Jan Rokita. Intelektualista z niezwykłą umiejętnością odwracania głowy.

przez | 31 sierpnia 2024

Przeglądam co w mediach i wpadła mi informacja, że dwie gazety z koncernu Polska Press podziękowały Janowi Rokicie za współpracę. Kto to Jan Rokita? Ja pamiętam, ale minęło 17 lat jak odszedł z polityki i wiele osób ma prawo go nie znać. Zadeklarował, że do polityki nie wróci. W pewnym sensie obietnicy dotrzymał. W pewnym, bo o ile do czynnej polityki nie wrócił, to chętnie komentuje rzeczywistość, przede wszystkim w formie pisemnej. J.Rokita to nie była i nie jest moja polityczna bajka. Barwny polityk, intelektualista z nutą zarozumiałości, konserwatysta (raczej). W PO chyba nie czuł się dobrze, a PiS to nie ta prawica, w której J.Rokita czułby się komfortowo. Wydawało się przed laty, że bez polityki nie umie żyć. Odszedł z niej w wyniku serii zabawnych, bądź niefortunnych zdarzeń autorstwa jego żony (no, może miał tez i swoje powody). Postaci o wiele barwniejszej niż sam J.Rokita. Przy czym od razu zaznaczę, że ‘barwniejszej’, to ostrożne określenie, tak przez grzeczność. 

No, ale skoro mu podziękowano, to była okazja przejrzeć tematy jego felietonów, bo jedna rzecz mnie niezwykle nurtowała. Jakie poglądy na ma J.Rokita na to co działo się w Polsce pod rządami PiS. Pytanie ważne, bo każdy intelektualista (i nie tylko) nie mógł tak po prostu przejść obojętnie obok tego co się w Polsce działo pod rządami PiS. A jednak można było. Po lekturze można odnieść wrażenie, że J.Rokita żył w innej Polsce i robił co mógł, by nie komentować bieżących lokalnych wydarzeń. A jeśli już to robił, to swoje erystyczne i intelektualne popisy wznosił na taki poziom, że nie wiadomo było jakie w końcu ma poglądy. Smutne. 

Swoją drogą felietony J.Rokity są trudne w odbiorze i dlatego chciałbym zobaczyć statystyki czytelnictwa jego twórczości. Co było powodem, że J.Rokita przez kilka lat odwracał głowę od tego co się w Polsce dzieje? Poglądy zbliżone do PiS? Przekora intelektualisty? Cena za możliwość publikowania w gazetach kupionych przez prawicowych polityków? Frajda, że obrywa się dawnym kolegom? Nie wiem. Mogę się jedynie domyślać. Nie zmienia to faktu, że Jan Rokita umiejętność odwracania głowy ma wysoce rozwiniętą, co stawia pytanie: co to znaczy być intelektualistą? 

Dobrze, że J.Rokita odszedł z polityki. 

Ewa Bem versus Sanah

przez | 22 sierpnia 2024

Plotkarski światek muzyczny rozgrzała nieco wypowiedź Ewy Bem o Sanah. E.Bem pytana o twórczość Sanah odpowiedziała: To nie jest gatunek śpiewania, który mnie interesuje, już nie mówię pasjonuje. (…) To jest rodzaj takiej piosenki dziecięcej, trochę nowoogniskowej czy coś, dlatego mało jest osobowości. Jak czasami słuchamy jakiegoś przeglądu aktualności, to słowo daję, ja nie wiem, która to śpiewa, one wszystkie są takie same dokładnie (za terazmuzyka.pl) .

