TVP Info wg R.Trzaskowskiego.

przez | 27 maja 2020

Ledwo nowy kandydat KO na prezydenta rozpoczął swoją obecność w mediach, od razu zaproponował zmiany w telewizji publicznej, czyli partyjnej telewizji PiS. Słowa brzmiały następująco:

„..pieniądze, które idą dzisiaj na propagandę, na partyjną telewizję, powinny zostać przeznaczone na ochronę zdrowia, na nasze szpitale …… w miejsce obecnej telewizji powstanie nowa telewizja publiczna. Bez TVP Info, bez „Wiadomości”, bez publicystyki politycznej, bez tego wszystkiego, co dzisiaj tak zatruwa nasze życie publiczne. ..”

Argument z ochroną zdrowia jest może lekko populistyczny, bo ma głównie na calu utrudnić krytykę pomysłu. No bo trudno krytykować pomysł, gdzie środki z likwidacji czegoś tam i finansowanie tegoż mają być przeznaczone na ochronę zdrowia, prawda? Ruch z jednej strony sprytny politycznie, ale i rozsądny, bo otwarcie możliwości finansowania mediów na dwa mld złotych rocznie, to zwykła polityczna łobuzerka na finansach państwa, dokonana przez polityków prawicowej koalicji przy akceptacji prezydenta.

Tak więc Rafał Trzaskowski otwarcie rzucił na stół pomysł przeprowadzenie telewizji publicznej przez proces likwidacyjny, by na gruncie starego organizmu powstała nowe publiczna telewizja. Pomysł wywołał pewne zamieszanie i krytykę. Politycy prawicowi i niektórzy opozycyjni próbowali kontrargumentować, że Trzaskowski chce pozbawić odbiorców, którzy mają tylko dostęp do TVPiS, dostępu do informacji. W przypadku polityków opozycyjnych spoza KO, był to efekt obawy, że taka zapowiedź faktycznie może wystraszyć tą część Polaków, którzy poza darmowymi kanałami z multipleksów, nie ma dostępu do niczego innego. Moim zdaniem dobrze się stało, że jeden z kandydatów postawił pod dyskusję temat reformy telewizji tzw. publicznej w trakcie wyborów prezydenckich. Rozkład argumentów w pierwszych przekazie medialnym Trzaskowskiego może nie był nazbyt precyzyjny, stąd próby krytyki i straszenia.

R.Trzaskowski powinien śmiało wykorzystywać temat zmian w TVPiS w kampanii. PAD zapewne nie będzie zainteresowany kontratakiem w tym temacie, zdając sobie sprawę, że jest mało prawdopodobne by na tym zyskał. Opozycyjni rywale w prezydenckim wyścigu, nie wydają się mieć sprecyzowanego przekazu w tym zakresie. To może być temat Trzaskowskiego. Tyle politycznej argumentacji. Najważniejsza jest jednak argumentacja merytoryczna, ponieważ faktycznie dawna TVP stała się polityczną szczujnią, przepełnioną manipulacjami i atakami na opozycję.

Po tym co z telewizją publiczną zrobił PiS, nie pozostaje wątpliwości, że blok przekazu politycznego itp. musi być wyprowadzony poza zasięg aparatczyków mianowanych przez partię rządzącą. Tą i każdą kolejną. Pomysłów jest kilka.

Do multipleksów dodajemy darmowe programy informacyjne przygotowane przez stacje telewizyjne. Kryterium może być udział w rynku. Mogą to być odrębne kanały. Można też upakować to w jednym wg wspomnianego kryterium udziału w rynku. Można stworzyć w miejsce TVPInfo program, w którym poszczególne partie dostają swoje bloki w oparciu o sondaże. Można przygotować audycje, w których nie będzie jeden prowadzący, a grupa pochodząca z różnych środowisk, stacji czy partii.

Pomysłów jest wiele. Wiem. Mam świadomość, że żaden z nich nie jest idealny, a zasady ustalania proporcji zawsze będą budzić spory m.in. o dokładność. Np. czy partia X i sympatyzujący z nią komentatorzy mają mieć 10%, 8,5% czy 11% czasu antenowego. Z obecnej perspektywy, to śmieszny dylemat. Wolę spory o przydzielony czas antenowy niż obecną, obrzydliwie manipulującą mono-telewizję.

Trójkowy kryzys. Mała porada dla polityków PiS.

przez | 18 maja 2020

Sądzę, że politycy PiS powinni sobie dobrze przemyśleć trójkowy kryzys. Reakcja władz Trójki dobrze pokazuje atmosferę ideologiczną i kult wodza jaki panuje w PiS. Uzupełnieniem tego żenującego widowiska były reakcje polityków PiS, których odruch obrony J.Kaczyńskiego jest już automatyczny. Jak widać, taka jest cena za funkcjonowanie w tej partii i możliwość robienia politycznej kariery.

Nie ma znaczenia w tej chwili, kto w tym sporze ma rację. Osoba postronna nie jest w stanie tego ustalić, a próba opierania się na wyrażanych opiniach i ocenach też nie na wiele się zdaje. To nieistotne, czy pojawienie się Kazika na pierwszym miejscu było pomyłką, antypisowską demonstracją, czy może uczciwym notowaniem, którego wyniku partyjni nominaci nie mogli znieść i zastosowali cenzurę. Stało się i aparat pisowski po prostu sobie nie poradził z banalnym problemem.

Jeżeli notowanie przeprowadzone było uczciwie, to władzom Trójki nic do wyniku. Usuwanie notowania z internetu musiało skończyć się posądzeniami o cenzurę, a ta Polakom kojarzy się fatalnie.

