Jak co roku, przy okazji Świąt Bożego Narodzenia, sporo emocji i żartów wzbudza temat pustego miejsca do potrzebujących przy wigilijnym stole. Kościół co roku przypomina o znaczeniu i symbolice tego miejsca. W mediach pełno jest utyskiwania nad brakiem przełożenia w czyn idei jaka się kryje za dodatkowym nakryciem przy stole. W mediach społecznościowych zaś jest moda na żarty z ludzi (chodzi głównie o katolików) w kontekście pustego miejsca przy stole. Jeden z takich zgrywusów zyskał nawet sporą oglądalność w internecie. Zabawa polegała na tym, że pukał do drzwi i sprawdzał gotowość do zaproszenia do stołu osoby obcej, czyli tzw. wędrowca. Tego typu żartów i pseudo sond społecznych jest pełno w mediach co roku.
Ale żarty z pustego miejsca dla spragnionego i głodnego wędrowca to nie wszystko. Chyba jeszcze więcej jest utyskiwania i społecznego rozgoryczenia nad brakiem przełożenia w czyn tej tradycji. Lamentują media, autorytety i zwykli ludzie.
Ja proponuję, by każdy z tych żartownisiów i autorytetów (nie ważne, rodzinnych, medialnych czy społecznych) powiedział, kiedy ostatnio przyjął głodnego i spragnionego wędrowca w domu przy wigilijnym stole. Poproszę o zdjęcia z ostatnich kilku lat. Jak zabrakło wędrowców, to potwierdzenie zaproszenia i przyjęcia osób ze schronisk, tzw. domów starców itd.
Od dawna ta tradycja nie może być, i nie jest, niczym innym niż tylko symbolem. Ja nie kultywuje tradycji pustego miejsca, bynajmniej nie tylko dlatego, że nie należę do kościoła katolickiego. Najzwyczajniej w świecie staram się nie wpuszczać do domu osób, których nie znam. Nie wstydzę się tego napisać. Na dodatek nie widzę w tym nic dziwnego. Do tego, w obecnych czasach w Polsce trudno być głodnym biorąc pod uwagę działalność różnych organizacji (w tym kościołów), dostępność i cenę żywności.
Może po prostu wyróbmy w sobie nawyk pomagania przynajmniej poprzez przelewanie nawet drobnych kwot na potrzebujących. Organizacji, które napoją spragnionych i nakarmią głodnych nie brakuje.