Poznaliśmy wartość naszej obrony powietrznej i skalę niebezpiecznego dla Polski cynizmu polityków PiS.

przez | 17 maja 2023

Wystarczyły dwa czy trzy incydenty i błyskawicznie się dowiedzieliśmy ile jest warta obrona powietrzna kraju i jak bezwartościowe jest wojskowo-patriotyczne zadęcie obecnej ekipy rządowej oraz prezydenta.

Przypomnę tylko. Prezydent Duda na zmianę z ministrem Błaszczakiem od wybuchu wojny w Ukrainie non stop powtarzali przy lada okazji jak jesteśmy bezpieczni i że Rosjanie nawet kulki śniegu nie odważą się przerzucić na naszą stroną. A tu bach, spadła rosyjska rakieta, przeleciała pół kraju, a mundurowi nie potrafili nawet ustalić gdzie spadła. Totalna cisza z nadzieją, że sprawa nie dotrze do niezależnych mediów. Nie chcę już snuć scenariuszy, co by było gdyby. Na nasze szczęście, była to tylko atrapa. Czy Rosjanie skierowali ją nasze terytorium celowo czy był to przypadek, też mało istotne. Rosjanie już wiedzą, że obrona jest dziurawa, a wojsko i władza polityczna ma poważne problemy na polu decyzyjnym, wymiany informacji oraz że władza ma patologiczną skłonność do oszukiwania obywateli. Warunki wprost idealne do kolejnej prowokacji lub celowych zniszczeń. Nadęci politycy PiS nie wezwali nawet dyplomatów rosyjskich do MSZ-tu. Incydent z balonem znad Białorusi czy prowokacja dotycząca samolotu Straży Granicznej pokazują, tylko potwierdzają powyższe wnioski i refleksje.

Owszem, takie incydenty się zdarzają. Nie są i nie mogą być przyczyną wybuchu konfliktu. Tylko po co ta cała fanfaronada patriotyczna i wygadywanie głupot o bezpiecznym polskim niebie. Obrona powietrzna nigdzie na świecie nie jest idealnie szczelna i wystarczyło uprzedzić obywateli, że mogę się zdarzać incydenty i że musimy w takich sytuacjach zachować spokój.

Sprawa rosyjskiej rakiety jest na dodatek potężną polityczną wpadką PiS. Około miesiąc przed incydentem w Polsce trwała głupia i małostkowa kampania dotycząca propozycji Niemiec zmierzającej do poprawy obrony powietrznej kraju. Z obecnej perspektywy wygląda to fatalnie.

Być może sympatycy PiS zadadzą sobie pytanie, czy zamiast pompować mld zł socjalu w ramach 500+ i dodatkowych emerytur, można było poprawić obronność kraju.

Ryszard Petru rozważa powrót do życia politycznego. Wystawił ofertę.

przez | 6 maja 2023

Ryszard Petru szuka nowego sposobu na życie i wystawił swoją ofertę. Zaproponował siebie w senacie. Słowo wystawił oznacza pasywną postawę, czyli oczekiwanie na propozycje. Jestem po lekturze wywiadu z nim w Gazecie Wyborczej i trudno mi było oprzeć się wrażeniu, że nie chciało mu się nawet przygotować poglądów na kampanię.  

R.Petru w polityce już był. Jego Nowoczesna była hitem dwie kadencje temu. W 2015 Nowoczesna uzyskała w wyborach do sejmu prawie 8% i 28 miejsc. W kolejnych miesiącach uzyskiwała w sondażach wyniki na poziomie 20%. To była bardziej liberalna wersja PO. Przynajmniej w deklaracjach. Ugrupowanie dość szybko straciło wyrazistość i z biegiem czasu różnica między PO a Nowoczesną się zacierała. W niemałym stopniu m.in. z winy samego R.Petru, który miał problemy z artykułowaniem swoich poglądów. Jak cała opozycja, z biegiem czasu ulegał narracji PiS. Powoli też ‘indywidulane ścieżki rozwoju’ realizowała część wprowadzonych przez niego polityków. Ugrupowanie zaczęło się roztapiać. 

R.Petru miał tą przysłowiową jedną szansę na tysiąc osiągnąć sukces. Miał swoje 5 minut w polityce. Sprzyjała mu nawet opinia publiczna, z której część szukała alternatywy dla PO. Jak można było nie wykorzystać takiej szansy? Nie wiem. 