Załóżmy, że piosenka Kazika na I miejscu  to manipulacja osób zajmujących się prowadzeniem listy. W takiej sytuacji, na miejscy władz Trójki nie podejmowałbym żadnych działań. Jeżeli byłaby to manipulacja, to nie dałoby się jej utrzymać na dłuższą metę, wbrew woli głosujących i słuchaczy. Jeżeli jacyś partyzanci chcieliby utrzymywać manipulację przez dłuższy czas, sami wpadliby w sidła dziennikarzy śledczych na usługach PiS i nikt z opozycji nie brałby partyzantów w obronę. Wystarczyło odczekać i, w wyniku ewentualnych skarg słuchaczy, zwrócić się do prowadzących listę o pełny raport i wykazanie zgodności notowań z regulaminem i opublikowanie go w internecie.

Jeżeli piosenka Kazika, krytyczna wobec Kaczyńskiego i jego wizyty na cmentarzu, pojawiła się już na czołowym miejscu, to po prostu bym to przemilczał. Niestety Kaczyński zachował się fatalnie i jedyne co można zrobić, to milczeć, bo on przeprosić nie potrafi. I, znowu niestety, brak przeprosin był sygnałem dla całego prawicowego aparatu urzędniczo-politycznego, by wmawiać opinii publicznej że Kaczyński miał prawo być na cmentarzu. Z tego też powodu władze Trójki przereagowały, że się tak wyrażę. Przy braku reakcji władz Trójki lub rozpoczęciem dochodzenia z opóźnieniem, straty wizerunkowe byłyby mniejsze lub może i żadne.

Nie wiadomo czy w ogóle piosenka Kazika byłaby tak popularna jak się stała przez weekend. Zamieszanie wokół tej piosenki wywołało polityczne zamieszanie przez weekend, wizerunkowo fatalne dla PiS i jej lidera.

Reakcje polityków PiS i z partii Gowina odnoście usunięcia notowań, były mieszane. Nie brakowało jednak głosów krytykujących taki krok. Niestety jedno łączyło wypowiedzi polityków PiS: obrona lidera, w sposób najczęściej przypominający najgorsze wzorce kultu wodza. Czasami były one śmiesznie, a czasami budziły litość nad politykiem je wypowiadającym. Efekt? W mediach powrócił temat pobytu Kaczyńskiego na Powązkach ze zdwojoną siłą. Kolejna wizerunkowa wpadka.

I na koniec sam Kazik i jego piosenka. Kazik jest swego rodzaju outsiderem, częściej kojarzonym z krytyką Polski po 89-tym, przynajmniej jeśli brać pod uwagę teksty odnoszące się do polskiej rzeczywistości. Weekendowa trójkowa heca pokazała, że w razie czego, Kazik nie ma oporów by krytykować obecną władzę, co może być zaskoczeniem dla PiS i części jej sympatyków. Teraz prawdopodobnie, rozważania czy Kazik ma być na pierwszym miejscu czy nie stracą na znaczeniu, bo sympatycy listy zapewne lub tymczasowi – wzburzeni radiosłuchacze – zaczną demonstracyjnie głosować na Kazika.

To tylko zabawa w polityczne doradztwo. Zamieszanie wokół listy przebojów świetnie prezentuje poziom moralny i intelektualny politycznych elit PiS. Poniekąd niestety i zwolenników tej partii.

Kiepski wybór w czasach przesilenia.

przez | 13 maja 2020

Spotkałem znajomego. Gadka szmatka i wjechaliśmy na temat wyborów prezydenckich. Na kogo ty zagłosujesz, a na kogo ty? Ja, antypis, on – gdzieś pomiędzy światami, bez poczucia konieczności bezwzględnego opowiedzenia się po którejś ze stron. Sądzę, że znajomy, nazwijmy go XY, jest jednym z reprezentantów tej części społeczeństwa, którą można określić jako niezdecydowana. Niemniej w wyborach udział chce wziąć. XY stara się śledzić wydarzenia, ale w natłoku innych spraw i życiowych priorytetów, nie ma czasu i ochoty wgryzać się w detale sporów koalicja rządząca – opozycja. Dla mnie rozmowa była o tyle ciekawa, że miałem możliwość poznania jakim kryteriami kierują się inni ludzie. Być może powinni na to zwrócić uwagę liderzy opozycji, chociaż jest już na to nieco za późno.

Liderzy opozycji, lub przynajmniej jej części, wystawili zbyt słabe kandydatury. Wygląda to trochę tak, jakby skupili się na własnych elektoratach i zapomnieli o co faktycznie toczy się teraz gra. Dla kilku lub nawet kilkunastu procent głosujących, trójka kandydatów :  Małgorzata Kidawa-Błońska (MKB), Władysław Kosiniak-Kamysz (WKK) i Robert Biedroń (RB) jest słabą alternatywą. No i jest jeszcze czarny koń wyborów Szymon Hołownia (SzH). Kandydata Konfederacji pozwolę sobie nie wymieniać. M.in. z powodu trwale niskich notowań i słabej rozpoznawalności.

Ludzie są bardzo podatni na wygląd i zachowanie kandydata. Pod tym względem PAD jest trudnym konkurentem, ponieważ wizerunek jaki udało mu się stworzyć w mediach trafia w oczekiwania wielu ludzi. W tym i częściowo w oczekiwania mojego znajomego. PAD dobrze wygląda, jest facetem w wieku średnim, jest pewny siebie i ma niezłe umiejętności aktorskie. Świetnie gra kogoś kim nie jest. Prezentuje się jako zdecydowany, pewny siebie lider z jednoznacznie zdefiniowanymi poglądami. Dla ludzi, którzy  potrafią ocenić merytorycznie PADa, jego PR nie ma żadnego znaczenia.