Ocenianie twórczości i gustów nie ma większego sensu. E.Bem niepotrzebnie dała się wciągnąć dziennikarzowi w ocenę, co też o czymś mówi. Obie panie reprezentują inny gatunek muzyczny i celują w innych odbiorców. Lepszych, gorszych? Pytanie, czy taka ocena jest nam do czegokolwiek potrzebna i czy ma sens. Równie dobrze można porównać twórczość E.Bem do wykonawców operowych i zapytać, kto reprezentuje wyższą, lepszą sztukę. Powinno paść na tych drugich. To, że E.Bem nie rozróżnia obecnych wykonawców ze względu na podobieństwo wykonań, powinienem pozostawić bez komentarza. W sumie nie musi rozróżniać, a z drugiej strony: miliony Polaków nie kojarzy twórczości E.Bem.

Ewa Bem jest wokalistką wykonującą – sorry – dość niszowe gatunki muzyczne. W zasadzie od prawie trzech dekad kojarzymy ją głównie z koncertami wspomnień w Opolu czy Sopocie. Swoją popularność zawdzięcza muzycznemu warsztatowi, dokonaniom, ale i specyfice czasów PRLu, w którym brak konkurencyjnego rynku muzycznego mieszał się z modą wśród ludzi odpowiedzialnych za media na bardziej ambitną (?) sztukę, piosenkę. Od dekad mam wrażenie, że z E.Bem i innymi wykonawcami, którzy zaistnieli przed czasami wolnego rynku w muzyce jest jak z Panem Tadeuszem Mickiewicza. Nikt tego nie chce czytać, ale odnosimy się do niego z szacunkiem, bo przypominam nam nasze młode szkolne lata i skutecznie nam wbito, że to literackie arcydzieło i basta. W Opolu i Sopocie, E.Bem, A.Majewska i inni wykonawcy z dawnej epoki oklaskiwane są na stojąco, ale na co dzień nikt ich twórczości nie słucha i raczej z niczym nie kojarzy.

O tym, że porównania jakości twórczości i występów mogą budzić niesmak przekonała się  właśnie w Opolu E.Bem. W wywiadzie E.Bem odnosi się z wyższością do twórczości Sanah, a niedługo później musiała występować na scenie z chłopakiem w białej podkoszulce na ramiączkach. Jak widać, artyści płacą różną cenę za występ przed kamerą. Pani Bem również. Czy jak kolejnym razem przyjdzie E.Bem wystąpić z facetem odzianym tylko w kuse slipki, to też wyjdzie na scenę?

Pani E.Bem życzyłbym chociaż połowy popularności i rozpoznawalności jaką ma Sanah.

Poglądy Przemysława Babiarza.

przez | 30 lipca 2024

Piątkowy komentarz P.Babiarza do ‘Imagine’ Johna Lennona to nie był przypadek. ” Świat bez nieba, narodów, religii i to jest wizja tego pokoju, który wszystkich ma ogarnąć. To jest wizja komunizmu, niestety”, miały brzmieć słowa komentatora.

Piosenka Lennona jest tylko wizją szczęśliwego i bezpiecznego świata. Wskazuje, co jest przyczyną ludzkich waśni, sporów i wojen. Próba oceniania jej przez konteksty i schematy nie ma większego sensu. ‘Imagine’ niczym się nie różni od setek innych tego typu piosenek wykonywanych przez artystów wszelakiego pochodzenia. No może o tyle, że ma ładną melodię, wykonana była przez znanego wokalistę, który zginął z rak zamachowca. Gdzie w ‘Imagine’ P.Babiarz widzi komunizm, nie wiem. To raczej wniosek pochodzący z interpretacji, która niektórym środowiskom nakazuje wsadzić ‘Imagine’ w szufladkę z napisem komunizm. Ten sam problem mamy z Marksem i Engelsem.

P.Babiarz na rożne sposoby mógł komentować ‘Imagine’. Wybrał jeden z gorszych, czym przy okazji wystawił sobie ocenę. Analiza jego wcześniejszych wypowiedzi i postaw potwierdza, że chciał tą opinię zaprezentować, bo takie ma poglądy i nie chciał tego ukrywać.

