Zapał do kształtowania naszego życia w imię takich czy innych „słusznych” zasad nie jest obcy i liberalnej stronie naszych narodowych dyskusji o uszczęśliwianiu społeczeństwa. W poniedziałek 17 marca w Gazecie Wyborczej ukazał się artykuł „Ojciec musi wybierać – praca albo dziecko. Boi się szefa”. Artykuł uznano chyba za ważny w kreowaniu publicznej debaty o obyczajowych i demograficznych zmianach oraz budowaniu naszej świadomości, bo w niedzielę pojawił się na czołowej stronie strony www.gazeta.pl. Postrzegam siebie jako osobę dość liberalną, ale nie ma we mnie pierwiastka rewolucyjnego, ani ochoty do wywarzania drzwi. Wydaje mi się, że autorka tekstu nieco przesadziła.
„Miała być rewolucja: mężczyźni przejmą część obowiązków domowych, poprawi się sytuacja kobiet na rynku pracy, zacznie się rodzić więcej dzieci. Polska zostanie drugą Szwecją. Jak wyszło?” pyta autorka, przystępując do analizy skutków zmian w urlopach rodzicielskich.
W ostatnich latach zaszły w Polsce istotne zmiany w zakresie urlopów macierzyńskich oraz otwarto pole do angażowanie się mężczyzn w wychowanie małego dziecka. Od dwóch lata ojcowie mogą wziąć urlop dwutygodniowy oraz uzyskali możliwość podjęcia urlopy rodzicielskiego. W tym drugim przypadku ustawa jest bardzo elastyczna i pozwala przejąć przez ojca urlop macierzyński, jego cześć lub wymieniać się z matką. Ustawa nikomu nic nie narzuca. Decyzja należy do rodziców. Moim zdaniem dobrze się stało, że pomimo apeli by ustawa narzucała przynajmniej częściowe podjęcie urlopu rodzicielskiego przez ojca dziecka, rząd się na taki przymus nie zdecydował. Dokładnie o to jednak autorka tekstu ma pretensje. Szkoda tylko, że dla uzasadnienia swoich poglądów autorka co nieco manipuluje faktami, nie liczy się z opinią rodziców oraz udaje iż nie wie co jest przyczyną niskiej dzietności w Polsce.
Podstawowym nieporozumieniem autorki tekstu w G.Wyborczej jest sugerowanie że ustawowe zmuszenie ojców od urlopu rodzicielskiego przekłada się na wzrost liczby dzieci. Przykładem ma być Szwecja, gdzie taki przymus wprowadzono. Warto było jednak podać, że w tym samu czasie Szwecja stawała się państwem zasobnym. Opiekuńczość państwa, niskie bezrobocie itp. spowodowały, że wzrosło bezpieczeństwo ekonomiczne rodzin. To też jedne z czołowych czynników deklarowanych w sondażach pytających Polaków o determinanty liczby powoływanych na świat dzieci. Mówiąc inaczej, zmuszenie mnie ustawowo do spędzenia z dzieckiem kilku miesięcy w nadziei że spoi to mój związek i zachęci do powołania kolejnego potomka jest dość płonne.
Razi mnie u autorki chęć bezpardonowego ustawowego ingerowania w małżeństwo i wiara w skuteczność takiego działania oraz uniemożliwienie podjęcia innej decyzji. Celem ustawy miałaby być też poprawa sytuacji kobiet na rynku pracy, czyli by mogły jak najszybciej na rynek wrócić i zmniejszyć dystans do mężczyzn. Jednak jednym prawem autorka odbiera inne: prawo małżeństwa do swobodnego decydowania o tym kto urlop macierzyński i w jakich proporcjach weźmie. Dlaczego mamy z góry zakładać, że mąż to drań który narzuca żonie własne zdanie?
Wymuszanie urlopu na ojcu, to również ingerencja w życie ekonomiczne rodziców. Rodzice dziecka powinni mieć pozostawione prawo do decydowania o tym, ponieważ różne są ich wynagrodzenia i sytuacja w pracy. Warto też pamiętać, że ustalenie przymusowego urlopu dla obydwojga rodziców, może powodować ryzyko utraty pracy lub jej dostania jednocześnie dla obydwojga. O ile część pracodawców boi się zatrudniać młode kobiety, to doszłaby taka obawa przy okazji zatrudniania młodych żonatych mężczyzn. Wobec tego lepiej gdy małżeństwo samo określi swoje ryzyka i podejmie odpowiednie decyzje, niż ma to robić państwo.
Sugerowanie, że przebywanie przymusowe z dzieckiem zbliży ojca do dziecka i zachęci do posiadania kolejnego jest pisane takim tonem jakby ojciec z dzieckiem miał nigdy nie mieć kontaktu i jedyną szansą był urlop rodzicielski. Dziecko przebywa z rodzicami od kilkunastu do dwudziestu kilku lat. W tym okresie ojciec ma dość czasu by zbudować relacje z dzieckiem. A to czy mu się to uda jest kwestią jego chęci, a nie przymusu ustawowego. Tak samo brak nakazu wzięcia urlopu rodzicielskiego nie eliminuje ojca z pierwszych miesięcy życia dziecka. To do niego należy decyzja czy po przyjściu z pracy i w weekendy chce się zajmować dzieckiem.
Już zupełną manipulacją jest sugerowanie, że zmuszenie mężczyzn do przejęcia części urlopu rodzicielskiego to sposób na kreowanie partnerstwa, a partnerstwo to ….decyzja o kolejnym dziecku. Zostało to okraszone cytatem (śmiem przypuszczać, że wyrwanym z kontekstu): „z badań statystycznych wynika, że czym bardziej partnerska rodzina, tym większa szansa na drugie dziecko – mówi prof. Irena Kotowska z Instytutu Statystyki i Demografii Szkoły Głównej Handlowej”. I tak oto mamy receptę na poprawę życia kobiet i sytuacji demograficznej kraju. Wychodzi na to, że ustawowymi działaniami przyczyniamy się do powiększania liczby udanych małżeństw i wszelakich innych związków. Szok. Partnerstwo jest raczej rzeczą wtórną w związku. Tylko w przypadku gdy dwoje ludzi chce być ze sobą, ma szansę rozwinąć się partnerstwo lub po prostu już tam jest od początku związku w takiej czy innej formie.
Przyznam, że kiedy czytam takie teksty jak omawiany, to zaczynam się bać czy aby wizje z filmów science fiction o wszechobecnym w życiu ludzi państwie, są takie nierealistyczne. Ciekaw jestem kiedy pojawi się propozycja by ojciec karmił dziecko na urlopie rodzicielskim sztuczną piersią zawieszoną na szelkach.