No i dobrze, że propozycję referendum odrzucono.

przez | 9 listopada 2013

Referendum ogólnokrajowe znane jako referendum ws 6-latków zostało na szczęście odrzucone. Biorąc pod uwagę rozkład głosów w sejmie i wpisy na internetowych forach, posłowie i społeczeństwo byli w temacie edukacyjnego referendum bardzo podzieleni. Różne też były i są motywy postaw „za” i „przeciw”. Swoją opinię o akcji pomysłodawców referendum i pytaniach niedawno przedstawiłem na swoim blogu, w jednym z ostatnich wpisów. Nie będę więc już do tego wracał.

Za nami wydarzenie, które sporo nam dało do myślenia o funkcjonowaniu polskiej demokracji. Jeżeli miałbym wybrać jakieś słowo na opisanie spektaklu pod tytułem „Referendum..” z finałem w piątek , to jako pierwsze ciśnie mi się na usta „hipokryzja”. I bynajmniej nie dotyczy to koalicji rządzącej.

Referendum odrzucono niewielką przewagą głosów. Na głosowaniu pojawiło się 454 posłów (i posłanek). Za odrzuceniem referendum było 232, a przeciwnego zdania było 222 posłów. Za odrzuceniem byli praktycznie tylko przedstawiciele koalicji rządzącej (PO+PSL). Partie opozycyjne wykalkulowały sobie, że warto być za przeprowadzeniem referendum. Dokładnie tak: ”wykalkulowały” sobie, ponieważ jak się okazało, partie opozycyjne (te z dłuższą historią) przed laty szkolną edukacje 6-latków i obniżanie wieku pójścia do przedszkola, miały w swoich programach lub nawet rozpoczynały nad tym prace ministerialne. Obecne tłumaczenia przedstawicieli tych partii dlaczego zmienili zdanie są niepoważne, albo po prostu śmieszne.

Kalkulacja opozycji nie była najwyższych lotów. Na politycznym rynku pojawił się projekt wsparty przez milion osób. Dla polityków to gratka, by z tego tortu jak najwięcej zabrać. Gratka, w ich przekonaniu, na tyle duża by dzisiaj wypierać się wcześniejszych poglądów. Politycy wspierający akcję Elbanowskich nawet nie chcieli oceniać pod kontem merytorycznym pytań referendalnych, które w większości są porażką i jednocześnie próbą poważnej ingerencją w funkcjonowanie i zarządzanie edukacją. Jakość tej kalkulacji jest jednak cokolwiek wątpliwa. Przede wszystkim, powodzenie referendum oznaczałoby trudności w zarządzaniu edukacją dla kolejnych rządów. Ale tym się chyba politycy opozycji nie przejmują. Polecałbym politykom wpierającym referendum wysłuchać słów przewodniczącego nauczycielskiego związku S.Broniarza. Skrytykował on m.in. zarówno samą ideę zarządzania edukacją poprzez referendum jak i zwrócił uwagę na fatalne dla zatrudnienia nauczycieli skutki jednego z pytań. S.Broniarz zwrócił tez uwagę, że problemy edukacji i osób w niej zatrudnionych lokują się zupełnie gdzie indziej niżby to wskazywały referendalne pytania.

Wygląda wiec na to, że politycy opozycyjni w pogoni za poprawą notowań, nie zwrócili uwagi na głos nauczycieli, a już na pewno całego środowiska. Być może wynikało to z kalkulacji że milion osób które poparły referendum to (faktycznie) więcej niż kilkaset tysięcy nauczycieli. Ponadto, skąd pewność uzyskania poparcia ludzi którzy podpisali się pod inicjatywą przeprowadzenia referendum. Nie są znane polityczne preferencje tych ludzi. Tymczasem partie, które nagle stały się wrażliwe na głos społeczny, są – jak to się mówi – od sasa do lasa.

