Zespół stresu …. itd.

przez | 27 września 2013

Ten temat gryzł mnie od dawna, ale najzwyczajniej w świecie nie miałem odwagi go podjąć, tak jak i polskie media. Ale po kolejnym artykule o problemach psychicznych polskich żołnierzy wracających z Afganistanu, odnoszę wrażenie, że chyba zaczynamy przesadzać. Chodzi o tzw. zespół stresu pourazowego. Z niedawno opublikowanych badań wynika, że prawie jedna trzecia żołnierzy powracających z misji, odczuwa psychiczne skutki wojny, ogromnego stresu i zagrożenia z jakim się tam zetknęli. Przybiera to różne formy, które ostatecznie odbijają się na zdrowiu psychicznym żołnierzy i ich rodzinach.

Gdybym miał oprzeć swoje rozumienie świata na mediach, to wygląda na to że w zasadzie to tylko żołnierze mają stresy. Inne grupy zawodowe i służby mundurowe już nie. Trafiam w ogólnopolskiej prasie na kilka takich artykułów czy informacji rocznie. I im częściej i dłużej się o tym pisze, tym odsetek cierpiących żołnierzy wrasta.

Nie chcę być niegrzeczny, ale jeśli faktycznie jedna trzecia żołnierzy ma problemy natury psychicznej i emocjonalnej po powrocie z misji wojskowej w Afganistanie, to chyba czas się zastanowić nad sensem naszego uczestnictwa w misjach wojskowych. Proszę mnie źle nie zrozumieć. Ja naprawdę szanuję wojsko i żołnierzy. I jako podatnik jestem gotów do poświęceń, by tym ludziom zapewnić jak najlepsze warunki służby w kraju i poza nim. Żyjemy jednak w czasach gdzie psychologizowanie i dyskusje o tym co się dzieje we wnętrzu każdego z nas, jest naturalne i wręcz modne.

Czuje się jednak niekomfortowo, kiedy jedna trzecia żołnierzy z misji przyznaje się do problemów mających źródło w przeżyciach jakich doświadczali  warunkach bojowych. Jeżeli tak reagują żołnierze, którzy zgłaszają się na misje na ochotnika (a przynajmniej tak się mówi), to co dopiero gdyby wysłać pozostałych. Wskaźnik doszedłby do 50%, czy wyżej? Ja nie drwię, tylko mam wrażenie że zaczynamy przesadzać.

Przepraszam, ale mówimy o żołnierzach. Lękliwy to mogę być ja i mnóstwo innych zwykłych ludzi. Jesteśmy w Afganistanie od ponad 10 lat i na razie zginęło (jeśli się nie mylę) 40 naszych żołnierzy. Piszę „na razie”, bo gdyby to była wojna z prawdziwego zdarzenia z linią frontu i dobrze uzbrojoną regularną armią, to straty byłyby wielokrotnie wyższe. Zdaję sobie sprawę, że wielu z naszych żołnierzy uczestniczy w starciach, które ja sobie mogę co najwyżej wyobrazić. Chcę jednak przypomnieć, że ci ludzi sami zaciągnęli się do wojska i zgłosili na misje.

Pojawiła się chyba jakaś moda wśród dziennikarzy na skupienie się na urazach wojennych naszych żołnierzy. Samo środowisko wojskowe też pompuje ten temat ponad miarę, nie zauważając że  granica pomiędzy szacunkiem dla żołnierzy a ośmieszeniem nie jest wcale tak odległa. Powtarzam: wiem że wielu ludzi ma problemy po tym co widzieli i czego doświadczyli w Afganistanie. Trzeba im pomóc. Ale jeżeli już jedna trzecia ma urazy po wojnie, która regularną wojną – na szczęście – jeszcze nie jest, to co będzie gdy wojna wybuchnie wojna tu i teraz. 100% żołnierzy zgłosi problemy?

By być lepiej zrozumianym, proponuję inną perspektywę. W Polsce tysiące policjantów walczą codziennie z przestępcami i narażają życie i zdrowie; muszą patrzeć na ofiary wypadków i morderstw. Lekarze stykają się codziennie z ludzkim nieszczęściem, cierpieniem i śmiercią. Że już o pracownikach hospicjów nie wspomnę…. . Przez ostatnie kilka lat, kiedy wielokrotnie trafiałem na artykuły o psychicznych konsekwencjach uczestnictwa w misji w Afganistanie, nikt się nie zatroszczył o problemy psychiczne innych grup zawodowych, w tym mundurowych. Jakoś tak temat nie jest „chodliwy” w mediach.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.