Trochę wyrozumiałości, proszę.

przez | 21 sierpnia 2020

Sprawa protestów ws zatrzymania Margot przywróciła na łamy mediów temat sposobu zwracania się do osób LGBT. O ile jestem zwolennikiem tolerancji i razi mnie nietolerancyjna atmosfera nakręcona przez prawicowych polityków i Kościół w Polsce wokół LGBT, to zasugerowałbym działaczom lewicowym i przedstawicielom LGBT  również nieco więcej dystansu i wyrozumiałości dla innych. Chodzi o problem zwracania się np. właśnie do Margot. Michał, Małgorzata, Margot ? Używać końcówek męskich, żeńskich?

Przepraszam, ale ja też nie wiem jak mam się w końcu zwracać do ludzi takich jak Margot, jaka jest granica, wyznacznik, informacja, która powoduje, że powinienem wyzbyć się wątpliwości? A może mam prawo do moich wątpliwości i działacze LGBT i Michał/Małgorzata powinni to zrozumieć. Zwracam na to uwagę, bo przypadek szefa radia Nowy Świat i sposób pouczenia stacji TVN24 (przez jedną z działaczek LGBT w czasie relacjonowanie zamieszek z policją w Warszawie) wskazuje na to, że i drugiej stronie zalecałbym więcej wyrozumiałości w stosunku do ludzi takich jak ja.

Margot, jeśli się nie mylę, biologicznie jest mężczyzną. Nie zrobiła (ok, przyjmuję końcówkę żeńską) bodajże nic z w celu sformalizowania swojego stanu, czyli tego kim się czuje. Inna rzecz, czy jest to w ogóle możliwe.  Formalnie Margot określana jest mianem osoby niebinarnej, czyli osoby nie poczuwającej się do identyfikacji z jedną czy drugą płcią. W efekcie to, że Michał jest Małgorzatą otoczeniu jest wiadome tylko dzięki jej deklaracji. Dla pozostałych sprawa pozostaje niezręczna.

Ocena kogoś na skali facet-kobieta, on-ona, z natury rzeczy jest łatwiejsza w przypadku, gdy dysponujemy informacjami niepozostawającymi wątpliwości. Mam na myśli przypadki, że ktoś przechodzi cykl operacji zmiany płci, dokonuje zmiany płci w dokumentach itd. Tymczasem w przypadku Margot, dysponowaliśmy wiedzą rozpowszechnianą jedynie przez Margot i osoby ją znające. Szczerze mówiąc, nie dziwię się dziennikarzowi TVN24, że relacjonując protesty w W-wie określał Margot per Michał. Po prostu nie miał wiedzy lub miał wątpliwości.

Powinna wystarczyć deklaracja osoby zainteresowanej? Być może. Proszę jednak zrozumieć, że wielu ludzi (w tym ja) w  pierwszej chwili po prostu boi się, że ma do czynienia z osobą, która może zmienić identyfikację co jakiś czas lub po prostu sama nie wie czego chce. Jaką mam gwarancję, że ktoś mnie traktuje poważnie, oczekując ode mnie używania końcówek żeńskich? Skąd mam wiedzieć, czy czyjaś identyfikacja to nie kwestia kaprysu, mody czy cholera wie czego? A skoro końcówki żeńskie, to w końcu binarność, nie binarność czy co? Po prostu szukam jakiejś granicy, pewności, czynnika, który mi pozwoli dokonać poprawnej oceny (czyli użytej końcówki), bez zdawania się na czyjąś werbalną deklarację. Może i szukam nadaremnie, bo – znowu może – w takiej sytuacji nigdy jej nie będzie.

Sprawę wątpliwości szybko wykorzystał jeden z polityków prawicowych, pytając w trakcie wywiadu, czy jak zadeklaruje, że nazywa się Loretta, to media automatycznie będą to uznawać?

Jestem tolerancyjny i chce takim pozostać, ale oczekuję wyrozumiałości wobec moich wątpliwości, a nie pretensji.

Prawica wymyśliła, opozycji się oberwało. Czyli o podniesieniu wynagrodzeń.

przez | 16 sierpnia 2020

Tzw. urealnienie wynagrodzeń dla najwyższych urzędników i parlamentarzystów wywołało falę krytyki. Zagrały emocje, stąd znaczna część krytyki i oburzenia były nietrafione. Ludzie na najwyższych stanowiskach urzędniczych i parlamentarzyści powinni godnie zarabiać i co do tego panowała zgoda. Niestety, ten temat od lat nie został w Polsce dobrze przepracowany z obawy o reakcję opinii publicznej lub opozycji, bez względu na to, która partia pełniła tą rolę.