Co proponuje opozycja?? I tu jest poważny problem.

MKB nie dość, że odbierana jako polityk słaby i niepewny, pozbawiony nutki agresji i ciętości języka, postanowiła bojkotować wybory w majowych terminach. Odruch być może odważny, ale najwyraźniej nie tego oczekiwali wyborcy. Jej osobowość i decyzja bojkotu nie zyskały aplauzu. W efekcie w sondażach MKB ma kilka procent. Mój znajomy tak właśnie MKB odbiera. Szansę, że na nią zagłosuje są niewielkie.

Błąd popełniła lewica. Przy całej mojej sympatii do RB, dość nieporadnie kreuje się on na politycznego lidera z twardym charakterem. Być może poza kamerami taki właśnie jest, ale przed nimi niestety nie. Cukierkowaty wizerunek RB, kontrastuje z tym czego oczekiwał on sam i jego sztab. Niestety lewica zbyt późno zjednoczyła się przed wyborami parlamentarnymi i zabrakło czasu na wybranie i wykreowania kandydata na prezydenta. RB jest co najwyżej efektem kompromisu  w czasie jaki miała lewica na jego osiągnięcie. Na koniec zostawiłem orientację RB. Mnie ona nie przeszkadza. Niestety część wyborców nie chce zaakceptować geja na posadzie prezydenta. To przykre, ale oporów natury psychicznej i światopoglądowej części społeczeństwa długo jeszcze nie przeskoczymy. RB zapewne prezydentem nie zostanie, ale mimo tego jestem mu wdzięczny za to, co do tej pory zrobił. Za przeoranie naszej psychiki i uprzedzeń.

WKK ma na sobie piętno swojej macierzystej partii. Problemem PSL od lat jest deficyt ciekawych wyrazistych postaci. WKK jest, podobnie jak MKB, nadmiernie ugodowy i ostrożny w przekazie. Próby kreowania go na tygrysa (nawiązuje do słynnego wystąpienia jego małżonki), przysporzyły sławy jego żonie, a jemu szereg uśmieszków i żartów.

Dla ludzi, jak mój znajomy, SzH jest osobą mało znaną, postrzeganą wręcz jako przypadkowa. Jeżeli już ktoś go ewentualnie kojarzy, to z programów rozrywkowych. To bardzo krzywdzące dla niego, ale jego działalność publicystyczna jest ludziom mało znana. Stąd traktowany jest jako kandydat z showbiznesu, który startuje dla zabawy. Pech chciał, że SzH ma w niektórych sondażach II miejsce w I turze wyborów, co już w ogóle budzi zdumienia na poły z obawami ludzi rozczarowanych kandydatami opozycji.

Wiem, że ocena wizerunkowa kandydatów na prezydenta  jest czymś nieuczciwym, ale spora część wyborców to właśnie kryterium używa jako główne lub jedno z najważniejszych. Pod tym względem, PAD bije przeciwników.

Chyba największe pretensje należy mieć do Koalicji Obywatelskiej, która wystawiła MKB. W tym ugrupowaniu chyba zapomniano, że być może właśnie na nim spoczywa zadanie wystawienia kandydata, który przeszedłby do II tury i zebrał głosy tych, którzy głosowali na pozostałych kandydatów opozycji. W tej chwili doprawdy trudno sobie wyobrazić, by MKB taką rolę mogła wypełnić.

Któryś z kandydatów opozycji ma szansę wygrać w PADem. Niestety bardziej musimy liczyć na mobilizację elektoratu opozycyjnego i/lub wystraszonego PADem, niż na przebojowego kandydata, który pociągnie za sobą tłumy.

Zresztą w powyższej ocenie mylę się już chyba teraz. SzH zyskuje w sondażach, m.in. dlatego że w swoim wizerunku postawił na cechy, których kandydatom opozycji nieco brakuje.

No chyba jednak porażka panie Kaczyński. Wyborów w maju nie będzie.

przez | 7 maja 2020

Nie musieliśmy czekać do czwartkowego poranka. J.Kaczyński  i J.Gowin wiedzieli, że przeciąganie sporu między nimi aż na głosowanie w sejmie, to ośmieszający dla prawicy spektakl.  Niestety to J.Kaczyński musiał się ugiąć. Przegrał bój o wybory 10 maja. Dzisiejsze oświadczenie dwóch liderów, to już tylko działanie zmierzające do zmniejszenia skali wizerunkowej porażki.

Kilka politycznych refleksji na szybko.

Rytualne i dziecinne zrzucanie winy na opozycję to już tradycja na prawicy. Takie banalne odwracanie kota ogonem, czy po prostu kłamanie, wiele mówi o kondycji intelektualno-moralnej polskiej prawicy, która dzierży stery rządów. Cóż, taki jest poziom polskiej prawicy i jej elektoratu.

J.Kaczyński przegrał. Licytował ostro do ostatnich chwil, zaliczając dwa potężne błędy. Pierwszy: upór przy wyborach majowych był bez sensu. Upór, by licytować (blefować) do ostatnich chwil pokazał, że ewidentnie przecenia swoje polityczne umiejętności. Być może też, ma poważny problem z zaakceptowaniem, że świat nie dostosuje się do jego, i jego politycznego zaplecza, kaprysów. Jego sympatycy zauważyli, że Wielki Strateg potrafi popełniać poważne polityczne błędy. Do J.Kaczyńskiego chyba w końcu doszło, że nie może lekceważyć głosów krytyki dochodzących z politycznego zaplecza. Gdyby Kaczyński był wysokiej klasy politykiem, kompromis z Gowinem zostałby osiągnięty dawno temu, a spór nie rozgrywałby się na oczach opinii publicznej.

