Wiceprezydent W-wy o adopcji dzieci przez pary homoseksualne. Nie przekreślajmy od razu tej idei.

przez | 22 marca 2019

Słowa Pawła Rabieja, wiceprezydenta Warszawy, wywołały spore zamieszanie  i reakcję przeciwników politycznych. Postulat adopcji dzieci przez pary homoseksualne nie jest nowym pomysłem i nie powinien być zaskoczeniem. Zostawmy jednak polityczną ocenę wyznania P.Rabieja i reakcję polityków PiS. Bardziej interesuje mnie problem adopcji dzieci przez pary homoseksualne. Dlaczego? Bo ten temat będzie z biegiem czasu coraz częściej wracał i nie wykluczone, że politycy i autorytety naukowe oraz my, obywatele, będziemy musieli się na ten temat wypowiedzieć lub przynajmniej wyrobić sobie zdanie.

Na pytanie: czy pary homoseksulane mogą adoptować dzieci, znaczna część z nas odpowiada NIE lub ujawnia szereg lęków i obaw. Nie ma sprawy, można być przeciw, czyli na NIE. Wydaje mi się jednak, że każdy z nas powinien umieć powiedzieć, dlaczego jest na NIE. Ale też i umieć uzasadnić, dlaczego jest na TAK. Trzeba się też wyzbyć poczucia wstydu lub zakłopotania, gdy jeżeli na niektóre pytania nie będziemy mieli odpowiedzi. W tym akurat przypadku nie jest to zaskakujące. Ja również nie mam wypracowanego zdania na kilka kwestii, mimo bardzo tolerancyjnej postawy.

Zapewne warto zacząć od tego, że życie wokół nas wcale nie jest akie zero-jedynkowe jakby się wydawało. To nie jest tak, że wszystkie dzieci wychowują się w idealnych rodzinach z mamą i tatą, którzy są idealnymi wzorcami do naśladowania w dorosłym życiu. Bywa różnie. Może to być samotna matka lub ojciec. W rodzinach, gdzie są obydwoje rodzice, wzorce i pełnione role są niezwykle zróżnicowane. Zdarza się, że dzieci wychowują dziadkowie lub są układy mieszane. Do tego dochodzą dzieci porzucone lub z rodzin patologicznych lub nie nadających się do wychowywania dzieci.

Musimy też pamiętać, że pary homoseksualne również posiadają dzieci. Oczywiście o wiele łatwiej o dziecko dwóm kobietom. Żadna sztuka znaleźć chętnego faceta do zapłodnienia. Bywa, że są to dzieci z nieudanych związków z mężczyznami. Przecież nikt w takim przypadku nie odważy się odebrać parze lesbijek dziecka, prawda? Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji.

Pytanie, które kołacze się gdzieś tam z tyłu głowy, to wpływ wychowania przez rodziców jednopłciowych w ogóle i,  w szczególności, wpływ na seksualne ukierunkowanie dziecka.

Kwestie wzorców i relacji mama-tata najłatwiej obalić. Już obecnie wiele dzieci wychowuje się poza takim układem (np. wychowanie przez samotną matkę i babcię). Inna rzecz, że i role w rodzinach gdzie występuję mama i tata, bywają różnie rozpisane. Dla dziecka najważniejsze jest, by było kochane, akceptowane i miało stabilne warunki do rozwoju.

Pozostaje pytanie, czy fakt wyrastania w rodzinie homoseksualnej determinuje zachowania w tej sferze u dziecka. To jedno z pytań, które mnie nurtuje. Ale i tu warto przypomnieć, że dzieci homoseksualne  i generalnie osoby LGBT na ogół pochodzą z rodzin gdzie jest mama i tata. Jeżeli więc u tych osób przykład rodziców i społeczna presja nie pomagają, to skąd obawy, że dziecko wychowywane przez pary homoseksualne będzie takie samo? Wygląda więc na to, że nasze ukierunkowania seksualne są silnie zdeterminowane i wpływ rodziców jest raczej mocno ograniczony, o ile w ogóle jest. Być może, świat naukowy będzie nam musiał odpowiedzieć na wiele pytań.

Warto na problem spojrzeć z perspektywy dziecka. Co jest dla niego lepsze? Dom dziecka czy kochający rodzice w układzie mama-mama, tata-tata? W końcu jedni i drudzy chcą być rodzicami i będziemy musieli sobie odpowiedzieć na pytanie czy mamy prawo im zabronić rodzicielstwa.

Oczywiście najważniejsze jest dobro dziecka. Nie wyobrażam sobie by dziecko trafiło do pary, której nie akceptuje. Możemy przyjąć, że taka rodzina adopcyjna będzie początkowo pod silniejszą kontrolą. Zresztą już obecnie spełnienie wymagać do adopcji dziecka, to nie lada wyzwanie.

