Dlaczego oni tak jęczą.

przez | 4 czerwca 2014

Przepraszam, tytuł jest może nieco wulgarny, ale jakoś nie przyszło mi do głowy lepsze określenie.

Oglądałem w sobotę wyniki plebiscytu „Ludzie Wolności” na TVN. Lubię popatrzeć, jak my NARÓD celebrujemy rocznice i ważne wydarzenia. Była więc wielka gala, garnitury, suknie (oraz koszulka J.Owsiaka, ale on ma na to u mnie zezwolenie J) i podniosła generalnie atmosfera. Jak zwykle przy takich okazjach, przedstawiciele świata kultury okraszali galę swoimi wykonaniami przy użyciu głosów lub instrumentów.

Słuchanie tych „wykonań” przychodzi mi z coraz większym trudem, ale postanowiłem ze nie będę się skarżył, bo to w końcu kultura przez duże K, a ja jej zapewne nie rozumiem.

Dzisiaj (tzn. wczoraj) coś we mnie jednak pękło J. Przyznanie Nagrody Solidarności przywódcy Tatarów krymskich okrasił dwoma utworami Leszek Możdżer, który wystąpił w roli przedstawiciela polskiej kultury (tej przez K). Tak się składa, że nie gustuje może w jego muzyce, ale nie zaszkodzi posłuchać bo może zmienię zdanie. Pierwszy utwór to była jedna wielka wariacja lub szereg po sobie następujących. Nie wiem. Odniosłem wrażenie, ze muzyk stroił fortepian. Drugi utwór już bardziej nadawał się do słuchania. Oczywiście na zakończenia były oklaski, bo tak wypadało.

Nie oczekują na podniosłych imprezach prostych skocznych melodyjek. Doprawdy nie rozumiem jednak tej maniery utrudniania odbioru wg zasady im trudniejsze,  bardziej melancholijne i bez żadnej melodii wykonanie, tym z wyższej półki jest sztuka. Jakieś dziwne „uartystycznianie”.

W sobotę (na opisywanej na wstępie gali) kilka sław polskiej piosenki wykonało parę znanych od lat piosenek, ballad, … generalnie przebojów. Wg nowej mody i aranżacji, wszystko to zostało wyśpiewane w tempie mniej więcej dwa razy wolniejszym od oryginałów. Teraz się nie śpiewa. Teraz się jęczy, beczy i melancholizuje. Tak więc kilku wykonawców nie tyle zaśpiewało, co postanowiło zaprezentować swoje walory głosowe jak na egzaminie w szkole muzycznej. Wykonany został m.in.  jeden z przebojów Republiki, wg nowej – modnej – aranżacji. Całe szczęście, że Grzegorz Ciechowski miał więcej iskry w jego wykonaniu, bo w wykonaniu sobotnim utwór nie miał prawa by się stać przebojem przed laty.

Podobnie z motywem przewodnim z filmu Prawo I Pięść (Nim wstanie świt). Nie wiem o co chodziło artyście w sobotę i co tak naprawdę zagrał. Całe szczęście, ze motyw przewodni zabrzmiał w utworze przez kilkanaście sekund (oczywiście w zwolnionym tempie), bo już się zacząłem zastanawiać czy aby nie doszło do pomyłki w zapowiedzi. Mogą żałować ci, którzy nie znają wykonania Edmunda Fettinga (chyba na to też liczył sobotni artysta). Coś fantastycznego i chyba nie do pobicia.

Jeżeli to jakaś forma mody w świecie artystycznym, to pozostaje mi wierzyć, że krótkotrwała. Ale to już nie są piosenki czy ballady, ale jakieś nużące ujęczanki i smutki trudne w odbiorze. Panie i panowie artyści pozują na wyjątkowych i uduchowionych (wg najnowszej mody), a szacowni  i dystyngowani widzowie udają że są zachwyceni i że takiej strawy artystyczno-duchowej oczekiwali. Miałem w sobotę wrażenie, ze udają obydwie strony.

No ale ja się może na kulturze nie znam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.