Dla mnie ten komentarz jest tylko potwierdzeniem faktu, że popularność i medialna rozpoznawalność nie ma wiele wspólnego z poziomem poglądów, szacunkiem do innych czy zwykłą kulturą. Można być znanym i lubianym sprawozdawcą, ale poglądy i skłonność do uprzedzeń na poziomie gorszym niż przeciętny człowiek.

Gdyby to była jedna wypowiedź, to może czasowe odsunięcie od komentowania i przeprosiny wystosowane przez stację telewizyjną by wystarczyły. To jednak nie pierwszy przypadek prezentowania swoich deklaracji światopoglądowych w wykonaniu P.Babiarza. Obawiam się, że P.Babiarz to kolejny przypadek człowieka świata mediów o co najwyżej przeciętnej osobowości. Miał okazje zaprezentować swój moralny kościec przez 8 lat telewizji PiS. Przez kilka lat był świadkiem świństw, przy których wątpliwości moralne związane z ‘Imagine’ to drobiazg.

Jaką proponuję karę dla P.Babiarza? Warunkiem pozostania w tv publicznej powinna być konferencja prasowa, na której będzie odpowiadał na pytania, aż do ich wyczerpania. Będzie musiał więc odpowiedzieć dlaczego firmował swoją twarzą telewizję Kurskiego, pełnej hejtu, kłamstw i nienawiści. Dlaczego tedy nie miał odwagi do tak śmiałych komentarzy? Będzie musiał wskazać gdzie w ‘Imagine’ jest komunizm i jak ocenia diagnozę przyczyn społecznych nieszczęść zaprezentowaną w ‘Imagine’. Zawsze może odmówić. TV Republika czeka.

Kibice Legii politykują. Cynizm sympatyków futbolu.

przez | 22 lipca 2024

Komentować tematy dnia codziennego każdemu wolno. Kibicom Legii niby też. Coś jest jednak nie tak, gdy trybuny stadionów zamieniane są w platformę politycznego przekazu, czy raczej hejtu i są świadectwem niewiedzy i chronicznej niechęci do edukacji.

“Refugees welcome” (Witamy uchodźców) jest formą ironii pod adresem polityki migracyjnej rządu. 

No to nie bawiąc się w niuanse, przejdźmy do kilku uwag i propozycji skierowanych do tych kibiców Legii, którzy z przekazem się utożsamiają. I od razu też uwaga: pisząc o imigrantach, nie biorę pod uwagę Ukraińców i Białorusinów.

  1. Czy kibice Legii znają statystyki dotyczące polityki wizowej i pobytu obcokrajowców w Polsce z ostatnich np. 10 lat? Wątpię :-). Bo jak by znali, to nie byłoby takiego pajacowania na trybunach. 
  2. Czas na protesty był kilka lat temu, gdy rząd PiS zaczął wydawać ochoczo wizy obcokrajowcom (nie liczę tu Ukraińców i Białorusinów). 
  3. Pytanie: czy Polacy emigrujący do innych krajów są ok.? Czy kibice Legii z taką samą niechęcią odnoszą się do swoich ziomali i członków rodzin, którzy nielegalnie zostali na na tzw. Zachodzie ? 
  4. Proponuje nie korzystać z wszelakich usług lub produktów pochodzących z procesów produkcyjnych obsługiwanych przez imigrantów. Odpadnie spożywanie niektórych produktów spożywczych, korzystanie z Ubera i podobnych wynalazków oraz korzystanie z autobusów w przypadku, gdy za kierownicą będzie imigrant itd. 