Partie opozycyjne opierały swoja kalkulację na przekonaniu, że referendum i tak przegrają, więc nie ma co ryzykować polemiką ze zdaniem wyrażonym przez społeczeństwo. Kolejnym buforem bezpieczeństwa było małe prawdopodobieństwo skuteczności referendum, gdyby do niego doszło. Kwestii odpowiedzialności za koszty przeprowadzenia referendum nie ma co nawet poruszać, bo posłowie wiedzą iż za referendum płacą podatnicy a nie politycy.

„Bohaterem” stał się poseł PSL Kłopotek. Od kilku dni zapowiadał, że zagłosuje za referendum i był konsekwentny. Bohatersko wyłamał się z koalicji rządowej i zagłosował jak zapowiadał. Poseł Kłopotek zapozował po raz kolejny na bohatera. Ale żadne to bohaterstwo, tylko polityczna rejterada. Politycy są od tego by podejmować decyzje, bo do tego się zgłosili i do tego zostali wybrani. Za to tez pobierają wynagrodzenie. Muszą podejmować decyzje w oparciu o jak najlepszą wiedzę i pożądany skutek oraz rachunek społecznych i ekonomicznych zysków i strat. Poseł Kłopotek po prostu pomylił bohaterstwo ze zwykłym politycznym koniunkturalizmem. Nie dość, ze jest posłem, to jeszcze  jego partia jest w koalicji rządzącej. Kłopotek miał kilka lat żeby wyrobić sobie zdanie o zmianach w sektorze edukacji, w tym i o pomyśle zaprowadzenia do szkół sześciolatków. Nie powinien mieć też najmniejszych problemów z oceną pytań referendalnych, które na ogół postawione są w sposób deprecjonujący samą ideę edukacyjnego referendum. Jeżeli wiec poseł Kłopotek nie potrafi podjąć decyzji lub po prostu zabrakło mu odwagi, to niech odda poselską pensję lub przejdzie do opozycji.

Odwoływanie się do szacunku dla organizatorów zbierania podpisów pod referendum jest kiepską wymówką. Państwo Elbanowscy podjęli akcję, która skazana była z bardzo dużym prawdopodobieństwem na porażkę, więc to raczej ich należy pytać o zmarnowanie podpisów miliona osób. Nie widzę więc potrzeby, by to sejm i odważny poseł Kłopotek brali brzemię odpowiedzialności na siebie. Nie da się edukacją zarządzać poprzez referenda. Szczególnie jeżeli pomysłodawcy referendum stawianymi pytaniami sami ośmieszyli swój pomysł.

Edukacyjne referendum, to drugie po warszawskim, które ideę referendum ośmieszyło. Dla mnie państwo Elbanowscy są trochę jak Piotr Guział. Łączy ich nakręcanie atmosfery i ludzkich nadziei, wokół spraw które nie mają sensu i skazane są w gruncie rzeczy na porażkę wskutek działania samych pomysłodawców.

Nie popisali się w znacznym stopniu i publicyści. Wielu z nich chętnie kwestie edukacyjnego referendum wpisało w bieżący polityczny spór PiS – PO, czy III i IV Rp itd. Podlane to wszystko było dyskusją o aktywności publicznej obywateli (państwo Elbanowscy ) i relacji obywatele – władza. Zwolennicy intepretowania edukacyjnego referendum w takim kontekście, zupełnie ignorowali fakt, że referendalne pytania nijak się mają do faktycznych problemów i wyzwań polskiej edukacji oraz, że gdzie indziej przebiegają linie podziałów w sporach o jej dalsze zmiany.

Czy odrzucenie w piątek pomysłu referendum ws. 6-latków zamyka sprawę? Zapewne nie. Od piątku przez niektórych jest to podawane jako przykład lekceważenia obywateli przez władzę. Właśnie dzisiaj miałem okazję czegoś takiego wysłuchać w wykonaniu działaczy związkowych w relacji z wiecu w Gdańsku. Oczywiście PiS  również nie mógł odpuścić okazji podpięcia się pod społeczny bunt wykierowany w rząd. PiS zadeklarował, że przedstawi w sejmie wniosek o przeprowadzenie referendum, ale miałoby być ono ograniczone do jednego pytania o rozpoczęcie edukacji szkolnej w wieku lat sześciu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.