“Urząd jest świecki i jest neutralny światopoglądowo i religijnie, takich symboli w przestrzeniach wspólnych – tam, gdzie przyjmowani są klienci urzędu – nie powinno być”. To słowa rzeczniczki prasowej Urzędu M.S. Warszawy uzasadniające usunięcie symboli religijnych. Co oczywiste, mamy więc spór o krzyże z postacią Chrystusa na ścianach UMS.
Jak zwrócili uwagę prawnicy, decyzja prezydenta W-wy Rafała Trzaskowskiego nie ma jednoznacznego uzasadnienia w Konstytucji. Można ją próbować wywieść z zapisów tejże lub oprzeć się na innych regulacjach, orzeczeniach itd. Można też, co polecam, uspokoić się, usiąść i pomyśleć. Pierwszym i podstawowym założeniem tego ćwiczenia jest przyjęcie, że to iż coś było przez dziesiątki, setki czy tysiące lat, nie jest żadnym argumentem. Mowa m.in. o przyozdabianiu miejsca, w którym się przebywa, swoimi symbolami religijnymi.
Przestrzeń publiczna, to nie przestrzeń prywatna. W prywatnej róbmy sobie co chcemy. W publicznej (trzymam się przykładu budynków urzędów publicznych) już niekoniecznie. Ponieważ korzystają z niej inni ludzie. Np. Świadkowie Jehowy lub Ukraińcy. Nie dość, że mogą ich razić cudze symbole religijne, to mają prawo zadać sobie pytanie, czy wobec tego obok krzyża mogą zawisnąć na ścianie ich symbole. Problem chyba nie jest tak duży jak sugerują obrońcy krzyża, bo niemal na co dzień pracujemy lub bywamy w pomieszczeniach sektora prywatnego, gdzie krzyży na ogół nie ma i jakoś nam to nie przeszkadza. O ile w ogóle zwracamy na to uwagę.
Mam taką radę dla oburzonych katolików.
Krzyż na ścianie pokoju w urzędzie czy szkole publicznej nic nie mówi o katolikach. Katolicyzm, jak sądzę, nie polega na manifestowaniu go symbolami. Ja proponuję katolikom manifestowanie katolicyzmu zasadami postępowania jakich naucza Kościół. Proponuję np. zamienić samochód na tańszy, urlop spędzić w Polsce, a zaoszczędzone pieniądze przekazać potrzebującym. Itd. I zrobiło się niezręcznie, prawda ?