Przypadek Tomasza Lisa. Nierównowaga stron.

przez | 4 sierpnia 2022

Dziennik Rzeczpospolita podał, wg nieoficjalnych informacji, że PIP nie potwierdziła zarzutów o mobbing jaki miał stosować Tomasz Lis wobec podwładnych. Najciekawsze, ale i najgorsze jest to, że w anonimowej ankiecie z 30 osób, aż 22 odmówiły udziału. Z 8 pozostałych, tylko 2 miały potwierdzić mobbing. Co miały do powiedzenia te dwie osoby i czy wyniki kontroli zostaną potwierdzone, zobaczymy.

Na chwilę jednak oderwijmy się od T.Lisa i postarajmy się spojrzeć na ten przypadek z większego dystansu. Czyli tak…

Pewnego dnia pewien redaktor naczelny popularnego tygodnika, osoba znana medialnie, zostaje pomówiony o mobbing, molestowanie itp. O sprawię trąbi cała Polska. Pomówiony musi odejść z pracy, ponieważ pracodawca dba o wizerunek i nie może utrzymywać niezręcznej sytuacji. Pomówiony przestaje tez być zapraszany do różnych audycji, do czasu wyjaśnienia sprawy. Żyje z piętnem łobuza i drania. W mediach aż huczy. Lecą połajanki i zarzuty. Osoby pokrzywdzone, lub za takie się uważające, występują anonimowo i powołują się na ogólnie zarysowane sytuacje, które trudno zweryfikować. I już tu zaczyna się nierównowaga stron. Oskarżony nie wie jak się bronić, ale w mediach już obrywa. Oskarżający są anonimowi. Nic nie ryzykują i na dodatek od razu otrzymują moralne wsparcie opinii publicznej.

Pojawia się w końcu jedna z instytucji, która może pomóc. PIP. Proces oceny sytuacji wsparty jest anonimowym sondażem wśród mobbingowanego zespołu. Wynik? Nagle większość odmawia udziału (bo tak należy traktować brak odpowiedzi), a z pozostałych badanych osób, zaledwie dwie podtrzymują zarzuty. I co teraz? Z medialnego przekazu wynikało, że osoby posądzające redaktora naczelnego o mobbing i molestowanie stanowią istotny odsetek zespołu. Teraz wynika, że tylko dwie.

Co ma robić redaktor naczelny? Jak ma się teraz bronić? Co sądzić o tych, którzy anonimowo podawali liczne przypadki upokarzającego traktowania i nagle się wycofali?

W sprawach o mobbing i molestowanie media dość łatwo zaczęły przyjmować zasadę, że osoba obwiniona jest winna. Jeśli nie w całości, to w części. Wobec oskarżających stosowana jest jakby taryfa ulgowa. Oni mniej muszą. Przyjmowana jest chyba nazbyt łatwo zasada, że w tego typu oskarżeniach (nawet jeśli są tylko anonimowe), musi być ziarno prawdy.

Nie ma co ukrywać, że wiele sytuacji z obszaru mobbingu i molestowania dzieje się bez świadków i/lub trudno je udowodnić. To tzw. sytuacje określane mianem: słowo przeciwko słowu. Bez świadków, kamer itd. W takich sytuacjach jesteśmy bezradni. Kierowanie się współczuciem wobec osoby rzekomo poszkodowanej nie może przecież zastępować dowodu.  W przypadku naszego redaktora, miało być wielu świadków. Tak przynajmniej wynikało z medialnych anonimowych przekazów. Teraz nagle z 30 osób, tylko 2 uważają się za pokrzywdzone. Aż 22 postanowiły milczeć nawet anonimowo.

Jeżeli to co przekazała Rzeczpospolita okaże się prawdą, to uwaga mediów powinna być przekierowana z T.Lisa na jego dawnych podwładnych. Bo teraz to chyba oni powinni się z czegoś  wytłumaczyć przed opinią publiczną. Sprawa T.Lisa bynajmniej nie jest pierwszą, gdy oskarżający mają problem z udowodnieniem zarzutów w przypadkach oskarżeń o mobbing lub molestowanie a sądy lub inne ciała oceniające mają problem z potwierdzeniem zarzutów.

Przypadek T.Lisa pokazuje, że mamy do czynienia z nierównowagą narzucaną przez media. Oskarżony od razu jest piętnowany, a oskarżający korzystają z anonimowości niespecjalnie dbając o zaprezentowanie dowodów. Informacja podana przez Rzeczpospolitą powinna wywołać ciekawą dyskusję. Niestety, media i komentatorzy jeszcze niedawno chętnie piętnujący mobbing w kontekście sprawy T.Lisa teraz udają, że tematu nie ma.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.