Przede wszystkim opinia publiczna nie jest tzw. autorytetem. Jestem głębokim przeciwnikiem twierdzenia, że Lud czy Suweren obdarzony jest jakąś zbiorową mądrością. Zawsze jakaś część ludzi nie będzie lubiła polityków, parlamentarzystów i urzędników i zawsze będą uważać, że ci ostatni nie powinni dużo zarabiać. Tymczasem podstawowe wynagrodzenie posła ustępuje wynagrodzeniu niejednego starszego specjalisty czy eksperta na przykład w sektorze finansowym w stolicy. Tak nie powinno być. Formalnie najwyżsi urzędnicy i parlamentarzyści wykonują trudną pracę. Jeżeli uważamy, że nie, to nie zaniżajmy wszystkim wynagrodzenia, a nauczmy się oceniać ich pracę i zmuszać leniwych do wysiłku lub odejścia z polityki.

Fala krytyki powinna zalać polityków prawicy i Kaczyńskiego. W poprzedniej kadencji sejmu, to obecna koalicja rządząca populistycznie obniżyła wynagrodzenia parlamentarzystów po wyjściu na jaw ukrywanych premii dla ministrów rządu koalicji prawicowej. To politycy prawicy długo wmawiali, że do polityki nie idzie się dla pieniędzy. Tymczasem projekt zmian wskazuje, że politycy prawicowi chcą zadbać o najwyższych urzędników państwowych, którzy pochodzą z nadania politycznego i o swoich parlamentarzystów, którzy mają już dosyć życia za obniżoną pensję.

Politykom rządzącej prawicy udało się wciągnąć w brzydką grę z wynagrodzeniami większość opozycji parlamentarnej. I teraz marszałek Terlecki na pytanie o gorszące moralnie podniesienie wynagrodzeń cynicznie odpowiada, że to wspólna decyzja parlamentarzystów. Spojrzałem też z ciekawości na czołową stronę internetową czasopisma DoRzeczy. O skandalu z wynagrodzeniami w wykonaniu PiS ani słowa. Ale za to jest tekst o tłumaczeniach posłanki Nowackiej. Sprytne.

Ogromy błąd popełniła większość posłów opozycji. Przede wszystkim inicjatywa podniesienia wynagrodzeń nie powinna być teraz wpierana przez opozycję. Prawica i Kaczyński narobili problemów i oni powinni tracić swój wizerunek by z problemu wyjść. Fatalny jest też moment podwyżek. Tak łatwo z kryzysu covidowego nie wyjdziemy i oprócz obniżenia zarobków, wielu Polaków doświadczy utraty pracy. Podnoszenie wynagrodzeń, które – co by tu nie mówić – nie są głodowe, w obecnych okresie jest nieetyczne.

W tym naszym niedoskonałym politycznym grajdołku cała sprawa mocno uderzyła w opozycję. Elektorat PiS i pozostałej prawicy, manipulacje swoich polityków odbiera jako przejaw skuteczności. Dla tego elektoratu, który kwestie moralne i praworządność ma w głębokim poważaniu, autorytet jest polityk, który jest skuteczny. W tym, skuteczny w manipulowaniu. Elektorat opozycji w dużym stopniu łatwo się zraża i hamletyzuje. Kaczyński jest tego w pełni świadomy.

Też bym nie poszedł na zaprzysiężenie.

przez | 4 sierpnia 2020

Na 6 sierpnia o godz. 10-tej planowane jest zaprzysiężenie Andrzeja Dudy na prezydenta. Niemal każdego dnia dowiadujemy się kto z opozycji i z grona byłych prezydentów przyjdzie, a kto nie. Lista się wydłuża. Wielu z tych co przyjdą, nie ukrywa że robi to niechętnie, ale tłumaczy się, że tu chodzi o zasadę, szacunek dla urzędu  i wyborców PADa.

Cóż, ja też bym nie przyszedł. Sorry, ale są jakieś granice, które i mnie trudno przekroczyć.

Tu nie chodzi o zaprzysiężenie człowieka, którego się nie lubi bo jest z innej opcji i za to że wygrał z moim kandydatem. Nie chodzi też o lekkie przegięcie w ferworze walki politycznej, lekko naciągane obietnice czy dokuczliwość wobec opozycji. A.Duda i całe to jego polityczno-instytucjonalne otoczenie po prostu zdrowo przesadzili.

Łamanie konstytucji, kłamliwe jednostronne media, socjalne rozdawnictwo na koszt podatnika, wmawianie że wirus już na nie grozi byleby tylko ludzie poszli do urn  itd. itd., dały w efekcie poważne przekroczenie granic. Granic nawet już nieco naciąganych na potrzeby świata polityki i wyborców , którzy puszczają oko do polityków, by ci obiecywali więcej niż zrealizują.