Kto wie, czy do przyspieszonej edukacji nie zmuszą nas rodziny (mama-mama / tata-tata plus dziecko) z innym krajów. Możemy zostać postawieni przed problemem grubo szybciej niż nam się wydaje. Przypomnę, że Polska nie chciała akceptować małżeństw homoseksualnych i zaczynamy przegrywać procesy. Powstaje więc sytuacja, gdy małżeństw jednopłciowych zawierać w Polsce nie można, ale akceptować je musimy, gdy związek zawarto za granicą. Podobnie może być z adopcją.

Jak wspomniałem, przed tematem adopcji przez pary jednopłciowe nie uciekniemy. Warto wyzbyć się uprzedzeń, ale i nie ma potrzeby ukrywać naszych obaw. Wszystkie one muszą być wyjaśnione, zanim gdzieś tam w dalekiej przyszłości podejmiemy decyzję na TAK lub NIE.

Kaczyński w roli eksperta od seksualności jakoś tak zabawnie wygląda

przez | 11 marca 2019

Ludzie od kreowania polityki PiS i wizerunku prezesa nie mogli zrobić już nic bardziej zabawnego niż ustami prezesa wyrazić obawy o seksualizację dzieci. A o co chodzi? W najnowszym przekazie, na spotkaniu PiS w Jasionce, PiS otworzył tzw. nowy front politycznego sporu z opozycją. Władze Warszawy przyjęły Deklarację dot. LGBT. Zostało to standardowo wykorzystane przez polityków prawicowych do straszenia społeczeństwa seksualną demoralizacją, rozbiciem rodziny itd.  Wydawało się, że warszawska Deklaracja LGBT będzie drugoplanowym tematem, który szybko się znudzi, ale najwyraźniej w PiS podjęto inną decyzję.

Sama Deklaracja LGBT jest ogólnym, kierunkowym dokumentem. Deklaracja w jednym z punktów mówi o konieczności edukacji szkolnej w zakresie „Wprowadzenie edukacji antydyskryminacyjnej i seksualnej w każdej szkole”. Politycy PiS postawili dołączyć do tego informacje z zaleceń World Health Organization w zakresie edukacji seksualnej.

No i prezes PiS był łaskaw powiedzieć, czy raczej postraszyć:

– Trudno to nazwać wychowaniem. To nie jest wychowanie, to jest właśnie socjotechnika mająca zmienić człowieka. Co jest w jej centrum? Otóż w jej centrum jest bardzo wczesna seksualizacja dzieci. To jest nie do uwierzenia. Ja sam póki nie przeczytałem, nie mogłem w to uwierzyć, ale to ma się zacząć w okresie 0-4, czyli od urodzenia do czwartego roku życia – powiedział prezes PiS. – A później są kolejne okresy i czym bardziej się to czyta, tym bardziej włosy dęba na głowie stają – dodał. Jak powiedział, “podczas tego procesu ma być dokonywana nie tylko koncentracja na pewnej ważnej, ale przecież nie jedynej sferze życia, ale także ma być przez cały czas kwestionowana, podważana naturalna tożsamość chłopców i dziewczynek”. – Cały ten mechanizm społeczny przygotowania młodego człowieka – najpierw dziecka, później młodzieży do przyszłej roli kobiety i mężczyzny, do założenia rodziny, do roli matki i ojca – ma być podważony, zniszczony – dodał. (źródło: TVN24.pl)

Jak zwykle dokumenty źródłowe warto poczytać by zauważyć, że prezes PiS tradycyjnie nagina fakty lub je zmyśla. Tyle w temacie zarysowania tła.

To co mnie rozśmiesza i dziwi, to podjęcie tego tematu jako jednego z czołowych w publicznym sporze z opozycją, ale najbardziej: wystawienie Jarosława Kaczyńskiego w roli autorytetu w zakresie edukacji seksualnej. Politycy opozycji i część komentatorów długi nie wytrzymała i posypały się pytania o ‘kompetencje’ prezesa.

Złośliwe podjazdy pod adresem prezesa i jego sytuacji rodzinnej (nie zawarł związku małżeńskiego i nie ma dzieci) są mało wybredne, ale trzeba przyznać, że J.Kaczyński sam złamał pewną barierę i wystawił się na niewybredną krytykę, do której ja też dołączę, bo w tym przypadku obłuda przekroczyła granice.

J.Kaczyński do tej pory nie wykazał się wiedzą w obszarze edukacji seksualnej lub elementarnym chociaż doświadczeniem. Nie jest żonaty i z moralnego punktu widzenia (jego deklarowany światopogląd) nie powinien korzystać z seksualnych przyjemności z innymi paniami. Masturbacja odpada, bo to też moralnie zabronione. To, przepraszam, ale skąd ten facet ma wiedzę? Teoretyk? Może coś czyta lub ogląda? Niestety w swoim dorobku nigdy do tej pory nie wymieniał literatury traktującej naukowo o seksie lub w jakikolwiek inny sposób.

