W wojskowej bazie w Krzesinach wielkie wydarzenie. Święto Lotnictwa i obecność prezydenta, który był łaskaw wykorzystać święto lotników do zgrabnej manipulacji.
Odsłonięto tablicę tragicznie zmarłej pary prezydenckiej, która jak wiadomo, z lotnictwem silnie była związana (to sarkazm, oczywiście). Ale jakież to ma znaczenie. A może prezydentowi chodziło o słynny skandal gdy prezydent Kaczyński próbował wymusić lądowanie w Tbilisi? Na szczęście wtedy, dowódca samolotu wykazał odporność na niewybredny (i skandaliczny!) nacisk. Wielka szkoda, że takiej odporności zabrakło dowódcy Tupolewa 10 kwietnia 2010. Być może chciał uniknąć posądzeń o tchórzostwo, które się wyrwało z ust jednego z polityków PiS po incydencie z wymuszanym lądowaniem w Tbilisi?
No ale tablicę odsłonięto, czyli plan wciskania L.Kaczyńskiego do historii został wykonany. Tym razem w Krzesinach. Równie dobrze, prezydent Duda może odwiedzić strażaków w takiej czy innej remizie i wmurować tam tablicę ku czci prezydent. Związek ze strażą pożarną jest tu również bez znaczenia. Chodzi o tablicę.
Prezydent był łaskaw m.in. powiedzieć: „ To był dzień naszej wielkiej straty, straciliśmy wielkiego prezydenta, straciliśmy wielkich dowódców, straciliśmy wielu ludzi, dla których celem życia Polska była sama w sobie. Ale podnieśliśmy się i idziemy nadal przed siebie. Podniosły się także i polskie Siły Powietrzne po tym, jak szkalowano polskich pilotów”. Prezydentowi chodziło oczywiście o dzień 10 kwietnia 2010.
Nie wiem po czym Siły Powietrzne miały się podnieść. Najwyraźniej prezydent próbował żołnierzom wmówić, że przeszli wielką traumę z powodu katastrofy z 2010 r. Być może, ale podejrzewam, że z innego powodu. Zapis rozmów w kokpicie Tupolewa i informacji jakie dostawali wskazywał, że faktycznie zostali w pewnym sensie wykorzystani. Tylko że przez polityków PiS i ostatecznie z tragicznym skutkiem. Warto sobie zapisy tych rozmów przypomnieć, by zobaczyć jak nie przyjmowano w samolocie informacji od załogi, że warunków do lądowania nie ma. A szkalowanie pilotów owszem, było, ale chodzi chyba o niesłuszny zarzut tchórzostwa po incydencie z wymuszaniem lądowania w Tbilisi.
Słusznie prezydent przypomniał, że „straciliśmy wielkich dowódców”. Niemniej liczę na to, że prezydent pomoże nam wyjaśnić kto w środowisku prezydenta Kaczyńskiego lub polityków PiS zdecydował, że na pokładzie jednego samolotu byli najwyżsi dowódcy wojskowi. Bracia Kaczyńscy? Ten „drobiazg” jest zastanawiająco pomijany w całej smoleńskiej narracji.
Nieco męczący i podejrzany jest upór w kreowaniu gen. Błasika na bohatera. Mówiąc najdelikatniej jak się da, rola gen. Błasika w ostatnich chwilach lotu Tupolewa jest cokolwiek niejednoznaczna. A już na pewno na bohatera feralnego lotu raczej generał się nie nadaje. No ale prezydent uważa inaczej.
Prezydent określił gen. Błasika jako „człowieka, który zginął jako żołnierz, pilot na służbie Rzeczypospolitej, zginął w powietrzu, w polskim samolocie wojskowym, stojąc przy boku prezydenta Rzeczypospolitej Lecha Kaczyńskiego”. Niestety to wierutna bzdura. Gen. Błasik nie zginął na żadnej służbie, tylko był pasażerem jak i reszta ludzi. Jego śmierć z wojskową nie miała nic wspólnego. Co gorsza, był w miejscu w którym zgodnie z kanonami sztuki lotniczej być nie powinien. „Stał”, tylko nie tam gdzie trzeba. I na koniec – jeśli już miał przy kimś stać (w przenośni), to nie przy prezydencie a załodze, by zapewnić jej komfort pracy. Niestety gen. Błasik przyglądał się pracy załogi i nie reagował gdy ewidentnie dowódca Tupolewa naruszał przepisy i zasady zdrowego rozsądku.
Po co to całe przymilanie się wojskowym lotnikom i cała ta fanfaronada z „podnoszeniem się” po smoleńskim wypadku i rzekomym szkalowaniu? To chyba próba przeciągnięcia lotników na swoją stronę i zażegnania ewentualnego oburzenia z powodu presji pod jaką pracował dowódca Tupolewa 10 kwietnia 2010 r. i wciągnięcia lotników w szerzenie kultu L.Kaczyńskiego. Cóż, skoro można zakpić w powstańców warszawskich, to z lotników już tym bardziej. Zaletą jest to, że ci ostatni nie mogą zaprotestować.