Sądzę, że ludzie pokroju PADa muszą zobaczyć brak akceptacji wobec swoich działań. To nie szacunek wobec urzędu, ale kwestia dobrego smaku i nieprzekraczania cynizmu. No bo jak człowiek ma się czuć, gdy PAD będzie przysięgał strzec konstytucji. Świadkowie zaprzysiężenie, i ona sam, z trudem będą się wstrzymywać od kręcenia głową z oburzenia, śmiechu lub kpin.

Czy opozycja złamie w ten sposób obyczaj i gdzieś, kiedyś parlamentarzyści prawicy nie przyjdą na zaprzysiężenie prezydenta wywodzącego się z obecnej opozycji? A niech tam. Co z tego? Od najbliższego zaprzysiężenia, rytuał ten będzie już zdezawuowany i ośmieszony na lata.

Rytuał ma sens do czasu, gdy nie przekracza granic cynizmu. Tu, czyli w czwartek, przekroczymy.

Efekt przeciwny do zamierzonego.

przez | 1 sierpnia 2020

Kilka dni temu, w nocy, kilka warszawskich pomników zostało przyozdobionych tęczowymi flagami. Jak się wkrótce okazało, chodziło m.in. o równe prawa i szacunek dla osób określanych skrótem LGBT. Akcja zawitała na czołówki gazet i portali internetowych za sprawą tęczowej flagi, która zawieszono na pomniku Chrystusa przed Bazyliką św. Krzyża na Krakowskim Przedmieściu. Rozgorzał spór o to czy naruszono uczucia religijne czy nie. Oprócz tego, już jako ciekawostkę dodam, rozgorzał spór czy wspomnianą postać Chrystusa określać mianem pomnik. Ale to już inna sprawa.

Moim zdaniem pomysłodawcy w przypadku pomnika Chrystusa posunęli się za daleko. Część polityków prawicowych (w tym premier) i mediów tego odcienia, miała niezłe używanie, pokazując do czego zdolni są działacze LGBT itp. Były to niejednokrotnie wypowiedzi w stylu: a nie mówiliśmy,  do czego oni są zdolni i że nie szanują żadnych wartości, w tym katolickich?

Oczywiście pomnik, to niby tylko pomnik. Figura. Jednak dla wielu Polaków Chrystus i krzyż to świętości. A już ten pomnik, szczególnie. Zdaje sobie sprawę, że moja ocena, jak każda inna, jest być może czysto subiektywna. Jeżeli jednak potraktujemy pomnik jako symbol religijny, to warto się zastanowić, czy aby pomysł z doczepieniem flagi nie dał argumentu do krytyki politykom prawicowym.

Wciąganie symboli religijnych w spór ideowy czy światopoglądowy formalnie może być ciekawym pomysłem, ale nie w każdych warunkach. Można się spierać o to, co o szacunku dla innych i upokarzanych mówił Chrystus i obecnie Kościół. Można, i należy to robić, wypychać katolików, Kościół i polityków prawicowych ze strefy komfortu czyli przekonania, że to oni mają monopol na interpretację Chrystusa i że Chrystus należy tylko do nich. Warto zmuszać katolików w Polsce do szukania odpowiedzi na szereg pytań, w tym czy na pewno Jezus Chrystus potępia gejów i lesbijki, skoro pozwala przychodzić im na świat itd. Warto piętnować głupie i kłamliwe wypowiedzi polityków prawicowych ws LGBT, którzy kreują się na obrońców wiary i tradycji.

Niestety pomysłodawcy (-czynie) akcji  zrobili chyba o jeden krok za daleko. Wciągnęli postać Chrystusa i krzyż w spór i od razu przyjęli, że jest po ich stronie. Pokazali, że nie respektują cudzych emocji. Chcieli zagrać na nosie reprezentantom konserwatywnej strony sporu. Zapomnieli o kontekście, czyli nastrojach, poglądach Polaków. Szereg przekrojowych badań opinii publicznej wskazuje od dawna, że Polacy mimo postępującej tolerancji , mają mniejszy lub większy problem z  pełną akceptacją odmienności  jakie są lub są przypisywane gejom i lesbijkom, czy wszystkim których opisujemy skrótem LGBT. Wykorzystał to skutecznie w kampanii prezydenckiej PAD i TVPiS. Terapia szokowa w celu zwrócenia uwagi na problemy LGBT jest średnio skuteczna. Symbole religijne jak na przykład postać Chrystusa czy krzyż zostawiłbym w spokoju.

Miałem też okazję posłuchać w TokFm rozmowy z dwoma młodymi kobietami, które brały udział w akcji lub tylko reprezentowały organizacje, które się pod nimi podpisały. Wypadły słabo. W zasadzie dowiedziałem się jedynie, co było celem akcji. Próba nawiązania głębszej merytorycznej rozmowy, do której chciał zachęcić przychylny im prowadzący audycję , spełzła na niczym. Wyszło na to, że była to forma happeningu o szczytnym celu, ale niezbyt przemyślanej formie protestu.