Z całą pewnością natomiast wiadomo, że prezes przymyka oko na moralne nieprawości w PiS. Zdarzały się zdrady. Są rozwody. Rozwodnicy potrafią dostać ministerialne funkcje, a dawne małżonki, posady w NBP. Politycy PiS chętnie mówią o pedofilach, ale jedną z grup – księża – najwyraźniej traktują ulgowo. Taka to moralność i dbanie o rodzinę.

Z.Klepacka dorosła tylko do wyzwań sportowych. Z moralnymi sobie nie radzi.

przez | 25 lutego 2019

Jednym z wydarzeń dnia w mediach społecznościowych jest jednoznaczna postawa Zofii Klepackiej w sprawie decyzji władz miasta Warszawy odnośnie LGBT. Według Na Temat „Zofia Klepacka głośno wyraziła swoje niezadowolenie wobec polityki prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego, który podpisał deklarację LGBT. Po krytyce windsurferka zdecydowała się na działanie. Teraz namawia rodziców do bojkotowania spotkań dotyczących LGBT w szkołach.”. Zaś jeden z jej wpisów brzmiał następująco:

„Jak nie chcecie aby Wasze Dzieci uczestniczyły w zajeciach,spotkaniach,pogadankach które proponuje lgbt dostępne jest oświadczenie które możecie złożyć jako Rodzic w każdej Warszawskiej Szkole I Przedszkolu !!!
Dostępne w Kościele bądz na stronie Stowarzyszenie Rodzice Chronią Dzieci !
Udostępniajcie !!!”

Podobno, wg Z.Klepackiej, nie o taką Polską w Powstaniu Warszawskim walczył jej dziadek. Itd.

Cóż, argument z dziadkiem i z Powstaniem jest raczej niski i rozczarowujący. Skoro dziadek nie o to walczył, to również najwyraźniej, tak jak jego wnuczka, miał problem z tolerancją. Mam nadzieję, że Z.Klepacka nie sądziła, że argumentem z dziadkiem i Powstaniem zamknie usta ludziom o odmiennym zdaniu.

Kiedy patrzę na takie reakcje, zastanawiam się w czym tkwi problem? Dla mnie zachowanie Klepackiej, to smutne widowisko. Oczywiście nie ona pierwsza i nie ostatnia. Z.Klepacka, jak wiele osób, stanęła przed pewnym pytaniem/wyzwaniem/problemem i jej system moralnych zasad najwyraźniej sobie z tym nie poradził.

Karta LGBT, której postanowienia chce w życie wprowadzić prezydent W-wy Trzaskowski jest niczym innym jak działaniem na rzec ochrony i szacunku dla osób LGBT. Takie działania są potrzebne, bo w Polsce postawy deprecjonujące LGBT są wciąż silne i mają niestety mocne społeczne i polityczne wsparcie. LGBT wpisuje się w szerszy temat tzw. mowy nienawiści.

Być może zamiast nad warszawską Kartą LGBT, powinniśmy podyskutować nad systemem wartości ludzi takich jak Z.Klepacka. Nie wnikam, czy świat wartości sportowej gwiazdy to efekt dorastania w pewnym środowisku, czy wypracowała go sobie sama. Faktem natomiast jest, że katalog zasad i światopogląd dorosłej kobiety po prostu nie radzi sobie z wyzwaniem jakim jest problematyka LGBT.

Przejrzałem ostatnie wpisy Z.Klepackiej na facebook’u i …. Ich poziom nie jest najwyższy. „Na Pohybel..”. „Ej słuchajcie ale lgbt spieło poślady….”, by kilka linijek później ..” Dzięki Bogu są ludzie myślący jak Ja!”. To jest właśnie poziom moralności Z.Klepackiej.

Ciekam jestem, czy takim sam poziom ‘odwagi’ Z.Klepacka pokazuje wobec Kościoła i księży pedofilów. A może jej system wartości zabrania o tym mówić?

Nie ma się może co pastwić nad Z.Klepacką. Jej poziom intelektualno-moralny jest jaki jest. Dorosła tylko do wyzwań sportowych.

R.Biedroń nie powinien kreować się na kogoś kim nie jest

przez | 21 lutego 2019

Jednym z atutów Roberta Biedronia jest niemal pozbawiony agresywnego języka medialny przekaz i pełen sympatii wizerunek. Oczywiście taki obraz miał i ma pewne małe skazy. R.Biedroniowi zdarzało się chlapnąć coś medialnie, ale była to rzadkość.

Z biegiem czasu daje się jednak zauważyć, że swój wizerunek R.Biedroń chce uzupełnić o pozę faceta z silną osobowością polityczną i z ostrym językiem. Naturalnie R.Biedroń nie jest
obdarzony tymi cechami i umiejętnościami i uzupełnianie nimi na siłę swojego wizerunku
jest nienaturalne, nietrafione i niesmaczne. Zwracałem na to uwagę po inauguracji Wiosny.