Środowiska kiboli znane są z chronicznej niechęci do edukacji i niskiego poziomu intelektualnego swojego przekazu. Pozostaje punkt czwarty, czyli konsekwencja. 🙂 

 

Dysleksja. Kolejne społeczne tabu do przedyskutowania.

przez | 20 lipca 2024

Pewien matematyk, statystyk z tytułem doktora, na portalu LinkedIn porównał wyniki egzaminów ósmoklasistów z języka polskiego dzieci z dysleksją i bez, czyli – bo już nie wiem jak to nazwać, by nie nikogo nie urazić – zdrowych. I okazało się, że rozkład wyników różnił się marginalnie. Inaczej mówiąc, dzieci zdrowe i z dysleksją miały niemal identyczne wyniki lub na tyle zbliżone, że powstaje seria pytań. Matematyk opublikował dane, które powinny być publicznie analizowane i jak mi się wydaje, chciał zasugerować pewien wniosek lub kierunek dociekań. Jednak dyskusja jaka rozgorzała pod tekstem nie zachęcała do formułowania zbyt daleko idących wniosków. Dało się wyczuć publiczną poprawność.

Proponuje publiczną poprawność porzucić.

Matematyk intrygująco postawił pytanie/problem tak: albo zbyt wiele dzieci niepotrzebnie dostaje orzeczenie dysleksji (przez co niezbyt uczciwie poprawiają sobie szanse na lepszy wynik), albo wśród zdrowych jest wielu niezdiagnozowanych dyslektyków. Dysleksja zdiagnozowana była u 15% dziewczynek i 24% chłopców.  Wygląda więc na to, że 1/5 dzieciaków do dyslektycy. A co gdyby przymusowo przebadać pozostałych?

Od kiedy diagnoza dysleksji miała wyrównywać w szkole szanse tych dzieci, przez Polskę przeszła fala orzeczeń i pojawiały się opinie, że mamy do czynienia z dyslektykami oraz dziećmi, którym dysleksję wywalczyli przedsiębiorczy rodzice, by ‘pomóc’ dzieciom w osiąganiu lepszych wyników. Moim zdaniem, prezentowane wyniki egzaminu to potwierdzają. Temat nie trafia niestety na pierwsze strony mediów, bo poprawność część mediów zamurowała na amen. A chyba warto się tym murem przesadnie nie przejmować, bo między źle rozumianą poprawnością a fałszem jest cienka granica. Podam dalej dwa przykłady.

Ciąża. Pracuję w dużej korporacji z sektora usług finansowych. Wokół mnie mnóstwo kobiet w wieku prokreacyjnym, ale spotkanie kobiety z wyraźną ciążą zakrawa na cud. Powód jest prosty. Od lat lekarze ze strachu o odpowiedzialność, ale i w odpowiedzi na społeczną poprawność, niezwykle łatwo wystawiają kobietom w ciąży L4. Tak jakby w ciągu jednej czy dwóch dekad, większość ciąż to te o wysokim ryzyku donoszenia.

Drugi przykład, to depresja. Przyznaje się do niej z dumą i otwartością co chwilę ktoś znany z mediów. Dziennikarz, muzyk, sportowiec itd. Część z opisów dojścia do depresji jednoznacznie wskazuje, że ta osoba świadomie prowadzi styl życia lub działalność zawodową radykalnie zwiększająco ryzyko depresji. Gdybym złośliwie miał podać definicję depresji, to jest to: choroba elit, sposób na wzbudzanie współczucia, moda, zniechęcenie otoczenia do oceny. Czyli mam depresję i nie możesz mnie przez to krytykować.

Nie negują faktu uciążliwości ciąży oraz nie neguję istnienia dysleksji i depresji. Proponuję jedynie, by o tym otwarcie mówić i nie bać się stawiania granic lub chociaż ich zarysów. Poprawność bywa szkodliwa. Można, i należy, uczciwie i z kulturą omawiać każdy temat.

