A moim zdaniem gimnazja mają sens i warto je pozostawić.

przez | 30 czerwca 2016

Edukację podstawową zakończyłem długo przed ustanowieniem gimnazjów. Gdy gimnazja wprowadzano w życie, nie widziałem w tym jakiejś  nowej jakości, a przede wszystkim zwracałem u

wagę na koszty. Czas mija, więc na zmiany w edukacji patrzę z perspektywy rodzica dwójki dzieci. Jedno gimnazjum zaliczyło, a drugie jest w trakcie. Z tej perspektywy mogę powiedzieć, że szkoda iż w tzw. moich czasach nie miałem możliwości zmiany.

Jak kiedyś powiedziała córka znajomych, gdy rozkręcała się dyskusja o gimnazjach: dlaczego nas, dzieci, nikt nie pyta o zdanie? Od tego czasu z większą uwagą wsłuchiwałem się w opinie moich dzieciaków. Ich reakcja była jednoznaczna. Z sympatią wspominają podstawówkę, ale mimo iż mogły pozostać w tym samym budynku w gimnazjum, wybrały inne. Doceniają bardzo zmianę środowiska. Nowi koledzy i koleżanki. Z tymi z którymi przyjaźnili się w podstawówce, utrzymują kontakt do dzisiaj. Nie ukrywam, że dobre stopnie pozwoliły na odseparowanie się od niektórych patologii, z którymi podstawówka sobie nie radziła. Nie mogła, nie chciała? Nie wnikam.

Skoro gimnazja już są, to je zostawmy, póki nie mamy poważnych powodów do ich likwidacji. Kiedy słucham panią minister i zwolenników likwidacji gimnazjów, to jakoś nie czuje się przez nich przekonany. A część argumentów jest po prostu nieprawdziwa lub naciągana.

Bodaj najczęściej wymienia się przemoc w gimnazjach. Tylko ja nie wiem jak się do tego przyczyniły gimnazja. Przemoc jest raczej zjawiskiem społecznym i niekiedy wynoszonym z domów. Dodatkowo kiedyś bardziej baliśmy się nauczycieli i akceptowaliśmy kary, które dzisiaj nie mają prawa zaistnieć. Kiedyś oberwało się na nauczyciela piórnikiem lub usłyszało ostry tekst i już. Teraz, jak słucham znajomej nauczycielki, to co najwyżej podniesienie głosu i wizyta o pedagoga czy psychologa.

Problemy związane z dorastaniem były i będą. Skupianie uwagi na gimnazjach z trudną młodzieżą, to żaden argument. Rozumiem, że jak ta młodzież będzie rozrzucona po podstawówkach to będzie lepiej?

Nie widzę problemu ze zmianą szkoły. Ewentualnie jest on mocno przesadzony. Każde dziecko, które przechodzi edukacje od przedszkola do studiów, adaptuje się cztery razy. Gimnazjum to tylko jeden, dodatkowy, „raz”. To taki szok? Jeśli tak, to jakim cudem pozwalamy jeździć dzieciom na kolonie czy obozy? Zresztą wiele dzieci zalicza dodatkowo zmianę związaną z miejscem zamieszkania rodziców lub innych. Ja zaliczyłem.

Wiem, że zmiana oznacza czasami zmianę na gorsze, ale takie jest już nasze życie. Ryzyko to jego immanentną cecha.

Nadmierną wagę przykłada się do argumentu, że zmiana środowiska zmusza dzieci do budowania od nowa swojego miejsca w grupie. Jak wspominam szkołę podstawową czy średnią, to problem budowania „pozycji w stadzie” dotyczył co najwyżej ¼ klasy. Byli wśród nich co chcieli dominować i ci którzy za wszelką cenę chcieli być lubiani i akceptowani. Ale może zmiana środowiska to również szansa dla dziecka? Każdy z nas pamięta tych, którzy mieli gorszą pozycję w grupie lub gorsza opinię wśród nauczycieli. Nie zawsze było to sprawiedliwe. Bywało, ze ciągnęło się to przez całą podstawówkę bez szans na zmianę. Zmiana szkoły czy klasy to była dla tych dzieci szansa na nowe życie, na nowe otwarcie.

Skoro mowa o przemocy, to gimnazja pozwoliły zmniejszyć przedziały wiekowe środowisk w jakich funkcjonujemy. Sam pamiętam tych z 7-mej czy 8-mej klasy. Im się schodziło z drogi. Niestety i teraz ta idiotyczna skłonność do okazywania wyższość przez starszych istnieje. Moje dzieciaki w podstawówce mijały młodzież z gimnazjum, a więc dawne 7 i 8 klasę. Czasami trzeba było młodzieży z gimnazjum przypominać o szacunku dla maluchów.

Czy naprawdę przesunięcie zmiany środowiska o dwa lata i redukcja zmian o jedną, to takie psychologiczne zwycięstwo i wsparcie dla dzieci? Nie sądzę.

Odrębną kwestią są programy nauczania, ale to kwestia nie związana z liczbą poziomów nauczania, a dzielenie materiału i niepotrzebnego czasami powtarzania.

ps. Szkoda mi też po prostu tysięcy ludzi w szkołach i jednostkach samorządowych, którzy poczynili ogromny wysiłek, żeby gimnazja działały. Likwidacja  gimnazjów tylko dlatego, że ktoś ma władzę i zrobi co zechce, to słaby argument.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.