Głosowanie nad aborcją. Wpadka opozycji? Być może, ale nie taka jak nam się wydaje.

przez | 12 stycznia 2018

Tą klęskę zwolennicy prawa do aborcji szykowali sobie od dawna. Zamiast drzeć szaty z powodu rozmiaru ośmieszenia, proponowałbym nieco ostudzić emocje i spokojnie się zastanowić nad tym, co się stało i, przede wszystkim, dlaczego. Wnioski są proste i warto je wyciągnąć.

 

Jestem skłonny przyjąć, że życie (i człowiek) zaczyna się z chwilą poczęcia. Niemniej jednak , jestem zwolennikiem przyznania kobietom prawa do decydowania o urodzeniu dziecka. Nie wyczerpuje to moim poglądów na aborcję i jej warunki, ale nie to jest teraz tematem.

W Polsce jesteśmy bardzo podzieleni w sprawie aborcji. Mniejsza część społeczeństwa nie ma sprecyzowanego zdania, a pozostała większość jest podzielona na dwa podobnej wielkości obozy o skrajnych zdaniach. Owszem, często miały miejsce pewne odchylenia, ale to zależało od czasu i formułowanego w sondażach pytania. Tak naprawdę więc, zwolennicy liberalnego podejścia do aborcji wcale nie mieli i nie mają trwałej i silnej większości w społeczeństwie. Trudno więc, by w przypadku parlamentarzystów było inaczej. Tzw. polski kompromis aborcyjny nie pojawił się przed laty przypadkiem. Po prostu ugrupowania nie-konserwatywne niemal nigdy nie miały szans na przegłosowanie bardziej liberalnej ustawy. A jeśli już, to skutkiem byłaby polityczna awantura.

Obecnie jesteśmy świadkami swego rodzaju demokratycznego zwichnięcia, bo dość nieoczekiwanie przewagę w Sejmie od ponad dwóch lat ma PiS. To rezultat wyborczy, którego nie mamy podstaw podważać. Dla mnie jednym z głównych  powodów zwycięstwa PiS  w 2015 r. jest przegrana partii lewicowych w 2015 r. Lewica, w tym SLD, nie musiały przegrać. Brak ciekawego programu i przekazu medialnego, oraz szczeniacki wygłup z kandydatką na prezydenta (słynna pani Ogórek), spowodował wyrzucenie lewicy z parlamentu. Stąd drażni mnie teraz popisywanie się i krytyka w wykonaniu polityków lewicy. Prawa do aborcji skuteczniej się broni z ławy sejmowej niż na ulicy. Proponuję się polskiej lewicy wpierw dostać się do Sejmu, a dopiero potem ewentualnie krytykować.

Błędem popełnianym przez oburzonych posłów i komentatorów jest przyjmowanie, że kandydowanie z list partii lewicowych, liberalnych czy partii środka oznacza automatycznie głosowanie za aborcją. Ten schemat nie działa i nigdy w pełni nie działał. Część polityków nie-konserwatywnych ma dość zachowawczy stosunek do liberalizacji prawa do aborcji. Zresztą głosowania nad ustawami dotyczącymi spraw światopoglądowych niejednokrotnie odbywały się bez narzucania dyscypliny partyjnej, ponieważ w takich sytuacjach bywała nieskuteczna. Co zresztą potwierdza wczorajsze głosowanie. Próby narzucania dyscypliny lub wywieranie presji powodowały odejścia a partii lub tworzenie frakcji, to powodowało osłabienie ugrupowania.

Błędem obecnej opozycji nie był brak dyscypliny, a brak rozeznania w poglądach swoich parlamentarzystów i ewentualnej rozmowy z nimi (by projekt dotarł przynajmniej do prac w komisji). Opozycja złożyła deklaracje bez sprawdzenia czy ma wystarczającą liczbę szabel.

Rozkład poglądów na aborcję nie pokrywa się 1:1 z innym podziałami. Nie działają więc schematy: liberał ekonomiczny = zwolennik aborcji. Podobnie zresztą jest i na prawicy. Nie wiem dlaczego komentatorzy medialni tego nie zauważyli.

To co napisałem, nie wyjaśnia motywacji wszystkich posłów opozycji, którzy nie wsparli projektu. Niektórzy po prostu bali się jednoznacznie opowiedzieć po czyjej są stronie w sytuacji ostrego konfliktu. A tłumaczenia bywały chwilami niepoważne.

Z politycznego punktu widzenia, opozycja parlamentarna poniosła porażkę. Zasugerowała opinii publicznej i osobom które wsparły i organizowały zbieranie głosów pod obywatelskim projektem wsparcie i nie była się w stanie z tego wywiązać. W PO i Nowoczesnej przelewa się teraz fala mniejszych lub większych kryzysów. Są zarzuty, rozliczenia, usuwania z szeregów klubu lub partii. Na ogół niepotrzebnie.

Barbara Nowacka nie zostawiła na opozycji suchej nitki. Zamiast sama ponosić winę za nieskuteczność akcji „Ratujmy kobiety” (brak lewicy w Sejmie i rozkręcanie akcji bez szans na powodzenie), winę za porażkę zrzuca na opozycję i  ogłasza „Na demonstracjach prodemokratycznych, sorry, nie macie czego szukać”. To moim zdaniem niesmaczne bicie politycznych punktów na porażce opozycji. A odbieranie sejmowej opozycji prawa do udziały w prodemokratycznych demonstracjach to już po prostu skandal. Jarosław Kaczyński miło będzie wspominał ten tydzień.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.