Problem Kościoła z in vitro

przez | 19 września 2013

Doprawdy nie rozumiem po co Kościół brnie w ślepy zaułek używając w walce z in vitro argumentu o częstych przypadkach upośledzenie dzieci powoływanych na świat w ten sposób. To jakiś absurdalny brak refleksji i branie każdego z brzegu argumentu w ideologicznym sporze. Mam wrażenie, że ktoś tam we władzach polskiego Kościoła nie zastanawia się na tym. W sumie mógłbym się obrócić na pięcie i powiedzieć: co mnie to obchodzi skoro do kościoła nie chodzę. Doceniam jednak rolę Kościoła w życiu społecznym i wiele z jego moralnego przekazu. Dlatego nie mogę zrozumieć po co Kościół tak banalnie traci autorytet.

Dość popularne w dyskusji o in vitro staje się używanie argumentu o znacznym odsetku dzieci upośledzonych przy tej metodzie.  Że już nie wspomnę o słynnej bruździe na czole J. Kościół i politycy konserwatywni manipulują tutaj statystykami i co gorsza, korzystają z uzasadnień rodem z systemów dyktatorskich.

Mamy zabronić stosowania metody in vitro, bo rodzą się w kilku procentach dzieci upośledzone? Skoro tak, to niech Kościół zasugeruje by rodziny o różnego typu obciążeniach genetycznych też nie płodziły dzieci. To dziwne i niezrozumiałe, że w przypadku poczęć naturalnych Kościół uważa za nieetyczną dyskusję nad kontrolą poczęć dzieci upośledzonych lub prawem do aborcji w takich przypadkach. Dla opornych w takim przypadku stosuje się argument: bo Hitler też tak robił ….  Dlaczego więc w jednym przypadku operowanie argumentem o upośledzeniu nie jest etyczne  w a drugim jest? Nie wiem. Dla mnie to rażąca niekonsekwencja.

Już wielokrotnie wyjaśniano, że to nieprawda by w wskutek metody in vitro rodziło się relatywnie dużo dzieci z upośledzeniami. To raczej kwestia poprawnego porównania z dziećmi powoływanymi na świat tzw. drogą naturalną. Kiedy do porównania weźmie się ciąże naturalne, ale kobiet starszych (w rozumieniu wieku prokreacyjnego) i/oraz po różnego typu kuracjach poprawiających płodność, to wyniki są porównywalne. Ale nawet gdyby się okazało, że w grupie dzieci z in vitro przypadków upośledzeń jest o 3 lub 5 pkt. proc. więcej , to co,  zabronimy? Moim zdaniem byłoby to nieetyczne.

Rozumiem, że Kościół ma problem natury światopoglądowej z in vitro, ale w takim razie wystarczy powiedzieć że Kościół nie akceptuje in vitro, ale i nie odrzuca rodziców którzy się na in vitro decydują. Po prostu pozostawia decyzje ich sumieniu. Oczywiście Kościół może usuwać  z grona wiernych rodziców korzystających z in vitro. Proszę bardzo. Lepsze to niż posługiwanie się argumentem, iż przy metodzie in vitro rodzi się dużo więcej dzieci z wadami. Tymczasem Kościół pozując na pryncypialny, tak naprawdę boi się takim być, by nie zrażać do siebie ludzi i nie stracić wiernych. Może warto było posłuchać księdza Lemańskiego, który zwrócił się do dziewczyny poczętej in vitro by nie odchodziła z Kościoła.

Warto przy tej okazji rozprawić się z argumentem, że państwo nie powinno finansować in vitro, bo brakuje na leczenie ludzi chorych. Konieczność korzystania z in vitro też w jakimś sensie wynika w choroby (upośledzenia) przynajmniej jednego z małżonków. Po drugie jestem zwolennikiem by ludzie lekceważący swoje zdrowie (palacze, ludzie z nadwagą itp.) czy na przykład sprawcy wypadków, chociaż symbolicznie pokrywali koszty swojego leczenia swoje i/lub ofiar wypadków.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.