Spór o handel w niedzielę automatycznie wywołał dyskusję o wolność wyboru i swobodę prowadzenia działalności gospodarczej. Naturalnym jest, że w dalszej kolejności pojawia się pytanie: o czyjej wolności mówimy i w jakim stopniu mamy prawo lub obowiązek ją uwzględniać. By dodać smaczku dyskusji, część komentatorów i pomysłodawców ograniczenia handlu w niedzielę, powołuje się na argumenty o charakterze religijnym (wolna od pracy niedziela). Czy jest gdzieś tu miejsce na rozsądny kompromis? Może jest.
Zawsze przy dyskusji na ten temat zaznaczam: jako nastolatek pamiętam jeszcze czasy tzw. PRL-u, kiedy handel kończył się gdzieś między 13 a 15-tą w sobotę. O ile niedziela bez wizyty w sklepie nie była żadnym problemem, to już zbyt skromne zakupy kończyły się wizytą u sąsiadki z prośbą o ćwiartkę chleba do poniedziałku. No, w rezerwie zawsze mogły być naleśniki. Generalnie tragedia się ludziom nie działa z tego powodu, że nie można było robić zakupów w niedzielę. Uczciwie muszę też przyznać, że wolę pracować w dni robocze i mieć wolny weekend.
W zasadzie sprawa jest prosta: nikt nikomu nic nie każe. Nie ma obowiązku robienia zakupów w niedzielę. Nie ma też obowiązku pracy w handlu. Nieco mnie dziwią apele Kościoła o ograniczenie handlu w niedzielę. Oznacza to, że Kościół nie ma wpływu na wiernych, w związku z czym wolną od zakupów niedzielę chce na nas wymusić. A i tu jest nieco niekonsekwentny, bo handel w miejscach kultu itp. miałby być dozwolony. To trąci lekką hipokryzją.
Wolałbym, żebyśmy unikali rozciągania pracy na sobotę i niedziele poza profesjami, w których jest to niezbędne. Czyli, wojsko, policja, straż pożarna, służba zdrowia, stacje paliwowe itd. itd. Czy handel też tu zaliczyć? W jakimś stopniu tak. I nie chodzi tylko o artykuły spożywcze. Wielu z nas, z racji godzin pracy i czasu traconego na dojazdy, nie ma czasu na zakupy w tygodniu. Dla niektórych nawet sobota, to może być za mało. Dostęp do marketów w sobotę i w niedzielę, daje więc pewną swobodę.
W handlu jest jeszcze aspekt natury ekonomicznej. Nie jesteśmy jeszcze krajem bardzo bogatym. Wielu z nas wciąż ma problem z utrzymaniem, czy nawet zdobyciem pracy. Handel jest w tym przypadku idealnym miejsce m.in. dla ludzi o mniejszych kwalifikacjach i szukających zatrudnienia na niepełny etat itd. W czasach gdy automatyzacja i internet redukują miejsca pracy, każde miejsce pracy w handlu jest na wagę złota. To wygodne miejsce pracy dla ludzi młodych, którzy nie założyli jeszcze rodziny, jak i dla starszych, którzy nie mają już na pod opieką małych dzieci. Minusem jest wspomniana praca w niedzielę, ale sądzę że wielu z pracujących w handlu jest gotowych pójść na taki kompromis.
Warto też wsłuchać się w racje tych co markety wybudowali i mają w nich swoje sklepy, bary, kawiarnie itd. W jakiej stawiamy ich teraz sytuacji? Sieciom marketów wielkiej krzywdy ograniczenie pracy w niedzielę nie zrobi. Część z nich ma w swoich grupach kapitałowych sieci handlowe różnych kategorii. Od małych osiedlowych sieciówek, po wielkopowierzchniowe markety.
Być może nie ma o co toczyć sporu i dyskusji. Ograniczenie handlu w niedziele raczej nie spowoduje radykalnych redukcji zatrudnienia, ale szkoda każdego miejsca pracy. Mam na myśli osoby zajmujące się sprzątaniem, ochroną i część personelu handlowego.
Chyba lepszym wyjściem byłoby podniesienie stawki godzinowej za pracę w niedzielę i narzucenie maksymalnego czasu pracy. Podniesienie ‘niedzielnego’ wynagrodzenia miałoby i tą zaletę, że prawdopodobnie jego koszt byłby przerzucony na kupujących.