Nie poradziliśmy sobie z rocznicą zakończenia II Wojny Światowej. Przemilczamy ją od lat. Udajemy, że Niemcy sami opuścili Polskę.
Zakończenie wojny nie było dla nas prostą w ocenie sytuacją zero-jedynkową. Nie odzyskaliśmy w pełni niepodległości. Zostaliśmy przesunięci na mapie, upokorzeni przez Rosjan i porzuceni przez sojuszników z Zachodu. A jednak zmiana jakiej doświadczyliśmy w 1945 r. była na tyle istotna, że wypadałoby ją jakoś uczcić. Co najmniej przypomnieć. Po zajęciu Polski przez wojska radzieckie zakończył się okres okrutnej eksterminacji narodu na skalę dotąd nieznaną. Można było znowu swobodnie mówić po polsku i iść do szkoły. Podległość ZSRR, to nie był najlepszy okres w historii Polski, ale bezdyskusyjnie lepszy niż niemiecka okupacja. Zmiana po wypędzeniu Niemców z Polski była na tyle radykalna, że udawanie iż nic się nie stało jest niesmacznym oszukiwaniem samych siebie. Nie mamy pomysłu na opisanie tego okresu i brak nam uczciwości, więc próbujemy przemilczeć. Słabe to. Autorytety, politycy, profesorowie udają, że nie ma tematu. Nie dostrzegają niezręczności. Nie widzą w tym historycznego tchórzostwa.
Nie mieliśmy sił, by wyzwolić się samodzielnie. Zachód pozostawił wypędzenie Niemców z terenów Polski Rosjanom. Wybór, o ile można tak mówić, był taki: dalsza okupacja czy państwo satelickie ZSRR? Patrząc na nas z dalszej perspektywy, można odnieść wrażenie, że strzelamy focha i gotowi jesteśmy spod nosa wyrzucić: a nam to bez różnicy, Niemcy czy Rosjanie. A jednak różnica była ogromna. Wręcz przepastna.
Nie musimy z tego powodu robić wielkiej fety każdego maja. Jest mi obojętne czy świętowalibyśmy 8-go czy 9-go maja. Powinniśmy co roku przypominać rocznicę wyrzucenia Niemców, uczcić polski wysiłek zbrojny itd. Mimo całego zła jakie uczynili nam Rosjanie, wypadałoby złożyć hołd zwykłym rosyjskim żołnierzom, którzy licznie ginęli na naszej ziemi, bo Polacy niekoniecznie garnęli się w szeregi LWP.
Warto zrobić cokolwiek, tylko porzućmy to głupie milczenie.