Jestem podwójnie zdegustowany historią małżeństwa z Białogardu (ucieczka z dzieckiem z powodu sporów z personelem medycznym o zasady opieki na noworodkiem). Wpierw dwójka młodych ludzi w oparciu o sufitowo-internetową wiedzę medyczną, kwestionuje zasady opieki nad dzieckiem tuż po porodzie, a potem część opinii publicznej oraz komentatorów i polityków zaczyna swoją sympatię przechylać na stronę tej dwójki młodych ludzi. Ostatecznie decyzja o częściowym i tymczasowym ograniczeniu praw rodzicielskich zostaje uchylona. W efekcie młodzi rodzice czują się na tyle pewnie, że chcą od szpitala zażądać 0,5 mln zł tytułem zadośćuczynienia za doznane krzywdy (wysoko je ocenili). Żeby już finalnie dodać kolorytu i smaku całej sprawie, trzeba dodać, że do dyskusji włączyła się znana ‘autorytet’ z zakresu opieki na nad dziećmi i edukacji, słynna pani Elbanowska. Stanęła po stronie rodziców (co mnie nie zdziwiło).
Dla mnie ci młodzi ludzie zachowali się kompletnie nieodpowiedzialnie. Opis stanu noworodka i opieki nad nim, jaki dostarczył szpital oraz lekarze spoza szpitala którzy mieli wątpliwości co do działań tegoż, był spójny. Opieka i działania jakie dostarczył szpital były standardowe. Jedynie część lekarzy z zewnątrz sugerowała, że może należało dłużej negocjować z rodzicami i tłumaczyć im aż do skutku. Być może paru czynności szpital mógł nie wykonywać lub przejściowo się wstrzymać wg opinii lekarzy z zewnątrz, by uniknąć sporu z rodzicami w chwili (tuż po urodzeniu dziecka), kiedy potrzebny jest spokój i poczucie bezpieczeństwa. Tylko pytanie: na czyje ryzyko i odpowiedzialność.
Z jednej strony mieliśmy wiedzę lekarską i świadomość ogromnego ryzyka na jakie jest narażony człowiek tuż po porodzie oraz wieloletnią praktykę. Dodajmy, że praktykę, której nikt do tej pory publicznie nie krytykował. Panowała wręcz do tej pory zasada, że im więcej sprzętu, zabezpieczeń medycznych, skupienia personelu itd., tym lepiej. Wątpliwości dotyczyły porodów rodzinnych, znieczuleń czy dylematu: rodzić naturalnie czy tzw. cesarką.
Z drugiej strony wśród ludzi wykształconych i poszukujących wiedzy, zaczęła się pojawiać moda na ‘samokształcenie’, powiem złośliwie, internetowe m.in. w zakresie opieki poporodowej. Ludzie zaczęli przyjmować jakąś para-wiedzę na równi z tą dostarczoną przez lata praktyki i wiedzy medycznej. Jeżeli coś jest ‘naturalne’, to wszelkie techniczne wyposażenie sal porodowych, szczepionki itd. są ‘be’ i szkodzące. Młodzi rodzice z białogardzkiego szpitali nie zgodzili się na – uznawane do tej pory powszechnie za niezbędnie konieczne – zabiegi medyczne. Dla mnie szok, bo ze strachu o moje dzieci i ich zdrowie, godziłem się na wszystko co tuż po porodzie robili lekarze. Nie wyobrażam sobie zabrania dziecka ze szpitala bez ich zgody.
Młode małżeństwo ryzykowało podwójnie. Tylko, że ryzykowało zdrowiem i życiem dziecka, a nie własnym. Po raz pierwszy w szpitalu i po raz drugi – decydując się na ucieczkę. A co gdyby dziecko miało jakąś chorobę lub ukrytą wadę, która mogłaby być wykryta przez lekarzy dopiero w drugim, trzecim czy czwartym dniu? Naprawdę medycyna ‘naturalna’ warta jest poniesienia takiego ryzyka? Dla mnie to chore.
Owszem, stajemy przed dylematem wolności decyzji rodziców. Do tej pory mało komu przyszło kwestionować dominującą rolę personelu medycznego w chwili porodu i w pierwszych dniach po nim. Teraz nagle rodzice uważają, że mają nawet prawo decydować o podawanych szczepionkach, zabiegach eliminujących lub zmniejszających ryzyko chorób, wad itd. A co jeśli rodzice się mylą? Kto będzie odpowiadał za ewentualną śmierć dziecka lub poważną wadę czy dodatkowe koszty leczenia wynikające z późnego rozpoznania? Czy Ci rodzice byliby gotowi pójść do więzienia za swoje błędy, czy też zrzuciliby odpowiedzialność na personel medyczny?
Jestem pod wrażeniem reakcji szpitala, gdy tylko zauważono, że może być problem z rodzicami. I chyba problem był niemały sądząc z desperacji rodziców (ucieczka i gotowość ryzykowanie zdrowia i życia dziecka) oraz medialnego przekazu ojca dziecka. Niestety młody ojciec jest w przekazie medialnym mocno nierzetelny.
Proszę bardzo, możemy podyskutować o wolności decyzji na porodówce. Pytanie tylko, do jakiego stopnia możemy oddać decyzję rodzicom za swoje dziecko. Skoro wolność decyzji, to i ponoszenie konsekwencji. W takim razie, sympatycy medycyny ‘naturalnej’ i wolności decyzji, powinni określić zasady własnej odpowiedzialności, gdy ich decyzje okażą się fatalne w skutkach dla dziecka.