Bitwa Warszawska w 1920 to cud? Jak to jest z tymi cudami?

przez | 21 sierpnia 2013

Przy okazji tzw. Cudu na Wisłą przez media przelała się fala rozważań i przekonań o boskim wpływie na bieg wydarzeń. Miałem okazję wysłuchać w Radiu Maryja niedawno rozmowy prowadzącego audycję i zaproszonego gościa, gdzie już otwarcie twierdzono, że w trakcie walk pojawiła się Matka Boska która powiodła polskich żołnierzy do zwycięstwa. Świadkami Jej pojawienia mieli być polscy i rosyjscy żołnierze. Powiedziane to było z taką pewnością i oczywistością, że czekałem aż ktoś w studiu powie, ze nawet zachowały się zdjęcia Matki Boskiej z tego przełomowego dnia. Dla uczestników rozmowy było to wszystko oczywiste. Abp. Hoser również nie pozostawiał wątpliwości kto wygrał bitwę warszawską, tzn. dzięki komu ją wygraliśmy.

To akurat jest skrajny przykład, ale w mediach o cudzie z boskim udziałem przy okazji rocznicy odparcia Rosjan w 1920 r. było mnóstwo informacji. Ten wątek gdzieś w tle ciągle się pojawia. Zarażają się też tym nawet niektórzy politycy prawicowi. W niedawnym wywiadzie w TOK FM europoseł Paweł Kowal całkiem poważnie sugerował, że cud to ważny element polskiej historii i że być może powinniśmy o tym porozmawiać. Ciekawe jak ten człowiek tłumaczy sobie polskie klęski.

Wydaje mi się, że tym razem to już jednak chyba mocno przesadzono. Wierzący znowu zaczęli się zbliżać do wyjaśniania świata boską ingerencją.  Czy HIV znowu będziemy tłumaczyć karą za grzeszne czyny. Ciekawe że cudzołożnicy i księża pedofile nie są karami jakąkolwiek chorobą.

Wyznawcy religijnej teorii zwrotu w 1920 i narodowych modlitw, które przechyliły szalę zwycięstwa, ścigając się na wzniosłość i religijną żarliwość, zapominają jak wielką krzywdę wyrządzają swojej religii czy  samej Matce Boskiej.

Nie mnie osądzać czy świat nadprzyrodzony, Bóg i Matka Boska istnieją czy nie (Jak każdy, chciałbym by gdzieś tam istniał nadprzyrodzony idealny świat oraz sprawiedliwi i wybaczający święci. Też chciałbym wierzyć, że nawet ludzkie nieszczęścia mają swój sens i są elementem wielkiego planu).  Jednak pompowanie uduchowionej atmosfery, wywołuje proporcjonalną liczbę pytań natury religijnej.  Można oczywiście wyłaniających się pytań nie dostrzegać i je w sobie tłumić auto-posądzeniami o brak wiary, ale to wariant dla osób które mentalnie uciekają w świat w którym wszystko tłumaczą sobie działaniem sił nadprzyrodzonych. Kieruje mną również obrona religii przed osobami nadgorliwymi, które zamiast pomóc, mogą ludzi od Kościoła odepchnąć. Po wysłuchaniu świadectw żarliwej wiary w cud w 1920, odniosłem wrazenie że  w niektórych kręgach dystans do tłumaczenia sobie np. kłęski suszy boską karą chyba się niebezpieznie skraca. Im większy będzie upór w podkreślaniu teorii cudów w tym czy innym przypadku,  tym więcej pytań mimowolnie ludzie będą sobie zadawać. A będą to pytania jak najbardziej natury religijnej.

Teorie cudu  w 1920 r. dzielą się na dwa główne nurty: reakcja na żarliwe modlitwy Polaków lub wsparcie niebios w obliczy czerwonej zarazy zalewającej Europę. Są oczywiście teorie łączące obydwie wskazane. Skoro wymodliliśmy pomoc Matki Boskiej w 1920, to ma to oznaczać że bez tego patrzyłaby obojętnie na naszą klęskę?  Jak to w końcu jest, czy Pan Bóg patrzy na wszystko i o wszystkim decyduje czy też nie. Czy skoro ponieśliśmy początkowo porażkę i cofaliśmy niemal na całej linii to polskie działania nie zyskały akceptacji niebios? Dlaczego raz najświętsi pomagają, a innym razem przy potwornych tragediach nie. Czy  powodem klęski powstania warszawskiego (w tym potwornych strat wśród ludności cywilnej) i przegranej w 1939 były mało żarliwe modlitwy? Przypuszczam, że przynajmniej tyle samo osób modliło się o zwycięstwo nad Niemcami w 1939 jak i o klęskę Rosjan w 1920 r. Pierwsze nie zostały wysłuchane, a drugie tak? Od razu odpowiadam katolikom by nie korzystali nadmiernie z tłumaczenia „niezbadane są wyroki….”.

Nie drwię z wierzących w cuda (bo i ja gdzieś tam wewnątrz siebie chciałbym by na świecie cuda się zdarzały). Po prostu bronię ich przed zabrnięciem w zaułek o nazwie zabobon i porzuceniem nauki oraz rezygnacji z używania mózgu. Mam wrażenie, że jeżeli to Pan Bóg nas stworzył i obdarzył mózgiem, to po to właśnie byśmy go używali i nie zawracali Mu stale głowy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.