Nie chodzi o ustępowanie ludziom krytycznie nastawionym do LGBT. Przeciwnie, należy narzucić trudną merytoryczną rozmowę środowiskom konserwatywnym. Wymusić szacunek i tolerancję. Symbole religijne proponuje jednak pozostawić w spokoju.

Zapytaj polityka lewicy o wybory prezydenckie, to ten mówi o Trzaskowskim i PO.

przez | 22 lipca 2020

Słuchałem w poniedziałek rozmowy z Adrianem Zandbergiem w TokFM. Tematem było przede wszystkim rozliczenie kampanii prezydenckiej Roberta Biedronia, reprezentanta lewicy. Przyznam, że liczyłem na więcej odwagi i szczerości. Polityk, który chętnie, łatwo i ze swadą  (a bywa, że i celnie) komentuje i krytykuje innych, usilnie bronił chyba nawet samego siebie przed okrutną prawdą.

Kiedy pytasz polityka lewicy o kandydatów na prezydenta, to ten zawsze w odpowiedzi krytykuje Trzaskowskiego. Najczęściej za to, że Trzaskowski nie jest lewicowy. Kiedy pytasz o scenę polityczną, to polityk lewicy natychmiast opowiada o niedobrym PO i sztucznym rzekomo podziale świata na PO i PiS , czyli dwóch – zdaniem lewicy – partii prawicowych. I tak w kółko. Podobnie w rozmowie z Zandbergiem. Niestety rozmowa z Zandbergiem wskazuje, że na lewicy jest poważny problem z rzetelna oceną byłego kandydata na prezydenta, ocenę jego kampanii oraz diagnozą politycznego otoczenia.

Przypomnę, że na R.Biedronia w I turze zagłosowało raptem 2,22% głosujących, co jest fatalnym wynikiem. To rezultat kilka razy mniejszy od popularności lewicy w sondażach. A.Zandberg bardzo się starał w rozmowie szukać tłumaczeń i usprawiedliwień. Generalnie wyszło na to, że R.Biedroń był dobrym kandydatem, ale obiektywne złe i krzywdzące były okoliczności. R.Biedroń miewał w przedłużonej kampanii wyniki w przedziale 5%-10%. Najczęściej bliżej niższej granicy. Im bliżej I tury, tym wskazania były niższe, a ostateczny wynik po prostu fatalny. Wg Zandberga winny jest m.in. wirus, który utrudnił prowadzenie kampanii w terenie, gdzie podobno R.Biedroń był błyskotliwy i wykorzystywał swój talent zjednywania sobie ludzi w bezpośrednim  kontakcie. Skoro jednak w takich okolicznościach (wirus) poradzili sobie: Trzaskowski, Hołownia i Bosak, to dlaczego nie Biedroń ?

Kolejnym powodem miała być wojna PO-PiS i atmosfera sporu o Polskę, rzekomo narzuconego przez te partie. Polacy mieli zostać wciągnięci w spór i podział, którego podobno nie akceptują. Przede wszystkim diagnoza moim zdaniem  jest nietrafna, a po drugie powstaje pytanie: dlaczego lewicy i Biedroniowy nie udało się narzucić nowej narracji i wskazać gdzie występuje faktyczny spór i linie podziału? W I turze nic nie przeszkadzało Polakom zademonstrować swoje faktyczne sympatie. Niestety to już w I turze miała miejsce porażka lewicy.

Kiepskim argumentem są też wskazania, że PO i PiS zdominowały spór i wyścig o fotel prezydencki dzięki ogromnym pieniądzom. Nie odmawiam pewnych racji, ale przykład innych kandydatów, którzy zakończyli swoją przygodę z kampanią w I turze, każe i w tym przypadku wątpić w trafność oceny.

Najgorsze i najbardziej rozczarowujące jest to, że Zanderg, jak i większość pozostałych polityków lewicy, za największego wroga i nieszczęście w kampanii uznawali Trzaskowskiego. W rozmowie Zandberga w TokFM było to samo. Duda i PiS niemal się nie pojawiali. Tak jakby A.Duda nie startował w kampanii. PAD i PiS pojawiali się jedynie w kontekście wyborców A.Dudy, których należało do siebie przekonać.

Lewica popełniła w wyborach szereg błędów.

Na kandydata wybrano polityka, którego polityczna gwiazda chwilowo (lub trwale) zbladła. W polskim społeczeństwie wciąż niewiele osób jest skłonnych do wyboru na prezydenta osoby homoseksualnej. Sądzę, że spora część Polaków nawet nie potrafi podać czym wyróżniała się na scenie politycznej Wiosna. Do tego wycofanie się Biedronia z zapowiadanej rezygnacji z posady europarlamentarzysty. Niestety, trzeba przyznać, że człowiek o dość delikatnej osobowości nie jest politycznym fighterem i nie potrafi go nawet udawać.