Teraz chce wrócić do polityki i znowu pod postacią liberała. Widzi się w senacie, co potwierdza iż ma świadomość, że w polityce może już tylko występować jako solista. Na odegranie innej roli nie ma też już chyba ochoty. Podejrzewam, że uważa się za osobę politycznie atrakcyjną. W 2015 dostał 128 tys. głosów w okręgu stołecznym, co faktycznie jest wynikiem godnym szacunku. Słusznie zauważył też, że w rozsądnym elektoracie opozycji (pomijam sympatyków Konfederacji) jest zapotrzebowanie na liberałów. 

Z wywiadu można odnieść wrażenie jakby swój ponowny polityczny coming out traktował jako ofertę i czeka na propozycję od partii opozycyjnych. Niestety z tego samego wywiadu aż wieje brakiem politycznych pomysłów. Całym pomysłem na Polskę po wyborach jest prywatyzacja, szybkie zmiany, powolne rozmontowanie (redukcja) polityki socjalnej PiS i szereg nic niemówiących ogólników. Można było odnieść wrażenie, że on sam czuje się osobowością polityczną, która pomoże uzyskać opozycji większość w senacie i jakoś nie ma ochoty i czasu wgłębiać się w program. Mnie wywiad merytorycznie bardzo rozczarował.

Czy R.Petru ma polityczną wartość dla opozycji? Jakąś zapewne ma. Wciąż ma pewną rozpoznawalność, ale wątpię, by osiągnął sukces jak przed laty. Obawiam się jednak, że wielu polityków ciężko pracujących w parlamencie i lokalnie, może nie być zadowolona z wpuszczania na listy R.Petru. No chyba, że R.Petru chce startować na własny koszt, to już inna historia, ale i spore wydatki oraz ciężka przedwyborcza praca. 

 

 

Solidarna Polska zmieniła nazwę i chyba nikt tego nawet nie zauważył. Cenzura w TV publicznej.

przez | 4 maja 2023

Systemy niedemokratyczne i ich media są okrutne. Właśnie doświadczył tego Zbigniew Ziobro. Oczywiście Polska jest formalnie krajem demokratycznym, ale szereg instytucji tejże demokracji mocno kuleje, na czele z telewizją zwaną publiczną.

Oprócz 3-cio majowego święta, wydarzeniem miała być zmiana nazwy ugrupowania Zbigniewa Ziobry z Solidarnej Polski na Suwerenną Polskę. Media ledwo to odnotowały. Zapewne dlatego, że ugrupowania ma śladowe poparcie. Ponadto było wiadomo, że poza pokrętnym i przepełnionym manipulacjami przekazem, wiele więcej się nie dowiemy. Faktycznie. Chyba też dużym błędem Z.Ziobry był wybór dnia. Z.Ziobro prawdopodobnie wierzył, że media mimowolnie poświęcą mu więcej niż trochę czasu antenowego. Że koalicyjny antagonista ściągnie uwagę. A tu klops. Być może uzyskałby lepszy efekt, wybierając któryś ze ‘zwykłych’ weekendów. Ale mniejsza o to. Najgorsze i najzabawniejsze było chyba to, że jego przekaz w TV publicznej został zmarginalizowany i ocenzurowany.

Wystarczyło spojrzeć na stronę TVPInfo. Trzeba się było sporo nascrollować, żeby dotrzeć do materiału o  kongresie Solidarnej Polski. To nie jedyne upokorzenie jakiego doznał Ziobro. Drugim był dobór materiału, w tym wypowiedzi polityków Solidarnej/Suwerennej Polski. To była ewidentna cenzura. Cytowano tylko wypowiedzi współgrające z przekazem PiS. Krytyka rządu (czy też M.Morawieckiego) za zobowiązania dot. KPO, zostały przemilczane.

To zabawne, ale w za dawnych czasów, gdy TVP była publiczna, Z.Ziobro mógłby dotrzeć ze swoim przekazem do szerszego gremium. A tymczasem…

Usługa (nie)dostępna dla wszystkich obywateli.

przez | 10 kwietnia 2023

Na informację o długotrwałym pobycie męża marszałek sejmu Elżbiety Witek na OIOM w Legnicy oraz na reakcje jakie wywołała można spojrzeć z wielu perspektyw. Ludzkiej, politycznej, moralnej i wielu, wielu innych. Polityczna wydaje się sama cisnąć i tak też należy oceniać reakcję E.Witek, polityków PiS i szeregu instytucji opanowanych przez PiS. Kontratak polityczny i ‘moralny’ jaki przypuszczono ze strony PiSowskiej chyba nie jest przypadkowy. Trudno bronić się przed refleksją, że PiS nie chce by ta sprawa utrzymywała się w mediach. Od oceny moralnej i jednego kluczowego pytania jednak nie sposób uciec.