J.Gowin jest tym kim był. Czyli politykiem, który wszedł do politycznego grzęzawiska stworzonego przez J.Kaczyńskiego i w tym grzęzawisku już pozostanie. Nie podzielałem wiary, że J.Gowin nagle zrobi zwrotu o 180 stopni w polityce, stąd nie mam poczucia zawodu. Zabrnął za daleko. Trzeba przyznać, że postawił częściowo na swoim, czyli wyborów majowych ma nie być i może mówić o sukcesie. Zwycięstwo J.Gowina jest ograniczone. O ile wyborów w maju ma nie być, to wygląda na to, że przy ustaleniu nowego terminu to Gowin musiał wykazać również skłonności do kompromisu. Podpisanie się pod kłamliwym oświadczeniem, podkreślającym winę opozycji potwierdza, że standardy moralne J.Gowina do wysokich nie należą. Przypuszczam, że na prawicy J.Gowin do polityków szanowanych należeć już nie będzie.

Opozycja odniosła sukces. Wyborów w maju nie będzie i jest szansa że wybory w wakacje, będą pod względem organizacyjnym bliższe demokratycznym standardom. Przełożenie terminu wyborów oznacza, że PAD może stracić na popularności z powodu kryzysu i kojarzenia (poniekąd słusznie) jego osoby z rządem. Jeżeli dobrze rozumiem, wybory wystartują od nowa i niektóre ugrupowania mogą wystawić nowych kandydatów. Być może powinna z tego skorzystać Koalicja Obywatelska.

Prezydent potwierdził, że nie ma moralnych kompetencji do sprawowania piastowanej funkcji. W kilkutygodniowym sporze o majowy termin i zasady przeprowadzenie wyborów milczał lub starał się nie wychodzić poza narrację jaką w danym momencie kreował medialnie PiS. Był bierny w sporze o wybory. Tymczasem miał ogromną szansę wskazać podobny termin samodzielnie. Narzucając warunki Kaczyńskiemu lub wymuszając rezygnacją termin wyborów. To mogło mu przysporzyć głosów wyborców z kręgów niezdecydowanych.

No i same wybory. Bieg wydarzeń, wcześniejsze decyzje i ryzyko zarażenia wirusem  spowodowały, że brane są pod uwagę tylko wybory korespondencyjne. A może warto było wybory rozłożyć na dwa dni z narzuceniem maks. liczby osób w lokalu w danym momencie. To wymagałoby  zmian organizacyjnych  i zapewnienia bezpieczeństwa członkom komisji. Oczywiście mam świadomość, że byłoby to trudne w realizacji.

I na koniec… Warto zachować nieco dystansu do oświadczenia prawicowych liderów. Podejrzewam, że jeszcze niejedna pułapka będzie zastawiona na opozycję, doświadczymy szeregu zwrotów akcji, a samo oświadczenie może być zaplanowanym częściowym blefem.

COVID-19. Wielki eksperyment społeczny.

przez | 2 maja 2020

Czas walki z wirusem niepostrzeżenie stał się też wielkim eksperymentem społecznym. Wynik eksperymentu może być wiedzą dla niej samej, ale jest i przykrą prawdą o nas, ludziach. Gorzej, jeśli z wniosków wynikających z doświadczenia skorzystają politycy. A może już korzystają? Może. Ale te ostatnie pytanie proponuje potraktować jako teorię spiskową, wygenerowaną ot tak dla zasady. Nie zaszkodzi.

Ze strachu przed skutkami wirusa covid-19 daliśmy się zamknąć w domach, a wielu z nas zaakceptowało zakaz wykonywania pracy czy działalności gospodarczej. Do tego media i nasz naturalny strach wprowadziły nas w stan permanentnego lęku o życie, zdrowie swoje i bliskich. Niestety z tygodnia na tydzień coraz gorzej to znosimy. Nie potrafimy pogodzić się z faktem szeregu ograniczeń. Chcemy powrotu do parków, kawiarnianych stolików i do pracy. Chcemy przestać się bać i chcemy poczuć wolność. I w taki oto sposób przeszliśmy w niecałe dwa miesiące daleką drogę. Zaczęliśmy od obawy o śmierć, by po niecałych dwóch miesiącach dojść do wniosku, że ok. 600 zgonów miesięcznie to akceptowalna cena za odzyskanie wolności. A wszystko to w kraju, gdy jedna niepotrzebna lub przedwczesna śmierć potrafi poruszyć media i społeczeństwo, a władza musi się tłumaczyć.

Wydaje się, że wywrócenie życia, jakie spowodował wirus, przewartościowało nasze systemy wartości. Nikt już nie krytykuje władzy za śmierć z powodu wirusa. No, prawie nikt. Zaakceptowaliśmy ryzyko zachorowania i ryzyko (fakt, że małe) śmierci. Śmierć 600 obywateli miesięcznie, przestaje nas tak samo ruszać jak to, że ruch samochody powoduje ofiary. A co gdyby umierało z powody wirusa 1 tys. osób lub 2 tys. miesięcznie? Czy to będzie poziom, przy którym zaczniemy od władzy oczekiwać powrotu dawnych obostrzeń i zaczniemy dociekać i krytykować rząd za bezradność?

