Kuszenie Gowina i polityków jego ugrupowania trwa na całego. Kibicuje temu po cichu część komentatorów medialnych i polityków opozycji. Niemal otwarcie do współpracy zapraszają politycy Koalicji Polskiej (składa się głównie z PSL), a o cichej aprobacie można mówić w przypadku PO.
Z politycznego punktu widzenia pomysł ma sens. Przeciągnięcie kilkunastu polityków Gowina na stronę opozycji mogłoby oznaczać koniec dominacji PiS i koniec psucia państwa i niszczenia demokratycznych instytucji. Z moralnego punktu widzenia wyglądałoby to jednak źle, żeby nie powiedzieć: fatalnie. Dla mnie to nie do zaakceptowania.
Przede wszystkim można odnieść wrażenie, że politycy Porozumienia wcale do opuszczenia koalicji prawicowej się nie palą. Wręcz się śmieją z zachęt polityków PSL. Z uporem wmawiają opinii publicznej, że koalicja prawicowa – w tym Porozumienie – dokonała szeregu dobrych zmian w Polsce. Jak ognia unikają też publicznej krytyki J.Kaczyńskiego i PiS. Tymczasem to J.Kaczyński musiał wydać zgodę na próbę przejęcia partii przez A.Bielana. Inaczej ta kompromitująca akcja nie miała by miejsca.
Cała ta polityczno-medialna nadzieja na odejście Porozumienia z koalicji rządzącej i dołączenie do opozycji ma działanie raczej odwrotne do zamierzonego. To dostarczanie karty przetargowej i podnoszenie wartości Gowina w politycznych sporach z PiS i Kaczyńskim.
Gowin, jeżeli chce opuścić koalicję prawicową musi do tego dojrzeć sam. Z jego punktu widzenia lepiej jest zostać z koalicji prawicowej wyrzuconym niż odejść na własne życzenie. To wizerunkowo lepsze dla niego i potencjalnego elektoratu. Piętno zdrajcy byłoby nie do uniesienia, biorąc pod uwagę m.in to do czego są zdolne prawicowe i prorządowe media. Szukanie pretekstu do honorowego odejścia (np. ograniczenie dostępu do TVPiS czy nierespektowanie zasady obsady wg klucza partyjnego) też nie jest najlepszych pomysłem, dlatego tak cierpliwie znosi upokorzenia.
Odejście gowinowców z koalicji prawicowej nie oznacza automatycznego zasilenia szeregów opozycji i zasilenia frontu antypisowskiego czy tworzenia rządu technicznego z opozycją. Tak naprawdę nie wiemy ilu gowinowców by odeszło, a ilu nadal deklarowałoby dalszą współpracę z PiS. Może się więc okazać, że odejście gowinowców byłoby neutralne dla obecnego podziału politycznego w Polsce i w sejmie. Już tylko z powodów wizerunkowych, Gowin nie może okazywać sympatii opozycji i przyznać jej racji w politycznym sporze. Nigdy tez nie przyzna się do politycznego błędu jakim było firmowanie własną osobą polityki PiS i Solidarnej Polski.
To nie tyle opozycja może coś zyskać, co Gowin ma sporo do stracenia. Wiele na to wskazuje, że kończy się w tej kadencji sejmu jego przygoda z polityką. I nie mam nic przeciwko temu, bo ten człowiek pokazał, że nie ma nic do zaproponowania z polityce, a dla zrealizowania choć części ambicji politycznych gotowy jest podnieść w sejmie rękę za najgorszymi decyzjami. Niech się więc męczy z Kaczyńskim i dogorywa w polityce w atmosferze porażki i upokorzenia. Jeżeli chce pomóc w ratowaniu państwa i dołączyć do któregoś z opozycyjnych klubów, niech się sam o to postara i udowodni, że pali za sobą mosty.
Pozostawiłbym Gowina samemu sobie. W polityce powinny obowiązywać jakieś – chociaż minimalne – zasady moralne. On ich nie spełnia. Jeżeli politycy PSL chcą powalczyć o gowinowców, to ich sprawa. Dla tego ugrupowania mogą stanowić pewną wartość. Swoją drogą, nie wiem czemu ciągle ulegamy wizerunkowi Gowina jako polika umiarkowanego. Przypominam więc, że ten człowiek świadomie dołączył do projektu politycznego Kaczyńskiego i jedynie w marginalnym odsetku spraw zademonstrował inne zdanie. Gowim ponosi odpowiedzialność za to co się dzieje w Polsce od 2015 r.