Moje refleksje po odejściu Zyty Gilowskiej

przez | 8 kwietnia 2016

Już po większości kondolencji jakie pojawiły się w prasie oraz opiniach w mediach, dostrzec można było ostrożność w formułowanym przekazie. Mnie to nie dziwi. Zyta Gilowska przeszła przebojem przez polskie życie polityczne i pozostawiła po sobie pewien niesmak i rozczarowanie.

Opinia publiczna poznała Z.Gilowską ponad dziesięć lat temu. Ostra, przebojowa, pewna siebie. Strzelała opiniami i docinkami jak z karabinu. Inteligencji nie można jej było odmówić. Do tego ogromna ambicja. To te cechy zapewniły jej polityczny sukces i wejście do ścisłego grona liderów PO. Elektoratowi PO Zyta Gilowska bardzo się spodobała. Mało kto analizował co Gilowska mówi i pod czym się podpisuje. Ze świata PO odeszła gwałtownie. Zarzuty dot. zatrudniania syna i przyszłej synowej oraz zarzuty o próby wepchnięcie syna do polityki, poruszyły ją do żywego. Nie wiem co bardziej ją zabolało: częściowo zasadne zarzuty czy urażona polityczna ambicja. Jej dalsze polityczne losy wskazują, że to drugie. Lider w każdej partii może być jeden i zarówno Olechowski jak i Gilowska nie mogli się z tym pogodzić. O ile Olechowski po prostu się z klasą usunął, to Z.Gilowska postanowiła pokazać tzw. focha. Nieopatrznie pokazała złą stronę ludzkich ambicji i co z człowieka robi rywalizacja oraz chęć zemsty.

Nastały czasy pierwszych rządów PiS i nagle… gwiazdą PiS staje się Zyta Gilowska. Światy PO i PiS były i są tak różne, że polityczna wolta Gilowskiej zdumiewa mnie do dzisiaj. Po tamtych czasach pozostaje tylko pytanie kiedy była autentyczna: w PO czy w PiS. Ja sądzę że autentyczna tak naprawdę to była jej ambicja i chęć odegrania się na dawnym środowisku politycznym. Pokazała, że jak się uprze to karierę zrobi i żaden tam Tusk czy ktoś inny jej nie przeszkodzi. Tusk dochodził do siebie po porażce, a ona znowu triumfowała przed kamerami rzucając na prawo i lewo bon-motami.

Dla braci Kaczyńskich, Gilowska ze swoimi ambicjami była nie lada gratką do wykorzystania w polityce. Podobnie jak małżonka J.M.Rokity. Kaczyńscy pokazali, że PiS jest tak ciekawą partią że aż ściąga do współpracy niedawną polityczną gwiazdę PO. Gilowska weszła we współpracę z PiS na bardzo korzystnych warunkach. Nie musiała się  w zasadzie kajać i tłumaczyć przed elektoratem PiS, a zdziwionych dawnych sympatyków PO, pozostawiła bez cienia żalu. Zapewne miała świadomość, że jest wykorzystywana politycznie przez braci Kaczyńskich. Najwyraźniej była przekonana że to ona na tym osobiście najbardziej zyskuje i wszystkich ogrywa. Biorąc pod uwagę jej dalsze związki z PiS (posłanka z list PiS, a potem wskazana do RPP) oraz gorycz procesu lustracyjnego, całkowicie przeszła „na drugą stronę mocy”.

Jako ekonomistce nie odmawiam jej wiedzy. Szanuję uzyskane tytuły. Niemniej jej ekonomiczne hasła z czasów PO budziły spore wątpliwości. Jako minister finansów rewolucji nie zrobiła. Była po prostu poprawnym urzędnikiem jak na warunki polityczne w jakich zgodziła się funkcjonować. To za czasów PiS weszła ulga na dzieci, ale to za czasów PiS deficyt finansów publicznych kurczył się dynamicznie wskutek wyjątkowej koniunktury gospodarczej w jakiej miał szczęście działać rząd PiS. Rząd nie musiał nic robić. Mimo tak sprzyjających warunków makroekonomicznych, rząd PiS ani Z.Gilowska nie zrobili nawet kroku by zmniejszyć  ogromną sztywność naszych wydatków budżetowych. Upór i przekora polityczna Gilowskiej dawały się we znaki również przed kampanią prezydencką 2010. Pozwoliła sobie na demonstracyjne spotkanie z J.Kaczyńskim (słynny obiad w restauracji) niemal na oczach kamer. On był liderem partii, ona członkiem RPP, który powinien zachowywać apolityczność. Albo co najmniej powinna starać się ją udawać. Gdy wyszli z Kaczyńskim z restauracji wprost na obiektywy kamer i aparatów, Gilowska była najwyraźniej dumna z uczestnictwa w politycznej ustawce.

Ostatnie miesiące życia zapewne nie dawały poczucia satysfakcji, kiedy patrzyła na to co wyrabia środowisko polityczne z jakim się związała. Niestety przez kilka lat to środowisko uwiarygadniała swoją osobą.

Czy środowisko prawicowe ją za to szanowało? Wątpię. Została upokorzona procesem lustracyjnym. Na szczęście bracia Kaczyński i prawicowe media – jak zwykle w takich sytuacjach – okazali wyjątkową wyrozumiałość. Za przejście na stronę PiS, dostała Z.Gilowska wysoką nagrodę: stanowisko ministra, start w wyborach, a potem miejsce w RPP. Zresztą przeszła czy nieprzeszła, to inna rzecz. Bo tak naprawdę, to sam już nie wiem jakie poglądy społeczno-polityczne miała Z.Gilowska. Na pewno miała ogromne ambicje.

Dzisiaj po jej śmierci, media prawicowe i politycy tego nurtu niemal nie zauważyli jej odejścia. To tylko potwierdza, że potraktowali ją instrumentalnie. Dla nich była tylko pionkiem w politycznej grze.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.