Trwa jakiś dziwny festiwal pretensji do PO i Nowoczesnej za odrzucenie liberalnego projektu dot. tzw. aborcji. Do tego nudne już lamenty o końcu opozycji z tego samego m.in. powodu. Lamentują lub krytykują i kpią komentatorzy , środowiska lewicowe i protestujące kobiety.
No ok. , zachowanie niektórych posłów Po i N. mogło nieco rozczarować. Być może faktycznie powinniśmy przyjąć zasadę, że każdy publiczny projekt powinien przejść pod obrady komisji. Tylko czy na pewno ta zasada ma sens? Czy to naprawdę taka wielka różnica czy projekt społeczny będzie odrzucony na dzień dobry czy po ponownym odczytaniu w komisji? Wątpię. Mnie raczej czasami intryguje pytanie: po co organizować akcje, które są skazane na porażkę w sejmie. Większość w sejmie ma PiS i nie ma mowy o przepuszczeniu liberalnej ustawy aborcyjnej.
Rozkład głosów w wyborach determinuje wyniki wyborów i liczbę szabel w sejmie. Ostatnie wybory pokazały słabą aktywność wyborców o liberalnym światopoglądzie. To, że PO nie jest w pełni partią liberalną światopoglądowo, wiemy od lat. Jak się strzeliło focha ma PO i partie lewicowe, to sorry.
O ile pamiętam, to PO nigdy nie robiła wielkiej nadziei na zmianę ustawy aborcyjnej. Była raczej za utrzymaniem tzw. kompromisu aborcyjnego. Rozczarować mogła N. Ale i tu pojawia się pytanie czy aby wcześniej organizatorzy społecznego projektu, nie powinni byli porozmawiać z PO i N. by oszacować skalę poparcia i szans projektu.
Trochę to dziwnie wyglądało gdy twarz lewicy (B.Nowacka) ma pretensje, że obce jej ideowo partie nie zagłosowały zgodnie z jej życzeniem. Ja tam proponuję się tłumaczyć, za zmarnowane głosy na lewicę. To tak jakbym miał pretensje, że lewica nie chce poprzeć podatku liniowego lub zniesienia progów podatkowych uderzających w tzw. bogatych.
W Polsce bardziej liberalny projekt nie ma silnego poparcia społecznego, szczególnie po przeliczeniu na wyniki wyborcze. Nie rozumiem pretensji do PO. Jeżeli dla kogoś to ważne, to po prostu niech głosuje na partie lewicowe. Niestety lewica poniosła sromotną i kompromitującą porażkę w ostatnich wyborach. Nawet partia Razem robiła wrażenie jakby jej było obojętne czy dostanie się do sejmu czy nie. Ok. , mogę cenić brak parcia do bycia na salonach, ale wtedy proszę bez pretensji do innych.
Wysłuchałem wczoraj w jednej z audycji w TokFm komentatorki reprezentującej lewicę, która upierała się, że za liberalizacją prawa do aborcji jest rzekomo 40%. A ja zapytam dosadnie: no i co z tego? Ma się tym przejąć PiS, PO czy PSL?? Po drugie, biorąc pod uwagę wyniki wyborów i obecnych sondaży, dla zwolenników liberalizacji dostępu do aborcji najwyraźniej nie jest to najważniejszy problem.
Kiedy słuchałem głosów oburzonych kobiet w trakcie ostatnich protestów (po niefortunnym głosowaniu w sejmie) doszedłem do wniosku, że nie lubią już nikogo i ogłaszają ogólne rozczarowanie wszystkimi i wszystkim. To co? Założą w końcu jakąś partię, wesprą wspólne listy lewicy czy też wszystko się skończy na pretensjach, fochach i teatralnych przemowach?