A może w akceptacji śmierci z powodu wirusa, w pewnym sensie pomaga nam świadomość, że umierają na ogół ludzie starsi i schorowani? Że niby oni swoje już przeżyli, więc ich śmierć wydaje się być bardziej akceptowalna? A co, gdyby wirus szerzył śmierć głównie wśród dzieci?

Można się pozastanawiać, czy akceptacja 600 zgonów miesięcznie, to wyraz naszej lekkomyślności czy raczej przejaw siły ludzkiego gatunku. W tym drugim przypadku mogła w nas dojść do głosu gotowość poniesienia koniecznych ofiar , by móc dalej trwać i się rozwijać, by nie popadać w skrajny paraliżujący pesymizm i lęk.

Na pewno z opisanego wyżej przewartościowania skorzystają rządzący politycy. Teraz już wiemy, że podnoszenie zarzutu setek zgonów może przywrócić zakazy i spowodować wymyślanie kolejnych. Będziemy więc siedzieć cicho, tzn. cieszyć się odzyskiwaną wolnością, żeby nam tylko ktoś znowu lasów nie zamknął.

Umizgi z J.Gowinem są trochę upokarzające dla opozycji.

przez | 29 kwietnia 2020

Jeżeli ktoś zastanawiał się co to takiego zgniły kompromis w polityce i współpraca z ludźmi, którym być może nie powinno się nawet podawać ręki, to ma okazję popatrzeć. Właśnie jesteśmy świadkami niełatwej strony polityki. Strony, po której moralność tu i teraz nie jest zero-jedynkowa, ale być może warto brnąć w taki kompromis skupiając się na celu.

Swego rodzaju bunt J.Gowina dotyczący organizowania majowych wyborów, ponownie rozbudził wielkie nadzieje wśród polityków opozycji i komentatorów krytykujących rządy PiS. Uruchomił tradycyjny schemat jaki obserwujemy niemal za każdym razem po stronie opozycyjnej. Polityk prawicy sprzeciwiający się polityce J.Kaczyńskiego momentalnie wzbudza poparcie w opozycji i wśród komentatorów. Głosy krytyki wobec takiego polityka są wyciszane, a winy puszczane w zapomnienie lub relatywizowane.

Wpierw słów kilka o J.Gowinie. To polityk, który może u wielu obserwatorów wzbudzić dysonans. Wizerunek medialny statecznego, kulturalnego i wyważonego polityka stoi w sprzeczności z tym za czym J.Gowin podnosił przez minione kilka lat w sejmie rękę. Z tym, w czym generalnie od kilku lat uczestniczy. A nie ma co ukrywać, że J.Gowin przykładał rękę do niszczenia państwa prawa i szeregu świństw jakie działy się na naszych oczach. Jego obecny bunt też budzi sporo podejrzeń co do  podłoża i intencji. Przede wszystkim, wątpliwości dotyczące majowych wyborów są igraszką na tle dylematów moralnych (może jestem naiwny), przy których J.Gowin musiał się wykazać giętkością moralnego kręgosłupa lub jego brakiem. Wątpliwości budzi też propozycja dotycząca wyborów prezydenckich, czyli rezygnacja z wyborów majowych i odłożenie ich o dwa lata z zakazem startu A.Dudy. Dla opozycji oferta nie jest nazbyt atrakcyjne. Bo celem opozycji jest jak najszybsze odsunięcie PiS i jej polityków od władzy, żeby ratować instytucje państwa prawa i praworządność.

Wydaje się, że opozycja pokłada w J.Gowinie nadzieje, których on nie ma ochoty wypełnić i tego zresztą nie deklaruje. J.Gowin nie chce rozbijać rządu prawicowego, a jedynie zaproponował pewien kompromis dotyczący kryzysu wyborczego. Chwilami zresztą można było odnieść wrażenie, że propozycja Gowina była konsultowana z politykami PiS.

Co marzy się opozycji?

Marzy się odsunięcie terminu wyborów prezydenckich, bo to zmniejsza szansę wygranej PAD. PAD i politycy PiS są tego świadomi, stąd taki ich upór przy terminie majowym. Marzenia opozycji są jednak większe. Media i część opozycyjnych polityków zaczęła grać na odciągnięcie J.Gowina i jego partyjnych kolegów od prawicowej koalicji. To byłaby katastrofa dla J.Kaczyńskiego. Wątpię by J.Gowin był gotów na taki ruch. Wątpię by był gotowy na etykietkę grabarza prawicowej koalicji. Ma zbyt wiele na sumieniu. Zbyt głęboko unurzał się w moralnym grzęzawisku jakie stworzył PiS. Nie sądzę też, bo nie ma powodów, by wierzyć, że J.Gowin ma dość prawicowej koalicji.

Politycy opozycyjni są w niezręcznej moralnie sytuacji. Za sprawą Gowina pojawiła się ogromna szansa na odłożenie majowych wyborów. A to już zwiększa istotnie szanse na pozbawienie PADa szans na reelekcję. Inna rzecz, że majowe wybory to gwałt na demokracji i prawny skandal. Być może opozycja mogłaby nic nie robić i tylko czekać, aż Gowin zrealizuje swoja zapowiedź, czyli nie zagłosuje za majowymi wyborami. Opozycja mogłaby w takiej sytuacji w ogóle nie podejmować dyskusji z J.Gowinem. Skoro jednak na horyzoncie pojawił się promyk nadziei, to część komentatorów i polityków zaczęła kusić J.Gowina okazją przejścia na jasną stronę mocy i odkupieniem win. No, może o winach nikt otwarcie nie mówi, by nie drażnić J.Gowina.