Brak czasu i nazbyt powolny proces konsolidacji lewicy nie pozwoliły na wykreowanie przed opinią publiczną innej kandydatury. Pytanie tylko, czy to jest usprawiedliwienie. Niestety przykład Zandberga jest jak najbardziej zasadny. On sam i Partia Razem wyjątkowo długo opierali się procesowi konsolidacji. Razem potrzebowała wyjątkowo dużo czasu, by dojść do wniosku, że małe ugrupowanie poza parlamentem nie ma wpływu na rzeczywistość.

Kompletnym nieporozumieniem było definiowanie wroga. Lewica skupiała się na krytyce Trzaskowskiego, kompletnie rozmijając się z ocenę Trzaskowskiego dokonaną przez lewicowy elektorat. Ten ostatni nawet nie tracił czasu na stawianie krzyżyka przy Biedroniu. Jeżeli Trzaskowski miał być dla lewicy większym problemem niż Duda i PiS z Kaczyńskim, to świat oszalał a lewicowi politycy postradali zmysły.

To samo dotyczy sugestii, że czas przełamać spór i podziała świata na PO-PiS. Ten podział istnieje i ma swoje uzasadnienie, dla wszystkich głosujących na te dwie partie i tworzone przy ich udziale koalicje.

A.Zandberg i szereg polityków lewicy powinni spojrzeć na wynik wyborczy R.Biedronia i zadać sobie pytanie, kto tu ma problemy z oceną rzeczywistości.

Co rosyjski psikus powiedział nam o prezydencie A.Dudzie.

przez | 15 lipca 2020

Niby można wszystko zlekceważyć i powiedzieć: każdy może zostać ofiarą takiego psikusa. Pewnie niejednemu z nas ktoś znajomy zrobił dowcip, podając się za kogoś innego. Tylko, że tutaj mówimy o prezydencie sporej wielkości kraju, który powinien cechować się jakąś osobowością i charakterem i który co chwila powtarza nam jak sprawny i bezpieczny kraj współtworzy z prawicowym rządem. Już tylko dla zasady przypomnę, że mówimy o telefonie rosyjskiego zgrywusa, który podał się za sekretarza generalnego ONZ António Guterresa.

Przede wszystkim jakim cudem służby bezpieczeństwa i dyplomatyczne pozwoliły na taki blamaż? Czy ktoś wspierał PADa i kontrolował rozmowę m.in. w kontekście językowym czy merytorycznym. Pytam, bo PAD zupełnie nie kontrolował.

Dowiedzieliśmy się całej prawdy o znajomości języka angielskiego przez prezydenta. Nie mam pretensji, że PAD słabo zna angielski. Bywa. Tylko że jeżeli nie jest w stanie prowadzić prostej rozmowy w tym języku, to niech rozmawia przez tłumacza. W przeciwny wypadku zupełnie nie kontroluje się przebiegu rozmowy i oddaje inicjatywę drugiej stronie.

No i osobowość prezydent. Sądzę, że dowiedzieliśmy przykrej prawdy o prezydencie, jego osobowości i deficytach charakteru. Jeszcze niedawno, w czasie kampanii wyborczej, pewny siebie i wręcz bezczelny. A w rozmowie z ‘sekretarzem generalnym’ ONZ? Zauroczony rozmową z kimś ważnym. Ograniczał się do nerwowego odpowiadania na pytania. Większość tych pytań i wypowiedzi rzekomego sekretarza wskazywały, że coś jest nie tak z ‘sekretarzem’, ale PAD był tak skupiony na sklecaniu odpowiedzi po angielsku, że nie kontrolował zupełnie rozmowy. Niestety PAD nie reagował gdy rzekomy sekretarz pozwalał sobie na głupie żarty z D.Tuska lub opowieści o pijanym Trzaskowskim.  Nie próbował przejąć inicjatywy w rozmowie lub wymusić prowadzenia jej na równych prawach. Znosił prostackie żarty o żubrówce.

Polecam odsłuchanie rozmowy. Wystarczy średnia znajomość angielskiego lub równoczesne śledzenie polskiego zapisu. Przedmiot rozmowy to jedna rzecz. Grubo bardziej traumatycznym przeżyciem jest poznanie jej ‘atmosfery’ i spolegliwości prezydenta.