Wczoraj zgorszenie wywołał komentarz R.Biedronia do opublikowanej przez PiS listy polityków startujących do Parlamentu Europejskiego. Określanie polityków PiS mianem „leśne dziatki”
czy „PE to nie dom spokojnej starości” są nie na miejscu. Przede wszystkim mamy
tu odniesienie do przydatności do pracy i sprawności intelektualnej w kontekście wieku. Takie komentarze są niedopuszczalne. I nie chodzi tylko o to, że ‘nie wypada’. Po prostu ludzie w wieku 50+ i 60+ są w pełni sprawni intelektualnie. Często seniorzy w grupie 70+i wyżej potrafią się wykazywać sprawnością intelektualną zawstydzającą ludzi młodszych.

Podejrzewam, że R.Biedroń chciał przekazać coś zupełnie innego. Często partie polityczne traktują Parlament Europejski (PE) jako miejsce za zasługi na polu krajowym dla swoich działaczy. W efekcie trafiają do PE działacze dojrzali wiekowo, którzy zdobyli zaufanie swoich liderów i elektoratu wiernością, a nie wiedzą o doświadczeniem. Bywa, że PE jest formą
politycznej emerytury dla co bardziej zasłużonych lub polityków z wypalonym wizerunkiem w kraju lub sposobem na ‘przechowanie’ polityków, którzy mają jeszcze szanse na powrót do krajowej polityki.

R.Biedroń mógł i powinien był to powiedzieć inaczej.  PE to nie powinno być miejsce dla zasłużonych polityków czy sposób na budowę oszczędności na emeryturę, ale miejsce ciężkiej pracy dla kompetentnych ludzi znających języki.

Gorszące wypowiedzi odnoszące się do wieku kandydatów do PE nie powinny były paść. To błąd. Miała być ostra, cięta wypowiedź, a wyszło to co wyszło. R.Biedroń nie jest mistrzem ciętych
szybkich refleksji i komentarzy. Sztuczne uzupełnianie swojego politycznego wizerunku o ten element, to błąd jego i jego otoczenia. Przypomina to uporczywe udowadnianie przez panią Mazurek z PiS, że jest mistrzynią ciętych ripost i prowokacji. Efekt jest żałosny, bez względu na to, że ona sama w to wierzy.

Jakoś nie widzę R.Biedronia w pierwszym szeregu politycznych liderów. Mogę się mylić. Nie zmienia to jednak faktu, że R.Biedroń ma szansę odegrać pozytywną rolę w polskiej polityce, nawet jeśli jako polityk z drugiej linii. Musi się jednak pogodzić z tym, że jest jaki jest i sztuczne nadrabianie braków jest nienaturalne i w ostateczności politycznie
szkodliwe.

Rzeczy psują się specjalnie?

przez | 19 lutego 2019



 

To już weszło do kanonu tematów towarzyskich. Narzekamy na to i na owo, no i coraz częściej pojawia się zarzut, że elektronika psuje się bardzo szybko i że producenci robią to specjalnie. Być może. Biorąc pod uwagę przebiegłość niektórych producentów, czy (z góry założony) krótki czas działania niektórych urządzeń, mogę sobie to wyobrazić  i przyjąć, że jest w tym ziarno prawdy. Ale tylko ziarno, bo reszta to raczej wynik naszej wyobraźni, skłonność do ulegania teoriom spiskowym itd.

Tak naprawdę sporą rolę odgrywa tu statystyka. Dopiero w ostatnich dwóch, trzech dekadach w naszych domach zaczęło przybywać coraz więcej urządzeń naszpikowanych elektroniką. Zdarzało się i zdarza, że część z nich relatywnie szybko się psuje. Ale tak naprawdę, to ile się popsuło na tle wszystkich, z których korzystaliśmy i korzystamy? Proszę uczciwie policzyć.

Producentom niekoniecznie opłaca się zaprogramowanie urządzeń na szybkie ‘psucie się’. Media pełne są rankingów wszelakich produktów, w tym i naszpikowanych elektroniką. Producent urządzeń, które psują się po dwóch czy trzech latach daleko nie pociągnie. Sorry, ale jak ktoś kupuje tzw. niemarkowy produkt, bo producent kusi niską ceną, to robimy to na własne ryzyko.

Cena. Jeden z głównych argumentów przy zakupie towarów. Obawiam się, że jest silna zależność między niską ceną a trwałością urządzenia. To trochę jak z butami. Można kupić ładne za 100 zł w jednej z obuwniczych sieciówek, które nadają się do kosza po jednym sezonie, lub za min. 300 zł, w których damy radę kilka lat podreptać. Nasz wybór.

Niektóre z elektronicznych urządzeń są tak szybko wymieniane przez nas, że producentowi po prostu nie opłaca się produkować super trwałego urządzenia. Mógłby, ale cena nie byłaby akceptowana przez nabywców, albo tylko przez skromną ich część.