Takie podejście części opozycji stawia pytanie o moralność w polityce. Pytanie jednak co jest tą moralnością, skoro na horyzoncie pojawiła się szansa odsunięcia PiS i PAD od władzy. Można nie podawać J.Gowinowi ręki i nie kusić wizją wielopartyjnego rządu opozycji czy posadą marszałka sejmu. Ale wtedy godzimy się na trwanie PiSu przy władzy i tracenie czasu i pozwolenie na dalsze demolowanie państwa. Kusić więc J.Gowina, czy nie kusić?

A co ja sądzę? Co ja bym zrobił?

Poza dyskusją dotyczącą odłożenia majowych wyborów bym nie wychodził. Jest szansa, że społeczny opór wobec majowych wyborów i działania senatu spowodują przełożenie terminu wyborów prezydenckich. Przełożenie wyborów na jesień jest optymalnym rozwiązaniem. Jeżeli J.Gowin chciałby zaproponować coś ponadto, to proszę bardzo. Ale to byłoby jego inicjatywa i sondowanie, a nie moje kuszenie wizjami koalicji i stanowiskami.

Nie chce jednak do końca krytykować działań zmierzających do przeciągnięcia J.Gowina na dobrą stronę mocy. Nie chcę jednak by był on kupony przez opozycję. J.Gowin musi sam tego chcieć.

Spór o dzieci na polowaniu. Z lekka sztuczny i chyba trzeciorzędny.

przez | 20 kwietnia 2020

To spór o faktyczny społeczny problem czy o zasadę i żeby było się o co ideologicznie spierać ? Gdy tak nabrać nieco dystansu do tego sporu, co mimowolnie pojawia się pytanie o to, skąd się wziął, z jakiej wielkiej potrzeby społecznej ?

Myśliwi nie mają ostatnio dobrej prasy. Słusznie lub nie, przypisano ich do lizusów obecnej władzy. Ta ostatnia zdaje się mieć do myśliwych lekką słabość. Myśliwi kojarzą się też z konserwatyzmem. Polowania (myśliwi) zaliczają do odwiecznych staropolskich tradycji, unikając tematu czy zabijanie rekreacyjne ma jakiś sens i uzasadnienie? Do tego pojawia się krytyka z kręgów lewicowych. Lewica obok sensu rekreacyjnego zabijania pyta o zasady przeprowadzania polowań, traktowanie zwierząt itd. W końcu stanęło pytanie o obecność dzieci na polowaniach.

Formalnie hobby w postaci zabijania zwierząt dla samego ich zabijania wydaje mi się głupie i warto coś z tym zrobić. Uważam też, że obecność dzieci na polowaniach i ich uczestnictwo w – nie wiem czy to dobrze określam – oprawieniu upolowanych zwierząt, może szkodzić ich psychice. Warto chyba jednak zapytać jaka jest skala zjawiska i gdzie ewentualny problem tych dzieci umieścić skali innych potencjalnych zagrożeń z jakimi mają kontakt.

Wątpię by wszyscy myśliwi chętnie zabierali dzieci na polowania i by je do tego zmuszali, jeśli tego nie chcą. Czy przeciwnicy zabierania dzieci na polowania dysponują danymi ilu dzieci może to dotyczyć? Jak wiele dzieci doznało traumy itp. po uczestnictwie w polowaniu. Itd. itd. Jest też kwestia ulokowania dzieci myśliwych na tle innych, podobnych zagrożeń, które nie przykuły takiej uwagi.

W wielu rodzinach pozwala się dzieciom na oglądania filmów z przemocą. Dzieci wiejskie są stale świadkami zabijania zwierząt i ich oprawiania. Co z dziećmi wędkarzy, które wraz z rodzicami uczestniczą w sporcie nie mniej moralnie wątpliwym jak myślistwo? Owszem, świadomie nieco relatywizuję. Ale robię to po to, by ci którzy zatroskali się nagle o dzieci myśliwych, zastanowili się czy aby nie podejmują trzeciorzędnego problemu, albo nie kreują sporu ideologicznego dla niego samego.

Minister Szumowski ograł opozycję.

przez | 19 kwietnia 2020

Nie przeżyłem rozczarowania oświadczeniem ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego w sprawie możliwości organizowania wyborów prezydenckich. Szczerze mówiąc sporą naiwnością była wiara w to, że powie coś innego niż oficjalne stanowisko PiS. Jeżeli wchodzi się do polityki w rządzie PiS, to od razu wiadomo, ze polityk akceptuje zasady działania tej partii i własnym nazwiskiem firmuje jej wyczyny w politycy. Również tej dotyczącej służby zdrowia. Łukasz Szumowski nie działa w tym rządzie przez przypadek. Po prostu akceptuje ten rząd i jego politykę oraz zasady jej prowadzenia. Tyle w temacie.

Sygnałem, że Ł.Szumowski podporządkuje się linii PiS było to, że politycy PiS od kilku tygodni prowadzą jednoznaczną politykę ws wyborów prezydenckich. Maj i koniec. A jeśli przełożenie, to na odległy termin. Widać było, że nikt w koalicji prawicowej nie oczekiwał jakichś zaskoczeń w werdykcie ministra. A nawet gdyby minister próbował strzelić focha i pokazać klasę, zostałby zignorowany lub usunięty. Z opinii polityków koalicji prawicowej widać było, że nikt nie oczekuje niczego innego od ministerstwa zdrowia jak tylko wpisanie się w zapowiedzi polityków prawicowych odnośnie wyborów. Najwyraźniej minister Szumowski musiał dawać zapewnienia, że podporządkuje się decyzjom najwyższych gremiów politycznych.