Mnie nie przeszkadza, że jesteśmy podzieleni. To ta druga strona powinna się wstydzić.

przez | 11 lipca 2020

W niedzielę wybory. Bez względu na ich wynik, pozostaniemy podzieleni. Za podział odpowiedzialny jest PiS. Nastraja wrogo ludzi, uruchamia prostackie antagonizmy, wprowadza w życie zmiany (łamanie prawa, tendencyjna telewizja itd.), które wymuszają na ludziach postawę: jestem za lub przeciw. Politycy PiS i PAD non stop kłamią i manipulują w sposób i w dawkach do tej pory w Polsce niespotykanych. To już nie jest głupstwo czy kłamstwo wypowiedziane przed jednego czy dwóch polityków. To już jest pewien styl bycia, postawy, poglądów, moralności, sposób sprawowania władzy i przekazu dla opinii publicznej. Została do tego zaangażowany cały aparat państwa. To co PAD pokazał sobą między I a II turą, to była intelektualna kwintesencja prawicowego obozu i jego elektoratu. Sympatycy i elektorat PiS albo to akceptuje albo – chcąc nie chcąc – ponosi moralną odpowiedzialność za to, na co sobie politycy PiS pozwalają.

Obserwując polityków PiS nieustająco odnoszę wrażenie, że oni sami gardzą swoimi wyborcami. Poziom przekazu polityków prawicowych bardzo wiele mówi o poziomie odbiorców tych treści. Dla wielu z nas, postać Holeckiej czy Adamczyka oraz słynne już paski z Wiadomości, pozostaną przykładem moralnego upadku i zakłamania. Ktoś daje na to przyzwolenie w kolejnych wyborach. Ktoś uważa, że za 500 zł miesięcznie warto akceptować świństwa.

Zagłosuję na R.Trzaskowskiego w niedzielę. Zobowiązał się do pojednania i szukania porozumienia z PiS. Ok. on musi i chce, ja nie. Doceniam, to co chce zrobić, bo przedstawiciele władzy, cokolwiek by się nie działo, muszą umieć ze sobą usiąść przy jednym stole, żeby omówić trudne sprawy.

Nie mam ochoty do nikogo wyciągać ręki. To nie ja swoim głosem w wyborach daję przyzwolenie na robienie świństw. To sympatycy PiS i PADa mają się z czego tłumaczyć. Niestety nie potrafią. Wśród członków rodziny i znajomych znajduję sympatyków PiS. Na ogół wstydzą się do tego przyznać. Mają poważny problem z merytoryczną rozmową. Ignorancja lub brak wiedzy i umiejętności (oraz chęci !!) weryfikacji informacji powodują, że boją się rozmowy. Ci z nich, którzy próbują walczyć w naszych Polaków rozmowach, próbują walczyć ucząc się niemal na pamięć przekazu z Wiadomości TVPiS. Efekt jest i musi być przykry, bo łatwo tym ludziom wykazać jak bardzo wykorzystywana jest ich niewiedza. Niestety wielu z nich myli wiedzę z tym co tłucze im się w Wiadomościach i w przekazach polityków PiS.

Podział jest i nie zamierzam go zasypywać. Nawet w rodzinie. To, czy jesteśmy ze wsi czy z miasta, skończyliśmy podstawówkę czy studia jest bez znaczenia. Liczy się to, czy pasjonuje nas myślenie i zadawanie pytań, czy  nie. Ja lubię zadawać sobie trudne pytania i uzupełniać luki w wiedzy. Mnie też intryguje pytanie czy pary jednopłciowe mogą/powinny adoptować dzieci. Innych nie. Dla nich PAD miał prostacki przekaz: zakaz i już. Niestety PAD nie podał na czym oparł swoją wiedzę i dlaczego uważa to za coś ważnego. PAD nieprzypadkowo w robił w kampanii wrzutki o szczepionkach i ewentualnej obowiązkowości w ich stosowaniu. W desperacji poszukiwał już elektoratu w szeregach antyszczepionkowców. Liczba głupot jakie przy tej okazji wypowiedział była szokująca. Ale żelazny elektorat to kupuje.

Oczywiście jeżeli ktoś ma ochotę głosować na PiS  i PAD z przekonania, kompleksów lub przekory, to oczywiście proszę bardzo. Tylko niech się potem, jeden z drugim, nie chowa gdy dochodzi do merytorycznej dyskusji.  Jeżeli ktoś jest zwolennikiem 500+ i uważa to za wielkie osiągnięcie, to ok. Niemniej gdy ktoś będzie chciał podyskutować ze mną, to niech zacznie od przestudiowania finansów publicznych za ostatnie kilka lat, m.in. po to by zobaczyć jak PiS ( i kosztem czego) finansuje 500+. 

W sprawie wieku emerytalnego R.Trzaskowki nie musi przepraszać.

przez | 6 lipca 2020

Tłumaczenie R.Trzaskowkiego ws wieku emerytalnego przypomina kajanie się przed wyborcami i może być przez część z nich odebrane jako niewiarygodne. Nie rozumiem tej postawy Trzaskowskiego. Po prostu wystarczy mówić jak jest i zapewniam, że to PAD będzie się tłumaczył lub błyskawicznie wycofa temat wieku z debaty publicznej w obawie o niezręczne pytania pod jego adresem i konieczność przejście z ataku do obrony.

