Dzień inauguracji nowej komisji ds. badania wypadku lotniczego w Smoleńsku w 2010 zaczął się ciekawie. Media podały wypowiedź pani Witek z PiS, że i ona chętnie się dowie jak to było z tym rozbiciem samolotu o gałąź. Jeżeli to miała być kpina z raportu komisji lotniczej która badała przyczyny wypadku, to nieudana. Niemniej w rywalizacji o łaski prezesa Kaczyńskiego jej pozycja zapewne wyraźnie się poprawiła.
Będziemy świadkami dwóch zjawisk przy okazji działania nowej komisji. Pierwsze: zobaczymy kolejną odsłonę kultu jednostki w odniesieniu do Lecha Kaczyńskiego oraz jego brata. W przypadku byłego prezydenta chodzi o takie zaprezentowanie wypadku jakby L.Kaczyński padł ofiarą zamachu (i bohatersko poległ), a nie banalnego w przyczynach wypadku z polskiej winy. Jarosław Kaczyński natomiast nie akceptuje obecnego wyniku komisji lotniczej i – tak po prostu – chce zobaczyć inny wynik, bo nie może pogodzić się z faktem iż jego brat zginął w pogoni za poprawą politycznego wizerunku. Macierewicz jest facetem, który takie rzeczy załatwia.
Drugie zaś, to teraz Macierewicz i jego tzw. naukowcy wychodzą z roli komentatorów i będą musieli operować dowodami na potwierdzenie teorii i formułowanych zarzutów. Macierewicz dobrze wie, że nie jest w stanie na poziomie faktów obalić znanych już ustaleń itd. Będą pomówienia, sugestie i ostatecznie powstanie nie tyle raport, co zestaw pomówień i proponowanych teorii. Macierewicz zaczął już pierwszego dnia. Otóż wie że było 400 stron dokumentów istotnych dla poznania przyczyn wypadku, ale ktoś je zniszczył. No i oczywiście po dokumentach zapewne pozostały ‘relacje’ świadków. Takich ‘zniszczonych’ dowodów będzie więcej.
Może w końcu teraz, opinia publiczna zauważy, że krytykowany poprzedni raport jest ciekawy nie tylko w tej części którą Macierewicz krytykuje, ale przede wszystkim w tej, którą pomija bo jest niewygodna, a nie sposób jej zaprzeczyć. Przykładowo, Macierewicz nie kwestionuje zapisów rozmów załogi i otrzymywanych komunikatów, m.in. od Rosjan. Polska załoga na długo przed osiągnięciem Smoleńska wiedziała że są złe warunki na lotnisku, w tym i od Rosjan. Ci ostatni nie zachęcali Polaków do lądowania. Przeciwnie. Upór dowódcy samolotu w samodzielnym sprawdzeniu warunków do lądowania był zdumiewający.
Mam nadzieję, że ktoś w końcu zacznie zadawać niemiłe dla strony PiSowskiej pytania i stawiać oceny. Bawienie się w kulturę w przypadku smoleńskiej katastrofy nie ma sensu. W kabinie pilotów było zbyt wielu wizytujących. Pytania o lądowanie i wyrażane niezadowolenie, nie pomagało dowódcy w podjęciu decyzji o zawróceniu do Polski. Lot do Smoleńska był kolejnym przykładem nonszalanckiego podejścia L.Kaczyńskiego i jego otoczenia do zasad bezpieczeństwa. Warto przypomnieć, kto i kiedy zdecydował o zaprzestaniu treningów na symulatorach. Kto w pałacu prezydenckim wysyłał zaproszenia i ściągał na pokład najwyższych dowódców Wojska Polskiego i grupę najwyższych urzędników państwowych. I wszystko to dla politycznych popisów, kto zrobi większe show w Smoleńsku. Czy ktoś z otoczenia L.Kaczyńskiego wyciągnął wnioski z błędów (naruszenie zasad bezpieczeństwa) z dwóch niefortunnych wizyt w Gruzji (zmuszanie załogo samolotu do lądowania w czasie konfliktu rosyjsko-gruzińskiego i słynna nocna wycieczka samochodowa)? Takich pytań jest wiele więcej. Warto zmusić polityków PiS by i na nie szukali odpowiedzi.