Jarosław Kaczyński w uporem brnie w kłamstwo smoleńskie, jakoby międzynarodowe siły zła doprowadziły do śmierci Lecha Kaczyńskiego. Komentarz na temat mitologizowania postaci Lecha Kaczyńskiego pozostawię na inną okazję. Przypomnijmy więc fakty. Na zimno i bezceremonialnie.
Czternaście lat temu wskutek lekkomyślności, brawury i lekceważeniu zasad bezpieczeństwa zginęło 96 osób. W tym prezydent i grupa najwyższych stopniem wojskowych oraz urzędników państwowych. Od tego czasu podzieliśmy się na dwa obozy. Ci świadomi i zszokowani banalnością katastrofy, dali sobie narzucić powagę i starają się unikać ocen oraz nazywania rzeczy (i wypadków) po imieniu. Drudzy – prawica z J.Kaczyńskim na czele – rozkręcili maszynę produkowania kłamstw, fałszu i manipulacji już nie do granic możliwości, ale daleko poza nie.
Jak ktoś nie ma ochoty czytać całego opracowania państwowej (legalnej) komisji, która wyjaśniła przyczyny katastrofy, to po prostu wystarczy odsłuchać zapisy rozmów z kabiny załogi i podstawowych parametrów lotu oraz podejścia do lądowania (czy jak kto woli, próby weryfikacji warunków). Szok. Warto pamiętać, że PiS unika odnoszenia się do tych zapisów, bo trudno je podważyć. Stąd w narracji szerzącej teorię zamachu, zapis niemal nie istnieje. Tymczasem z zapisu jednoznacznie wynika, że załoga kilkukrotnie była informowana o złych warunkach atmosferycznych i była świadoma problemów jakie to powoduje. Od kłopotów z lądowaniem, przez ograniczone zapasy paliwa na ewentualność krążenia, po brak jednoznacznych ustaleń co do korzystanie z lotniska alternatywnego lub powrotu do Warszawy.
Załoga informowała jednego z urzędników prezydenta, że będzie problem z lądowaniem. Ten zaś, po konsultacjach (z prezydentem lub jego najbliższym otoczeniem) rozbrajająco stwierdził, że decyzji nie ma. To specjalnie nie dziwi, ponieważ prezydent Kaczyński wcześniej dwa razy zachował się nierozważnie. Raz próbując wymusić lądowanie w Gruzji (dowódca samolotu odmówił). Innym razem, narażając ludzi w słynnej nocnej eskapadzie.
Bzdurą jest zrzucanie chociaż częściowej winy na rosyjską obsługę lotniska. Rosjanie nie ukrywali informacji o warunkach meteorologicznych i jakości lotniska. To Rosjanie przypomnieli Polakom o rozważeniu poniechania lądowania i pytali czy mamy zaplanowane lotnisko alternatywne (czyli, mówiąc po ludzku, czy mamy plan B). Ale my swoje, czyli że chcemy spróbować. Rosjanie zgodzili sią na lądowanie/sprawdzenie warunków.
Załoga podjęła próbę lądowania, która w ostateczności skończyła się tragicznie. Przeraża skala ofiar i banalność przyczyn. Z tym zapewne J.Kaczyński nie może się pogodzić. Ale to już jego problem i jego wyznawców.