Za sprawą prezentowania wyników sondażu wróciła na chwilę dyskusja o biciu jako formie wychowania. Mimo spadku poparcia dla tzw. „klapsa” jako formy wychowania,
„klaps” okazuje się wciąż, może nie „popularny”, ale na pewno szeroko akceptowany. Czy to narodowe nieszczęście jak chcą co bardziej skrajni obrońcy dzieci i przeciwnicy przemocy fizycznej w jakiejkolwiek postaci? Przypomniano przy okazji, że w naszym prawie jest zakaz bicia dzieci. Rzecznik praw dziecka stwierdził: „przemoc wobec dziecka to jeden z najtrudniejszych problemów także w społeczeństwie polskim”. Zapachniało narodową i rodzinną grozą.
Proponuje nabrać trochę dystansu i wziąć głęboki oddech.
Przede wszystkim należy oddzielić dwie rzeczy. Proponuje zrobić na wstępie wyraźne rozgraniczenie. Klaps a pobicie dwa różne zjawiska. Zwracam na to uwagę, ponieważ przeciwnicy przemocy na słowo „klaps”, podają przykłady ciężko i systematycznie bitych dzieci, no i starą „prawdę” że klaps to dopiero początek. Tak nigdy się nie dogadamy i nie zrozumiemy. Na ciężkie pobicia są paragrafy, policja i obserwacja dzieci przez pracowników przedszkoli i szkół. Niestety takie tragedie na ogół rozgrywają się za zamkniętymi drzwiami domów. Bywa, że sąsiedzi faktycznie nie wiedzą co się dzieje za ścianą. Ponadto jeżeli już policja zabierze dzieci z patologicznej rodziny, to zaraz media występują w obronie tejże rodziny i pojawia się psycholog-obrońca (bywa że ten sam który jest przeciwnikiem bicia) i stwierdza, że lepiej by dzieci pozostały z rodzicami niż trafiały do izby dziecka itd. I bądź tu człowieku mądry. Natomiast klaps to, w potężnym uroszczeniu, lekkie (lub niekoniecznie) uderzenie dziecka w tzw. pupę (pociągnięcie za rękę itp.) kiedy dziecko kompletnie nie reaguje na polecenia i uwagi rodziców.
Jeżeli mówimy o obronie dzieci przed biciem i agresją rodziców, to działania powinny iść w stronę skupienia na tym problemie uwagi policji, szkoły i nas, czyli sąsiadów. Obrońcy dzieci posuwają się jednak dalej i coraz chętniej wskazują na zakaz jakiegokolwiek bicia w niektórych krajach, gdzie dziecko lub osoba postronna może donieść na takich rodziców na policję. Padają teorie, że metody wychowawcze to nie prywatna sprawa rodziców. No hola, hola.
Ponadto rodziny gdzie bicie (i to ciężkie) jest na porządku dziennym, to na ogół różnego typu rodziny dysfunkcjonalne. Klaps natomiast bywa stosowany w tzw. normalnych rodzinach.
Zacznijmy od tego, że bicie przy lada okazji czy systematyczne, to raczej margines w naszym społeczeństwie. Zgodzę się natomiast, że tzw. klaps jest dość często stosowany, ale tylko w skrajnych przypadkach i incydentalnie i w dość krótkim okresie życia.
