Mieliśmy wstać z kolan i być narodem dumnym, jak chcieli politycy PiS. Georgette Mosbacher, ambasador USA, w mało delikatny sposób szybko pokazała granicę, której PiS nie powinien przekraczać. Wprawdzie już raz pogrożono nam skutecznie palcem, przy okazji nowelizacji ustawy IPN, ale tym razem nowością była reakcja prawicowych mediów i części polityków.
Sytuację prawicowi politycy sprowokowali sami. Krótko mówiąc, zostali upokorzeni przez G.Mosbacher na własne życzenie. Notoryczne przymykanie oczu na wyczyny nacjonalistycznych ugrupowań w Polsce, publiczne deklarowanie dezaprobaty wobec mediów prywatnych (głównie zagranicznych) i zapowiedzi ich marginalizacji oraz najnowszy pomysł na zrzucenie na TVN winy za program o nazistach w wodzisławskim lesie i zaangażowanie w to służb i sądów, wywołało reakcję ambasady USA w Polsce.
G.Mosbacher w trakcie sejmowego spotkania i w najnowszym liście bez specjalnego owijania w bawełnę negatywnie oceniła działania i zapowiedzi PiS w obszarze mediów. Przekaz formalnie kładł nacisk na wolność słowa i nieustawanie w wysiłkach w walce z nazizmem i podobnymi ideologiami. Ni mniej ni więcej, rząd PiS i politycy tej partii dostali dość wyraźne upomnienie i zapewnienie, że nacjonalistyczne i antydemokratyczne skłonności PiS są bacznie obserwowane za granicą.
Muszę szczerze przyznać, że reakcja mediów prawicowych i części polityków mnie zaskoczyła. Można było raczej przyjąć, że po upomnieniu prawica będzie próbowała przemilczeć porażkę i przekuć ją w sukces. Podobnie jak w przypadku z IPN. Tym razem nie wytrzymali, czym tylko jeszcze bardziej się ośmieszyli i upokorzyli pokazują swoją bezradność. Bo wiadomo było od razu, że prezydent i rząd, z obawy o relacje z USA, będą musieli reakcję p. ambasador przemilczeć i pokornie zacisnąć żeby. Jak się można było spodziewać, rządowy komunikat ws. listu G.Mosbacher jest niezwykle lakoniczny i pokorny. Jedyne ostre słowo na jakie się zdobył rząd, to ‘incydent’.
Pod względem językowym, treść listu i generalnie poziom przekazu ambasador USA nie są zbyt wyszukane. To prawda. Literówki w nazwiskach premiera i jednego z ministrów rozczarowują. Najwyraźniej pani Mosbacher w żaden wersal nie ma ochoty się z nami bawić. Można to odebrać jako upokorzenie. Wolna wola. Ja nie odnoszę wrażenia, by list był pisany do mnie. Treść przekazu G.Mosbacher nie pozostawia wielkich złudzeń odnośnie tego, do kogo jest kierowana i dlaczego.
PiS-sowska polityka narodowej dumy i wstawania z kolan poniosła kolejną porażkę. Urzędnicy UE, choć działają powoli, to coraz wyraźniej dają PiS-owi odczuć, że z pewnych pryncypiów nie ustąpią. Zalecenia TSUE dotyczące Sądu Najwyższego, ustąpienie ws. nowelizacji ustawy o IPN, to dotkliwe porażki. A teraz bezpardonowa reprymenda z ust przedstawicielki USA.