Sprawa ma długą historię. Wg ustaleń mediów komercyjnych i oświadczenia pani Witek jej mąż przebywa w legnickim OIOMie dwa lata. W całej sprawie trudno o szczegóły, bo ci którzy mogliby coś więcej powiedzieć zasłaniają się przepisami i podają tylko zdawkowe informacje.

Temat budził zainteresowanie lokalnej społeczności i mediów od dawna, ale otaczało go atmosfera tabu. Fala ruszyła, gdy jedna z rodzin zarzuciła szpitalowi, że członek jej rodziny zmarł, ponieważ zbyt długo czekał na przyjęcie na OIOM, gdzie jedno z dziesięciu łóżek zajmuje pan Witek. Zasadność zarzutu to jedna rzecz, a druga – media miały alibi żeby ruszyć w końcu temat i zacząć zadawać politykom i urzędnikom niewygodne pytania. Alibi i tak nie pomogło, bo PiS natychmiast uruchomił machinę hejtu.

Z faktów jakie poznaliśmy (tekst w Onet.pl, ale jako źródło podaje się również Radio Zet) wynika, że stan męża E.Witek wymaga stałej hospitalizacji i wsparcia niektórych funkcji życiowych. To oczywiście bardzo zdawkowe określenia, bo pani Witek i całe otoczenie, które ma jakąś wiedzę na ten temat niewiele chcą mówić. Nie widzę powodu, dla którego należy ukrywać informacje w tej sytuacji. Z dostępnych danych okazało się, że przetrzymywanie kogoś na OIOMie przez ponad 30 dni, to w Polsce niebywała rzadkość. Wg danych NFZ, w ciągu ostatnich pięciu lat przypadków podobnych do opisywanego było raptem 83. Niewiele więcej przekazuje legnicki szpital. Szpital zasłania się formułką: czas przetrzymywania pacjenta na oddziale zależy od decyzji lekarza. Smaczku całej sprawie dodaje fakt, że szefową szpitala jest znajoma pani Witek.

Branie opinii publicznej na współczucie nie ma sensu, jest nieetyczne i nieuczciwe. Pytanie jest proste: co dokładnie dolega mężowi pani Witek i – przede wszystkim – czy służba zdrowia oferuje zwykłym obywatelom taką samą usługę. Pani Witek nam na to pytanie nie odpowie. Twierdzi, że to nie jej decyzja, że to decyzja lekarzy i ona nie wywierała wpływu. Na razie więc trwa spektakl milczenia lub przerzucania się ogólnymi formułkami, co tylko potwierdza, że warto wiercić dalej i przerwać tą idiotyczną zmowę milczenia.

Pozostaje nam jeszcze ocena samej pani Witek. Jej pierwsze reakcje potwierdzają, że jest świadoma wyjątkowego traktowania swojego męża. Byłoby fajnie gdyby ona i cały PiS nam udowodnił, że inni obywatele są tak samo troskliwie traktowani jak jej mąż i rodzina. Pani Witek ma dzięki temu mnóstwo czasu na poświęcanie się polityce i przypominaniu emerytom, że dzięki PiS mają m.in. waloryzację emerytur (co jest oszustwem) i że dostają dwie dodatkowe emerytury. Za 13-tkę i 14-tkę można by pewnie zwiększyć liczbę łóżek na OIOMach, ale to nie dałoby takiego efektu politycznego jak rozdawnictwo.

