Sześciolatek w szkole czy przedszkolu?

przez | 23 maja 2013

Spór medialny o wysyłanie dzieci o jeden rok prędzej do szkoły (sześciolatki), nie może wyjść poza wymianę argumentów na poziomie ideologicznym. W przypadku wysyłania do szkół sześciolatków, argumentami ideologicznymi posługuje się głównie strona zwolenników. Przeczytałem wiele pisanych przez nich artykułów i … nadal wiem tylko tyle że trzeba, że inni tak robią i że to forma podjęcia wyzwania cywilizacyjnego w zakresie edukacji i rozwoju dziecka. Postawa przeciwników wynika z obawy o to jak małe dziecko odnajdzie się w szkole, czy nie nazbyt szybko straci dzieciństwo. Do tego dochodzi brak pewności co do przygotowania szkół na przyjęcie sześciolatków. Szczerze mówiąc to niezupełnie rozumiem jaki jest sens tej reformy. Zwolennicy chyba też, bo poza argumentami ideologicznymi, wiele więcej powiedzieć nie potrafią.

Jeżeli dzieci szybciej mają podejmować naukę, to chyba nic nie szkodzi by wzbogacić pobyt w przedszkolu o więcej elementów edukacyjnych. Proponowałbym też dokładnie sprawdzić ile dzieci mają dni wolnych w trakcie roku szkolnego. Rekolekcje, dni wolne przy okazji świąt. W tym ostatnim przypadku mam na myśli m.in. zawieszenia nauki na 2,3 lub 4 dni robocze przed czy po świętach w zależności od ich układu i „bliskości” z weekendem. Wolne dni w okresie matur czy innych ogólnoszkolnych egzaminów. Tzw. zielona szkoła, która z nauką nie ma wiele wspólnego. No i kończenie roku szkolnego już w pierwszych dniach czerwca. Może nieco przesadzę, ale w ten sposób w tracie procesu edukacji od szkoły podstawowej do końca szkoły średniej, tracimy jeden semestr. Po co więc cały ten zgiełk z edukacją szkolną sześciolatków, wobec takiego marnotrawstwa czasu. Nie będę już wyliczał wyjść klasowych do kina, muzeów czy wyjazdów na wycieczki. Mogę przyjąć, że to integralna część procesu nauki i rozwoju dziecka.  

Skoro mamy debatować nad procesem edukacji i kształtowania umiejętności współpracy, to może warto dalej przeglądać programy szkolne. Mam okazję przyglądać się polskiej szkole jako ojciec dwójki dzieci (szkoła podstawowa i gimnazjum) i nadal mam nieodparte wrażenie, że ideolodzy od edukacji nie potrafią się wyzbyć chęci wciskania dzieciakom wiedzy pamięciowej w nadmiarze w części przedmiotów. Tu też więc są spore rezerwy czasowe.

Jeżeli miałbym podsunąć jakieś pomysły, to proponuje nieco skrócić wakacje letnie albo naukę w czerwcu traktować poważnie. Nauczyciele mogliby wypisywać świadectwa np. w ramach tzw. wydłużonego czasu pracy, który byłby im rekompensowany okresem  urlopu w okresie letnim. By wydłużenie nauki w czerwcu lub szybsze jej rozpoczęcie (sierpień) nie odbiło się na sektorze turystycznym, można zróżnicować terminy zakończenia roku szkolnego i jego rozpoczęcia dla poszczególnych regionów Polski. Zyskujemy czas i efektywniej wykorzystujemy nauczycieli. Proponuję też, jeżeli pozostawimy sześciolatki w przedszkolu, by warunki przebywania dzieci zbliżyć do szkolnych. Mam na myśli odpowiednio ustawione ławki (stoliki), tablicę, przerwy i zajęcia w postaci lekcji. Można w ten sposób oszczędzić dzieciom sporo stresu przy przejściu z przedszkola do szkoły podstawowej.

Ktoś mógłby powiedzieć, że najprościej zamiast przedstawionych wyżej dywagacji byłoby zmusić sześciolatki do rozpoczynania nauki w szkole, zamiast organizować dzieciakom ostatni rok pobytu w szkoło-podobnym przedszkolu. Ja tylko chce uniknąć zmiany dla zmiany, tylko dlatego że ktoś ma ambicję przeprowadzenia w skali makro „projektu”. W ramach „projektu” moje dziecko chodzi zamiast do ósmej klasy szkoły podstawowej, to do drugiej gimnazjum. I po dwóch latach nadal nie widzę różnicy i sensu. Podsumowując, jeżeli ktoś ma ochotę więcej dzieciom przekazać w szkołach od podstawowej do średniej lub o rok szybciej wysłać dzieci (już wtedy młodzież) na studia lub rynek pracy, to można to już zrobić obecnie i bez przenoszenia sześciolatków do szkół podstawowych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.