COVID-19. Wielki eksperyment społeczny.

przez | 2 maja 2020

Czas walki z wirusem niepostrzeżenie stał się też wielkim eksperymentem społecznym. Wynik eksperymentu może być wiedzą dla niej samej, ale jest i przykrą prawdą o nas, ludziach. Gorzej, jeśli z wniosków wynikających z doświadczenia skorzystają politycy. A może już korzystają? Może. Ale te ostatnie pytanie proponuje potraktować jako teorię spiskową, wygenerowaną ot tak dla zasady. Nie zaszkodzi.

Ze strachu przed skutkami wirusa covid-19 daliśmy się zamknąć w domach, a wielu z nas zaakceptowało zakaz wykonywania pracy czy działalności gospodarczej. Do tego media i nasz naturalny strach wprowadziły nas w stan permanentnego lęku o życie, zdrowie swoje i bliskich. Niestety z tygodnia na tydzień coraz gorzej to znosimy. Nie potrafimy pogodzić się z faktem szeregu ograniczeń. Chcemy powrotu do parków, kawiarnianych stolików i do pracy. Chcemy przestać się bać i chcemy poczuć wolność. I w taki oto sposób przeszliśmy w niecałe dwa miesiące daleką drogę. Zaczęliśmy od obawy o śmierć, by po niecałych dwóch miesiącach dojść do wniosku, że ok. 600 zgonów miesięcznie to akceptowalna cena za odzyskanie wolności. A wszystko to w kraju, gdy jedna niepotrzebna lub przedwczesna śmierć potrafi poruszyć media i społeczeństwo, a władza musi się tłumaczyć.

Wydaje się, że wywrócenie życia, jakie spowodował wirus, przewartościowało nasze systemy wartości. Nikt już nie krytykuje władzy za śmierć z powodu wirusa. No, prawie nikt. Zaakceptowaliśmy ryzyko zachorowania i ryzyko (fakt, że małe) śmierci. Śmierć 600 obywateli miesięcznie, przestaje nas tak samo ruszać jak to, że ruch samochody powoduje ofiary. A co gdyby umierało z powody wirusa 1 tys. osób lub 2 tys. miesięcznie? Czy to będzie poziom, przy którym zaczniemy od władzy oczekiwać powrotu dawnych obostrzeń i zaczniemy dociekać i krytykować rząd za bezradność?

A może w akceptacji śmierci z powodu wirusa, w pewnym sensie pomaga nam świadomość, że umierają na ogół ludzie starsi i schorowani? Że niby oni swoje już przeżyli, więc ich śmierć wydaje się być bardziej akceptowalna? A co, gdyby wirus szerzył śmierć głównie wśród dzieci?

Można się pozastanawiać, czy akceptacja 600 zgonów miesięcznie, to wyraz naszej lekkomyślności czy raczej przejaw siły ludzkiego gatunku. W tym drugim przypadku mogła w nas dojść do głosu gotowość poniesienia koniecznych ofiar , by móc dalej trwać i się rozwijać, by nie popadać w skrajny paraliżujący pesymizm i lęk.

Na pewno z opisanego wyżej przewartościowania skorzystają rządzący politycy. Teraz już wiemy, że podnoszenie zarzutu setek zgonów może przywrócić zakazy i spowodować wymyślanie kolejnych. Będziemy więc siedzieć cicho, tzn. cieszyć się odzyskiwaną wolnością, żeby nam tylko ktoś znowu lasów nie zamknął.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.