Jan Paweł II. No i znowu PiS narzuciło opozycji narrację.

przez | 3 kwietnia 2023

Niestety, ale to PiS nadal ustala zasady gry na politycznym boisku. Byłem mocno przekonany, że po wybuchu dyskusji nad stosunkiem JPII do pedofilii w Polsce (po programie wyemitowanym w TVN), PiS raczej nie odważy się obrony papieża wziąć na polityczne sztandary. A jednak. Zapewne sondaże wykazały, że spór o papieża może podbić notowania PiS (i/lub obniżyć opozycji), więc stąd ta ostra zagrywka. Politycy opozycji (pomijam w tym określeniu Konfederację) zareagowali milczeniem lub nieśmiałą krytyką koalicji prawicowej za ‘wciąganie sporu o papieża w bieżącą politykę’. Objawy paniki pojawiły się też w kręgach komentatorów sprzyjających opozycji. Widać słabo ukrywany żal do autorów reportażu w TVN i samej stacji za dostarczenie PiSowi politycznego paliwa. PR-owcy PiS zapewne odpalali szampana, i to nie jednego, po prezencie jaki dostarczyła im stacja TVN.

O ile w kategoriach moralnych mam jak najniższą ocenę zachowania polityków PiS, to politycznie (i przy standardach PiS) ruch jest genialny. PiS uderzył natychmiast w opozycję i fakt, że nie miała ona nic wspólnego z programem TVN, był tu bez znaczenia. Drugim sprytnym zabiegiem PiS jest przemilczanie tolerancji dla pedofilii w sutannach przez JPII i przedstawianie sporu jako ubecki atak na autorytet i wielkiego Polaka. 

Opozycja miała prawo być zaskoczona obrotem sprawy, ale mogła sprawnie kontratakować, by zniechęcić PiS i ludzi Ziobry do nakręcania tematu. Politycy prawicowi i hierarchowie dają od lat powodów, aż nadto. Niestety w opozycji dominuje kalkulacja, obawy i lęk przed prowadzeniem sporu na poziomie PiS. A czas ucieka i pracuje dla partii wchodzących w skład koalicji rządowej.

Przede wszystkim nie wolno się bać i warto mówić prawdę. Mogę zrozumieć, że z politycznego punktu widzenia, krytyka papieża opozycji nie pomoże. Opozycja powinna natychmiast odpowiedzieć ostrym kontratakiem na ludzi, którzy w sejmie bronili papieża trzymając jego wizerunek w dłoniach.

Tematy aż same się proszą. 

Kościół w Polsce wypowiedział się o materiale prezentowanym w TVN grubo bardziej powściągliwie niż politycy prawicowi. Politycy PiS wyszli mocno przed szereg i należy im to uświadomić. Mimo ogromnych transferów społecznych, w Polsce nadal występuje bieda, a niepełnosprawni nie dostają odpowiedniej pomocy. To jest sprzeczne z nauczaniem papieża. Można zestawić wynagrodzenia nominatów PiS w spółkach Skarbu Państwa i zapytać jak wprowadzają w czyn pomoc biednym. Przypomniałbym skandaliczną wypowiedź J.Kaczyńskiego o imigrantach przynoszących zarazki i choroby. Przypomniałbym też przypadki śmierci ludzi przy granicy z Białorusią i bezczelnie sugerował, że to może sam Jezus pojawia się pod postacią brudnych i odrzuconych ludzi. Zaproponowałbym prawicy przedstawienie dokonań JPII i krytyki z jaką się spotykał. Nie jest żadną tajemnicą, że papież w swoim dorobku miał działania (lub powstrzymywanie się od działań), które budziły ogromne kontrowersje. W Polsce nie były one nagłaśniane. Warto zapytać polityków PiS czy na co dzień żyją zgodnie z nauką Kościoła i papieża. A jak wiadomo, rozwodników w PiS nie brakuje (ot chociażby sprawa rozwodu J.Kurskiego). Tą listę niezręcznych pytań można wydłużać. Sądzę, ze wystarczyłoby zestawić zdjęcie J.Kaczyńskiego z papieżem i jego niechlubną wypowiedź o imigrantach i zarazkach. 

Referendum sposobem na liberalizację aborcji.

przez | 4 marca 2023

Wydawało się, że pomysł na rozstrzygnięcie prawa do aborcji za pomocą referendum jest słaby i że znika powoli z przestrzeni publicznej. Wady tego rozwiązania dostrzegła m.in. lewica. Tymczasem Polska2050 i PSL postanowiły przywrócić pomysł pod dyskusję. Słusznie? Nie.