Legendzie o szybko psujących się elektronicznych urządzeniach można przedstawić nasze faktyczne doświadczenia. Ja mam kilkuletni telewizor, który nie chce się popsuć, chociaż chętnie kupiłbym nowy. To samo z tzw. ‘wieżą’. Działa bez problemów od kilkunastu lat. Owszem, u mnie czy w najbliższej rodzinie zdarzały się przypadki defektów pod roku czy dwóch eksploatacji. Muszę jednak powiedzieć, że zdecydowana większość urządzeń elektronicznych, które eksploatuję, wykazuje się znaczną trwałością.

Moim zdaniem społeczne przekonanie o zaprogramowanych na zepsucie urządzeń elektronicznych itp. to w dużym stopniu mit. Na rynku oczywiście nie brakuje producentów zarzucających nas niskiej jakości produktami, ale na końcu to my decydujemy co kupimy. To my mamy możliwość poczytania opinii na forach, wszelakich rankingów itd.

Afera z wieżami na Srebrnej. J.Kaczyńskiego podmienić się nie da.

przez | 10 lutego 2019

 

W ramach ochrony wizerunku Kaczyńskiego i partii, politycy PiS starają się za wszelką cenę drwić z doniesień Gazety Wyborczej, obracać w żart i deprecjonować ich znaczenie. Sprawa nie jest błaha, bo opublikowane do tej pory wypowiedzi Kaczyńskiego ewidentnie wskazują, że współpraca między nim (w imieniu spółki Srebrna) a austriackim biznesmenem miała miejsce. Nagrania zawierają też słowa J.Kaczyńskiego, że austriackiemu biznesmenowi zapłata się należy.

A sam Kaczyński? Jak to zwykle on, ukrywa się przed mediami, straszy sądem i ustami polityków PiS próbuje przeczyć faktom. Kampania dezinformacji jest nieco niespójna i chwilami nerwowa. Politycy PiS sami sobie przeczą.

Problemem PiS w tym przypadku jest brak możliwości ‘ukarania’ grzesznego polityka, jego usunięcia lub wymiany by nie wpływał destrukcyjnie na postrzeganie partii przez opinie publiczną. J.Kaczyński jest twórcą, kręgosłupem i filarem PiS. Partia to on. To radykalnie ogranicza możliwość reakcji na nagrania publikowane przez Gazetę Wyborczą.

Partia (PiS) jest praktycznie bezradna w takiej sytuacji. Jestem przekonany, że politycy PiS są świadomi obciachu i zagrożenia jakie wywołał swoją niefrasobliwością J.Kaczyński. Kaczyński do błędu się nie przyzna.

W takiej sytuacji medialny kontratak wizerunkowy, którego celem jest obrona wizerunku J.Kaczyńskiego jest jedynym możliwym wyjściem. PiS brnie więc w zaprzeczenie temu, co słyszymy na taśmach i w odwracanie znaczeń. Czy to pomoże? Zobaczymy. Nie ma co jednak ukrywać, że wizerunek J.Kaczyńskiego został poważnie nadwątlony.

 

 

R.Biedroń. Dajmy mu przeżyć swoje pięć minut.

przez | 7 lutego 2019

 

Nie podzielam zachwytu nad R.Biedroniem, Wiosną i niedzielną inauguracją ugrupowania. Niemniej doceniam pierwsze sondażowe sukcesy i sądzę, że R.Biedroń ma szansę odegrać w średnim terminie pozytywną rolą na polskiej scenie politycznej, ale o tym za chwilę.

R.Biedroń podnosząc w niedzielę głos, mówił nazbyt nerwowo i nienaturalnie. Wyglądało to trochę sztucznie. W roli lidera podkręcającego wiecową atmosferę, R.Biedroń nie wypada najlepiej. Wydaje mi się, że dość szeroki zachwyt i uznanie nad jego niedzielnym wystąpieniem  biorą się stąd, że w takiej roli widzieliśmy go po raz pierwszy.

Sama konwencja od strony widowiska nie zaskoczyła niczym nowym. Wynajęta hala, światła, nakręcanie spontanicznej atmosfery, chwytliwe hasła, konfetti,  podniosła muzyka. Nie rozumiem zachwytu wielu komentatorów nad widowiskiem ‘światło i  dźwięk’ jakie oglądaliśmy w niedzielę. To standard jaki znamy od lat w wykonaniu innych polityków lub partii.

Od strony programowej R.Biedroń składał obietnice na poziomie innych ugrupowań opozycyjnych. Było kilka ‘smaczków’, jak np. zwrot kosztów za skorzystanie z usług prywatnej służby zdrowia po 30-dniowym oczekiwaniu na usługę w publicznej służbie zdrowia. Tylko, że pomysł jest absurdalny, bo NFZ po kilku miesiącach straciłby płynność.

