Te dwa tytułowe wyrazy wymawiane są obecnie z nieskrywaną niechęcią. Sugeruje się, że za kompromisem stał układ polityków i hierarchów kościelnych. Miał być zawarty za plecami i wbrew woli społeczeństwa w latach 90-tych i jakiś nieformalny układ miał go utrzymywać do chwili obecnej. Lewica o tzw. kompromis, oskarża zarówno prawicę jak i tzw. liberałów czyli PO i przyległości. Sondaże przedstawiające nasze relatywnie liberalne nastawienie mają potwierdzać, że politycy lekceważą opinię społeczeństwa. Proponuje trochę dystansu.
Czy ktoś gdzieś, za zamkniętymi drzwiami, ustalał jakiś kompromis, tego nie wiem. Niemniej są politycy bynajmniej nie konserwatywni, którzy stoją w obronie dotychczasowego brzmienia ustawy tzw. aborcyjnej i słowa kompromis chętnie używają.
Uważam, że jeżeli ewentualne (i o ile w ogóle), ustalane przez polityków kompromisy istniały, to miały marginalne znaczenie. Obecne brzmienie ustawy nie wzięło się z sufitu. I nie przez przypadek trwało ćwierć wieku.
Spory o aborcję zaczęły się tuż po przemianach w 89-tym. Były nie mniej ostre niż obecne. Jednak największym błędem w politycznej i światopoglądowej ocenie jest mylenie wyników sondaży dot. stosunku do aborcji i skali obecnych protestów z rozkładem politycznym partii w parlamencie. Chodzi o rozkład wg kwestii światopoglądowych. Partie o liberalnym nastawieniu do aborcji na ogół były w mniejszości lub nie stawiały postulatu liberalizacji prawa aborcyjnego jako najważniejszej kwestii. Wyborcy tych partii dobrze o tym wiedzieli. Przykładowo w PO nigdy nie było 100-procentowego poparcia dla liberalizacji ustawy aborcyjnej i nie było to tajemnicą. Biorąc pod uwagę znaczenie PiSu na naszej scenie politycznej i PSL, nie było mowy o naruszaniu brzmienia ustawy określanej mianem kompromisu. Zmiany na scenie politycznej w ostatnim czasie niczego tu nie zmieniają. Przykładowo, spada popularność PSL, rośnie Konfederacji.
Podniecanie się sondażami wskazującymi grubo liberalniejsze podejście do aborcji w społeczeństwie nie ma sensu. Kształt ustaw wykuwa się w parlamencie. Najwyraźniej przy podejmowaniu politycznych wyborów, temat stosunku danej partii do aborcji ma drugorzędne znaczenie dla Polaków. Podejrzewam, że bylibyśmy mocno zdziwieni, gdyby była możliwość poznania politycznych sympatii młodych ludzi, którzy teraz protestują w wielu miastach. To na pewno nie są tylko wyborcy lewicy.
Żeby dokonać poważniejszych zmian w ustawie aborcyjnej, trzeba mieć trwałą większość w parlamencie. I taką większość zyskała prawica i PAD. Wybory parlamentarne i prezydenckie potwierdziły polityczną dominację prawicy. Suweren dał prawicy prawo do wszystkiego. M.in. w Trybunale Konstytucyjnym mogą sobie robić co zechcą. Podobnie z regulacją aborcji. I zrobili.
PAD w II turze kampanii prezydenckiej nawet nie ukrywał konserwatywnego stosunku do aborcji. I jakoś wygrał, prawda?