Kochajcie się mamo i tato.

przez | 21 marca 2021

Plakaty z tym hasłem widzieli już chyba wszyscy bywający w centrach większych miast. Kto zaś nie bywa, to być może wie o tej akcji z mediów, które zajęły się sprawdzenie kto i co za tym stoi. A kto za tym stoi? Organizatorem akcji jest Fundacja Nasze Dzieci – Edukacja, Zdrowie, Wiara – www.fundacjakornice.pl  oraz Wspólnota Trudnych Małżeństw SYCHAR – sychar.org. Media dopatrzyły się wsparcia jednego z większych przedsiębiorców, ale to już bez znaczenia. Generalnie zmierzam do tego, że stoją za akcją środowiska katolickie. Biorąc pod uwagę treść hasła i cel działalności drugiej z wymienionych organizacji, plakaty mają przekonać żyjące w kryzysie małżeństwa do kontynuowania wspólnego życia, m.in. ze względu na dzieci.

Akcja jak akcja. Każdy ma prawo do czegoś nas zachęcać i przekonywać. Nie widzę powodu do oburzania się na to, że za pomocą bannerów starają się ze swoim przekazem dotrzeć do społeczeństwa organizacje katolickie. Mam wątpliwości co do treści i tła polityczno-społecznego w jakim są prezentowane, ale o tym za chwilę. Nie rozumiem też wyliczania przez środowiska lewicowe jak możne było rzekomo efektywniej wydać kilkanaście mln zł, na jakie szacowany jest koszt akcji. Dokładnie takie samo podejście można by zastosować do akcji uświadamiających organizowanych przez środowiska lewicowe lub akcji, które mają wsparcie środowisk lewicowych.

Samo hasło :   kochajcie się mamo i tato jest absurdalne i – niestety – pokazuje jak postrzega życie dwojga ludzi Kościół i środowiska go reprezentujące.

Nie da się kochać (chcieć ze sobą być i spędzić życie) na zawołanie czy na komendę. To czy ludzie się kochają i są ze sobą szczęśliwi nie wynika z ustaleń między nimi. Gdyby tak było, można by w pary (małżeństwa) łączyć nawet przypadkowo mijających się kobietę i mężczyznę. Kościół ciągle ma problem z przyjęciem do wiadomości, że ludzie chcą być ze sobą, ale pod warunkiem, akceptacji, podzielania spojrzenia na życie, satysfakcji, poczucia bezpieczeństwa, udanego seksu itd. Wspólne życie ma dawać radość i satysfakcję, a  nie być pasmem udręk i rozczarowań.

Bywa, że ludzie po latach wspólnego życia są sobą znudzeni, rozczarowani, zmieniają się czy spotykają na swojej drodze kogoś innego z kim chcieliby żyć. A może po prostu chcą odejść, mając dość toksycznego i nieudanego związku.

Brzmienie tytułowego przekazu sugeruje troskę o dzieci. Ok., w pewnym stopniu rozumiem interes dzieci. Tylko, że one pewnego dnia odchodzą z domu i nie obchodzi ich, że rodzice żyli na siłę ze sobą i że problem niedopasowania małżeńskiego po odejściu dzieci z domu się nasila. Do tego dochodzi ból starszych już rodziców, że tracili czas w którym mogli spróbować ułożyć sobie życie z innym partnerem. Dzieci żyją już wtedy własnym życiem i nie obchodzi ich emocjonalna sfera życia rodziców.

Jak każdy z nas, i ja znam małżeństwa, które się ze sobą męczyły lub męczą m.in. ze względu na dzieci, katolickie normy czy otoczenie. Wszystko to dzieje się na oczach dzieci, bo tego nie da ukryć. Czego je w ten sposób uczymy, jakie wzorce przekazujemy? Czy małżeństwo na pewno będzie im się kojarzyło z radością i szczęściem? Wątpię.

To, że po upadku pruderyjnego PRLu, rośnie liczba rozwodów, związków partnerskich itd. wynika m.in. z tego, że ludzie chcą czerpać z wspólnego życia satysfakcję, a nie żyć ze sobą ‘bo tak trzeba’. W moim otoczeniu żyją pary w związkach partnerskich, w tym po nieudanych małżeństwach. Niektóre z bardzo długim stażem. Żyją ze sobą, bo chcą, a nie z powodu przymusu czy religijno-społecznych norm. Widzę też pary (małżeństwa), które od początku były nieporozumieniem i błędem. No ale urodziły się dzieci i dorośli boją się myśli o rozejściu i jego skutkach (walka o dzieci i zgromadzony majątek). Bywa, że są to związki tak toksyczne, że powinno się te pary po prostu urzędowo rozłączać, dbając oczywiście o interes dzieci.

Wbrew treściom ze strony Wspólnota Trudnych Małżeństw SYCHAR, parom w kryzysach powinno się zaoferować pomoc jeśli chcą, ale przede wszystkim po to by być pewnym, że rozpad związku nie jest powodem nieumiejętności rozmowy o przyczynach problemów. Nie rozumiem tego katolickiego przekazu, że małżeństwo może być pasmem udręk i przeszkód, z którymi walka  wzmacnia i uszlachetnia.

Cała ta akcja zdaje się pobrzmiewać w oparach absurdu i katolickiego cynizmu. Na stronie WTM SYCHAR jest zdanie: co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela. To zabawne, ale przecież Kościół przyznał sobie prawo rozdzielania. Skorzystał z niego niedawno czołowy prawicowo-katolicki cynik i manipulator, Jacek Kurski. Jego drwiący uśmiech i komentarze po kolejnym katolickim ślubie mogliśmy zobaczyć i przeczytać w mediach. Jego radość w kościele podzielali m.in.  czołowi prawicowi politycy, którzy na co dzień zajmują się obroną Kościoła i katolickich wartości. Liczba rozwodników w szeregach prawicowych wcale nie jest taka mała. Bywały przypadki odbijania cudzych żon, zamiany żon własnych na młodsze kobiety, kiedy rozpoczęło się polityczno-biznesową karierę. Świetny materiał badawczy o prawicowo-katolickiej obłudzie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.