Prezydent Andrzej Duda po raz drugi (a przynajmniej o tylu przypadkach wiemy) dał się nabrać telefonicznym żartownisiom. Zasłużenie prezydentowi i jego służbom oberwało się za procedury bezpieczeństwa. Czy tych procedur brak, czy nikt ich nie przestrzega, czy też wokół prezydenta są nieodpowiedzialni ludzie, nie będę już dociekał. Ujawnione w mediach rozmowy z rzekomym sekretarzem ONZ i – najnowsza – z rzekomym prezydentem Francji ujawniają coś co media z grzeczności i chyba z niewłaściwie pojmowanej kultury i zasad, pomijają. Otóż prezydent zdaje się być dość spolegliwy w ujawnionych rozmowach. Brak mu asertywności i odwagi. Z zasady oddaje inicjatywę w rozmowie drugiej stronie. W najnowszej wpadce nasz prezydent nawet nie pyta niby-Macrona w jakim celu dzwoni, tylko od razu opowiada co się wydarzyło w Polsce. Najnowsza rozmowa potwierdziła, że prezydent nie ma odwagi przejąć inicjatywy w rozmowie lub przynajmniej zadbać, by być na równych prawach co dzwoniący. Przykry jest brak reakcji (jakaś forma uwagi) na głupie żarty, prostackie wstawki czy próby oceny głów innych państw itp. Rozmowa z niby-Macronem kończy się krytyką W.Żełeńskiego, na którą nasz prezydent nie odpowiada i się rozłącza. Mógłbym tak dłużej, ale już nie będę się nadmiernie pastwił nad prezydentem.
A.Duda ewidentnie powinien przejść kurs asertywności i zasad prowadzenia rozmów na najwyższych szczeblach. Biorąc pod uwagę nienajlepszy angielski, jakimś ratunkiem byłaby rozmowa za pośrednictwem tłumacza. Sam fakt mówienia po angielsku zdaje się tak pochłaniać uwagę prezydenta, że traci kontrolę nad merytoryczną stroną rozmowy. Udział tłumacza dałby prezydentowi więcej czasu na odpowiedź i analizę intencji rozmówcy oraz przejęcie inicjatywy.
Nie widzę powodów, żeby A.Dudę oszczędzać. Nie czepiam się angielskiego. Nie przeszkadza mi ewentualne korzystanie z tłumacza przez prezydenta. Natomiast nie ma co ukrywać, że jest ogromny kontrast między publicznymi wypowiedziami prezydenta, gdzie ma zwyczaj popadać w teatralną bufonadę, a spolegliwą postawą jaką niemal automatycznie przyjmuje w rozmowach z głowami państw i międzynarodowych organizacji. Trudno uwierzyć, że A.Duda w innych rozmowach na najwyższym szczeblu zachowuje się inaczej.
Zachowanie prezydenta może i nie powinno dziwić. W polityce krajowej, A.Duda zdecydowanie lepiej czuje się w roli jednego z wielu wykonawców woli J.Kaczyńskiego, niż w roli autorytetu czy solisty. Taką niestety osobowość (charakter?) ma nasz prezydent.