PiS i jej koalicjanci nie przejawiają zainteresowania referendum z co najmniej dwóch powodów. Pierwszy: aborcja powinna być zakazana z powodów światopoglądowych, więc uciekanie się do poznania woli ludu nie ma uzasadnienia ani sensu. Po drugie, jest poważne ryzyko porażki. Stanowisko ugrupowań opozycyjnych i środowisk optujących za liberalizacją prawa do aborcji jest zgoła inne. W tych środowiskach tli się jeszcze przekonanie – mocno wsparte sondażami – , że referendum przyniosłoby sukces z racji dość szerokiej akceptacji prawa do aborcji w społeczeństwie. Pewnym problemem jest tu zakres liberalizacji. Społeczeństwo (tzn. ta jego część, która akceptuje aborcję) jest podzielone w kwestii stopnia liberalizacji. Głos społeczeństwa miałby dać atut rozstrzygającego odwieczny spór “głosu ludu”.

Obawiam się też, że – w przypadku Polski2050 i PSL – referendum jest próbą przerzucenia moralnej odpowiedzialności za aborcję na społeczeństwo. Dla części polityków tych partii referendum byłoby swego rodzaju alibi w przypadku decyzji o liberalizacji prawa do aborcji. Zawsze będzie można powiedzieć, że jest się przeciw, ale społeczeństwo nalega i czas zakończyć aborcyjną wojnę. 

Moim zdaniem referendum ma też wady i niesie ze sobą ryzyka.

Co do zasady, to parlament podejmuje decyzję i referendum niczego tu nie zmienia. Referendum będzie pełniło tylko rolę sondażu opinii społecznej. Wiarygodność sondażu (czyli referendum) zaś będzie mocno uzależniona od listy pytań. Lista z natury rzeczy musi być ograniczona, więc referendum nie da odpowiedzi na wszystkie pytania i wątpliwości. Nie bez znaczenia będzie frekwencja, a w tej kwestii mamy mieszane doświadczenia w Polsce. Wątpię, by Polacy masowo chcieli uczestniczyć w referendum mając świadomość, że niczego ono nie przesądza. W efekcie, referendum może okazać się blamażem, który prawica wykorzysta do ośmieszenia idei i podważenia wyniku.

Dajmy więc sobie spokój z referendum. To politycy muszą wziąć na siebie ciężar decyzji i wprowadzenia jej w życie.

 

 

Problem z popularnością opozycji nie leży w jej elektoracie. Wciąż wielu z nas gotowa jest poświęcić część atrybutów demokracji.

przez | 19 lutego 2023

Ciągłe utyskiwanie na opozycję za brak decyzji o powołaniu wspólnej lity już mnie mierzi. To nie w opozycji jest problem. O czym za chwilę.

Opozycja składa się z kilku ugrupowań/koalicji. Nawet wspólna lista nie daje w nadchodzących wyborach wyraźniej przewagi. Ewentualny opozycyjny rząd będzie stale czuł na plecach oddech PiS oraz będzie musiał zabiegać o wsparcie kilku – obecnie opozycyjnych – ugrupowań. Wspólna lista podnosi szanse odsunięcia PiS od władzy. Tego nikt rozsądny nie kwestionuje. Pytanie tylko, na ile start opozycji z jednej listy jest możliwy. Teoretycznie oczywiście jest. Praktycznie wydaje się może i osiągalny. A w rzeczywistości? Opozycja jest dość zróżnicowana i zróżnicowany jest też jej elektorat. Część sympatyków i polityków lewicy z trudem wyobraża sobie start z PO pod jednym sztandarem. Skoro PO jest – rzekomo – ekonomicznie liberalna, a Hołownia i PSL nazbyt konserwatywni, to co dalej? Hołownia i PSL zrobili ruch wyprzedzający i po prostu zrobili pierwszy krok w kierunku wspólnej listy. Mimo pewnego oburzenia i zaskoczenia w naszym politycznym światku, ruch ten nie powinien być chyba zaskoczeniem. Pozostała oczywiście PO/KO i Lewica. Trudno tu sobie wyobrazić wspólny blok wyborczy.

Wspólny blok wyborczy opozycji jest, jak wspomniałem, teoretycznie możliwy. Warunkiem jest rezygnacja z uprzedzeń u części polityków mniejszy ugrupowań i przekonanie własnych elektoratów do wspólnego wysiłku. Zobaczymy, może opozycja w ostatniej chwili podejmie decyzję o wspólnym starcie. Nie będę jednak zaskoczony, jeżeli skończy się na dwóch (już to byłby sukces) lub trzech listach. Wspólny start ugrupowania Hołowni z PSL już jest małym plusem. Uratowane zostaną głosy sympatyków PSL.

