Magdalena Ogórek … trafiła na wystawę.

przez | 15 marca 2018

 

Pewnie wielu z nas chciałoby trafić ze swoim przekazem lub dorobkiem itp. na wystawę. Wystawa kojarzy nam się z na ogół z prezentowaniem osiągnięć. No więc kawałek intelektualnej twórczości Magdaleny Ogórek trafił na wystawę w muzeum Polin (Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN). I zrobił się problem, bo nagle pani Ogórek chyba przestała być dumna ze swojej refleksji, upublicznionej w ubiegłym roku na twitterze. Kontekst w jakim trafiła na wystawę faktycznie szacunku nie budzi, no ale słowa padły, więc co teraz? Ale po kolei…

Historia ma swój początek w ubiegłym roku. W jednym z głosowań nad ustawami dotyczącymi zmian dot. ustroju prawnego (tradycyjnie już z naruszeniem prawa i zasad jego uchwalania), Jarosław Gowin zagłosował ‘za’, ale – żeby ratować twarz – po głosowaniu szybko dodał, że z moralnego punktu widzenia, było to dla niego bardzo trudne. Uwaga mediów skupiła się na J.Gowinie, bo bodaj jako jedyny poseł koalicji prawicowej nie wstał po wygranym przez PiS głosowaniu i miał dość smutny wyraz twarzy. Oczywiście przyjęta poza moralnego rozdarcia bardzo rozbawiła media i ściągnęła na posła Gowina falę krytyki i kpin. Jednym z krytyków był Marek Borowski. I tu na scenę wchodzi Magdalena Ogórek. Kiedyś kandydatka SLD na prezydenta, a obecnie – wiedziona niepohamowaną ambicją – gwiazda TVP silnie wspierająca w tym sezonie dobrą zmianę.

M.Ogórek wystąpiła w obronie J.Gowina i zareagowała w iście pis-sowskim stylu : „Panie @MarekBorowski,nawiązując do wypowiedzi o kręgosłupie @Jaroslaw_Gowin-czy oznaką kręgosłupa jest zmiana nazwiska z Berman na Borowski?”. Pis-owskim, bo było szukanie haków w rodzinnej historii, czepianie się zmiany nazwiska, akcepty antyżydowskie i antykomunistyczne oraz żadnego odniesienia do meritum. Wpis, jak widać, był tak prymitywny i prostacki, że wywołał niesmak nawet wśród części prawicowych komentatorów. Inna rzecz, że to nie Marek Borowski zmienił nazwisko a jego ojciec, a Berman, to akurat nie ten o którym myślimy.

Czas mijał i niedawno okazało się, że twitt M.Ogórek jest elementem wystawy o antyżydowskich wystąpieniach w 1968. Wystawa prezentuje m.in. autentyczne przykłady współczesnego antyżydowskiego hejtu znalezione w mediach. Twitta M.Ogórek zapewne nie trzeba było długo szukać, bo jej twittowy wpis był bardzo głośny, a ona sama była jak najbardziej z niego dumna. Muzeum było na tyle miłe, że przy twittach nie podano kto jest ich autorem. Może to błąd?

M.Ogórek na wieść o tym, że wytwór jej intelektu trafił na wystawę wpadła w złość i panikę. Zaczęła grozić władzom muzeum sądem, żądać ściągnięcia jej twitta, sugerować, że to walka z wolnością słowa, że muzeum angażuje się w polityczną walkę itd. itd. Cały arsenał medialnych chwytów.

Na szczęście, jak na razie, muzeum nie zamierza usuwać twittowej wypowiedzi M.Ogórek. I słusznie, bo niby dlaczego. Przecież jeszcze kilka miesięcy temu była z niej dumna. Już nie jest? A może po prostu w życiu warto pisać takie rzeczy, których się potem nie trzeba wstydzić?

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.