W pierwszej chwili trudno mi było uwierzyć, że ktoś z pozycją arcybiskupa może wypowiedzieć „refleksje” o pedofilii jak niżej przytoczone:
„Wiele tych molestowań udałoby się uniknąć, gdyby te relacje między rodzicami były zdrowe. ……. dziecko szuka miłości. Ono lgnie, ono szuka. I zagubi się samo i jeszcze tego drugiego człowieka wciąga”, „Wielu molestowań udałoby się uniknąć, gdyby relacje między rodzicami były zdrowe”. Itd.
Słowa zostały wypowiedziane przez abp. Michalika podczas wywiadu o pedofilii dla dziennikarzy. To musiało rozpętać burzę, bo zabrzmiało jak prowokacja wobec mediów i było ewidentnym relatywizowaniem pedofilii. Abp. Michalik szybko wystosował sprostowanie, ale zabrzmiało ono jak zestaw sklecanych na szybko myśli niekoniecznie związanych z kontrowersyjnym wywiadem. Warto oczywiście zaznaczyć, że słowo „przepraszam” padło i to bezwarunkowo. Abp tłumaczył, że może niezbyt poprawnie się wypowiedział, przez co można było jego słowa faktycznie źle interpretować. Otóż moim zdaniem, to nie tak. Pierwotna wypowiedź, która tak zbulwersowała media, była pełnym ciągiem logicznym i nie miałem wrażenia by coś się tam pojawiło przypadkowo. Po prostu abp powiedział to co chciał i tyle. To była myśl charakterystyczna dla obecnej postawy Kościoła: próba przeniesienia uwagi na inne przyczyny pedofilii i relatywizacja. W tej wypowiedzi były to przyczyny leżące poza zasięgiem Kościoła, a będące rezultatem przemian społecznych i światopoglądowych. Rozczarowuje mnie tłumaczenie abp, ponieważ to nie przypadkowy ksiądz, który przypadkowo wybrał swoją drogę życia, ale dorosła osoba z grona najwyższych hierarchów w Polsce. Człowiek który doszedł w Kościele do swojej funkcji poprzez selekcję kandydatów.
Niefortunna (i to mocno!) wypowiedź abp ma i swoją dobrą stronę. Chodzi o błyskawiczną reakcję i bezwarunkowe przeprosiny. Coś jednak Kościół zaczął dostrzegać i rozumieć z presji jaką wywierają od niedawna media. Do mediów można mieć żal że miesza się w nich troska o poszkodowanych i domaganie się kary dla sprawców (duchowni pedofile), z komercyjnym eksploatowaniem tematu. Nie ma co jednak ukrywać, że to chyba mediom będziemy mogli przypisać największe zasługi za wymuszenie na Kościele polskim jednoznacznej reakcji ws pedofilii wśród duchownych teraz i przede wszystkim na przyszłość.
To nie media są tu problemem a reakcja Kościoła w Polsce. Żadna grupa ludzi nie chce się przyznać do błędów i grzechów. Żadna grupa ludzi nie chce by grzechy członków z tej grupy rzutowały na działania i dokonania reszty oraz całej instytucji jaką tworzą. Stąd wołanie Kościoła o nałożenie właściwej miary. Tylko, że w takim przypadku chyba nigdy nie moglibyśmy mówić o pedofilii wśród duchownych i ich ukaraniu, skoro wpierw należałoby to poprzedzić wyliczeniem zasług i codziennej mozolnej pracy Kościoła. Temat narastał od dłuższego czasu. Zaczęło się od zagranicznych doniesień i pierwszych krajowych przypadków. Zamiast przyjąć i publicznie ogłosić jednoznaczną postawę nietolerancji dla pedofilii, Kościół w Polsce serwował nam komunikaty o braku akceptacji dla pedofilii jednocześnie z tolerancją dla grzechów niektórych duchownych, opóźnionymi reakcjami i formami buntu w wypowiedziach nawet najwyższych dostojników Kościoła. Tu nie chodzi o danie satysfakcji mediom. Tu chodziło i nadal chodzi o powiedzenie „dość” tak głośno, by dotarło to do całego grona duchownych. Przypadki z innych krajów oraz z Polski wskazywały, że władze kościelne w poszczególnych krajach musiały mieć wiedzę o takich przypadkach, ale okazywało się że grzesznym duchownym niejednokrotnie udawało się ujść karze. Bo za każdym razem pewnie wierzono, że to się więcej nie powtórzy.
Kościół nie może tego sprowadzać tylko do nagonki na siebie. Na świecie i u nas od niedawna można głośno mówić o przykrych doświadczeniach i upokorzeniach ze sfery intymnej zadanych przez duchownych. Być może grzechy pedofilii popełniane przez duchownych są ciekawsze dla mediów, zgadzam się. Tylko że spektakl z pedofilią w mediach trwa tak długo, bo paliwem są sami duchowni. Wystarczyło po prostu przeciąć dyskusję i pokazać sprawność działania. Tymczasem media są pełne niejednoznacznych opinii duchownych, którzy są urażeni medialną nagonką. Dzisiaj był abp Michalik, a wcześniej ksiądz Lipko, którzy niepoważnie przekomarzał się z dziennikarzami w ocenie faktów. Między czasie media doniosły o opinii ojca Rydzyka ws pedofilii polskich duchownych na Dominikanie. To nie są przypadkowe wypowiedzi. To jest rezultat stanu emocjonalnego jaki panuje wśród znacznej części polskich duchownych, a przynajmniej hierarchii.
Trudno się więc dziwić, że TVN24 ma materiał na show. Temat napatoczył się sam. Potem już tylko wystarczy wieczorem do studia zaprosić księdza Oko, co zrobiła dzisiaj Monika Olejnik i audycja sama się kręci. Ksiądz Oko jest pod tym względem niezawodny, bo za każdym razem zapewnia rozrywkę, robiąc za dziwoląga.
Kościół zamiast brnąć w relatywizowanie pedofilii wśród księży, miał pokazać śmiałość i ostrość działania. Walkę o moralność w temacie pedofilia wśród duchownych przegrał w kretesem z mediami.
Nie ma sensu dyskutować czy to sprawiedliwe czy nie, że media mówią o pedofilii w Kościele. Dzisiaj ten temat dotyczy Kościoła, a jutro innych środowisk. Nie ma sensu też dyskutować o braku proporcji w mediach, które skupiają się na sensacji i sprawach kontrowersyjnych. Uczciwie trzeba przyznać, ze w kilku przypadkach pedofilii lub podejrzeń o nią wśród duchownych, Kościół był nad wyraz wyrozumiały. Taka postawa mogła, i kto wie czy nie dawała, innym księżom poczucie gwarancji że nie poniosą dotkliwych kar za przestępstwo pedofilii.
Mogę przyjąć, że pedofilia wśród księży nie zdarza się częściej niż wśród reszty społeczeństwa. Tylko że proszę pamiętać, że księża na tle społeczeństwa mają się wyróżniać postawą moralną, co w części tłumaczy zainteresowanie mediów.