Nie ma co jednak ukrywać, że popularność opozycji ma swoje granice. Jej elektorat jest zróżnicowany i, szybciej niż prawicowy, gotów jest strzelić focha, jeżeli wyborczy program lub wyborcza konfiguracja mu się nie spodoba. Wbrew wielu krytykom opozycji, daleki jestem od jej krytyki. Problemem w Polsce nie jest opozycja i jej elektorat, a bardziej poglądy i priorytety sympatyków PiS. PiS skupił wokół siebie ludzi za pomocą strachów, prymitywnego patriotyzmu, niewiedzy, fałszywie pojmowanego konserwatyzmu i – nie ma co ukrywać – hojnego rozdawnictwa. PiS pokazał nam, że – niestety – niemała część polskiego społeczeństwa gotowa jest poświęcić pewne atrybuty demokracji i wolności słowa, za poczucie silnej władzy i finansowe wsparcie. Dlatego też nie przepadam za ciągłym samobiczowaniem się na opozycji i w części komentatorskiego świata. Drażni mnie ten lęk przed krytyką sympatyków PiS. Nie ukrywajmy przed nimi, że nie interesuje ich sytuacja finansowa państwa, że akceptują pół-autorytarną władzę i uwłaszczanie się tejże na państwowym majątku i że łatwo nimi manipulować.

Ja po prostu chciałbym, żeby opozycja odsunęła PiS od władzy, ale nie będę robił dramatu, jeżeli tak się jesienią nie stanie. Jeżeli Polakom rządy PiS odpowiadają i odpowiada im jak się z nich robi idiotów, to trudno. Wiem, że – przykładowo – wielu emerytów ceni sobie finansowe wsparcie dane za czasów PiS. Pocieszeniem dla mnie jest to, że jest też niemała część emerytów, która na czele listy swoich priorytetów nie stawia pieniędzy.

Raz partii pomógł. Raz zaszkodził.

przez | 13 lutego 2023

No nie powiem. Zaproponowane przez R.Sikorskiego rozstrzygnięcie sporu o przeprosiny ze strony J.Kaczyńskiego, to był majstersztyk. J.Kaczyński został zmuszony do respektowania wyroków i skusił się na upokarzającą propozycję. No, może nie tyle sama propozycja ośmieszała Kaczyńskiego, co pójście po najmniejszej linii oporu w wykonaniu tego ostatniego. Ale z R.Sikorskim jest ten problem, że czasami nad jego inteligencją góruje temperament polityczny i niezdrowa ambicja.

Wg wyników śledztwa dziennikarskiego, Sikorski od 2017 r. dorabia sobie po 100 tys. dol. rocznie za udział/doradzanie (?) w Sir Bani Yas Forum, forum dyskusyjnym organizowanym przez rząd Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Oczywiście każdemu wolno wszystko, jeśli tylko płaci od tego podatki. Sikorski płaci i, faktycznie, nie można powiedzieć, aby udział w tym prestiżowym gronie był tajemnicą. O ile tajemnicą nie był, to R.Sikorski nie obnosił się z udziałem w Sir Bani Yas Forum w mediach, w tym w mediach społecznościowych. I trudno się dziwić, bo nie stawia to polityka PO w najlepszym świetle.

Z informacji jakie udało się dziennikarzom zebrać o Forum z ZEA wynika, że to forma panelu dyskusyjnego pod patronatem ZEA. Forum zrzesza głównie osoby, które trwale lub przejściowo utraciły prestiżowe stanowiska w polityce i gospodarce, ale wciąż mają lub mogą  mieć znaczenie w polityce międzynarodowej, przynajmniej na poziomie regionalnym. W rzeczywistości wygląda na to, że jest to jedna z form budowania wizerunku rządu ZEA na arenie międzynarodowej i – wiele na to wskazuje – miękkiego lobbingu. Dla uczestników Forum zaś, udział w nim daje poczucie prestiżu, udziału w wielkim świecie polityki i…., no właśnie, znaczne pieniądze.