W rzeczywistości minister zwlekał z opinią w sprawie wyborów do czasu wyklarowania się stanowiska PiS i dopiero wtedy podał swoje. Dziwnym zbiegiem okoliczności minister Szumowski potwierdził stanowisko PiS. Jeżeli przeprowadzać w najbliższych tygodniach wybory to tylko korespondencyjne, a jak tzw. ‘normalne’, to raczej za dwa lata. Skąd te dwa lata? Dobre pytanie. Skąd wiadomo, że tyle czasu potrzeba do zapanowania nas epidemią?

Niezręcznych pytań dotyczących werdyktu Ł.Szumowskiego jest więcej. Z jednej strony minister wciąż straszy nas wirusem i zgadza się jedynie na bardzo powolny powrót do normalnego życia, ale w przypadku masowej akcji jaką jest organizacja wyborów prezydenckich przez Poscztę, nie ma nic przeciwko.

Swoją drogą nie rozumiem, jak mógł powstać mit niezłomnego lekarza walczącego z pandemią. To, że ktoś potrafi odczytywać codzienne komunikaty z przykrymi informacjami o skutkach wirusa i nakładać wraz z premierem kolejne zakazy, nie znaczy jeszcze, że jest twardym i niezłomnym facetem. W rzeczywistości polityka walki z wirusem jest z pewnej perspektywy ostra, ale z innej –pełna chaosu i braku kontroli nad tym co się dzieje. Z biegiem czasu zakazy były coraz bardziej absurdalne. Na jaw wychodził brak organizacji w służbie zdrowia i dane, które podano dopiero pod naporem mediów. Chodzi o liczbę zarażonego personelu medycznego.  Błędów w takiej sytuacji nikt by się nie ustrzegł, owszem. Nie widzę w działaniu ministra szumowskiego niczego nadzwyczajnego.

Wydaje się, że poważny błąd zaliczyła opozycja. Zaczęła ‘grac’ na Szumowskiego z nadzieją, że będzie go można użyć jako narzędzia do walki z prawicową koalicją. Opozycja stawiała na to, że minister na pewno nie wyda rekomendacji do organizowania wyborów w maju. Bez względu na ich formę. Że będzie kierował się etyką lekarską. Trzeba przyznać, ze minister zdrowia sprytnie tą nadzieję podtrzymywał. Przez wiele dni zapowiadał, czy raczej sugerował, że do czasu zapanowania nad wirusem on wyborów rekomendować nie będzie. Przy okazji dzień w dzień straszył nas kolejnymi ofiarami i powagą sytuacji. Tymczasem minister sprytnie wyczekał na wyklarowanie się stanowiska PiS i w rzeczywistości podpisał się pod nim. Swoją drogą jakim cudem w opozycji pojawiło się przekonanie, że minister wypowie słowa, które spowodują wycofanie się PiS z majowych wyborów?

Kto kogo przetrzyma. Termin wyborów prezydenckich i ich forma.

przez | 7 kwietnia 2020

Niech przestaną zajmować się wojenką o wybory i zajmą się problemami ludzi. Takich i podobnych opinii jest teraz pełno. Usłyszeć je można wszędzie. Od znajomych,  przez oczekujących większego wsparcia przedsiębiorców, po przedstawiciela episkopatu.

Przykro mi, ale majowe wybory, to nie wydumany problem polityków. Przypomnę, że wybory, to jedno większych obywatelskich świąt i nie można tak po prostu przestać się nimi zajmować, bo walczymy z wirusem. Wybory zaplanowano na maj i od ubiegłego miesiąca wiemy, że ich organizacja może (ba, nie może, a na pewno) nastręcza szereg problemów. Z jednej strony konstytucyjne i ustawowe terminy, a z drugiej bezpieczeństwo obywateli. Jest problem? W zasadzie niekoniecznie, ale zaczęli go stwarzać politycy PiS. Najrozsądniejszym pomysłem wydaje się pomysł opozycji. Ogłosić stan klęski żywiołowej i wybory przenieść na jesień. Jet duża szansa, że wirus będzie już wtedy tylko przykrym wspomnieniem.

Owszem, opozycja i ta część obywateli, które nie przepada za A.Dudą, ma w opcji ze stanem klęski żywiołowej swój interes. Przeniesienie terminu wyborów o kilka miesięcy poważnie obniża szanse sukcesu PADa. Zmęczenie trudami walki z wirusem, docierające do opinii publicznej informacje, że obecny rząd popełnił szereg błędów i wskutek dotychczasowej polityki finansowej (finanse publiczne), ograniczył skalę pomocy finansowej, z biegiem miesięcy będą budzić coraz większe rozczarowanie polityką prawicy. Niestety, tak też wygląda prawda o walce z wirusem i przygotowaniu państwa do zmagań ze skutkami epidemii.

Obiektywnie rzecz biorąc, organizacja wyborów w maju nie ma sensu. Chodzi o wybory w formie wizyty w lokalach wyborczych. Ta opcja jest zbyt niebezpieczna dla obywateli. Ponadto wirus praktycznie uniemożliwił prowadzenie normalnej kampanii prezydenckiej.  Opcja ze stanem klęski żywiołowej wydaje się więc najlepsza. Niestety politycy PiS zaczęli kombinować bojąc się jesiennej przegranej PADa. Kaczyński zaczął więc naciskać na wybory w pełni korespondencyjne. W grę być może wchodził też pomysł J.Gowina, z odsunięciem wyborów o dwa lata, przy braku możliwości reelekcji PADa. Ten ostatni pomysł wydaje się być jednak porzucony.

