Polski spór o parawany.

przez | 5 sierpnia 2019

Jak co roku, w okresie wakacyjnym, prezentujemy swoje postawy na temat korzystania z parawanów na polskim morzem. Temat standardowo wykorzystują media, żeby z nas pokpić. W tą samą manierę wpada wielu Polaków prezentujących, w swoim mniemaniu, wyższy poziom kultury. To już wręcz rytuał. Zaczyna się sezon urlopy i ktoś z rodziny lub w pracy zaczyna utyskiwać na polski ‘parawaning’ i się zaczyna… Że w świecie nikt tego nie praktykuje, że to efekt naszego zapóźnienia kulturowego itd.

Wyluzujmy trochę.

To że ‘parawaning’ nie jest nazbyt rozpowszechniony w świecie, nie oznacza że jest zły i prymitywny. Warto też powalczyć z kilkoma mitami, jakie na ten temat się pojawiają.

Na polskich plażach nie wszyscy z parawanów korzystają. Motywacje do stosowania parawanów są różne. Zresztą ja też często używam, gdy jestem nad naszym morzem. Może to być konieczność osłony przed wiatrem, kontroli rzeczy, które ze sobą na plaże przynieśliśmy, nadzór nad dziećmi, czy po prostu zwykła potrzeba intymności. Również w tej ostatniej nie widzę niczego złego.

Problem parawanów jest nieco sztucznie wykreowany. Zdecydowana większość tych, którzy z parawanów korzystają, nie wykracza poza obręb własnego koca czy leżaków. Problem jest skromna grupa plażowiczów, którzy próbują zawłaszczać dla siebie i znajomych powierzchnie sięgające kilkunastu metrów kwadratowych i więcej. Jeżeli mają małe dzieci, to jeszcze to mogę zrozumieć. Walczyłbym natomiast z blokowaniem dostępu do wody. Co najwyżej w tym wypadku lokalne służby porządkowe, powinny pilnować by nikt nie blokował szeroko rozstawionym parawanem dostępu do wody i możliwości spacerów wzdłuż brzegu. W tym ostatnim przypadku, parawany są problemem drugorzędnym. Część Polaków uważa, że im bliżej krawędzi wody tym fajniej.

Bawi mnie argument, że rozstawianie parawanów to efekt demonstrowania swojej terytorialności, zapóźnienia w rozwoju kulturowym Polaków, niskiego poziomu otwartości na innych, czy utrudnianie zawierania znajomości, bo niby po to jadę na urlop. O kontakt z innymi bym się nie martwił. Parawan nie ma nic do tego. Martwi mnie raczej, i trochę śmieszy, nadgorliwość innych do uszczęśliwiania mojej osoby, czy wpadanie w poczucie kompleksu, bo reszta ziomków nie chce robić tego co inni uważają za kulturowo słuszne.

Walczyć to możemy z otyłością, przemocą czy nietolerancją. A parawanom dajmy spokój. Jeśli o mnie chodzi, to Polacy mogą przy nich pozostać lub zmieniać powoli swoje obyczaje. Wolna wola. Zwalczałbym przede wszystkim utrudnianie dostępu do wody. W tym ostatnim przypadku zresztą problemem są być może nie tyle parawany, są akceptacja plażowania w tłoku.

Byłem w ubiegłym roku we Władysławowie, raptem kilka dni po opublikowaniu przez bodaj Super Express słynnej fotki z makabrycznym tłokiem na plaży w tymże mieście. Z ciekawości sam chciałem zobaczyć jak to wygląda. Faktycznie, na wysokości centrum miasta, plaża zatłoczona. Ale już 200-400 metrów dalej na lewo czy prawo (za portem) od centrum miasta, frekwencja na plaży radykalnie spadała. Głupio powiedzieć, ale wygląda na to, że niemałej części Polaków po prostu nie przeszkadza tłok i utrudnione poruszanie się po plaży.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.