Depenalizacja aborcji. Wiadomym było, że to nie przejdzie.

przez | 19 lipca 2024

Porażka przy próbie depenalizacji aborcji w Sejmie. Temat powoli przycicha. Rozdrapywano go w mediach ile się dało. Ponad miarę. Trochę komentatorzy, którzy żyją z komentowania dla komentowania. Ale najwięcej środowiska kobiece. Czegóż nie było. Lekceważenie praw kobiet, źli politycy PSL, brak odwagi, koniec koalicji, rozpad Trzeciej Drogi itd. Komentatorski standard ze świata anty-PiS. Teatralne rozdrapywanie własnych ran. A prawicowy politycy siedzieli, jedli popcorn i patrzyli jak nie-pisowski świat komentatorski i politycy krytykują się wzajemnie za to, co sami wykreowali. Wykreowano medialnie niemal 100% porażkę, by potem dziwić się, że nastąpiła. W finale, TV Republika podaje, że liberalizacja prawa aborcyjnego i depenalizacja nie ma społecznego poparcia w rozumieniu głosów w sejmie. Trudno się nie zgodzić.

Szanse depenalizacji były marginalne. Rachuby typu: politykom PSL może coś się odmieni, kilku polityków PiS nie przyjdzie na głosowanie, Giertych może jednak poprze i dzięki temu uzyska się (uciuła) przypadkowo kilka głosów przewagi, nie miały większego sensu, ani uzasadnienia.  

Od dawna wiadomo jaki stosunek do aborcji itd. ma PSL i politycy innych koalicyjnych partii. Tu nikt nikogo nie oszukiwał. Nie pozostawiał też złudzeń rozkład kobiecych głosów w jesiennych wyborach. Owszem, kobiety liczniej wzięły udział w wyborach. Tylko, że liczniej, oznacza frekwencję zbliżoną do frekwencji mężczyzn. Ponadto rozkład preferencji politycznie wcale nadmiernie od męskich się nie różnił.

Nie rozumiem więc, o co ten zgiełk i samobiczowanie w nie-pisowskim świecie. Ja nie jestem niczym zaskoczony. 

 

Rzeź Wołyńska. A co jeśli nigdy nie osiągniemy zgody z Ukraińcami i nie usłyszymy ‘przepraszamy Was’?

przez | 15 lipca 2024

Mija kolejna rocznica Rzezi Wołyńskiej. Różnie ją obchodziliśmy, bo trochę nie wiemy do końca jak. Z jednej strony publiczne media, które rocznicę odnotowały. Z drugiej, środowiska skrajnie prawicowe, konserwatywne, które rytualnie rozdrapywały rany w poczuciu bezradności i braku rozliczenia makabrycznych wydarzeń sprzed ośmiu dekad.  Ciągle oczekujące od Ukraińców przeproszenia.

Nie neguję zbrodni wołyńskiej. Tylko, ze to jak z tej traumy wyjdziemy, zależy w niemałym stopniu od nas. Obawiam się, że Ukraińcy nam w tym nie pomogą. Nie usłyszymy od nich tego oczekujemy i co zapewne powinniśmy usłyszeć.

Historycy z obydwu stron powiedzieli już chyba wszystko i obawiam się, że więcej nie uzyskamy. Rzeź miała miejsce i to na skalę masową. Różnimy się oceną zasięgu zbrodni. Ukraińscy historycy pomniejszają jej skalę na kilka sposobów. Ograniczają okres trwania mordów i terytorialny ich zasięg. Usilnie też wpisują tą tragedię w szereg kontekstów, historycznych uwarunkowań itd. Jak każda nacja, mają problem z zaakceptowaniem faktu, że przodkowie dokonywali rzeczy haniebnych.

Proponowałbym jednak, dla zasady i treningu, wysłuchać strony ukraińskiej. Tzn. ich wersji. Dotarło do mnie kilka faktów, które nasi historycy pomijają, bo nam tak wygodnie. Samej zbrodni Ukraińców oraz jej oceny i tak to nie zmienia.

Co jeśli tak już zostanie? Tzn. my swoje, a Ukraińcy swoje? Co gorsza oni to zbrodnią tak nie żyją jak my. Zapewne dlatego, że jak każdy naród, każda społeczność, wypierają świadomość popełnienia zbrodni.