W tej chwili toczy się gra, by odpowiedzialność za majowe wybory, czy też farsę jaką będą, przerzucić na opozycję. Bo teraz opozycja została, wskutek cynicznej gry, postawiona w niezręcznej sytuacji.  Jeżeli senat przetrzyma pomysł z wyborami korespondencyjnymi, będzie to oznaczało odrzucenie tej formy głosowania i będziemy mieli tzw. normalne wybory. Niestety wybory korespondencyjne również wydają się mało realne. Przynajmniej jeśli chodzi o poprawność ich przeprowadzenia.

Czy J.Kaczyński zyska na wyborach majowych, bez względu na ich formę? Wybory majowe dają PADowi cień szansy na reelekcję. Z upływem czasu szanse PADa maleją.

Dla opozycji wybór jest trudny. Odrzucić wybory korespondencyjne z nadzieją, że PiS się ugnie i wprowadzi stan klęski żywiołowej? A jeśli PiS tego nie zrobi i zrzuci odpowiedzialność na opozycję? Wybory korespondencyjne formalnie zwycięstwa PADowi dać nie muszą, ale mogą okazać się organizacyjną farsą podważającą mandat nowego prezydenta, bez względu na to kto nim będzie.

Moim zdaniem opcja ze stanem klęski żywiołowej jest dobra przynajmniej z dwóch powodów. Odkłada wybory o kilka miesięcy i daje możliwość rządowi na skuteczniejszą walkę z wirusem i jego społecznymi i ekonomicznymi skutkami. Niestety na drodze stoi polityczny interes PiS i PADa.

Wybory za wszelką cenę w maju.

przez | 24 marca 2020

Na kwestie terminu wyborów prezydenckich można patrzeć z dwóch perspektyw. Cynicznej polityki i dążenia do wyborczego sukcesu oraz (druga perspektywa) szacunku dla demokracji, praw wyborczych i bezpieczeństwa obywateli. Jarosław Kaczyński dał popis tego pierwszego. Druga z wymienionych perspektyw jest mu obojętna lub w najlepszym wypadku bardzo odległa.

Linia prawica wobec wyborów jest jednoznaczna: staramy się za wszelką cenę przeprowadzić wybory (I turę) 10 maja. Bez względu na to, który z polityków prawicy wypowiada się przed kamerą lub mikrofonem, przekaz jest ten sam. Upór Kaczyńskiego wynika z obaw o porażkę, która jest tym bardziej prawdopodobna im bardziej termin wyborów będzie odsunięty w czasie.

Swego rodzaju komfortowe ‘okienko’ wyborcze i ekonomiczne potrwa tylko kilka tygodni. Rygory walki z wirusem praktycznie wyeliminowały konkurentów. Niemal przestali poruszać się po kraju. Ich przekaz medialny jest zepchnięty na plan dalszy z powodu wirusa. Sztab PADa tymczasem w najlepsze przemieszcza się po kraju, co chętnie pokazuję prawicowe media i TVPiS. Prezydent chętnie wykorzystuje medialne przekazy, konferencje, narady z rządem. Rodzima partia i rząd grają częściowo na PADa. Prezydent często stawiany jest w roli kreującego politykę rządu i pomysłodawcy elementów rządowego pakietu wsparcia.

Już teraz możemy powiedzieć, że wirus i związane z nim obostrzenia niekorzystnie wpłyną na gospodarkę. Lada tydzień, pokornie wszystko znoszące społeczeństwo, zacznie się burzyć. Dla tysięcy Polaków wirus będzie oznaczał utratę pracy, dochodów, radykalną zmianę planów, niepewność. Akceptacja społeczna powoli zacznie się wyczerpywać. Być może przez 2-3 tygodnie społeczeństwo uda się jeszcze utrzymać w strachu i dyscyplinie, podając codziennie w komunikatach liczbę zgonów wywołaną wirusem. Opozycyjne media i politycy podważają rządowy przekaz o skutecznej walce z wirusem i przygotowaniu do niej. Opozycja i prawnicy zwracają uwagę, że organizacja wyborów w takich warunkach narusza prawo, dobre obyczaje i zwykłą uczciwość. Zwraca uwagę, że przekaz ministra zdrowia stoi w sprzeczności z uporem J.Kaczyńskiego w organizacji wyborów. Minister sugeruje, że walka z wirusem i obostrzenia dla obywateli potrwają jeszcze długo, a J.Kaczyński zdaje się to lekceważyć.

Nie twierdzę, że PiS nie jest gotów przełożyć termin wyborów. Zwleka jednak z decyzją do ostatniej chwili, bo przełożeniu wyborów na jesień to poważne ryzyko spadku popularności PiS i porażki PADa,

Urzędnicy rządowi już przyznają, że nie ma szans na zrównoważony budżet w tym roku. Napływające prognozy gospodarcze i scenariusze nie pozostawiają złudzeń, że wielu Polaków będzie sfrustrowanych swoją sytuacja ekonomiczną. Cześć z nich winą będzie obarczać rząd. Z czasem też, gdy duch społecznej mobilizacji opadnie i zmęczone oczy ministra zdrowia przestaną na nas robić wrażenie, do społeczeństwa zacznie docierać, ze działania rządy w walce z wirusem dalekie były od ideału. Niebagatelną rolę odegra zwykła ludzka subiektywna złość.