Patrząc na zamieszanie wokół B.Misiewicza jakie PiS sobie zafundował, staje się przed trudnym pytaniem. Byliśmy świadkami wydarzenia ze świata polityki czy kabaretu? Komentatorzy od wczoraj prześcigają się z formułowaniu wniosków, dopasowywaniu teorii i wyjaśnień. Może i słusznie komentatorzy interpretują sąd na Misiewiczem jako wydarzenie polityczne, bo żadna partia świadomie nie powinna się ośmieszać i to na dodatek z taką determinacją. A jednak.
Wydarzenie jest kuriozalne. Partia wypycha ze swoich szeregów człowieka o wątpliwych walorach intelektualnych, którego głupie i bezczelne wyczyny akceptowała przez kilkanaście miesięcy. Ba, PiS nie widział w karierze Misiewicza niczego złego. Problemem stały się media i opozycja, które zjawisko opatrywane nazwiskiem Misiewicz nagłośniły. Sam Misiewicz to postać moralnie i intelektualnie miałka. Młody człowiek, który poznał i zafascynował się ciemną stroną polityki i tym co ona daje.
Mimo że PiS stara się stworzyć wrażenie, że to Misiewicz jest problemem, to rzeczywistość jest inna. Wygląda na to, że nie było innego sposoby niż spektakl z publicznym gniewem Kaczyńskiego i komisją do zbadania ‘sprawy’ Misiewicza by przyhamować zapędy A.Macierewicza. J.Kaczyński płaci nazbyt wygórowaną cenę za polityczną przyjaźń z Antonim, który ma niezwykły dar politycznej autodestrukcji. Ale chyba nie jest to zaskoczeniem.
A.Macierewicz ostentacyjnie testował cierpliwość polityków PiS i jej szefa za pomocą Misiewicza. Zapewne wiele z działań szefa MON J.Kaczyński co do zasady akceptuje, ale wykonanie i utrzymywanie na ‘pierwszej linii’ Misiewicza, stało się dla PiS nie do zaakceptowania. Przynajmniej w czasach wolnych jeszcze mediów. Tymczasem Macierewicz z Misiewicza zrobił sobie miernik swojej wolności i swobody działania w ramach PiS.
Z Macierewiczem najwyraźniej normalnie rozmawiać się nie da. Z perspektywy PiS może i dobrze, że wydarzył się taki Misiewicz bo można było za jego pomocą wykreować spektakl, który posłużył przynajmniej do częściowego przywołania do porządku szefa MON. Bo oczywiście przed komisją powinien jako ‘oskarżony’ stanąć Macierewicz a nie jego młodociany podwładny. Rozmowa chyba nie była łatwa biorąc pod uwagę buńczuczno-głupkowate wypowiedzi Misiewicza przed i po spotkaniu oraz konferencję komisji ze słowem ‘przepraszam’. Przepraszać powinien Macierewicz.
‘Dzięki’ Misiewiczowi i fatalnej opinii jaką przysparzał partii, J.Kaczyński mógł pokazać swój rzekomo uzasadniony już teraz gniew i zaangażować polityków PiS (m.in. członkowie komisji), na potwierdzenie że sprawa Misiewicza to już nie indywidulany konflikt Macierewicz-Kaczyński , a coraz silniejszy sprzeciw w szeregach PiS. A tego Macierewicz lekceważyć już nie może. Mamy potwierdzenie, że Kaczyński ma mocno ograniczony wpływ na Macierewicza, skoro uciekł się do takich działań. Ale mamy też potwierdzenie, że A.Macierewicz nie jest do końca taki pewny siebie jakby się wydawało. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby komisja była karą za żenujące efekty prac podkomisji smoleńskiej. W końcu sam fakt, że Misiewicz dostałby pracę za kilka czy kilkanaście tys. zł i zniknął z pierwszych stron gazet, to jeszcze nie powód do wyrzucenia z partii.
Jak w przyszłości zareaguje Macierewicz na takie upokorzenie? Sam jestem ciekaw. Nie sądzę, żeby ustąpił z placu boju tak łatwo i tak łatwo zniósł zniewagę. Bo jakby nie mówić, ukarano Misiewicza bo Macierewicz nie potrafił i nie chciał.
Sam spektakl z komisją, to już specyfika PiS, czyli nieprawdopodobna umiejętność ośmieszania się i wiara, że opinią publiczną można manipulować bez granic. A wystarczyło w gronie czołowych polityków PiS spotkać się z A.Macierewiczem i postawić sprawę na ostrzu noża. Wygląda jednak na to, że A.Macierewicz musi mieć niezłe atuty.
By osądzić i ocenić winy B.Misiewicza, wystarczyło posiedzieć przed komputerem z dostępem do internetu lub poczytać gazety. Komisja powinna była oceniać nie Misiewicza, a to jakim cudem tego typu postać działa w strukturach państwa i dostaje odpowiedzialną i dobrze płatną pracę w spółce zbrojeniowej. To powinien byś osąd państwa PiS, i to osąd surowy, skoro Misiewicz tak sobie po tym państwie hasał w znanym nam wszystkim stylu. B.Misiewicz działa w imieniu szefa MON i zatrudniony był przez dorosłych ludzi z firmy zbrojeniowej, którzy na polityczne polecenie akceptują każde kuriozum, łącznie z łamaniem prawa. To bardzo przykre.
Członkiem komisji był Mariusz Kamiński. To koordynator służb specjalnych. Co to za państwo i co to za koordynator oraz służby specjalne, skoro pozwalają na takie hece jak z Misiewiczem w polskich firmach zbrojeniowych.
Nie mniej zabawny i dziwny jest fakt, że działalność Misiewicza ukróciła dopiero PARTIA, bo państwo jako organizacja ze swoimi służbami, prawem i zasadami, nie dało rady. To bardzo smutne. Poddała się również premier Szydło, która niedawny czas temu rozbrajająco dała do zrozumienia, że MON i Misiewicz są poza jej zasięgiem.