Tak już jest, że klasyfikujemy rzeczy i wydarzenia na dobre-złe, czarne-białe itd. Chętniej wydajemy osądy skrajne, bardziej jednoznacznie zarysowane. Być może to nam pomaga rozumieć i oceniać rzeczywistość. Być może takie ocenianie jest wynikiem naszej, ludzkiej, ułomności. Do tego jeszcze wszelakiego rodzaju konteksty i tła, intencje osób/środowisk proponujących nam przekaz i brak zwyczajnej ludzkiej odwagi w ocenie zjawisk, w powiedzeniu publicznie rzeczy być może dla niektórych trudnych.
Mamy kolejną rocznicę Powstania Warszawskiego. Jak co roku, staramy mu się nadać obiektywną ocenę i stosowną rangę. I trzeba przyznać, że Powstanie jest pod wieloma względami trudne w ocenie. Głównie dlatego, ze powstanie wywołało potworne straty, które na dodatek sami zaryzykowaliśmy.
Trudne, bo był to zryw powodujący niepojęte straty oraz trudny dlatego, bo co roku rzesze ludzi (politycy, komentatorzy, powstańcy i duża część z nas, zwykłych ludzi) usilnie utrudnia zbliżenie się do obiektywnej oceny powstania.
Powstanie było ogromną tragedią. Zginęło niecałe 20 tys. powstańców, ponad 3 tys. żołnierzy LWP i 150 tys. mieszkańców, zaledwie w dwa miesiące. Z miasta i okolic Niemcy wypędzili ponad 600 tys. osób. Powstanie formalnie upadło. Nie było to żadne zwycięstwo, tylko niezwykle drogo okupiona porażka. Krótko po wybuchu, Powstanie przerodziło się w rozpaczliwą obronę.
Przedstawiciele polskich władz na emigracji podchodzili sceptycznie do pomysłu powstania. Alianci nie ukrywali, że nie mamy co liczyć na poważniejszą pomoc militarną i polityczną. Kontakty z Rosjanami w ostatnich tygodniach przed Powstaniem, też nie pozostawiały złudzeń co do politycznych efektów Powstania. W lipcu 44 do Warszawy doszły informacje o tym jak Rosjanie potraktowali AK przy wyzwalaniu dawnych ziem polskich. Skończyło się aresztowaniami. Nie chcę już wspominać o słynnej hecy z tym kto widział i ile radzieckich czołgów na Pradze. Prawdopodobnie jeden z decydentów prących do rozpoczęcia Powstania podawał wątpliwej jakości informacje, lekceważąc doniesienia wywiadu AK.
Najwyraźniej nie doceniliśmy determinacji Niemców do obrony warszawskiego odcinka frontu. Gdy my zastanawialiśmy się na wybuchem Powstania, Niemcy przerzucali części sił na wschód od Warszawy. Już same straty walczących stron przy wyzwalaniu Pragi mówią same za siebie.
Powstanie było próbą postawienia Rosjan i Aliantów przed tzw. faktami dokonanymi. Powstańcy mieli nadzieję na… No właśnie na co? Że wyprą Niemców i przyjmą Rosjan jako gospodarze? Dowódcy Powstania uwierzyli w zajście niezwykle dla nich korzystnego splotu okoliczności militarnych i politycznych. Powstanie mogło być co najwyżej symbolem, bo Rosjanie i tzw. polscy komuniści mieli już pomysł na Polskę. Wiadomym było, że Rosjanie rozbroili zgrupowania podziemia liczone w tysiącach ludzi. I nagle mieli się zlęknąć armii złożonej z 25-30 tys. ludzi (tyki się podaje się najczęściej stan walczących)? Gdyby miasto wyzwalano przy współudziale Rosjan, to o przywitaniu Rosjan w roli gospodarzy moglibyśmy zapomnieć.
W III RP zaczęto Powstaniu nadawać patriotyczno-romantyczną legendę. Niestety niemały w tym udział mieli i mają dawni Powstańcy. Ci ostatni chcieli mówić głównie o odwadze, konieczności walki, jednoczeniu się Powstańców i cywili wokół wspólnego celu. Ten nurt wsparli politycy (głównie prawicowi). Ta legenda była zbyt idealna. Z biegiem czasu zaczęła wychodzić prawda o stratach, o złości wśród części ludności cywilnej na decyzje o Powstaniu, błędnych decyzjach dowódców powstańczych itd.
Jedną z rzeczy, która mnie najbardziej drażni, to porównanie udziału (wsparciu) żołnierzy LWP w Powstaniu z Powstańcami. W większości tekstów na jakie trafiam mówi się o złym uzbrojeniu żołnierzy LWP i rzekomej ich nieumiejętności walki w terenie zabudowanym. Owszem żołnierze LWP z zasadzie nie byli wyposażeniu w broń ciężką. Ale na poziomie broni osobistej i tak prezentowali się lepiej niż Powstańcy na początku Powstania. Opinia o walce w mieście wydaje mi się nieco wątpliwa. Warto w takim razie przypomnieć niepotrzebne straty wśród Powstańców właśnie wskutek nieumiejętności walki w mieście i fatalnych decyzjach dowódców. Tu na szczęście mamy i doniesienia samych Powstańców.
Wiem, że myśli jak wyżej budzą reakcję typu: oceniam po czasie, kiedy wiadomym jest jak historia się potoczyła. Owszem, oceny po czasie są być może łatwe. Wiem, że reakcji Niemców (m.in. zabijanie ludności cywilnej w masowej skali) nie można było przewidzieć. Niemniej było pewną naiwnością przekonanie, że Niemcy tak po prostu oddadzą miasto i że obędzie się bez strat i zniszczeń. Do czego zdolni są Niemcy wiedzieliśmy od czterech lat. Jakie było prawdopodobieństwo, że Rosjanie zaakceptują nowe (powstańcze) władze Warszawy? Takich pytań można stawiać więcej.
Odnoszę wrażenie, że staliśmy się więźniami legendy o Powstaniu, z którą nie wiemy co dalej począć, więc oszukujemy się dalej. Powstanie było moralnym zwycięstwem, które wzmocniło ducha walki z nową, komunistyczną, władzą? A co mamy innego mówić. Tak , odwaga Powstańców może być wzorem dla kolejnych pokoleń. Ale czy ten wzorzec był wart ceny jaką zapłaciliśmy za Powstanie? Powstanie były ‘zwycięstwem’ odniesionym takim kosztem, że lepiej żeby się więcej takie zwycięstwa nam nie przytrafiały.
Porównanie Powstania z innymi podobnymi (z rozumieniu operacji politycznej, militarnej, szans na sukces lub strat) wydarzeniami w naszej historii też wskazuje, że mamy poważny problem z jego oceną. Wyraźnie je faworyzujemy. W przypadku powstań: kościuszkowskiego, listopadowego czy styczniowego, przeważają opinie, że były bez szans na powodzenie. Kpimy z żołnierzy LWP spod Lenino, bo niby też byli bez szans na sukces. A Powstańcy byli w lepszej sytuacji? Wątpię.
Powstania nie da się opisać za pomocą prostych czarno-białych ocen. Prawda ma tu szereg odcieni. Wolę jednak te odcienie niż jego przekoloryzowany, ubogi w wiele faktów i ocen obraz.