Nie odpowiada mi zachowanie Rosjan w sprawie Ukrainy i mam nadzieję, że tzw. zachodni świat przytrze im nosa, by zniechęcić na przyszłość do tego typu demonstracji. Niemniej jednak zastanawiam się, czy aby polscy politycy nie powinni mieć moralnego kaca w związku z polityczną zawieruchą jaka wybuchła w Europie.
Od samego początku protestów na Ukrainie moralnie i politycznie wspieraliśmy przeciwników Janukowycza, dla których odrzucenie traktatu akcesyjnego z UE stało się bodźcem do rozpoczęcia protestów przeciwko władzy. Wsparliśmy protestujących, ponieważ tak naprawdę w przypadku ich porażki nic nie traciliśmy. Wydawało się, ze rozgrywka może mieć tylko dwa możliwe rezultaty. Przeciągnięcie Ukrainy na stronę UE, a co za tym idzie: wyciągnięcie z orbity wpływów Rosji. Lub pozostawienie jej w dotychczasowym politycznym i gospodarczym dryfie.
Wzięliśmy się więc za „robienie” wielkiej polityki, robiąc przy tym kilka błędów, które odbiły się rykoszetem na Ukraińcach. Formalnie zdaliśmy się na żywioł jaki panował na Majdanie. Wprawdzie nie zachęcaliśmy bezpośrednio do rewolty i obalenia władzy, ale deklaracjami poparcia i wolnościowymi hasłami dolewaliśmy benzyny do ognia na Majdanie. Nikt nie zamierzał przypominać Ukraińcom zgromadzonym na Majdanie, że trzeba szanować werdykt wyborów. Nikt nie zamierzał upominać Ukraińców, że rzucanie tzw. koktajlami w milicjantów, kiedy ci nie dążą do bezpośredniego starcia jest praktycznie czynem kryminalnym. Żaden również z polskich polityków nie miał publicznie odwagi przypomnieć Ukraińcom na Majdanie i polskiej opinii publicznej, że Majdan nie jest reprezentatywny dla wszystkich mieszkańców Ukrainy. Szczególnie politycy prawicowi zdawali się nie przejmować niczym. Majdan był dla nich okazją do robienia wielkiej polityki i zagrania na nosie Rosjanom.
Po tragicznej śmierci niemal stu protestujących na Majdanie historia dokonała zwrotu, bo nagle na horyzoncie pojawiła się dziejowa okazja. Janukowycz oddał władzę i uciekł. Ukraina zdawała się być w sferze wpływów UE. Radość trwała krótko, bo do zajęcia przez Rosjan Krymu. Opanowanie Krymu przez Rosjan rozpoczęło pasmo upokorzeń dla Ukrainy, ale i ujawnienie przykrej prawdy, której polskie media i politycy chcieli oszczędzić Polakom. Zobaczyliśmy słabą Ukrainę, której armia od razu przyjęła postawę pasywną w walce o Krym. Dowiedzieliśmy się, że wielu obywateli Ukrainy nie utożsamia się ze swoim państwem lub ma do niego stosunek obojętny. Wygląda na to, że Rosjanie mają lepsze rozeznanie w społecznych nastrojach i podziałach na Ukrainie nić polscy politycy. Jak się okazało, Majdan był reprezentantem całego narodu ale tylko w przekonaniu samych protestujących i polskich polityków. Ukraińcom pozostało teraz znosić pokornie serwowane jedno za drugim przez przedstawicieli władz Rosji upokorzenia i prosić Zachód o wsparcie polityczne i gospodarcze.
A gdzie te nasze błędy o których wspomniałem? Proszę bardzo, podaję je poniżej.
Nie miało i nie ma żadnego sensu wciąganie na siłę do UE krajów, w których brak trwałej politycznej i społecznej większości zainteresowanej integracją z UE. Żadne chwilowe rewolucyjne uniesienie nie zapewni poparcia na wiele lat. Historia polityczna i gospodarcza Ukrainy ostatniego dwudziestolecia wskazuje, że w tym kraju brak poparcia dla dynamiczniej prowadzonych reform społeczno-ekonomicznych, na których ktoś mógłby stracić.
Polscy politycy zaryzykowali wsparcie dla procesów podważających demokratyczny wybór sprzed lat. Może nam się to nie podobać, ale Janukowycz został wybrany w demokratycznych wyborach i bynajmniej nie zrządzeniem losu. Ponadto polscy politycy łudzą się, że seria kolejnych wyborów na Ukrainie spowoduje wyłonienie jakiejś politycznej większości zdeterminowanej by wejść do UE. A to już naiwność, która nie powinna cechować polityków. Ci powinni stać twardo na ziemi.
Wspieraliśmy na Ukrainie procesy skutkujące poważnymi geopolitycznymi i gospodarczymi zmianami dla tego kraju, nie mając przy tym możliwości dania jakiegokolwiek wsparcia militarnego, gospodarczego czy politycznego. Nasz kraj jest za mały by być przeciwwagą polityczną dla Rosji i wesprzeć na niezbędnym poziomie gospodarkę Ukrainy. Możemy dać tylko wsparcie moralne i apelować do partnerów z UE i NATO o pomoc. W sukurs przyszła nam w pewnym sensie sama Rosja. Prezydent Putin wybrał na tyle ostry i demonstracyjny wariant ingerencji w wewnętrzne sprawy Ukrainy, że wywołał tym dość ostra reakcję zachodniej opinii publicznej.
Nasi politycy zdają się nie rozumieć partnerów z UE i NATO. Musimy zaakceptować, że UE jest ciałem kolegialnym i zbiorem wielu państw o zróżnicowanych celach i odrębnych politykach zagranicznych. Niestety dla niektórych z tych państw kryzys na Krymie jest tak samo odległy jak dla nas francuska interwencja w jednym z państw afrykańskich. Brak zainteresowania UE w wciągnięciu za wszelką cenę Ukrainy w strefę wpływów UE, jest pewnie efektem konformizmu i unikania konfliktu z Rosją, ale i świadomością że do UE powinny wejść kraje z silnym społecznym poparciem i gotowe do przeprowadzenia uprzednio niezbędnych reform. Tej drugiej przyczyny polscy politycy również nie docenili.