O ile pod względem obietnic, Wiosna ‘zapozowała’ na ugrupowanie mocno wrażliwe społecznie, to od strony podatków i innych danin (np. składka NFZ), R.Biedroniowi bliżej do Nowoczesnej i PO. R.Biedroń nie wspomina o zwiększeniu progresji podatkowej w PIT.

Apelowanie przez inne partie do R.Biedronia o przystąpienie do koalicji opozycyjnej nie ma sensu i jest też chyba nieco nieszczere w wykonaniu niektórych polityków. R.Biedroń jest teraz na fali i ma swoje pięć minut w polityce. Nie jest moim zdaniem postacią charyzmatyczną i mocno przecenia swoje polityczne znaczenie i możliwości, ale nie odmawiałbym mu prawa do pewnej zarozumiałości. Może już nigdy nie mieć możliwości powrotu do wielkiej polityki z takim przytupem i z sobą w roli czołowego polityka opozycji budzącego strach rywali.

Pierwsze sondaże po niedzielnej inauguracji Wiosny, pokazały skąd pochodzi potencjalny elektorat tego ugrupowania. Otóż Wiosna zabrała kilka pkt.proc. Koalicji Obywatelskiej i wzbudziła zainteresowanie ludzi (m.in. młodych) stroniących do tej pory od polityki lub zniechęconych do ‘starych’ partii. Co ciekawe, mimo akcentowania kwestii społecznych i anty-Kościelnej retoryki, R.Biedroń zdaje się nie wyrządzać większej krzywdy ugrupowaniom lewicowym. Wiosna nie jest też raczej rywalem dla PiS.

Zaletą R.Biedronia jest przedstawienie kolejnej oferty politycznej na rzekomo zabetonowanej scenie politycznej na lewo od PiS. Był Kukiz’15, Nowoczesna i teraz mamy Wiosnę Biedronia. Sądzę, że R.Biedroń ma szansę wzbudzić poważniejsze zainteresowanie również wśród części sympatyków, SLD, Razem itd. Poziom zainteresowania R.Biedroniem i Wiosną potwierdza, że wielu Polaków szuka czegoś świeżego na scenie politycznej i R.Biedroń jest dla nich alternatywą.

Wejście Wiosny na scenę polityczną stawia pytanie o możliwość pokonania PiS w jesiennych wyborach. Podbieranie sympatyków ugrupowaniom opozycyjnym i dystansowanie się od ofert koalicyjnych, faktycznie wywołuje obawy. Mimo wszystko , jak wspomniałem, jestem przeciwnikiem zmuszania R.Biedronia do koalicji za pomocą PiS-owskiego straszaka.

Efekt Wow w ciągu kilku miesięcy minie. Dość szybko zauważymy, że Biedroń nie jest typem charyzmatycznego lidera i słabo wypada w mediach pod względem merytorycznym.

Jeżeli R.Biedroń chce odnieść polityczny sukces musi szybko dojrzeć i spoważnieć oraz powinien otoczyć się grupą mądrych ludzi. W niedzielę zaprezentował grono swoich doradców. Niestety już w poniedziałek miałem okazję w TV poznać dwójkę działaczy Wiosny. Była pycha, pewność siebie i kpiny z opozycji. Najwyraźniej niedzielny szampan jeszcze z nich nie wyparował.

 

K-Towers. J.Kaczyński nie mówi prawdy swoim politycznym wspólnikom.

przez | 31 stycznia 2019

 

Jesteśmy już po oblikowaniu dwóch nagrań dotyczących prawniczych negocjacji  ws zapłaty za usługi austriackiego biznesmena.  Partia i prawicowe media oraz ‘publiczna’ TV stanęły murem w obronie prezesa. Z przyjętej linii obronnej wynika jednak, że prezes bardzo dawkuje informacje o przedmiocie dyskusji i czeka na rozwój sytuacji.

Politycy PiS przedstawiają prezesa jako wytrawnego prawnika w zakresie prawa spółek itp. Tymczasem nic z tych rzeczy. J.Kaczyński nadmierną wiedzą się nie popisuje. Jak na razie (mowa o dwóch opublikowanych nagraniach), w kółko powtarza myśl, że co do zasady roszczenia Austriaka rozumie i akceptuje. To do prawników kancelarii Baker McKenzie zwraca się o wynalezienie jakiejś formuły, by płatność spółki Srebra wobec Austriaka była możliwa.

W pierwszej rozmowie w ogóle nie podważa kosztów, tylko zdaje się wszystko bez problemów akceptować.

Obraz Kaczyńskiego jaki wyłania się po dwóch nagraniach na pewno nie ma nic wspólnego z prawnikiem broniącym finansów firmy.

Linię obrony sugerującą, że Kaczyński to fachowiec w temacie prawa firm (w tym finansowego) w drugim nagraniu podważył on sam. Po prostu otwarcie przyznał, że nie zna dobrze tej materii. Zresztą w obydwu nagraniach w polemiki się nie wdaje i nic konkretnego nie proponuje.

