B.Komorowski. Bezskutecznie. Poza PSL-em nikt z opozycji  z partią Gowina współpracować nie chce.  Zresztą, to domniemanie raczej niż fakt, bo politycy PLS nie tyle deklarują zainteresowanie współpracą z Porozumieniem, co się od niej nie odżegnują.

Jak na swoją mikroskopijną wartość w polityce, J.Gowin dość długo w niej funkcjonuje i osiągał znaczne funkcje ministerialne w obydwu koalicjach, które rządziły Polską w ostatnich kilkunastu latach. On sam i wielu obserwatorów sceny politycznej widzieli w nim chyba nadzieję na utworzenie centrowej partii konserwatywnej. Czegoś między PO a PiS. Czegoś, co zepchnie twory takie jak PiS do poziomu niezagrażającego Polsce. Niezagrażającego demokracji i praworządności. Z perspektywy lat można przyznać, że ta wiara była naiwna, a Gowin był kolejnym politykiem, które tylko to potwierdził.

By tworzyć alternatywę konserwatywną dla PiS trzeba mieć jakiś moralny kręgosłup. J.Gowin i politycy jego partii go nie mają. W świecie PO-PIS zamiast proponować coś nowego jak kilka innych ugrupowań, Porozumienie poszło na współpracę z PiS. Teraz J.Gowin i jego ludzie kreują się na krytyków PiS i tego co PiS zrobił z Polską, ale przez kilka lat grzecznie akceptowali to niszczenie i zawłaszczanie państwa w sejmie. To, że w kilku przypadkach ludzie Gowina sprzeciwili się Kaczyńskiemu (np. wybory kopertowe) wygląda doprawdy blado i śmiesznie na tle akceptowania setek zmian okaleczających praworządność. Trzeba też pamiętać, że Porozumienie nie odeszło z koalicji prawicowej, tylko zostało z niej wyrzucone. Nowa szefowa Porozumienia nawet tuż przed wyrzuceniem z koalicji jak ognia unikała krytyki Kaczyńskiego i PiS. I to wtedy, kiedy politycy PiS kpili z Porozumienia na całego.

Porozumienie żadnej wartości politycznej nie ma. Jest moralnym bankrutem, który próbuje zmienić front i podszywa się pod opozycję z nadzieją na przetrwanie w polityce. Z całym szacunkiem, ale nowa szefowa partii niczym szczególnym przez kilka ostatnich lat się nie wykazała. Jako jedna z bardziej znanych twarzy Porozumienia, po prostu tylko częściej występowała w mediach. Niestety były to zawsze niejednoznaczne i ogólnikowe wypowiedzi, w których unikała krytyki prawicowych koalicjantów.

Nikt po tym ugrupowaniu i jego członkach płakać nie będzie. Nikt nie zauważy zniknięcia tej partii.

Andrzej Spolegliwy. Co mówią o prezydencie ujawnione rozmowy telefoniczne.

przez | 30 listopada 2022

Prezydent Andrzej Duda po raz drugi (a przynajmniej o tylu przypadkach wiemy) dał się nabrać telefonicznym żartownisiom. Zasłużenie prezydentowi i jego służbom oberwało się za procedury bezpieczeństwa. Czy tych procedur brak, czy nikt ich nie przestrzega, czy też wokół prezydenta są nieodpowiedzialni ludzie, nie będę już dociekał. Ujawnione w mediach rozmowy z rzekomym sekretarzem ONZ i – najnowsza – z rzekomym prezydentem Francji ujawniają coś co media z grzeczności i chyba z niewłaściwie pojmowanej kultury i zasad, pomijają. Otóż prezydent zdaje się być dość spolegliwy w ujawnionych rozmowach. Brak mu asertywności i odwagi. Z zasady oddaje inicjatywę w rozmowie drugiej stronie. W najnowszej wpadce nasz prezydent nawet nie pyta niby-Macrona w jakim celu dzwoni, tylko od razu opowiada co się wydarzyło w Polsce. Najnowsza rozmowa potwierdziła, że prezydent nie ma odwagi przejąć inicjatywy w rozmowie lub przynajmniej zadbać, by być na równych prawach co dzwoniący. Przykry jest brak reakcji (jakaś forma uwagi) na głupie żarty, prostackie wstawki czy próby oceny głów innych państw itp. Rozmowa z niby-Macronem kończy się krytyką W.Żełeńskiego, na którą nasz prezydent nie odpowiada i się rozłącza. Mógłbym tak dłużej, ale już nie będę się nadmiernie pastwił nad prezydentem.

A.Duda ewidentnie powinien przejść kurs asertywności i zasad prowadzenia rozmów na najwyższych szczeblach. Biorąc pod uwagę nienajlepszy angielski, jakimś ratunkiem byłaby rozmowa za pośrednictwem tłumacza. Sam fakt mówienia po angielsku zdaje się tak pochłaniać uwagę prezydenta, że traci kontrolę nad merytoryczną stroną rozmowy. Udział tłumacza dałby prezydentowi więcej czasu na odpowiedź i analizę intencji rozmówcy oraz przejęcie inicjatywy. 

Nie widzę powodów, żeby A.Dudę oszczędzać. Nie czepiam się angielskiego. Nie przeszkadza mi ewentualne korzystanie z tłumacza przez prezydenta. Natomiast nie ma co ukrywać, że jest ogromny kontrast między publicznymi wypowiedziami prezydenta, gdzie ma zwyczaj popadać w teatralną bufonadę, a spolegliwą postawą jaką niemal automatycznie przyjmuje w rozmowach z głowami państw i międzynarodowych organizacji. Trudno uwierzyć, że A.Duda w innych rozmowach na najwyższym szczeblu zachowuje się inaczej. 

Zachowanie prezydenta może i nie powinno dziwić. W polityce krajowej, A.Duda zdecydowanie lepiej czuje się w roli jednego z wielu wykonawców woli J.Kaczyńskiego, niż w roli autorytetu czy solisty. Taką niestety osobowość (charakter?) ma nasz prezydent.