Za nami czwarta już rocznica smoleńskiej katastrofy. Drażnią mnie i śmieszą dziennikarze, którzy chętnie w tą rocznicę akcentują spory o przyczyny wypadku, a z drugiej kończą swój komentarz chyba niezbyt szczerym refleksyjnym komentarzem w stylu: znowu brak było jedności i poszczególne środowiska oraz rodziny obchodziły rocznicę osobno. Dla mnie to fałsz.
Zarówno prezydent jak i premier, którzy mają jak najbardziej prawo reprezentować tego dnia polskie państwo, nie zabraniają o ile wiem udziału innym środowiskom w obchodach. To raczej Jarosław Kaczyński ma problem z akceptacją obecnych władz państwowych i przypisywaniem im winy za wypadek (czy też zamach, jak chce środowisko prawicowe).
Tak naprawdę jednak w osobnym obchodzeniu rocznicy smoleńskiej nie ma niczego zdrożnego. Ludzie mają prawo się nie lubieć i o coś obwiniać. Jestem przeciwnikiem demonstrowania jedności na siłę. Warto więc docenić, że pomimo niskiego poziomu kultury naszego życia politycznego i zaciętości smoleńskiego sporu, politycy PO i PiS tak ustalają program obchodów by sobie wzajemnie nie przeszkadzać. Nie ma rywalizacji (lub jest skutecznie ukrywana) o to komu i o której należy się pierwszeństwo na takim czy innych cmentarzu, płycie pamiątkowej czy krypcie. Zresztą pierwszeństwo moim zdaniem zawsze mają i powinny mieć władze państwowe.
Rocznica smoleńska jest więc dniem przybierania na sile narodowego sporu o przyczyny wypadku, ale i ogromnej (obym nie zapeszył) kultury wzajemnego unikania się. Warto to doceniać. Nie ma więc gorszących kłótni na cmentarzach o to kto pierwszy może złożyć wieniec, ani pokrzykiwać wrogich tłumów. To zresztą ciekawe, że tego dnia politycy PiS nie akceptują krzyków i buczenia jak w przypadku rocznic powstania warszawskiego. Pozostaje tylko znaleźć odpowiedź na pytanie czy J.Kaczyński tak wysoko ceni sobie pamięć brata, czy tak nisko pamięć powstania warszawskiego.
Fałszywy żal dziennikarzy o odrębne obchody dotyczy również tzw. rodzin smoleńskich. Tu też nie widzę niczego złego w tym, że rocznica jest obchodzona osobno. Część rodzin „prawicowych” tak chętnie obnosi się z niepoważnymi zarzutami i ostrymi ocenami, że ja również nie miałbym ochoty w ich towarzystwie stać na cmentarzu.