W pierwszej chwili, gdy media nagłośniły wpis na Instagramie Joanny Racewicz opisujący wizytę na cmentarzu, na grobie męża, chciałem wylać na blogu co mnie drażni. Ale początkowo odpuściłem sobie wpis. Inni nie odpuścili. Wpis J.Racewicz wywołał falę komentarzy, gdzie miały paść m.in. określenia jak : cmentarna celebrytka. Określenie formalnie z gatunku mało stosownych, ale ….co by nie mówić, trafne moim zdaniem. Krótko później media podały odpowiedź J.Racewicz skierowaną do hejterów. Miała to być rzekomo cięta riposta, a jest wpis pozujący na romantyczno-poetycki dystans do hejterów. To czego mi brakuje, to unikanie odpowiedzi na słuszne zarzuty i pytania jakie w części opinii się pojawiały. J.Racewicz niewygodne pytania, które sama swoim postępowaniem wzbudza, postanowiło pozostawić bez odpowiedzi. Taka trochę celebrycka maniera: przypomnę o sobie jakimś kontrowersyjnym zachowaniem, a w odpowiedzi na zarzuty pokażę, sorry, ale focha. Pytania i opinie jednak pozostały. Celebrycki foch niczego nie zmienia.
Nikt nie kazał pochować męża na Cmentarzu Komunalnym Powązki Wojskowe w Warszawie. Część ofiar katastrofy smoleńskiej, zgodnie z wolą rodzin, została tam pochowana tuż obok pomnika. Kto tam był wie, że groby i pomnik ofiar są przy jednej z głównych alei i pełnią rolę czołowej atrakcji turystycznej Cmentarza. Nie ma mowy o jakiejkolwiek intymności. A już na pewno nie 1 Listopada. Lokalizacja grobu, jak rozumiem, odbyła się za aprobatą pani Racewicz. Stąd nie rozumiem tych pretensji o zainteresowanie, komentarze czy brak intymności. J.Racewicz nie jest pierwszą osobą z grona rodzin ofiar, która narzeka na tłumy ludzi przy grobach ofiar pochowanych przy pomniku. Sądzę, że pani Racewicz w takim razie powinna wyjaśnić, również publicznie (może być Instagram), co nią powodowało że postanowiła męża pochować w tak upublicznionym miejscu. Ja mam pewne wytłumaczenie, ale pozostawię je dla siebie. Łatwo się domyśleć.
Uprawianie tzw. publicznej intymności na Instagramie i z wykorzystaniem dziecka, jest dla mnie cokolwiek moralnie wątpliwe. J.Racewicz mimowolnie stawia pytanie o to , o co jej faktycznie chodziło. Bo jeśli o intymność, to decyzją o jej upublicznieniu na Instagramie, automatycznie jej się pozbawiła.
Nie mam powodów wątpić w uczucia dziecka i tęsknotę za ojcem, ale wciąż jest dla mnie niezrozumiałe publiczne dzielenie się tym. Szczególnie gdy weźmie się pod uwagę, że reakcje były łatwe do przewidzenie i po części zrozumiałe. Warto przy tej okazji powiedzieć, że inne dzieci też tęsknią za rodzicami, którzy odeszli, ale nie zauważyłem by popularne było informowanie o tym publicznie na Instagramie.
Przykro to powiedzieć, ale określenie cmentarne wdowy, jest niestety trafne. Część pań, które utraciły mężów w katastrofie smoleńskiej, epatowały media swoimi przeżyciami. Tak jakby wzniosłe uczucia żalu po stracie bliskiego były dane tylko im lub jakby one miały jakieś szczególne prawo upubliczniania tego światu. Tak jakby wrażliwość dana była tylko celebrytom i ludziom z tzw. wielkiego świata, żonom panów generałów itd.. No więc przypomnę pani Racewicz i innym, że rocznie w tym kraju umiera lub ginie niemal 400 tys. osób. Do ich rodzin kamery stacji telewizyjnych nie docierają. Nie piszą też książek o swoich przeżyciach z tym związanych. O ile pamiętamy o zmarłych i przeżywamy odejście bliskich, to nie jest praktykowane namiętne publiczne epatowanie tym.
I już na koniec wątek, o którym i mnie niełatwo pisać. J.Racewicz wpisem o wizycie na grobie męża mimowolnie postawiła ludzi przed dość kontrowersyjnym zestawieniem. O czym ci ostatni mniej lub bardziej dosadnie dają znać. Z jednej strony J.Racewicz kreuje się na osobę żyjącą w świecie wspomnień, żalu i żałoby oraz będącej w stanie permanentnego uduchowienia, a z drugiej jest dość wdzięcznym obiektem zainteresowania paparazzich. A to ‘niechcąco’ odsłonięta ta czy inna część ciała i pozowania na ściankach. A to … sorry….problem z akceptacją upływu czasu i skutkami dla wyglądu zewnętrznego. Ok. Jak najbardziej pani Racewicz ma prawo do pełnego zestawu emocji, zachowań itd. Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi. Jednak rozpiętość stanów emocjonalnych i ich upublicznianie rodzi pytania i skłania do ocen. Ja się trochę ludziom nie dziwię, co nie znaczy, że usprawiedliwiam wszystkie reakcje.
Może następnym razem pani Racewicz postanowi intymną rodzinną wizytę na grobie męża, pozostawić intymną.