R.Sikorski musiał mieć sporo wątpliwości natury etycznej i moralnej, skoro nie chwalił się udziałem w tak zacnym gronie. Trudno się dziwić. Obserwując tego polityka mam nieodparte wrażenie, że jego największymi wrogami są jego ego, polityczny temperament oraz ambicja. W całym tym sporze o Sikorskiego nie chodzi bynajmniej tylko o danie okazji politykom PiS do ostrzeliwania PO. R.Sikorski nieco przesadził i był tego świadom. Musi dokonać wyboru.

R.Sikorski pomógł J.Kaczyńskiemu wyjść z niezręcznej sytuacji.

przez | 1 lutego 2023

Równolegle z poinformowaniem opinii publicznej o uiszczeniu 50 tys. kary z tytułu przegranego procesu z R.Sikorskim, J.Kaczyński powinien podziękować mu za ulgowe potraktowanie i wskazanie drogi wyjścia z fatalnej wizerunkowo sytuacji. Znając temperament polityczny Sikorskiego i antypatię do PiS, ten odruch serca jest zaskakujący. Chociaż, w tym geście Sikorskiego trudno nie dostrzec drugiego dna. J.Kaczyński zapędził się w tym sporze w ślepy zaułek i musiał wyjść z tego sporu na warunkach Sikorskiego. Wielki Strateg przegrał i to sromotnie. Na własne życzenie. Już nawet nie chodzi o przyczynę sporu, czyli pomówienie i zarzut zdrady dyplomatycznej. J.Kaczyński po przegranej sprawie mógł zakończyć temat szybciej i przy radykalnie niższych kosztach niż ostateczna stawka Onetu, czyli ok. 700 tys. za publikację przeprosin.

J.Kaczyński próbował początkowo lekceważyć prawo, ociągając się z wykonaniem wyroku. Nie pomogło. Wobec tego PiS podjął się próby zmiany prawa pod prezesa (chodzi o modyfikację zasad realizacji tego typu przeprosin). Też nie pomogło. Opozycja i media wychwyciły ‘lex Kaczyński’ i nagłośniły przed opinią publiczną. Skandal zrobił się więc podwójny i najwyraźniej zapadła w otoczeniu Kaczyńskiego decyzja o jak najszybszym zakończeniu sprawy. Całe szczęście, że zlitował się R.Sikorski. Otworzył Kaczyńskiemu niezwykle upokarzającą ścieżkę wyjścia. Napisałem ‘w otoczeniu Kaczyńskiego’, bo podejrzewam, że on sam dostawał drgawek na myśl, że musi zakończyć temat na warunkach Sikorskiego. Inaczej się nie dało.

J.Kaczyński i jego otoczenie podchodzą do tematu zapewne PRowo. Sprawa przegranej z Sikorskim i odkładania realizacji wyroku sądowego oraz wyłapania przez media ‘lex Kaczyński’, stawiała prezesa PiS i jego partię w fatalnym świetle. A Sikorski?

R.Sikorski przeżywa dni triumfu. Zasłużenie. Udowodnił J.Kaczyńskiemu pomówieniu, czyli tak naprawdę kłamstwo. Potem uparł się, że Kaczyński zastosuje się do wyroku sądowego. Udało się. I na zakończenie, wobec żali medialnych prezesa o koszt publikacji przeprosin, zlitował się i ograniczył kwotę do 50 tys. zł oraz cel wpłaty łatwy do zaakceptowania dla Kaczyńskiego. Warto docenić rezygnację z przeprosin.

Kaczyński dostał kolejną nauczkę, że kłamstwo w życiu publicznym nie popłaca. Sikorski zaś wie, że dowolną ilość razy będzie mógł prezesowi PiS przypominać jaką wyświadczył mu, co by tu nie mówić, łaskę.

Reaktywacja Piotra Kraśki

przez | 26 grudnia 2022

Trzeba przyznać, że Piotr Kraśko spotkał się z wyjątkową wyrozumiałością ze strony macierzystej stacji. Mowa o TVN oczywiście. Można przypuszczać, że stacja przed decyzją o przywróceniu P.Kraśki na pierwszą linię, zbadała również nastawienie widzów. Wygląda na to, ze osobowość P.Kraśki i klimat jaki roztacza, wciąż cieszą się uznaniem istotnej części widzów TVN. Powrót P.Kraśki przed kamery odbywa się stopniowo. Jednym z kulminacyjnych punktów był udział Piotra Kraśki kilka dni temu w programie DDTVN prowadzonym przez parę Dorota Wellman – Marcin Prokop. To miało być oczyszczenie, wyznanie win, przeproszenie i wzbudzenie współczucia w jednym. Ustawką i reżyserowanym spektaklem pachniało na odległość. Owszem, padały ostre pytania, ale i wiele wypowiedzi Kraśki pozostało bez oceny lub po prostu padały przygotowane pytania o jego zdrowie. Piotr Kraśko pozwalał sobie na wątpliwej jakości relatywizacje i próby budzenia współczucia zdrowotnymi przejściami i moralnym przekazem. Piotr Kraśko przyznał się do depresji, która to dolegliwość staje się już standardem u celebrytów, którzy próbują ratować swój wizerunek.