Rząd PO-PSL podniósł wiek emerytalny z powodów demograficznych i by zatrzymać narastanie deficytu systemu emerytalnego w relacji do PKB. Decyzji i jej uzasadnienia nikt nie ukrywał. Politycy PO-PSL wiedzieli, że popularności im to nie przysporzy.

Nadeszły wybory 2015 r. i politycy PiS użyli wieku emerytalnego jako politycznej pałki. Skutecznie. AD wygrał wybory prezydenckie, a prawica parlamentarne. PiS przywrócił pierwotny wiek emerytalny, a PAD to podpisał.

PAD jednak czegoś nie powiedział.

Obniżenie wieku formalnie pozwala przejść na emeryturę w wieku 60/65, ale z relatywnie niskim kapitałem startowym. Szczególnie w przypadku kobiet. PAD starał się unikać poruszania tego tematu. PiS i PAD mieli jednak świadomość konsekwencji swojej decyzji dla Polaków i wprowadzili w życie Powszechne Plany Kapitałowe (PPK). PiS nie obnosi się z tą inicjatywą, a PAD w ogóle o niej nie wspomina, zadając sobie sprawę, że sławy mu to w elektoracie nie przyniesie. PPK to dodatkowe oszczędzania na jesień życia głównie z naszego prywatnego portfela. PiS liczy, że pozostanie przy tej formie oszczędzania 75% nim objętych. Jest to w pewnym sensie składka, ale nie buduje kapitału w rozumieniu ubezpieczenia emerytalnego, a jedynie oszczędności. Z tej formy oszczędzania można zrezygnować. Ale trzeba o tym wiedzieć, bo z zasady instrument jest uruchamiany bez akceptacji pracownika.

Trzaskowski powinien podejść do przywrócenia wieku 60/65 jako głosu Polaków, który on akceptuje, ale bez przepraszania za pierwotna decyzją. Skoro Polacy zaakceptowali ten poniekąd dość liberalny model emerytalny, to proszę bardzo.

Rywal PADa powinien też zwrócić uwagę, że PAD przywrócił problem narastania deficytu systemu emerytalnego w relacji do PKB nie proponując środków zaradczych mimo, że przed laty PAD skorzystał z wyliczeń PO-PSL przy uzasadnianiu przywróceniu pierwotnego wieku emerytalnego.

Pomysł PADa. z przywróceniem wieku 60/65 ma wady i zalety dla obywatela. Wad PAD nigdy publicznie nie poruszał. Wbrew pozorom, pomysł PiS i PADa na naszą emeryturę jest dość liberalny, czego jego sympatycy sobie nie uświadamiają.

Debata prezydencka w TVPiS.

przez | 18 czerwca 2020

Telewizja zwana kiedyś publiczną zorganizowała debatę prezydencką. Że nie obędzie bez manipulacji, to było pewne. Pytanie było takie: jaką formę manipulacja przybierze. Trzeba przyznać, że manipulacja była sprytna, chociaż i tak budziła uśmiech politowania. Pytanie były przypadkowe, pozornie powiązane z bieżącymi problemami, ale tak ustawione by jak najbardziej utrudnić rywalom PADa przejście do krytykowania rzeczywistości. To, że PAD w tym spektaklu uczestniczył, tylko potwierdza, że jest to człowiek o niskich standardach moralnych.

Nie będę się rozwodził nad pytaniami, bo były po prostu głupie, śmieszne itd. Przygotowanie do komunii w ramach lekcji religii, o przyjęciu euro, o uchodźców, LGBT z podaniem informacji o rzekomych decyzjach prezydenta Warszawy, o szczepionkę na covid-19 itd.

Celem idiotycznych pytań było jak najbardziej utrudnić rywalom PADa krytykowanie jego osoby i polityczno-ekonomicznej rzeczywistości, za którą PAD ponosi odpowiedzialność. To się niestety w sporej części udało. Takie ustawianie debaty stawiało też kandydatów w niezręcznej sytuacji. Albo mogli ustosunkowywać się do głupich i tendencyjnie ustawionych pytań, albo ryzykowali opinię osób nieodpowiadających na pytanie i nerwowo wciskających w swoje wypowiedzi szereg przeróżnych treści. Można było wielokrotnie sprytnie uderzyć w PADa wychodząc od zadanego pytania, ale albo czołowym rywalom PADa zabrakło refleksu, albo świadomie chcieli zaprezentować się miłośnikom TVPiS i sympatykom prawicy jako osoby sympatyczne, kompromisowe i nie opierające swojego programu na walce i podziale społeczeństwa. Jeżeli te ostatnie, to dopiero po wynikach sondaży w najbliższych dniach zobaczymy, na ile ta strategii była słuszna i skuteczna.