Wygląda na to, że Kaczyński rozpoczął z austriackim partnerem współprace bez profesjonalnych umów itd. W efekcie przyczynił się sam do wielu problemów. Z prawnego punktu widzenia świadczy to o prawnym dyletanctwie i lekkomyślności. Niestety, najwyraźniej Jarosław Kaczyński lubi prowadzić biznesy częściowo w oparciu o nieformalne umowy.

Sądzę, że wcześniej czy później, politycy PiS zauważą, że linia obrony jaką przyjęli nie ma wiele wspólnego z przebiegiem rozmowy.

Zasady współpracy z Austriakiem znało najprawdopodobniej bardzo skromne grono osób w PiS. Linia obrony, w formie przekazów dnia jakie dostają politycy PiS sugeruje, że Kaczyński nie wszystko mówi PR-owcom, którzy szykują przekaz.

 

Śmierć Adamowicza. Teraz się wszyscy mądrzą w temacie ochrony imprez masowych.

przez | 27 stycznia 2019

 

Wiedziałem, że tak będzie. Tak jest za każdym razem. Temat ochrony, ochroniarzy itp. pojawił się po raz kolejny. Nie jest to jedyna grupa zawodowa, która reaguje w ten sposób po takim czy innym nieszczęściu. Obok przedstawicieli tego czy innego zawodu, mądrzą się również komentatorzy. Remedium na problem zawsze ma być takie same. Większe nakłady na ochronę, zwiększenie wynagrodzeń ochroniarzy, certyfikacja i chronić wszystko co się da, bo wszędzie czyhają niebezpieczeństwa. Jednym z modnych haseł jakie zaczęło krążyć po internecie i po głównych mediach było :jaka płaca, taka ochrona.

Tragiczna śmierć prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza skupiła, co zrozumiałe, uwagę na ochronie. Z faktami oczywiście nie ma co polemizować. Zamachowiec bez większych problemów wdarł się na scenę i dokonał zabójstwa. Koniec. Mam wielki szacunek dla Owsiaka i WOŚP, co nie zmienia faktu, że temat zabójstwa prezydenta Gdańska i temat ochrony imprez masowych musimy koniecznie przemęczyć. Jeżeli naruszono przepisy odnoszące się do zasad zabezpieczenia imprezy (kwalifikacja imprezy), to też niedobrze. Jeżeli tak, to w takim razie jak to umknęło ludziom prawicy, którzy potrafili skutecznie utrudnić przeprowadzenie Przystanku Woodstock w 2018 r. ? Przypominam, że chodziło właśnie o odpowiednie zabezpieczenie tzw. imprezy masowej.

Sądzę, że nigdy do końca nie obronimy się przed zamachowcami i szaleńcami. Bycie tzw. osobą publiczną zawsze będzie się wiązało z pewnym niebezpieczeństwem. Temat wynagrodzeń ochroniarzy, w kontekście zabójstwa P.Adamowicza nie ma nic do rzeczy. Dla mnie jest ważne czego dotyczyła umowa o ochronę imprezy. Jeżeli ktoś ją podpisał, a potem się rozmyślił, to mało mnie to interesuje. To trochę tak jakby żołnierz zawodowy miał mieć prawo odmówienia wykonania rozkazu na wojnie, bo nagle stwierdził, że wojna to zjawisko wielce niebezpieczne, a on dostaje za małe wynagrodzenie. Jeżeli umowa obejmowała ochronę życia i zdrowia, to firma ochroniarska miała taką usługę dostarczyć.

To, że nie pieniądze są tu problemem, pokazuje przykład Jarosława Kaczyńskiego. Wydaje makabryczne pieniądze za profesjonalną ochronę. Czyli jak ktoś chce zamówić taką ochronę, to nie ma problemu ze zdobyciem takiej usługi na rynku. Pytanie, czy warto takie koszty ponosić i jaka jest skala zagrożeń.

Być może ochrona była na zasadzie takiej jak w marketach. Czyli zapobieganie drobnym naruszeniom porządku, łapanie łobuzów przy kasie marketu, ściąganie policji itd. itd. Oczywiście możemy podjąć decyzję, że ochrona ma być taka jak na warszawskich miesięcznicach PiSu. Tylko, że wtedy wiele imprez, ze względu na koszty, po prostu się nie odbędzie lub będą deficytowe, co będzie miało ten sam skutek.

Zalecałbym ostrożność z regulacją zawodu ochroniarza i firm ochroniarskich. Zapotrzebowanie na usługi tego sektora w dominującej części dotyczy prostych usług. Dzięki temu, mnóstwo ludzi z problemami z zatrudnieniem ma zajęcie. Dla wielu jest to po prostu okazja do dorobienia sobie. Zaznaczam przy tym, że nie akceptuję przewałów płacowych jakie mają miejsce m.in. przy zatrudnianiu w tej profesji. To jest problem innej natury.