Moim zdaniem warto się zastanowić, czy aby TVN i Piotr Kraśko nie przekroczyli bariery dobrego smaku i zasad. Ta sama uwaga tyczy się tej części widzów, którzy podzielają decyzję stacji. Jesteśmy świadkami spektaklu, który ma wprawić widownię w stan współczucia i niemal odpowiedzialności za dotychczasowe i dalsze losy zawodowe Piotra Kraśki. Zrobił się z tego spektakl upadku człowieka i dowartościowania widowni możliwością podniesienia kciuka do góry w finałowej scenie.

Czy TVN słusznie postępuje?

Piotr Kraśko przez kilka lat nie rozliczał poprawnie podatków i również przez kilka lat prowadził samochód po utracie prawa jazdy. W DDTVN kwestie podatkowe tłumaczył nieprawidłowościami po stronie rozliczającej go firmy. Po doliczeniu odsetek i kolejnych ujawnionych faktur uzbierało mu się 850,0 tys. zł zaległości podatkowych. Jakim cudem można nie zauważyć takiej kwoty? Jakim cudem można tak lekkomyślnie podchodzić do rozliczania podatków? Trudniej komentować jazdę bez uprawnień. Czy ten człowiek nie zdawał sobie sprawy z awantury jaka wybuchnie w mediach po ujawnieniu tych faktów? P.Kraśko to od lat czołowa twarz TVN i wygląda na to, że tą twarzą chce pozostać. Stacja zdaje się na to zezwalać mimo, iż wiarygodność TVN została poważnie nadwątlona.

Postać P.Kraśki jest mocno przeceniania w TVN. Sądzę, że kojarzymy go głównie z prezencją, klasą i wysoką kulturą. Uosabiał coś czego w mediach wielu z nas szuka. Jego przygodę w programach komentatorskich (polityka, gospodarka itd.) uważam za nietrafioną. Komentarze były na ogół powierzchowne, banalne, nacechowane sztuczną emocjonalnością. Widać było, że P.Kraśko nie poświęca zbyt wiele czasu na pogłębianie wiedzy w tematach, które komentuje. Po ujawnionych grzechach prawno-podatkowych, nie wyobrażam sobie by znowu swoim emocjonalnym uniesionym głosem utyskiwał na naruszaniem prawa w Polsce.

Nie rozumiem stacji TVN w uporze nad powrotem P.Kraśki na pierwszą linię. P.Kraśko po prostu ośmieszył TVN, która to stacja zrobiła go jednym ze swoich filarów. Na prawicy jest teraz niezły –  uzasadniony – ubaw i kpina z walki o praworządność w TVN.

Czy P.Kraśko faktycznie jest taką osobowością, o którą warto walczyć? Jeżeli faktycznie P.Kraśko ma taką wartość dla mediów, to dlaczego nie odszedł do konkurencji? Dlaczego tak usilnie chce wrócić przed kamery TVN? A może jego wartość rynkowa wcale nie jest tak duża? Miejsce gdzie wraca i kiepski styl w jakim to robi sugerują, że wartość rynkowa jego osoby była i jest mocno przeceniana i ma on tego świadomość.

Samego P.Kraśkę można zrozumieć, przyjmując oczywiście jego perspektywę. Facet był medialną osobowością, zarabiał na wizerunku monstrualne pieniądze i chce tak żyć dalej. Przywracanie P.Kraśki przed kamery stawia pytania o standardy moralności w TVN i w świecie celebrytów. Doprawdy nie można mu było znaleźć miejsca gdzieś z drugiej strony kamery? W Warszawie nie znalazłby pracy? A może po prostu i banalnie, chodzi o poziom życia do jakiego wielu celebrytów chorobliwie się przywiązuje.