Jak wypadli główni rywale PADa? Szczerze mówiąc średnio. Byli zbyt ostrożni i nastawieni na niewystraszenie elektoratu PiS. Celował w tym Trzaskowski, po którym trudno było dostrzec, że jest czołowym rywalem PADa. Ciekawe były niektóre wypowiedzi kandydatów z marginalnym poparciem, ale i K.Bosaka. Sądzę, że dobre wrażenie wywołał Waldemar Witkowski. Najstarszy uczestnik, który zaprezentował odważne poglądy zbliżone do lewicowych.

Mimo ordynarnych prób manipulacji widownią, widzowie TVPiS i sympatycy prawicy zobaczyli inny świat i PADa jako jednego z wielu. Jak wszyscy, PAD miał tylko jedną minutę na ustosunkowanie się do pytań. Dla stałych widzów TVPiS musiało to być nowych doznaniem i szokiem. Rywalom PADa udało się wylać przed lamerami sporo krytyki pod adresem obecnego prezydenta i rządu. Czy zachęci to sympatyków PADa do wyjścia ze swojej bańki i weryfikacji propagandy sączonej przez rządowe media, zobaczymy.

PAD wypadł dość dobrze. Odpowiadał spokojnie i z powagą na głupkowate pytania. Czasami strzelił złośliwością pod adresem tego czy innego rywala. Wiedział, że nie będzie trudnych pytań. Mogło to zrobić wrażenie, że jest wyluzowany i kimś ponad grupą rywali, którzy musieli wystawiać się na ośmieszenie, notorycznie nie odpowiadając na pytania i nerwowo wplatających krytykę i własne poglądy oraz programy.

Moim zdaniem Trzaskowski był nazbyt ostrożny. Nie wykorzystał swojej inteligencji i wiedzy. Lęk przed wystraszeniem elektoratu PiS nadmiernie go krępował. Kto wie, może nadostrożna i lekko pasywna postawa R.Trzaskowskiego była świadomym ruchem. Pytanie tylko, czy ci wyborcy którzy odejdą od PADa, trafią do Trzaskowskiego czy może raczej do pozostałych kandydatów.

Górnikom nikt nie powie, żeby pojechali zbierać truskawki.

przez | 8 czerwca 2020

Zatrzymanie pracy kopalń i postojowe w wysokości 100% rozgrzało internet. Urzędnikom rządowym, politykom rządzącej koalicji i górnikom znowu się oberwało. I trzeba przyznać, że część hejtu jest uzasadniona. Nie ma co tego ukrywać pod pozorami przyzwoitości.

Zaczęło się kilka tygodni temu, gdy okazało się, że niektóre kopalnie stały się ogniskiem wirusa. Dość szybko medialna interpretacja była taka, że na kopalniach nie da się uniknąć kontaktu człowieka z człowiekiem. To miało zapobiec dyskusji o ewentualnym braku ostrożności na kopalniach i lekceważeniu zaleceń anty-covidowych. Może i zapobiegło, ale pytanie pozostało, bo w Polsce jest wiele zakładów przemysłowych, gdzie ludzie również przebywają w bliskim kontakcie i takiego pogromu nie było. Może więc warto bez lęku porozmawiać o przyjętych zasadach bezpieczeństwa antywirusowego na kopalniach i wśród górników.

Mimo, że inni musieli, to pracy kopalń od razu nie przerwano. Kiedy w końcu podjęto decyzję o wstrzymaniu pracy wybranych kopalń, górnicy dostali 100% tzw. postojowego. To ludzi zabolało. Dziesiątki tysięcy innych ludzi musiało przerwać w marcu pracę z dnia na dzień z nadzieją, że kolejne programy ratunkowe pozwolą im przetrwać. Nawet w ramach spółek Skarb Państwa, górnictwo zostało potraktowane priorytetowo. Górnicy takich rozterek nie mają.

Priorytetowe traktowanie miało miejsce już wcześniej. Jak tylko zaczęły się problemy zdrowotne górników, państwo zapewniło testy w ilościach niemal nieograniczonych. Inni nie mieli tyle szczęścia. Apele pracowników edukacji, którzy prosili o stałe badania, zostały zbyte kpinami. Jak tylko nauczyciele zwrócili uwagę, że minister rolnictwa stwierdził, że jest pomysł by badać pracowników sezonowych potrzebnych m.in. przy zbiorach truskawek, to minister rolnictwo zaproponował udział w zbiorach. To i okazja będzie, żeby się przebadać. Na takie dowcipy pod adresem górników, politycy prawicowi już sobie nie pozwalają.

Można powiedzieć oczywiście, że górnicy nie są winni wyjątkowemu traktowaniu. Że to wina polityków. Ale czy tak jest faktycznie? Przepraszam, ale pozwolę sobie nieco wątpić.