Co jeśli Ukraińcy nie ustąpią? Mamy ich co miesiąc odpytywać czy przeproszą? (pomijam kwestię dostępu do miejsc pochówku zamordowanych). Zamkniemy granicę na jakiś okres za każdym razem, gdy nas zignorują?

W ramach ćwiczenia intelektualnego proponuję spojrzeć na nas. Lekcji żydowskiej nie przerobiliśmy. Nie udało się. Prawda o Jedwabnem się nie przyjęła powszechnie. Nie chcemy słuchać o zbrodniach przodków na żydowskich sąsiadach. Z prawdy o rozstrzelaniu rodziny Ulmów i okolicznościach w jakich się to rozgrywało, przyjmujemy tylko tą część, jaka nam jest wygodna. To doprawdy takie dziwne, że Ukraińcy bronią się przed przykrą prawdą o swoich przodkach? Mamy to na nich wymuszać, wykorzystując uzależnienie m.in. od Polski w czasie wojny jaką muszą toczyć?

No to odwróćmy przykład.

My i Niemcy. Rzeź Wołyński to drobiazg przy tym, co uczynili nam Niemcy w czasie wojny. Zniszczony kraj, wymordowany znaczny odsetek Polaków. Poza oficjalnym poczuciem winy Niemców, wiele więcej od nich nie dostaliśmy. I jak się okazuje, wiele nam to nie przeszkadza. Emigrujemy do Niemiec, zbieramy szparagi i podcieramy pupy niemieckim babciom w domach opieki. Od lat na polskich ulicach festiwal fascynacji niemiecką motoryzacją. No i, że się zapytam, gdzie polska duma?

Niestety. Może być tak, że my i Ukraińcy pozostaniemy przy swoich zdaniach. Nie zmienia to faktu, że mamy prawo temat z Ukraińcami uporczywie poruszać.

TV Republika. Sukces czy porażka?

przez | 13 lipca 2024

Wokół TV Republika (TVR) jest sporo zgiełku od ponad pół roku. W mediach co i rusz TV wyskakuje jako lider takiego lub innego rankingu w kontekście oglądalności. Odbiorca takich informacji może odnieść wrażenie, że 3/4 Polaków już nic innego nie ogląda tylko TVR. A wg danych opisujących zmiany wśród stacji informacyjnych, prócz TVR nie ma już nic. Po prostu TVR ma 200% oglądalności 🙂 .  Media prawicowe sprytnie manipulują danymi o rynku TV, ogłaszając sukces za sukcesem TVR. A pozostałe robią nie mniej głupie wrzutki, by zwiększyć klikalność.  Szalenie trudno znaleźć jakiś przekaz medialny, który rzetelnie prostowałby to informacyjne zamieszanie wokół TVR. Tymczasem mamy dane. I to dane, które możemy uznać za wiarygodne, bo posługują się nimi wszystkie strony politycznego sporu. Mam na myśli głównie raporty udostępniane przez portal Wirtualnemedia.pl.

Wirtualnemedia.pl podają udział poszczególnych stacji w rynku TV w różnych przekrojach. Żeby nie robić zamieszania, główny przekaz oprę na raporcie za całe I półrocze 2024 r. prezentujący ogólną oglądalność stacji wg całej populacji (czyli kategoria wiekowa 4+).

Ze stacji gorzej niż marginalnej (udział 0,1% w I poł. 23), TVR w 2024 r. zyskała udział 3,2%.  Niemal identyczny udział TVR miała po I kw 24, co trochę nam mówi o możliwym do osiągnięcia pułapie oglądalności w krótkim terminie i trendzie. Krótko mówiąc, udział w rynku się ustabilizował. Dlatego też faktu stabilizacji, strona prawicowa nie akcentuje. Nakręca natomiast roczną stopę wzrostu szacowanej widowni, który to wskaźnik wygląda imponująco. No bo mieć roczny wzrost oglądalności o 2 lub 3 tys. %, to budzi szacunek. Podanie tak zestawionych danych (mowa o wzroście) bez szerszego komentarza, to brzydka manipulacja na osobach słabych z matematyki i statystyki. No i na takich, które nie mają w zwyczaju weryfikować informacji.