Nie ma wątpliwości, że klaps jest przez dziecko odbierany jako porażka i upokorzenie. To żadne odkrycie. Na ogół dziecko ma go wymierzony, kiedy nie ma racji bo na przykład nie chce się ciepło ubrać, chce jeść słodycze zamiast kanapki, źle odnosi się do rodziców, nie chce sprzątać , uczyć się (i przez dłuższy czas nie reaguje na tłumaczenia i ostrzeżenia) itd. itd. Mam więc dziecku godzinę lub dwie tłumaczyć lub prosić by się ubrało?? Nie ma co ukrywać, ze po serii prób tłumaczenia, klaps ma tą zaletę że na ogół odnosi natychmiastowy skutek. Wszelkie próby typu, „bo tatusiowi jest przykro..” przeciągane, są porażką i jednym z przejawów tzw. bezstresowego wychowania. Klaps na ogół jest sygnałem dla dziecka, że istnieje pewna bariera której nie powinno przekraczać. Czy upokarza? Owszem, ale nie przesadzajmy. Na ogół dziecko które2-3 razy w roku dostanie klapsa ma okazywaną troskę i miłość przez cały rok. Kilka klapsów w tym morzu rodzicielskiego ciepła to przysłowiowa kropla.
Oceńmy też incydentalnego klapsa w przeciętnej polskiej rodzinie na tle innych dziecięcych upokorzeń. Dzieci na ogół mają całą masę potrzeb których z różnych względów dostać nie mogą. Wbrew pozorom, bywa to przyczyną niemałych i długotrwałych stresów. Dziecko jak tylko wejdzie w świat rówieśników (dzieci znajomych, przedszkole, szkoła..) doświadcza niemal natychmiast zbliżonych upokorzeń natury fizycznej i psychicznej. Co ciekawe, przemoc mamy chyba we krwi. Nawet dzieci wychowywane bezstresowo (tu w uproszczeniu bez klapsów itp.) szybko zauważają, że przemoc jest dobra bo jest skuteczna. Można uderzyć rodzica, wyrwać zabawkę innemu dziecku lub je odepchnąć. Nie przesadzałbym więc z tym makabrycznym skutkiem klapsa na psychikę dziecka.
Nie lekceważę psychiki dziecka i jego świata, ale stawianie znaku równości miedzy tzw. „fochem” dziecka a racjonalnym myśleniem dorosłego człowieka, to przesada. Jeżeli dziecko robi dziką awanturę w sklepie o lizaka czy zabawkę, to co robić? Przedłużające się prośby i tłumaczenia w stylu „robisz mi przykrość” tylko dziecko rozzuchwalają, bo pokazują bezsilność.
Nie możemy oczekiwać od rodziców by przechodzili kurs psychologii. Rodzicami stajemy się spontanicznie i bez przygotowania. Ponadto rodzice, mimo że to dorośli, są tylko ludźmi i mają swoją wytrzymałość.
Front anty-klapsowy zahacza o tzw. wychowanie bezstresowe, gdzie klapsy i zakazy są zabronione. Miałem i mam okazje patrzeć na takie wychowywane bezstresowo dzieci i zauważyłem, ze wśród nich jest większy odsetek (w porównaniu z rodzinami, gdzie rodzic krzyknie lub da klapsa) nastawionych bardzo roszczeniowo wobec otoczenia, oczekujących absolutnej akceptacji u dorosłych i innych dzieci. Wbrew pozorom takie dzieci miewają problemy z akceptacją ograniczeń wynikających z funkcjonowania wśród ludzi i bywa że próbują dopasować otocznie do swoich potrzeb poprzez wymuszanie i nieliczenie się z emocjami innych rówieśników.
Nie zachęcam do dawania klapsów, ale rozumiem skąd się biorą. Jestem za popularyzacją wszelkich „łagodnych” form wychowania. Dla mnie klaps nie jest jakimś narodowym problemem pierwszej wagi. Jeżeli już chcemy walczyć z przemocą, to proponuję przyjrzeć się szkole, zachowaniu dzieci na podwórkach itd. Większość dzieci tam pobiera lekcje przemocy i upokorzenia własnego i innych. A czy klasy będą wymierzać własnym dzieciom bo doświadczały tego w domu? To wygodna dla psychologów teoria, choć pewnie w pewnym stopniu prawdziwa. W agresją, przemocą i upokorzeniem spotykamy się w dominującej większości poza domem i te doświadczenia mają na nas grubo większy wpływ.