Wspomniany przykład Kaczyńskiego oraz niektórych celebrytów pokazuje, że nie ma problemu z profesjonalną ochroną. To tylko kwestia ceny i określenia na jaką usługę jest zapotrzebowanie. Możemy wymusić taką ochronę na imprezach masowych, ale wtedy nie odbędzie się nawet lokalny festyn.

Chyba powinniśmy wprowadzić pogrzeby cywilne. Refleksje po pogrzebie prezydenta Adamowicza.

przez | 20 stycznia 2019

 

Oglądałem fragmenty ceremonii pogrzebowej Pawła Adamowicza w Bazylice Mariackiej w Gdańsku. Z jednej strony przejmująca i  wzruszająca ceremonia, z drugiej – nie potrafiłem oprzeć się wrażeniu, że jestem świadkiem ceremonii z elementami obłudy. Ceremonia odbywała się w, przepraszam za techniczny język –  w placówce kościelnej. W placówce należącej do instytucji, która ponosi ogromną odpowiedzialność za tolerowanie mowy nienawiści  w wykonaniu polityków PiS i środowisk sprzyjających tej partii.

Nie, nie o to chodzi bym próbował krytykować rodzinę P.Adamowicza i organizatorów ceremonii. Jak rozumiem P.Adamowicz był katolikiem i z woli rodziny, pogrzeb odbył się według ceremoniału katolickiego. Wola rodziny jest  dla mniej święta i decydująca.

Ceremoniał katolicki odcisnął negatywne piętno na ceremonii i jej wydźwięku. Miałem wrażenie, że wielu z uczestników ceremonii pogrzebowej chciało coś wykrzyczeć i zaprotestować. Nazwać zło po imieniu i wskazać je palcem. Nie potrafiłem też oprzeć się wrażeniu, że nawet w tej ostatniej chwili Kościół powiedział: to my ustalamy warunki i to co wolno powiedzieć oraz to czego usłyszeć w Kościele sobie nie życzymy. Abp. L.S. Głódź nie miał ochoty wskazać zła. Mówił o nim niezwykle ogólnie. To zapewne ucieszyło polityków PiS, którzy mogą od soboty swobodnie i cynicznie twierdzić, że to nie do nich były kierowane słowa. Najwyraźniej politycy PiS działają na innych prawach. Raptem kilka miesięcy temu, prezydent Duda pozwolił się sobie w Kościele Św.Brygidy na kłamstwa i manipulacje. 

Duże wrażenie wywarła przemowa ojca Ludwika Wiśniewskiego w trakcie ceremonii pożegnalnej. Ale i on nie odważył się nazwać źródła mowy nienawiści (w tym pod adresem tragicznie zmarłego prezydenta) po imieniu. Wszyscy dali się skrępować katolickiemu ceremoniałowi pogrzebowemu.

Jakoś uwierała mnie obecność w Bazylice obecnego prezydenta i premiera. Chyba w obawie o gwizdy woleli usiąść z tyłu. Obydwaj są czołowymi politykami odpowiadającymi za polityczną agresję i hejt oraz kłamstwa. Obydwaj milczeli i milczą o fatalnej roli TV publicznej, która miała nie mały wpływ na negatywną atmosferę wokół P.Adamowicza. Atmosfera rzekomego chrześcijańskiego pojednania i refleksji, pozwoliła pojawić się w kościele nawet takiemu kłamcy jak premier Morawiecki. Wszystko to w imię chrześcijańskiego rzekomo obyczaju. Od poniedziałku premier Morawiecki znowu po ‘chrześcijańsku’ będzie kłamał i manipulował.

Wszystko to było dla mnie jakieś takie niesmaczne. Atmosferę ostatniej drogi tragicznie zmarłego prezydenta ratowały tłumy ludzi na ulicach i przemowy rodziny oraz przyjaciół P.Adamowicza.

A może więc warto zastanowić się nad zmianą ceremoniału pogrzebowego. Może powinna to być przede wszystkim ceremonia cywilna. Nie zdominowana przez Kościół. Nie byłoby abp. Głódzia, polityków PiS oraz prezydenta. Obyłoby się bez cynizmu i ceremoniału na warunkach Kościoła. Może ojciec L.Wiśniewski śmielej wyrzuciłby z siebie to, czego nie chciał powiedzieć z Bazylice. Wtedy pożegnanie kościelne stanowiłoby odrębną część ceremonii, a o jego znaczeniu decydowałaby rodzina (całość lub część ceremonii w kościele). Niestety Kościół, jego ceremoniał i przedstawiciele odcisnęli negatywne, w moim przekonaniu, piętno na pożegnaniu prezydenta Adamowicza. Wysłuchaliśmy szeregu przemów i nadal nie wiemy, kto (które środowisko polityczne) odpowiada za mowę nienawiści.