Na te dane trzeba jednak spojrzeć chłodno i z innej perspektywy. Dawny mikroskopijny udział w rynku TV nie dziwił. PiS z konglomeratu stacji TVP zrobił jedną wielką prawicową stację pełną manipulacji. J.Kaczyński i spora część polityków prawicowych, przepompowując publiczne pieniądze na przeróżne cele, zapomnieli o telewizji na czasy po utracie rządów. Z obecnej perspektywy to zaskakujący błąd.

Po rozpoczęciu przywracania normalności w stacjach TVP, część widzów szukała dawnej narracji. Ci ludzie uwierzyli w świat jaki sprzedawał im Jacek Kurski. Nie ma co ukrywać, że – co potwierdzały sondaże – udało się PiSowi naprawdę skutecznie zamieszać w głowach kilku mln ludzi w Polsce. Co ciekawe jednak, tylko niewielka część tych ludzi szukając dawnej narracji, dotarła do TVR. Jeżeli przymierzyć rozmiar elektoratu PiS do przyrostu widowni TVR, to trudno mówić o sukcesie. Tym bardziej, że udział TVR w rynku zdaje się stabilizować. Kto przeszedł do TVR? Najbardziej zaangażowany politycznie elektorat PiS i – co potwierdzają dane prezentujące popularność stacji wg grup wiekowych – przede wszystkim ludzie starsi (po 60-tce).

Raczej więc trudno mówić o sukcesie TVR. Mnie to nie dziwi, bo przekaz polityczno-światopoglądowy serwowany w tej stacji, to jakiś zmyślony i alternatywny świat. W przekazie dominuje polityka podawana w sposób, który może przyciągnąć mało wymagających widzów i ze skłonnością do teorii spiskowych. Jeżeli stacja myśli o szerszej widowni, będzie musiała się zmienić. A czy zwiększenie udziału w rynku jest możliwe? Tak, ale w niewielkim stopniu. TVR robi co może, by udostępnić swój sygnał, co może dać pewien efekt.

Wyznawcy J.Kaczyńskiego, ludzie wierzący w jego polityczny geniusz, powinni zadać sobie pytanie: jak on mógł zaniedbać tworzenie prawicowej telewizji, przy środkach idących w grube miliony zł jakie jego formacja podbierała przez lata z publicznej kasy? A może J.Kaczyński jest tu realistą i wie, że stacji serwującej taki poziom manipulacji nie da się robić z rozmachem na zasadach komercyjnych?

Orzełek na czapce nie czyni z kogoś świętej krowy.

przez | 9 czerwca 2024

Ujawnianie incydentu z zatrzymaniem trzech żołnierzy za użycie broni na granicy z Białorusią uruchomiło lawinę społecznego gniewu i postawę obrony żołnierzy. Obrona była niemal powszechna. Od świata polityków wszystkich opcji, po znajomych. Mało kto się wczytał w problem. Nikomu nie przeszkadzało, że nie wie jak dokładnie wyglądało zajście na granicy, że nie poznał zdania/wersji wszystkich zaangażowanych stron. Powszechnie użyto schematu: jak orzełek na czapce, jak żołnierz, a z drugiej strony agresywni uchodźcy na granicy z Białorusią, to należy brać stronę żołnierzy i koniec. To niestety efekty głupiej, ale skutecznej, polityki PiS czyniącej z żołnierzy środowisko święte i niekrytykowalne.

