Sprawa doktora G. poszła swoją drogą, ale pozostał temat pieniędzy wręczanych lekarzom, czy generalnie personelowi medycznemu. W przypadku tej akurat profesji, problem wręczania dowodów wdzięczności czy … zachęty, wygląda nieco inaczej niż w pozostałych zawodach. Nie mam pretensji o to że ludzie dają. Jestem w stanie to zrozumieć, o czym dalej. Nie rozumiem natomiast środowiska lekarskiego, które niby walczy na przestrzeni lat z tą patologią, ale jakby bez przekonania i głównie pod naciskiem opinii społecznej i mediów. A kiedy już widać w wielu szpitalach pozytywne skutki, to otwiera się inna furtka publicznej patologii, czyli prowadzenie działalności na dwa fronty: publiczny i prywatny. Mam na myśli pracę lekarzy w sektorze publicznym i poza nim. Ale to już temat na dyskusję o instytucjonalnej reformie służby zdrowia.
Problem wręczania pieniędzy personelowi medycznemu będzie istniał tak długu jak długo personel medyczny będzie brał, a zwierzchnicy będą to tolerowali. A dający, czyli pacjenci i ich rodziny? Tych jestem w stanie zrozumieć. Dajemy pieniądze z wielu powodów (sam nie jestem bez winy). Podstawowy powód to lęk o zdrowie nasze i naszych bliźnich. Wiemy, że do wielu dobrych specjalistów trudno się dostać. Wiemy, ile może kosztować błąd lekarza, opóźnienie w podjęciu leczenia czy operacji. Błędów szewca czy krawca się nie boimy. Będzie trochę nerwów i ewentualnie zakup nowych butów czy odzieży. Błąd lekarski bywa nieodwracalny i tragiczny w skutkach na całe życie. Z jednej strony medycyna poszła niebywale do przodu, zmniejszając ryzyko błędów diagnozy czy leczenia. Jednak z drugiej strony pewnie w każdej rodzinie są przypadki lekarskich błędów lub zbyt późnego podjęcia leczenia. Do tego przekaz medialny. Codziennie ludzkie tragedia typu: bo lekarz zaniedbał, nie sprawdził, zlekceważył …. Itd.
Sądzę, że jest i drugi powód dawania łapówek lekarzom. Ogromny szacunek dla pracy lekarza za wiedzę, podejmowane codziennie ryzyko i autentyczną wdzięczność po skutecznym leczeniu czy operacji. Trafiłem niedawno na krótko do szpitala prosto z pogotowia, gdzie ledwo doszedłem z bólem. Po paru dniach wyszedłem „naprawiony”. Medycy wyposażeni w wiedzę, urządzenia i medykamenty zrobili dobrze swoją robotę, oszczędzając mi przy tym niepotrzebnego bólu. Szacunek. Nasze nastawienie do dawania wszelkich łapówek, napiwków itd. na szczęście powoli się zmienia. Kiedy idę do restauracji czy szpitala, oczekują uczciwości i przejrzystości. To naturalne prawo w praworządnym kraju, którym jak rozumiem stać się chcemy. Szpital podpisał kontrakt z NFZ i tyle. A skoro podpisał, to znaczy że zaakceptował finansowe warunki odpłatności za pacjenta i należy mi się usługa leczenia. W dniu opuszczania szpitala za dobrą opiekę i wykonany zabieg nic nie dałem. Było tylko dziękuję. Nie będę ukrywał, że pewnie bym się przełamał gdybym zauważył lekceważenie i brak profesjonalizmu. Po prostu dawanie łapówek mnie drażni, a po drugie od chwili pojawienia się w szpitalu spotkałem się z poprawną opieką. Niestety nadal słyszę, że ktoś dał 100 czy 200 zł lekarzowi czy pielęgniarce „żeby się dobrze opiekował/a” naszym bliźnim w szpitalu. I niestety wciąż część personelu medycznego te pieniądze bierze. Wiem, że nie wszyscy dobrze zarabiają w służbie zdrowia, ale ro nie jest usprawiedliwienie. Nasz lęk robi swoje. Te pieniądze trochę uspokajają nasze sumienie. Ale gdzieś tam pojawia się pytanie, a co jeśli rodzina innego pacjenta z sali czy oddziału dała więcej? Czy wtedy lekarz i pozostały personel medyczny zaopiekuje się bardziej tym drugim pacjentem, kosztem naszego bliźniego?
Na szczęście klimat akceptacji przyjmowania „prezentów” powoli się kończy. Równocześnie rośnie świadomość pacjentów, że mamy prawo oczekiwać poprawnie wykonanej usługi medycznej, a nie czekać na wyświadczenie nam łaski. Oczekiwałbym jeszcze tylko, by środowisko medyczne samo wydało walkę tej patologii wśród medycznego personelu. Im sprawniej to wyjdzie, tym mniejsze prawdopodobieństwo pokusy u polityków by znowu odstawić w mediach teatr taki jak z doktorem G.