Edward Snowden jakoś mi nie imponuje i nie potrafię podzielić zachwytu nad nim i nad tym co zrobił (mam na myśli ujawnienie informacji o inwigilowaniu obywateli). Ale zapewne nie jest mu to potrzebne, bo sam jest z siebie zadowolony. W ramach tzw. alternatywnego orędzia, ogłosił ze osiągnął to co chciał, a nawet podzielił się z nami niemal mesjanistycznym przesłaniem w postaci groźby:
Urodzone dzisiaj dziecko nie będzie wiedziało, czym w ogóle jest prywatność. Nigdy nie dowie się, co to znaczy mieć swój prywatny czas, własne myśli, które nie są rejestrowane ani analizowane.
Tak naprawdę Snowden niczym mnie nie zaskoczył ujawniając informacje o inwigilacji. Nie powinien też zszokować międzynarodowej społeczności. Wraz z rozwojem technik telekomunikacyjnych i wszelakich innych, które rejestrują nasze poczynania, mamy świadomość niebezpieczeństwa inwigilacji jakie te techniki niosą. Dyskusja nad ryzykiem inwigilacji trwała na długo przed informacjami Snowden’a i zapewne trwać będzie wiecznie. Sam Snowden tak naprawdę nic do niej wniósł. Tak samo dyskutowaliśmy i dyskutować będziemy jak daleko nadzór i uprawnienia tajnych służb mogą sięgać.
Spór o inwigilację powinien skupiać się na wadach i zaletach, oraz bilansie ryzyk. Straszenie orwellowskim światem, co robi Snowdem, to gruba przesada i tak naprawdę próba szukania uzasadnienia swojego czynu.
Zacznijmy od tego, że z prywatności rezygnujemy od dawna i powszechnie. Chodzimy do pracy, gdzie pracodawca ma prawo wiedzieć co robimy w ciągu dnia. Prezentujemy na prawo i lewo swoje poglądy. Mamy konta na facebooku czy Naszej Klasie. Sąsiedzi mogą nas podglądać przez okno. Sprzedawca w księgarni widzi jakie książki bierzemy z półki. Że już nie wspomnę, iż kupując taką czy inną gazetę w kiosku, ujawniamy swoje poglądy. Po śmierci mojego ojca, przy okazji załatwiania „lokalizacji” na cmentarzu, okazało się ze lokalna parafia odnotowywała od lat, iż nie wpuszczamy kolędy. Na dodatek, kto chce może mi robić głupie fotki bez mojej wiedzy i umieszczać w internecie. Problemem jest nie tyle kontrola mojej osoby przez otoczenie, ale to co to otocznie (ludzie, instytucje) z informacją o mnie robi. Jak na razie problemem Polaków jest nie inwigilacja służb, ale wykorzystywanie informacji o nas i ingerowanie w nasze życie przez instytucje komercyjne.
Wbrew temu co twierdzi Snowdem, to nie ktoś nas pozbawia prywatności, co my sami chętnie to robimy i na ogół w pełni świadomie. Bzdurne jest również prorokowanie „Nigdy nie dowie się (chodzi o nowonarodzone dziecko), co to znaczy mieć swój prywatny czas, własne myśli”. Jak ktoś chce się od świata odłączyć, to nie ma problemu. Możemy iść do parku lub zostać w domu z książką i wyłączyć TV, komputer czy telefon oraz zasłonić okna. Tylko, że mało kto to robi.
Mnie nie przeszkadza iż jakiś program skanuje moje poczynania w internecie w celu sprawdzenia, czy nie planuję czegoś niebezpiecznego. Mniej więcej na tej zasadzie wyłapuje się siatki pedofilów czy zamachowców. Mamy z tego zrezygnować? Tak naprawdę nikt nie czyta milionów emalii czy smsów amerykanów co zdawał się sugerować Snowden, bo to tego trzeba by tysięcy ludzi.
To jest problem granicy, kogo można inwigilować (jak definiować osobę podejrzaną) i jak zabezpieczyć przed wykorzystaniem takich informacji m.in. do szantażu osób niewinnych. To też kwestia odpowiedzi na pytanie, czemu inwigilacja i kontrola naszych poczynań ma służyć. Jeżeli wyłapywaniu zagrożeń społecznych, to mi to nie przeszkadza.
Cały ten spór o Snowdena i jego „rewelacje” przypomina mi dyskusję w Polsce o miejskim monitoringu. Od niedawna jest moda na straszenie nas, ingerowaniem w naszą prywatność i ewentualne zagrożenia. Z tym że tak jak w przypadku Snowdena, popełnia się ten sam błąd. Na równi z korzyściami ulicznego monitoringu (wypadki samochodowe, rozboje itd.), zestawia się potencjalne wykorzystanie przez kontrolera w celu szantażu, filmu na którym zostałem złapany np. z kochanką. Tylko tak naprawdę ile jest takich przypadków?
Snowden postawił też mimowolnie inne pytanie. Wg jakich zasad on oraz media i osoby które go reprezentują, podają do wiadomości publicznej informacje pozyskane przez Snowden’a. Niedawno oglądałem wywiad w BBC z jednym z takich ludzi. Facet był tak przekonany, że jest reprezentantem słusznej sprawy iż przygotowany był na podziw i zachwyt dziennikarza oraz na pytanie o dobrym Snowdenie i orwellowskim świecie. Tymczasem dziennikarz chciał się też dowiedzieć o zasadach przechowywania informacji i kryteriach wg jakich ujawniane są informacje zdobyte przez Snowdena. To mocno rozsierdziło przepytywanego, który pytaniami poczuł się wręcz urażony. Zwracam na to uwagę, ponieważ Snowden nie jest pierwszym zbawicielem świata w zakresie ujawniania tajnych informacji. Pytania były zasadne, ponieważ Snowden zdążył już zadeklarować użycie posiadanych informacji do zdobycia azylu w Brazylii. To mocno podważa wiarygodność Snowdena. Zresztą i tak sytuacja jest zabawna, czy raczej dla Snowdena niezręczna. Snowden ostrzega nas przed inwigilacją, tajnymi służbami i orwellowskim światem ….korzystając z azylu w Rosji, która jakoś tak na wzorzec cnót i praworządności chyba się nie nadaje.