To, że ktoś ma mundur i narodowe symbole na nim, kompletnie nic nie znaczy. Do wojska trafiają ludzie różni. A to ktoś zgubi broń (niedawny przypadek żołnierza WOT), a to kilku oficerów spije się na umór w hotelu na Mazurach i bije interweniującą obsługę. A to dziennikarze kilka lat temu nagrywają patrol, który ich zatrzymał nad białoruską granicą. Chamstwo, poczucie władzy i wulgaryzmy żołnierzy aż szczypały w ucho. Ludzie w mundurach dostają broń z ostra amunicją i zanim kogoś zabiją lub zranią, powinni się gorąco zastanowić i zachować chłodny umysł. Pomijam już to, że powoli okazuje się, że samo zajście wyglądało nieco inaczej niż je na początku samozwańczy obrońcy trójki żołnierzy opisywali.

Całe zajście wymaga chłodnej analizy. Analizy przebiegu zajścia, zasad użycia broni i rozliczania tego typu incydentów. Musimy pomóc ludziom w mundurach zachować się w takich sytuacjach i – jeśli uznamy za konieczne – zaproponować zmiany. Od zmian prawnych, po organizacyjne i odpowiednie wyposażenie, by nie narażać ich niepotrzebnie na niebezpieczne sytuacje.

I już kończąc powoli. Sorry, ale nieco bawi mnie argument o wsparcie psychologiczne dla tych żołnierzy. Jeżeli już po doświadczeniu takiej sytuacji czują potrzebę pracy z psychologiem, to sugeruję odejście z wojska i szukanie innej profesji. To czego doświadczają przy granicy, to pikuś w porównaniu z udziałem we frontowych walkach.

To nie krzyż na ścianie czyni człowieka katolikiem, a uczynki.

przez | 22 maja 2024

“Urząd jest świecki i jest neutralny światopoglądowo i religijnie, takich symboli w przestrzeniach wspólnych – tam, gdzie przyjmowani są klienci urzędu – nie powinno być”. To słowa rzeczniczki prasowej Urzędu M.S. Warszawy uzasadniające usunięcie symboli religijnych. Co oczywiste, mamy więc spór o krzyże z postacią Chrystusa na ścianach UMS.

Jak zwrócili uwagę prawnicy, decyzja prezydenta W-wy Rafała Trzaskowskiego nie ma jednoznacznego uzasadnienia w Konstytucji. Można ją próbować wywieść z zapisów tejże lub oprzeć się na innych regulacjach, orzeczeniach itd. Można też, co polecam, uspokoić się, usiąść i pomyśleć. Pierwszym i podstawowym założeniem tego ćwiczenia jest przyjęcie, że to iż coś było przez dziesiątki, setki czy tysiące lat, nie jest żadnym argumentem. Mowa m.in. o przyozdabianiu miejsca, w którym się przebywa, swoimi symbolami religijnymi.

Przestrzeń publiczna, to nie przestrzeń prywatna. W prywatnej róbmy sobie co chcemy. W publicznej (trzymam się przykładu budynków urzędów publicznych) już niekoniecznie. Ponieważ korzystają z niej inni ludzie. Np. Świadkowie Jehowy lub Ukraińcy. Nie dość, że mogą ich razić cudze symbole religijne, to mają prawo zadać sobie pytanie, czy wobec tego obok krzyża mogą zawisnąć na ścianie ich symbole. Problem chyba nie jest tak duży jak sugerują obrońcy krzyża, bo niemal na co dzień pracujemy lub bywamy w pomieszczeniach sektora prywatnego, gdzie krzyży na ogół nie ma i jakoś nam to nie przeszkadza. O ile w ogóle zwracamy na to uwagę.

Mam taką radę dla oburzonych katolików.

Krzyż na ścianie pokoju w urzędzie czy szkole publicznej nic nie mówi o katolikach. Katolicyzm, jak sądzę, nie polega na manifestowaniu go symbolami. Ja proponuję katolikom manifestowanie katolicyzmu zasadami postępowania jakich naucza Kościół. Proponuję np. zamienić samochód na tańszy, urlop spędzić w Polsce, a zaoszczędzone pieniądze przekazać potrzebującym. Itd. I zrobiło się niezręcznie, prawda ?